Daniel Masarczyk

Moja służba w Sosnowcu


Jeszcze kilka lat temu nie pomyślałbym nawet, że moje życie i służba stanie się częścią Kościoła Chrystusowego w Sosnowcu. Dorastałem w Społeczności Chrześcijańskiej w Dąbrowie Górniczej. To tam pierwszy raz uczestniczyłem w ewangelicznym nabożeństwie w 1992 roku. Kilka miesięcy później, poprzez zwiastowanie i opiekę Haliny i Adama Włodarskich, moje serce było gotowe by odpowiedzieć na miłość Bożą, której doświadczyłem od tej rodziny. 17 marca 1993 roku, podczas satelitarnego zwiastowania Billy Grahama, pokutowałem ze swoich i grzechów i zrozumiałem, że jedynym ratunkiem dla mnie jest Jezus Chrystus. Bóg rozpoczął przemiany w moim życiu, a ja sam miałem od zawsze ogromne pragnienie, by służyć Bogu i ludziom. Najpierw jako lider młodzieżowy, później pastor młodzieżowy.

Kiedy w 2008 zaproponowano mi przejście do Sosnowca, nie zgodziłem się. Walczyłem sam z sobą przez trzy lata. Wiedziałem, że służba Bogu nie jest lekka i często to widziałem w życiu pastora. Wiele się nauczyłem w Dąbrowie Górniczej, ale miałem wrażenie, że przestałem się rozwijać. Pytałem sam siebie, czy jestem gotowy pościć i modlić się o zbór w Sosnowcu. Czasem podjeżdżałem wieczorem pod budynek zborowy na Radosnej i modliłem się, co mam robić.

Pewnego marcowego wieczoru 2011 roku wraz z przyjacielem Adamem Kosewskim rozmawialiśmy o przyszłości każdego z nas. Obaj czuliśmy, że muszą w naszym życiu nastąpić zmiany. Miałem dość stagnacji w moim życiu i nie wiedziałem, co robić. Adam rozważał wyjazd do Warszawy. Rozmawialiśmy prawie do północy, kiedy zapytałem go, czy - gdybym poszedł do sosnowieckiego zboru - byłby w stanie pomagać mi w służbie przez dwa lata. Adam się zgodził. Co ciekawe, dokładnie po dwóch latach przeprowadził się w inne miejsce i nie mógł już dłużej mi pomagać. Bóg wiedział, co robi, kto będzie mi potrzebny.

Nie ukrywam, że była to dla mnie rewolucja w myśleniu i w relacjach międzyludzkich. Nie było łatwo. Zbór w Sosnowcu borykał się z różnymi problemami, o rozwiązywaniu których nie miałem pojęcia. Ogrom wyzwań, oczekiwań ludzi, spraw zaniedbanych, które trzeba było poukładać. Zmiany nie każdemu się podobały. Na pierwszym nabożeństwie sala była pełna, wielu znajomych oraz braci i sióstr z Dąbrowy Górniczej przyszło mnie wesprzeć. Tydzień później było dwanaście osób, z czego część niezadowolonych ze zmian. Pierwsze trzy miesiące były bardzo trudne. Kosztowało mnie to sporo zdrowia. Czułem się pozostawiony z dużym bałaganem. Dla mojej rodziny to było trudne. W zborze nie było młodzieży, a jedynymi dziećmi były moje, płaczące za utraconymi przyjaciółmi. Tak, dla mnie to było jak wyjście Piotra z łodzi. Zobaczyłem szalejącą burzę i zacząłem wątpić, czy dobrą decyzję podjąłem. Niestety, niektórzy nie umieli pogodzić się ze zmianami i odeszli ze zboru. Wiedziałem jedno, że mam zwiastować Słowo Boże. Ciągle uczyłem się z księgi Nehemiasza. Wiedziałem, że siłom ciemności nie podoba się nadzieja, pojawiająca się w sosnowieckim zborze.

