Krzysztof Zaręba
Gdy
przychodzi Duch Święty
Pierwszą
Biblię
dostałem w 1981 roku
od mojego przyjaciela
z akademika -
świadka Jehowy.
Zacząłem więc ją
czytać. Nie
"poczytywać",
ale wczytywać się.
Biblia stała się moim
chlebem powszednim i
Słowo Boże bardzo mnie
dotknęło. Od tego
czytania Biblii do
mojego nawrócenia, do
osobistego spotkania
Jezusa Chrystusa,
minęło
pięć lat. W tym czasie
do moich rąk trafiały
też chrześcijańskie
książki: „Oni mówią
innymi językami”,
„Trzecia godzina
dnia”, „Najszczęśliwsi
na świecie”. Nie dziwi
więc, że
zrodziło się we mnie
pragnienie żywej
relacji z Panem
Bogiem,
który nie jest tylko
teorią, ale dotyka
serca, przemienia moje
życie i pozwala
dzielić się tym z
innymi. Od tamtej pory
stało
się to moją modlitwą i
moim pragnieniem.
Dobre
marzenia
Gdy
rozpoczynałem naukę w
seminarium
zielonoświątkowym,
pierwszego
dnia było nas dwóch
nie mówiących innymi
językami, drugiego -
pozostał tylko jeden,
ja. Przez dwa lata
tych studiów było nade
mną wiele modlitw. Nic
się jednak nie działo.
Mimo to pragnienie
doświadczenia żywego
Boga wciąż było w moim
sercu. Chciałem
Boga, o którym
czytałem w Piśmie
Świętym. Boga, który
zmieni
moje życie. Boga,
który poprowadzi mnie
do pełnienia Jego
woli.
Pamiętam czerwcowy
dzień 1988 roku.
Przyjechałem do mojego
rodzinnego domu na
wsi. Wieczorem
modliłem się: Boże,
pragnę
Twojej obecności,
realnego Twojego
dotyku. Położyłem się
spać,
ale o drugiej w nocy
obudziłem się.
Zakładaliśmy wówczas
zbór w
Ciechanowie. Mieliśmy
już swój budynek.
Pamiętam, jak zacząłem
marzyć, że nasz zbór
się rozwija. Rośnie
tak, że musimy przebić
ścianę do sąsiadów,
aby powiększyć
kaplicę. Że zakładamy
grupy domowe w
Ciechanowie, a potem w
sąsiednich miastach. I
wtedy
odczułem Boży dotyk, a
z moich ust popłynęła
modlitwa nie w
polskim języku. To
jest moje osobiste
doświadczenie. I
wszystko, o
czym wtedy marzyłem,
spełniło się.
Założyliśmy
Społeczność
Chrześcijańską w
Ciechanowie.
Powołaliśmy grupy
domowe, również
w okolicznych
miastach. Tylko ściany
do sąsiadów nie
przebiliśmy,
bo kupiliśmy nowy,
znacznie większy
obiekt.
Jak
mówić o Duchu
Świętym, skoro On
sam nigdy nie
kieruje naszej
uwagi na siebie? Nie
wiem, czy odkryliśmy
to w Piśmie Świętym?
Pan Jezus
powiedział o Duchu
Świętym, że "On mnie
uwielbi, gdyż z mego
weźmie i wam oznajmi"
(J 16:14). Jednym z
powodów, dla którego
lubię mówić o Duchu
Świętym, jest to, że
On uwielbia Jezusa, a
ja chcę być
człowiekiem
uwielbienia. Duch
Święty jest tym, który
wprowadza nas we
wszelką prawdę (J
16:13), a ja chcę być
człowiekiem prawdy.
Słowo Boże jest
prawdą. Gdy przychodzi
Duch Święty,
przekonuje o grzechu,
gdyż nie uwierzyli w
Jezusa (J 16:9), a
ja chcę być
człowiekiem
wiary. Duch Święty
przekonuje o
sprawiedliwości,
czyli o tym, że
dzieło Jezusa
zostało dokonane, bo
On odszedł do Ojca,
a ja chcę
być człowiekiem,
który ma świadomość
dokonanego dzieła
Jezusa
Chrystusa. Duch
Święty przekonuje
również o sądzie,
gdyż władca
tego świata został
już osądzony (J
16:7-11), a ja chcę
być
człowiekiem, który
żyje w
zwycięstwie nad siłami
ciemności. Czy to są
złe marzenia? Uwielbić
Boga, żyć w
prawdzie, w czystości,
być świadomym
sprawiedliwości
okazanej w
Jezusie Chrystusie,
codziennym zwycięstwie
nad siłami ciemności?
