Obliczyć
koszty
Chrześcijaństwo
nie
jest biernym
pogodzeniem się
z pewnymi
prawdami. Możemy
wierzyć
w bóstwo
Chrystusa i
dokonane przez
Niego zbawienie,
uznać siebie
za grzeszników
potrzebujących
tego zbawienia,
ale to nie
uczyni nas
jeszcze
chrześcijanami.
Niezbędne jest
nasze osobiste
ustosunkowanie
się do Jezusa
Chrystusa.
Musimy coś z tym
zrobić.
"Co mam czynić,
Panie?" (Dz
22:10) - pytał
Jezusa
Chrystusa Saul z
Tarsu. Podobnie
zachował się
stróż więzienia
w
Filippi: „Co mam
czynić, abym był
zbawiony?" (Dz
16:30).
Jezus
zawsze
bardzo wyraźnie
stawiał
wymagania swoim
naśladowcom. Na
swoich uczniów
nie powołał
ludzi
bezmyślnych.
Żadnego ze
swoich
rozmówców do
niczego nie
zmuszał.
Odwracał się od
nieodpowiedzialnych
entuzjastów.
Ewangelista
Łukasz mówi o
trzech
osobach, które
chciały iść za
Jezusem, ale nie
spełniały
warunków (Łk
9:57-62). Bogaty
młodzieniec
pragnął otrzymać
życie wieczne,
ale odszedł od
Jezusa
zasmucony.
Pewnego
dnia
szły za Jezusem
wielkie tłumy.
Możliwe, że
demonstracyjnie
wyrażały swoje
oddanie Jego
sprawie, ale
Chrystus dobrze
wiedział,
jak
powierzchowne to
było. Dlatego
opowiedział im
bardzo
zrozumiałą
przypowieść, w
formie pytania:
„Któż z was,
chcąc zbudować
wieżę, nie
usiądzie
najpierw i nie
obliczy kosztów,
czy ma na
wykończenie? Aby
gdy już położy
fundament, a nie
może dokończyć,
wszyscy, którzy
by to widzieli,
nie zaczęli
naśmiewać się z
niego, mówiąc:
Ten człowiek
zaczął budować,
a nie mógł
dokończyć" (Łk
14:25-30).
Chrześcijański
krajobraz
jest usiany
ruinami i na
wpół zburzonymi
wieżami tych,
co zaczęli
budować, ale nie
byli w stanie
ukończyć.
Każdego roku
tysiące ludzi
podejmuje
decyzję
naśladowania
Chrystusa, ani
na
chwilę nie
zastanawiając
się nad kosztem
tego. Skutkiem
tego jest
tak zwane
nominalne
chrześcijaństwo
- wielkie masy
ludzkie pod
dostojnym, ale
bardzo cienkim
przykryciem
chrześcijaństwa,
zaangażowane na
tyle, by zdobyć
uznanie, ale nie
narazić się na
niewygody. Nic
dziwnego, że
cynicy mówią o
obłudnikach w
Kościele
i
chrześcijaństwie,
jako ucieczce od
rzeczywistości.
Zupełnie
inne
było poselstwo
Jezusa. Nigdy
nie obniżał On
swoich wymogów
ani ich nie
modyfikował, aby
przypodobać się
słuchaczom. Od
swoich uczniów
domagał się
roztropnego i
całkowitego
oddania.
"Jeśli kto chce
pójść za mną,
niech się zaprze
samego
siebie i weźmie
krzyż swój i
naśladuje mnie.
Bo kto by chciał
duszę swoją
zachować, utraci
ją, a kto by
utracił duszę
swoją
dla mnie i dla
ewangelii,
zachowa ją.
Albowiem cóż
pomoże
człowiekowi,
choćby cały
świat pozyskał,
a na duszy
swojej
szkodę poniósł?
Albo co da
człowiek w
zamian za duszę
swoją?
Kto bowiem
wstydzi się mnie
i słów moich
przed tym
cudzołożnym i
grzesznym rodem,
tego i Syn
Człowieczy
wstydzić się
będzie, gdy
przyjdzie w
chwale Ojca
swego z aniołami
świętymi" (Mk
8:34-38).
Wezwanie
do
naśladowania
Chrystusa
W
najprostszej
formie wezwanie
Chrystusa brzmi:
„Pójdź za mną".
Wszystkich
nawoływał do
uczenia się od
Niego,
przyjmowania
Jego
słów i
angażowania się
w Jego dzieła.