W grudniu 2011 roku, spotkałem się z siostrą Grażyną. Okazało się, że mieszka blisko zboru i organizuje w swoim domu spotkania dla osiedlowych dzieci. Chciała, byśmy pomogli w zrobieniu dla nich paczek świątecznych. Nawiązaliśmy współpracę. Rozpoczęła się praca w klubie biblijnym dla kilkunastu dzieci z osiedla. Zaczęli się pojawiać nowi ludzie - właściwe osoby we właściwym momencie przemian zboru i chciały służyć. Nie sposób to wszystko opisać. Wiedziałem jedno: Bóg buduje swój Kościół i ja nie chciałem w tym przeszkadzać.

Sytuacja, jaką dziś mamy w zborze, to wynik Bożego działania, a nie moich aspiracji, planów, wizji. W moim sercu brzmiało i ciągle brzmi jedno: "Głoś Słowo, bądź w pogotowiu w każdy czas, dogodny czy niedogodny, karć, grom, napominaj z wszelką cierpliwością i pouczaniem" (2 Tm 4:2). To była trudna droga, ale wiem, że Bóg błogosławi naszą wierność. Bóg zaczął prostować ścieżki naszego zboru, sprawy prawne, relacje międzyludzkie. Tylko Jemu należy się chwała. Wciąż oglądam takie małe cuda. Ciągle powtarzam, że to Kościół Jezusa Chrystusa, nie mój. Ja jestem tylko sługą, szafarzem i Bóg mnie z tego rozliczy.

Powoli do zboru zaczęło wracać życie, rodzinny gwar: dzieci, młodzież, ludzie w różnym wieku - wielopokoleniowość. Mamy swoją Radę Starszych. Zarejestrowaliśmy punkt katechetyczny - ponad trzydzieścioro dzieci. Nasza kaplica jest pełna - stała się dla nas za mała i w marcu br. rozpoczęliśmy budowę nowej - na naszej dotychczasowej posesji. Jasno nauczam na temat dziesięciny, ale nigdy ani nie manipuluję ludźmi, ani nikogo do niczego nie zmuszam. Nie wiem, jak się nam udało odłożyć w przeciągu kilku lat kwotę, która pozwoliła nam wybudować kaplicę w stanie surowym. A pamiętam, jak zbierałem resztki farb, by pomalować sale, bo czasem kolekta wynosiła sześćdziesiąt złotych. Kościół
                                                  Chrystusowy w
                                                  Sosnowcu

We wrześniu 2017 upłynie sześć lat mojej posługi w Sosnowcu. Bóg jest dobry, pomnożył to, co mieliśmy. Nie jesteśmy wielkim zborem, mamy spore koszty, wspomagamy braci i siostry w potrzebie i Bóg się do tego przyznaje. Kiedy zaczynaliśmy myśleć o budowie, wydawało się to niemożliwe. Bóg zatroszczył się o wszystko, nawet o firmę, która w lipcu tego roku skończyła stan surowy otwarty. Patrząc na tych pracowników i ich szefa, wiedziałem, że Bóg za tym stoi.

Dawid Wilkerson napisał, że najgorszą motywacją do budowania nowej kaplicy jest myślenie o niej w perspektywie osobistego pomnika swoich zasług. Wziąłem to sobie do serca. Bóg wie, że budowa to ostania rzecz, którą chciałbym robić, ale taka jest potrzeba i oby ta motywacja nigdy się w moim sercu nie zmieniła. Nowa kaplica pozwoli nam pomieścić 160 osób plus 60 w starej kaplicy. Potrzebujemy jej szybko i Bóg o tym wie.

Prosimy o modlitwę, by Bóg dalej nas w tym prowadził. By zakończyć budowę, potrzebujemy jeszcze około stu tysięcy złotych. A może mógłbyś nam pomóc wyposażyć salę lub wykonać dla nas jakąś pracę fizyczną? Wiele jest do zrobienia, przeciwności czasami się piętrzą. Wrogów Bożego dzieła również nie brakuje. Chcemy jednak dalej robić swoje i trzymać miecz Ducha w ręku, aby nie wpaść w zasadzki diabelskie, aby "Kościół, budując się i żyjąc w bojaźni Pańskiej, cieszył się pokojem... i wspomagany przez Ducha Świętego, pomnażał się” (Dz 9:31).

Pastor DANIEL MASARCZYK


Copyright © Słowo i Życie 2017