To są dobre marzenia,
a prowadzi nas w tym
Duch Święty, nie
kierując naszej uwagi
na siebie samego, ale
zwracając nasz wzrok
na
Pana Jezusa Chrystusa.
Aby
dać życie
Na
przestrzeni wieków
Bóg przez Ducha
Świętego tworzy
historię
miłości Boga do
człowieka. W II
Mojżeszowej czytamy,
jak Mojżesz
wstąpił na górę,
gdzie Bóg spotkał
się z nim i
ofiarował mu
Prawo. A co się
działo tymczasem
wśród ludu na dole?
Gdy Mojżesz
schodził z Bożym
Prawem, lud wielbił
już bożka. Wtedy Bóg
przez
Mojżesza przemówił
do Lewitów, by
przypasali miecze i
wyniszczyli
z ludu każdego
bałwochwalcę, czy to
swojego brata, czy
sąsiada
itd. Ilu ludzi wtedy
zginęło? Trzy
tysiące. Kilka
tysięcy lat
później ktoś inny
poszedł do góry,
zasiadł po prawicy
Ojca,
zesłał na ziemię
Bożego Ducha. I co
się stało? Trzy
tysiące
ludzi tego dnia
zyskało życie. I o
to w tym wszystkim
chodzi. W
zasadzie mógłbym już
tutaj skończyć. Bo
właśnie o to
chodzi, gdy rozmawiamy
o Duchu Świętym. On
przychodzi po to, aby
dać życie - nowe
życie. Duch Święty
przychodzi do nas, aby
właśnie przez nas
dokonywać tego, co
najważniejsze:
przekonywać
świat o grzechu, o
sprawiedliwości i o
sądzie. Sięgnijmy do
znanego fragmentu z
Pisma Świętego: "A gdy
nadszedł dzień
Zielonych Świąt, byli
wszyscy razem na
jednym miejscu. I
powstał
nagle z nieba szum,
jakby wiejącego
gwałtownego wiatru, i
napełnił
cały dom, gdzie
siedzieli. I ukazały
się im języki jakby z
ognia,
które się rozdzieliły
i usiadły na każdym z
nich. I napełnieni
zostali wszyscy Duchem
Świętym, i zaczęli
mówić innymi językami,
tak jak im Duch
poddawał" (Dz 2:1-4).
Mówili w językach,
których nie znali.
Tego dnia ludzie mogli
usłyszeć Słowo Boże w
swoim własnym języku.
Wtedy przemówił Piotr,
kierujące uwagę
zebranych na Jezusa
Chrystusa. Tego dnia
trzy tysiące ludzi
nawróciło się do Boga.
Zestawiając opis
zstąpienia z góry
Mojżesza i zesłania
Ducha Świętego, mamy
niesamowicie wyraźny
przekaz, że Boże Prawo
- z powodu naszej
grzeszności - przynosi
śmierć, a Duch Boży -
który ożywia Prawo -
przynosi życie. I
tego Bożego życia
wszyscy potrzebujemy.
Duch Święty jest
dzisiaj
dostępny. Kiedyś
słyszałem w kazaniu,
że Duch Święty jest
jak
benzyna do samochodu.
Dzisiaj, po
trzydziestu latach
bycia pastorem,
jestem przekonany, że
Duch Święty nie jest
jak benzyna, którą
tankuję co jakiś czas.
Duch Święty jest
raczej jak powietrze,
którego potrzebuję w
każdej chwili, by żyć.
Duch Święty jest
dzisiaj dostępny dla
każdego z nas, w
każdej minucie i
sekundzie.