Ale to nie jest
możliwe
bez uprzedniego
pozostawienia
czegoś. Pójście
za Chrystusem
wymaga
rezygnacji z
przywiązania do
pewnych spraw. W
ówczesnych
czasach
mogło to nawet
oznaczać
pozostawienie
swojego domu i
pracy. Szymon
i Andrzej „zaraz
porzucili sieci
i poszli za
Nim". Również
Jakub i Jan,
„pozostawiwszy
ojca swego,
Zebedeusza, z
najemnikami w
łodzi, poszli za
Nim". Gdy
Mateusz,
„siedząc przy
cle",
usłyszał
wezwanie
Chrystusa,
„pozostawiwszy
wszystko, wstał
i
poszedł za Nim"
(Mk 1:16-20, Łk
5:27-28).
Do
dziś Pan Jezus
wzywa „Pójdź za
mną", z
zastrzeżeniem że
„każdy z was,
który się nie
wyrzeknie
wszystkiego, co
ma, nie
może być uczniem
moim" (Łk
14:33). W
praktyce dla
większości
nie oznacza to
dosłownego
porzucenia
swoich domów czy
pracy.
Przyjrzyjmy się
tym
wyrzeczeniom.
Po
pierwsze musi
nastąpić wyrzeczenie
się
grzechu -
pokuta.
Jest to pierwsza
część
chrześcijańskiego
nawrócenia. Pod
żadnym
warunkiem nie
można jej
przeoczyć. Wiara
i pokuta są ze
sobą
związane. Nie
możemy iść za
Chrystusem bez
wyrzeczenia się
grzechu, a
pokuta jest
zdecydowanym
odwróceniem się
od każdej
myśli, słowa
uczynku i
przyzwyczajenia,
które uznaliśmy
za złe.
Nie wystarczy
odczucie
wyrzutów
sumienia czy
pewnego rodzaju
usprawiedliwiania
się przed
Bogiem.
Zasadniczo
pokuta nie
odnosi się
ani do uczuć,
ani do mowy.
Jest to
wewnętrzna
zmiana umysłu i
postawy wobec
grzechu, co
prowadzi do
zmiany
zachowania. Nie
może tu
być żadnego
kompromisu. W
naszym życiu
mogą być
grzechy,
których, jak
uważamy, nie
jesteśmy w
stanie się
wyrzec;
powinniśmy
jednak chcieć
odwrócić
się
od nich i wołać
do Boga o
wyzwolenie nas z
ich mocy. Może
to
być
nieodpowiednie
towarzystwo,
niewłaściwe
lektury,
zarozumiałość,
zazdrość, złość
czy
niewybaczania
bliźnim.
Powinniśmy
bezwzględnie
tępić w sobie
takie sprawy.
Pamiętajmy,
czego Chrystus
nauczał, mówiąc
o wyłupieniu
sobie gorszącego
oka
lub odcięciu
gorszącej ręki.
Czasem
do
prawdziwej
pokuty należy
również
zadośćuczynienie,
ponieważ
nasze grzechy
dotyczą nie
tylko Boga, ale
i naszych
bliźnich.
Czasem możemy
naprawić swój
błąd i musimy to
czynić.
Zacheusz,
nieuczciwy
celnik, z
wielkim
naddatkiem
zwrócił
zagrabione
mienie,
a połowę swego
majątku
postanowił
rozdać ubogim,
by w ten sposób
zadośćuczynić za
swoje nadużycia.
Powinniśmy pójść
za jego
przykładem. Nie
uważam jednak,
że słuszne
byłoby niezwykle
skrupulatne
wygrzebywanie
mało znaczących
słów czy
uczynków,
które dawno
zostały już
zapomniane.
Powinniśmy mieć
realistyczne
podejście do
takich spraw.
Jeżeli naprawdę
pokutujemy, to
uczynimy
wszystko, by
naprawić
przeszłość.
Po
drugie, musi
nastąpić wyrzeczenie
się
siebie samego.
Pójście
za
Chrystusem jest
przekazaniem Mu
prawa do
zarządzania
naszym
życiem. Musimy
zejść z tronu
wystawionego w
naszym sercu i
przekazać mu
swoje berło,
swoją koronę
włożyć na Jego
głowę
i złożyć mu hołd
jako naszemu
Królowi. To
wyrzeczenie się
samego siebie
Jezus określa
trzema zwrotami:
zaparciem się
samego
siebie, wzięciem
swojego krzyża,
utratą swojego
życia.
„Jeśli
kto chce pójść
za mną, niech
się zaprze
samego siebie".
Zaparcie się
samego siebie
nie jest czymś w
rodzaju
powstrzymania
się od słodyczy
czy papierosów w
okresie postu.
