Mariusz
Muszczyński
Czy
oni byli na tym
samym nabożeństwie?
Historia
prawdziwa. Na
niedzielnym
nabożeństwie pojawili
się goście.
Poranek był cudowny,
zaliczany do tych
dobrych niedziel,
które się
na szczęście często
zdarzają. Poruszające
uwielbienie,
inspirujące i głębokie
kazanie (szkoda, że
nie moje, bo było
dobre). I pewnie ta
niedziela, jak i wiele
innych, przeszłaby
cichutko do historii,
pozostawiając dobry
smak w moich myślach
na
niedzielne popołudnie.
Jednak tym razem
zupełnie niezależnie
od
siebie otrzymałem dwa
komentarze, które -
jak się okazało -
pochodziły od gości
tej niedzieli obecnych
w naszym zborze.
Pierwszym gościem był
młody mężczyzna,
student, który po raz
pierwszy był w innym
niż zwykle Kościele
(chyba nie muszę
więcej
tłumaczyć). Został
zaproszony przez
jednego z naszych
studentów.
Przez większość
nabożeństwa nie mógł
powstrzymać łez. Nie
przesadzam, ale cytuję
osobę, która go
zaprosiła. Nasz gość
czuł się wspaniale,
więc nie był to płacz
rozpaczy, powodem było
jakieś cudowne
przeżycie,
doświadczenie, w
którym brał udział.
Był pod wrażeniem
naszych relacji,
uwielbienia Boga,
kazania,
atmosfery. Jeszcze po
południu siedział
zamyślony, ciągle
przeżywał to
nabożeństwo i
stwierdził, że chyba
właśnie tak
powinien wyglądać
Kościół. Ten młody
człowiek był wyraźnie
dotykany przez Ducha
Świętego.
Drugim
gościem był ktoś z
innego ewangelicznego
Kościoła, z pewnością
lepszego niż nasz. Nie
omieszkał wyrazić
swojego zdania naszemu
kaznodziei. Uwagi
dotyczyły tego, że
kazanie głoszone było
z
tableta, a nie z
papierowej wersji
Biblii, i że przekaz
był bardzo
nowoczesny. Pozytywne
w tym jest to, że
zauważył, że to
Kościół
dla współczesnego
człowieka. Uznaję to
za komplement. Ale
jest
też smutna strona tej
historii. Dlaczego
niektórzy
chrześcijanie
są tacy kapryśni,
podczas gdy
poszukujący Boga są
tak wdzięczni?
Czy to nie jest
oburzające, że goście
z innego końca Polski
lub z
innej kultury
kościelnej potrafią ot
tak, lekką ręką,
przekreślić czyjś
wysiłek i przekaz? To
jak pójść do kogoś w
gościnę i pouczać
gospodynię, jak
powinna gotować! To
zupełny
brak szacunku i
dobrych manier. Aż
chce się zawołać,
Boże,
zachowaj grzeszników
od niektórych
chrześcijan! Moi
kochani
zborownicy, dziękuję
Wam, że nie jesteście
tacy rozkapryszeni.
Waszą wdzięczność
widać po twarzach,
gestach i tym, że na
nabożeństwa
zapraszacie swoich
znajomych.
Zastanawiam
się, czy student i
inny gość byli na tym
samym nabożeństwie? W
tym samym Kościele? A
może jest tak, że z
jakim nastawieniem
przyjdziemy, tyle
skorzystamy?
Wdzięczność nie
wypływa z tego, co
dostaniemy, ale z
tego, co już mamy w
sobie. Czyż to nie
piękne
być Kościołem, w
którym grzesznikom
śmieją się buzie i z
oczu
płyną zły? W końcu to
nie o nas chodzi.
źródło:
http://mariuszmuszczynski.blogspot.com
Wykorzystano
za pozwoleniem. ■
Copyright
©
Słowo i Życie 2017
|
|
|