System
operacyjny
naszego życia
Użyję
teraz technicznego
przykładu. Bardzo
lubię mojego
iPhone’a. To
urządzenie ma wiele
fantastycznych
rzeczy, ale żeby
mogło działać,
musi mieć tzw.
system operacyjny,
czyli
oprogramowanie,
które nim
zarządza.
Dzięki systemowi
operacyjnemu mój
iPhone może
prawidłowo działać.
Mam na nim wiele
przydatnych aplikacji,
na
przykład Biblię w
kilku tłumaczeniach,
biblijne słowniki
grecki i
hebrajski, mapę
Izraela itp. System
operacyjny umożliwia
instalowanie takich
użytecznych aplikacji
i chroni przed
niepożądanymi.
Dlaczego o tym mówię?
Bo dla mnie osobiście
Duch
Święty jest raczej jak
system operacyjny w
moim życiu, który
sprawia, że gdy czytam
Boże Słowo, to
zaczynam je we
właściwy
sposób rozumieć i
przyjmować. Kiedy
nawiązuję relacje, to
Duch
Święty pokazuje, czy
są one właściwe, czy
nie. Kiedy w modlitwie
pytam, co mam uczynić,
to On kieruje moimi
krokami. Duch Święty
nie jest jak jedna z
aplikacji do naszego
chrześcijańskiego
życia,
ale jest jak system
operacyjny naszego
życia, na którym
budujemy
inne rzeczy tak bardzo
potrzebne do
właściwego
funkcjonowania w
otaczającym nas
świecie.
Apostoł
Paweł, odnosząc się do
Ducha Świętego,
napisał: "Tak też
i ja przyszedłszy do
was, bracia, nie
przybyłem, aby
błyszcząc
słowem i mądrością
głosić wam świadectwo
Boże. Postanowiłem
bowiem, będąc wśród
was, nie znać niczego
więcej, jak tylko
Jezusa Chrystusa, i to
ukrzyżowanego. I
stanąłem przed wami w
słabości i w bojaźni,
i z wielkim drżeniem.
A mowa moja i moje
głoszenie nauki nie
miały nic z uwodzących
przekonywaniem słów
mądrości, lecz były
ukazywaniem ducha i
mocy, aby wiara wasza
opierała się nie na
mądrości ludzkiej,
lecz na mocy Bożej"
(1 Kor 2:1-5 BT).
Zilustruję ten
fragment
doświadczeniem z
mojego
kaznodziejstwa.
Najtrudniej jest
wybrać właściwe
przesłanie.
Kiedyś przygotowywałem
kazanie i modliłem
się, by Pan Bóg użył
go do budowania naszej
społeczności. Dzisiaj
modlę się: Panie,
pokaż mi co mam
przygotować, które
przesłanie będzie
najlepsze?
Co mogę zrobić, by
usłużyć dzisiaj Bożym
Słowem ludziom we
właściwy sposób? Dla
mnie osobiście Duch
Święty to więcej niż
duchowe uniesienie
podczas nabożeństwa,
chociaż bardzo lubię
ten
czas, który nazywamy
uwielbieniem - doznaję
wtedy takiego
fantastycznego porywu.
Dla mnie osobiście
Duch Święty to coś
więcej niż gęsia
skórka na moim ciele.
W moim wyobrażeniu
Duch
Święty jest jak system
operacyjny naszego
życia, przy pomocy
którego wgrywamy do
naszego życia
aktywności, służby i
funkcje -
dopiero wtedy mogą one
właściwie spełniać
swoją rolę.
Pokora,
nie
arogancja
Odkryłem
też,
że Duch Święty wnosi
do naszego życia
pokorę, a nie
arogancję. I jest to
jedna z głębokich
prawd. Wiem, co
mówię.
Znam ludzi, którzy
twierdzą, że mają
różnorodne duchowe
dary i
się z tym obnoszą. Z
przykrością
stwierdzam, że
robiłem
podobnie. Pamiętam,
że kiedy zacząłem
modlić się innymi
językami, to czasem
w kręgu modlitewnym
głośno modliłem się
niemal do ucha
sąsiada. Żeby
wiedział, jaki to
jestem duchowy.