Nie jest to
odwrócenie się
od pewnych
rzeczy, lecz
odwrócenie się
od siebie
samego,
powiedzenie
sobie NIE i
powiedzenie TAK
Chrystusowi;
odrzucenie
siebie samego i
pokładanie całej
ufności w
Chrystusie.
„Jeśli
kto chce pójść
za mną, niech
się zaprze
samego siebie i
bierze
krzyż swój na
siebie
codziennie, i
naśladuje mnie".
Gdybyśmy
będąc wtedy w
Palestynie
zobaczyli
człowieka
niosącego na
sobie
krzyż, bylibyśmy
przekonani, że
to więzień
skazany na
najwyższy
wymiar
kary.Wobec
siebie samych
powinniśmy
przyjąć postawę
ukrzyżowania.
Paweł używa tej
przenośni,
powiadając że
ci,
„którzy należą
do Chrystusa
Jezusa,
ukrzyżowali
ciało swoje
wraz z
namiętnościami i
żądzami" (Gal.
5, 24).
Chrześcijanin
ma umierać
każdego dnia -
odmawiać swojej
woli wszelkich
praw,
odnawiać swoje
bezwarunkowe
oddanie Jezusowi
Chrystusowi.
„Ktokolwiek
straci
życie swoje dla
mnie, ten je
zachowa". Słowo
„życie"
nie oznacza tu
ani fizycznej
egzystencji, ani
naszej duszy,
lecz
nasze JA, nasze
ego,
ludzka
osobowość,
która myśli,
odczuwa, planuje
i wybiera.
Człowiek
oddający siebie
samego
Chrystusowi
traci siebie
przez poddanie
swojej woli woli
Chrystusa.
A
więc, aby
naśladować
Chrystusa
powinniśmy się
zaprzeć siebie
samych, dać się
ukrzyżować,
zatracić siebie
samych. Jezus
Chrystus nie
powołuje do
niedbałości i
niezdecydowania,
lecz do
gorliwego,
pełnego oddania,
uczynienia Go
swoim Panem.
„Jezus jest
Panem" to
najwcześniejsze
znane nam credo
chrześcijańskie.
W
czasach, gdy
Rzym zmuszał
swoich obywateli
do powiedzenia
„cesarz
jest Panem",
słowa te miały
niebezpieczny
wydźwięk. Jednak
chrześcijanie
nie
przestraszyli
się. Skoro
służyli
Jezusowi, nie
mogli pierwszego
miejsca w swoim
życiu dawać
ziemskiemu
cesarzowi.
Bóg uwielbił
swego Syna i
wywyższył Go
ponad wszelką
nadziemską
władzą i
zwierzchnością,
aby „zginało się
wszelkie
kolano...
i aby wszelki
język wyznawał,
że Jezus
Chrystus jest
Panem"
(Flp 2:10-11).
Uczynienie
Chrystusa
Panem to
poddanie Jego
kontroli każdej
dziedziny
naszego
publicznego i
prywatnego
życia. Dotyczy
to również
naszej kariery.
Bóg posiada
określony cel
dla każdej
istoty. Naszym
zadaniem jest
odkrycie tego
celu i jego
realizacja. Boży
plan może
zasadniczo
różnić się od
tego, co
przygotowali nam
nasi rodzice lub
my sami.
Musimy być
otwarci na
ewentualne
zmiany, gotowi
do okazania Mu
posłuszeństwa.
Oczekujemy na
Boże objawienie
we właściwym
czasie.
Chrześcijanin
nie może być
człowiekiem
bezczynnym. Bez
względu na to,
czy jest
pracodawcą, czy
pracownikiem,
uczy się
zauważać cel
Boży, dlatego z
całego serca
służy „jako dla
Pana, a nie dla
ludzi" (Kol
3:23).
Poddane
Jezusowi
ma być również
nasze małżeństwo
i dom. Jezus
powiedział, że
naśladowanie Go
może być
przyczyną
pewnych
konfliktów: „Nie
mniemajcie, że
przyszedłem
przynieść pokój
na ziemię; nie
przyszedłem
przynieść pokój,
ale miecz" (Mt
10:34). Dotyczy
to również
rodziny, gdy
jeden z jej
członków
staje się Jego
naśladowcą. Tego
rodzaju
konflikty
rodzinne
istnieją i
dzisiaj.
Chrześcijanin
nigdy nie
powinien ich
wywoływać,
powinien kochać
i szanować
rodziców i
innych członków
swojej
rodziny.
Powinien on
szukać pokoju i
iść na wiele
ustępstw, o ile
nie pociągnie to
za sobą
kompromisu wobec
jego obowiązków
względem Boga.