Bywa bowiem,
że namaszczenie nie
chroni od głupoty. A
dary
duchowe nie świadczą o
mojej duchowości, lecz
o pięknie i
hojności ich Dawcy.
Natomiast o moim
charakterze świadczy
owoc
Ducha Świętego,
któremu pozwalam
działać we mnie. Duch
Święty
nie tworzy podziałów.
Duch Święty daje
pokorę, nie arogancję.
Apostoł Paweł pięknie
to ujął: „Stanąłem
przed wami w
słabości i w bojaźni,
i z wielkim drżeniem”
(1 Kor 2:3 BT).
Duch Święty nie ma
służyć za broń do
bicia innych po głowie
i
pokazywania, jacy to
jesteśmy duchowi. Duch
Święty buduje jedność
wśród wierzących, nie
podziały, bo Jego
główną rolą jest
kierowanie ludzi do
Jezusa. A im bliżej
Chrystusa jesteśmy,
tym
bliżej jesteśmy siebie
nawzajem. Bycie pełnym
Ducha Świętego nie
musi wiązać się z
ilością darów, ale ze
stałą obecnością
Boga w naszym życiu,
który nas pociesza,
buduje, pobudza,
ocala. To
są niezwykle ważne
rzeczy.
Duch
Święty jest
nieprzewidywalny, ale
nie dziwaczny. Mówiąc
o
działaniu Ducha
Świętego, Pan Jezus
przypomniał, że wiatr
wieje
jak chce, co miało
uzmysłowić Jego
nieprzewidywalność.
Wrócę
raz jeszcze do
iPhone'a. Gdy włączę w
nim tryb samolotowy,
nie
będę mógł niczego z
zewnątrz odebrać ani
niczego wysłać, mogę
tylko grzebać w jego
zawartości. Myślę, że
naszym życiu
chrześcijańskim często
jesteśmy w takim
"trybie
samolotowym". Żyjemy
dla siebie, dla
naszego wnętrza. A Bóg
zaprasza, abyśmy
włączyli normalny tryb
funkcjonowania:
zaczęli
Jego słuchać i
dzielili się z innymi
tym, co od Niego
otrzymujemy.
Bo życie "w
samolotowym trybie"
nie jest dla ludzi
wierzących.
Trzy
poziomy relacji
Czasem
jestem pytany, czy
Duch Święty jest
osobą, czy mocą? Zanim
nawróciłem się do
Chrystusa przeszedłem
przez świadków Jehowy,
seminarium
adwentystyczne i kilka
różnych szkół o Duchu
Świętym.
Gdy więc ktoś mnie
pyta, czy Duch Święty
jest osobą, czy mocą,
mam bardzo odkrywczą
odpowiedź: Duch Święty
jest Duchem Świętym!
To jest
osobistość. Lubię o
Nim tak właśnie
mówić. I On jest
Tym, który chce ze
mną mieć
relację. Jako
osobistość chce mieć
ze mną relację, aby
wprowadzać mnie we
wszelką prawdę, by
kształtować mnie na
obraz
Pana Jezusa Chrystusa.
Wierzę, że są trzy
poziomy relacji z
Duchem
Świętym. Jeśli znamy
książkę „Charyzma czy
charyzmania” to
mogę stwierdzić, że
jestem wyznawcą tam
podanej nauki. Od
trzydziestu lat
posługuję
kaznodziejsko i od
dawna towarzyszy mi
myśl, wyrażona przez
apostoła Pawła: "Jeśli
kto mniema, że
coś poznał, jeszcze
nie poznał, jak
należało poznać; lecz
jeśli
kto miłuje Boga, do
tego przyznaje
się Bóg" (1 Kor
8:2-3).
Jestem
przekonany, że Duch
Święty oddziałuje na
człowieka na trzy
sposoby. Po pierwsze
działa na nas z
zewnątrz, przekonując
nas o
grzechu. Tak było w
moim życiu. Zacząłem
czytać Biblię i nie
mogłem poradzić sobie
z moją grzesznością.
Zmagałem się z tym
pięć lat. Aż któregoś
razu w autobusie, Duch
Święty przekonał
mnie o
sprawiedliwości, że za
wszystkie moje grzechy
zapłacił na
krzyżu Jezus. A potem
przekonał mnie o tym,
że diabeł nie ma
prawa do mojego życia
bo Jezus już go
pokonał. To było
działanie
z zewnątrz. Tuż po
zmartwychwstaniu Jezus
ukazał się swoim
uczniom, "tchnął na
nich i powiedział im:
Weźmijcie Ducha
Świętego" (J 20:22). Dla
mnie osobiście to
jest moment
spotkania człowieka
ze
zmartwychwstałym
Chrystusem. Duch
Święty zamieszkał w
nich.
Poczęło się w nich
nowe życie. Duch
Święty nie działa
już
tylko od zewnątrz
ale jest już w nich.
Stali się dziećmi
Bożymi. Bo przecież
"kto nie ma Ducha
Chrystusowego, ten nie
jest Jego" (Rz 8:9).
Ale
Jezus, który tchnął na
nich swojego Ducha
Świętego, mówi też
im, by nie oddalali
się z Jerozolimy, ale
czekali na obietnicę
Jego
Ojca (Łk 24:49). Duch
Święty będzie
oddziaływał z
zewnątrz,
nie tylko w nich
będzie, ale zstąpi na
nich i będą
przyobleczeni
mocą z wysokości. W
jakim celu? Czy w celu
mówienia językami? Czy
w celu prorokowania?
Niekoniecznie, ale po
to, byśmy byli
świadkami
Jezusa Chrystusa. By
wyposażyć nas do
konkretnej służby, do
której nas
przeznaczył. Czy jest
w tym miejsce na
języki i
proroctwa? Oczywiście,
one manifestują się
właśnie po to, żeby
wypełnił się cel
naszego życia, jakim
jest bycie świadkiem
Jezusa Chrystusa wobec
świata. To trzecie
doświadczenie,
zstąpienie
Ducha Świętego na
uczniów, odczytuję w
Dziejach Apostolskich
jako
chrzest w Duchu
Świętym. Jezus bowiem
mówi do nich: "Po
niewielu dniach
będziecie ochrzczeni
Duchem Świętym" (Dz
1:5). "A gdy nadszedł
dzień Zielonych Świąt,
byli wszyscy
razem na jednym
miejscu. I powstał
nagle z nieba
szum, jakby
wiejącego gwałtownego
wiatru, i napełnił
cały
dom, gdzie siedzieli.
I ukazały się im
języki jakby z ognia,
które
się rozdzieliły i
usiadły na każdym z
nich. I napełnieni
zostali
wszyscy Duchem
Świętym, i zaczęli
mówić innymi językami,
tak
jak im Duch poddawał"
(Dz 2:1-4). Wielbili
Boga a potem Piotr,
który tak niedawno
zaparł się Pana
Jezusa, wygłosił
niezwykle
płomienne kazanie.
Duch Święty przychodzi
na ten świat, żeby
oddziaływać na ludzi
od zewnątrz,
objawiając ich grzech,
wskazując na Jezusa i
zachęcając, by oddali
Mu swoje życie. Gdy
oddajemy Mu swoje
życie, Jezus poprzez
Ducha Świętego
zamieszkuje
w nas i poczyna się w
nas cenne nowe życie.
Ale Jezus chce dla nas
czegoś więcej. Chce
nas wyposażyć do
zwycięskiego życia, do
bycia Jego świadkami
na świecie, dlatego
też Duch Święty
przychodzi na Jego
uczniów, na nas. Dla
mnie, zgodnie z opisem
w
Dziejach Apostolskich,
to doświadczenie jest
chrztem w Duchu
Świętym, jest
jednorazowym
doświadczeniem.
Ale
gdy dalej czytam
Biblię, odkrywam, że
ci sami apostołowie,
którzy
zostali
ochrzczeni Duchem
Świętym,
byli potem
wielokrotnie
napełniani Duchem
Świętym (Dz 4:31).
Dlaczego?
Bo jesteśmy dziurawymi
naczyniami i ciągle
potrzebujemy
Ducha Świętego. Słowo
chrzest
(greckie baptizo) jest
zaczerpnięte z
farbiarstwa.
Nietknięte jeszcze
żadnym kolorem
płótno farbiarz
zanurzał w farbie
tak długo, aż
całkowicie nią
nasiąknęło. Później
wyjmował je i
wyciągał z niego
najgłębiej
wplecioną nić i gdy
jej środek miał taki
sam kolor co farba,
to
płótno było baptizo,
czyli
ochrzczone. Dla mnie
chrzest w Duchu
Świętym to moment,
gdy jestem
tak przesiąknięty
Bożą obecnością, że
choćby mnie
rozdzierali, wciąż
będzie we mnie
widoczny charakter
Chrystusa.
Chrzest w Duchu
Świętym to być
przesiąkniętym Nim.
Znaki
i
pytania
W
Dziejach
Apostolskich
znajduję kilka
znaków, świadczących
o
przesiąknięciu
Duchem Świętym. Po
pierwsze - odwaga w
głoszeniu
Bożego Słowa.
Czytamy, że "gdy
skończyli modlitwę,
zatrzęsło się
miejsce, na którym
byli zebrani, i
napełnieni
zostali wszyscy
Duchem Świętym, i
głosili
z odwagą Słowo Boże"
(Dz 4:31). Po drugie
- z niesamowitą
miłością troszczyli
się o
innych. Bóg przez
nich czynił wielkie
znaki i cuda.
Manifestowali
zwycięstwo nad
siłami ciemności. I
tego właśnie pragnę,
chcę
takiego
doświadczenia z
Duchem Świętym.
Duch
Święty objawia
Jezusa,
koncentruje się na
Nim, kształtuje w
nas
charakter Jezusa.
Chcę
takiej relacji z
Duchem Świętym,
która będzie
widoczna nawet w
najtrudniejszych
sytuacjach w moim
życiu, kiedy
wszystko będzie
rwane na strzępy,
zagrożone, a we mnie
wciąż widoczne będą
barwy Jezusa.
Niestety, niekiedy
wystarczy, że ktoś
zaledwie
nadepnie mi na
odcisk, a już trudno
dostrzec barwy Ducha
Świętego,
jawi się jedynie mój
własny kolor. Gdy
więc pytam, czy
jestem
ochrzczony Duchem
Świętym, to w
istocie pytam, czy
jestem tak Nim
przesiąknięty, że z
odwagą głoszę Boże
Słowo? Czy jestem
tak
Nim przesiąknięty,
że mam niezwykłą
jedność z innymi
wierzącymi? Czy
jestem tak Nim
przesiąknięty, że
posługuję w
Jego mocy, a ludzie
doświadczają
realności Bożego
Królestwa? Czy
jestem tak Nim
przesiąknięty, że
gdy ktoś nadepnie mi
na
przysłowiowy odcisk,
to ja wciąż obdarzam
go miłością? I to są
najważniejsze
pytania. Może
spodziewaliście się
czegoś innego,
ale niczego innego
powiedzieć nie
potrafię. Potrzebuję
Ducha
Świętego, potrzebuję
Jego pełni.
Potrzebuję chrztu w
Duchu
Świętym, a potem
każdego dnia
potrzebuję
napełnienia Nim.
Na
koniec moja ulubiona
historia o Arabie
przewodniku,
organizującym
wycieczki po pustyni.
Słynął z tego, że jako
jeden z nielicznych
nigdy nie stracił w
drodze żadnego
turysty. Nie zdarzyło
się, by
nawet w najgorszej
burzy pisakowej nie
dotarł do celu
wyprawy, czy
zgubił drogę.
Tajemnica jego
skuteczności kryła się
w tym, że
na wyprawę zawsze
zabierał gołębia. Gdy
zrywała się burza
piaskowa, przywiązywał
do nogi gołębia nić i
wypuszczał go.
Gołąb zawsze znał
drogę do domu,
wystarczyło za nim
iść. Życzę
sobie i każdemu
takiego przywiązania
do Ducha Świętego, by
mógł
nas prowadzić tam,
gdzie On chce – do
domu Ojca w niebie.
Oprac.
red. na podstawie
wystąpienia podczas
Konferencji Krajowej
2017 w
Zakościelu, 15.06.2017
r.■
Copyright
©
Słowo i Życie 2017
|
|
|