Jednak zawsze
należy pamiętać
słowa Chrystusa:
„Kto miłuje ojca
albo matkę
bardziej niż
mnie, nie jest
mnie
godzien; i kto
miłuje syna albo
córkę bardziej
niż mnie, nie
jest
mnie godzien"
(Mt 10:37).
Ponadto Biblia
wypowiada się
bardzo
zdecydowanie,
że
chrześcijanin
ma wstępować w
związek
małżeński
tylko z
chrześcijanką
(2 Kor 6:14), co
może zasmucić
niektórych
narzeczonych.
Małżeństwo to
najgłębsza,
zaplanowana
przez Boga
intymna
jedność, nie
tylko fizyczna i
emocjonalna,
lecz i duchowa.
Gdy
powierzamy
Jezusowi swoje
życie, nasze
pieniądze i nasz
czas
również
poddajemy
Jezusowi. Jezus
często mówił o
pieniądzach i
bogactwie.
Czasem wydaje
się nam, jak
gdyby nakazywał
swoim uczniom
rozdać wszystko,
co posiadali.
Bez wątpienia i
dzisiaj
niektórych
swoich
naśladowców
powołuje do
tego. W
większości
jednak Jego
nakazy odnoszą
się raczej do
naszego
nastawienia do
dóbr
materialnych, a
nie dosłownego
ich wyrzeczenia
się. Chodzi o
to,
aby Bóg był
ponad wartości
materialne. Nie
możemy
jednocześnie
służyć Bogu i
mamonie. Ponadto
powinniśmy
roztropnie
gospodarować
swoimi
pieniędzmi. Nie
należą one już
do nas.
Otrzymaliśmy je
w
zawiadywanie od
Boga. Teraz nie
powinniśmy już
pytać: „ile
moich
pieniędzy
powinienem oddać
Bogu?" lecz „ile
Bożych
pieniędzy mogę
zachować dla
siebie?"
Czas
jest
dzisiaj
problemem
każdego
człowieka i
dlatego
nawrócony
chrześcijanin
powinien dokonać
zmian w swoich
priorytetach.
Chrześcijanie
powinni być
znani z
pracowitości.
Człowiek
wierzący
powinien jednak
znaleźć czas na
codzienne
czytanie Słowa
Bożego i
modlitwę, a
niedzielę
przeznaczyć na
nabożeństwo i
odpoczynek,
poświęcić czas
na społeczność z
innymi
chrześcijanami,
na
czytanie
chrześcijańskiej
literatury i
służbę
chrześcijańską
w kościele lub
swoim
najbliższym
otoczeniu.
Wezwanie
do
wyznawania
Chrystusa
„Kto
bowiem wstydzi
się mnie i słów
moich przed tym
cudzołożnym i
grzesznym rodem,
tego i Syn
Człowieczy
wstydzić się
będzie, gdy
przyjdzie w
chwale Ojca
swego z aniołami
świętymi". A
następnie
„każdego, który
mię wyzna przed
ludźmi, i Ja
wyznam
przed Ojcem
moim, który jest
w niebie; ale
tego, kto by się
mnie
zaparł przed
ludźmi, i Ja się
zaprę przed
Ojcem moim,
który jest
w niebie" (Mk
8:38; Mt
10:32-33). Mamy
nie tylko
naśladować
Chrystusa w
swoim życiu, ale
również wyznawać
Go publicznie.
Jezus
wiedział,
że będziemy
kuszeni do tego,
aby się Go
wstydzić w tym
świecie, że
będziemy mieć z
tym poważne
trudności.
Wyraźnie
przewidział, że
Jego Kościół
będzie
mniejszościowym
ruchem w
świecie,
potrzeba będzie
odwagi, by
stanąć po
stronie małej
grupy, która nie
jest popularna
ani atrakcyjna.
Otwartego
wyznawania
Chrystusa nie da
się pominąć.
Apostoł Paweł
pisał, że trzeba
nie tylko
wierzyć z całego
serca, ale
również ustami
wyznawać,
że Jezus jest
Panem, „albowiem
sercem wierzy
się ku
usprawiedliwieniu,
a ustami wyznaje
się ku
zbawieniu" (Rz
10:10). Możliwe,
że Paweł ma tu
na uwadze
chrzest. Jednak
publiczne
świadectwo
wierzącego
człowieka nie
kończy się na
chrzcie. Rodzina
i otoczenie ma
wiedzieć, że
jest on
chrześcijaninem,
co potwierdza
również jego
życie i ustne
świadectwo.
Chrześcijanin
nie ukrywa i
odważnie broni
swoich
przekonań,
składając
świadectwo o
Chrystusie.
Ubogacenie,
nie
zubożenie
Wymagania
stawiane
przez Jezusa są
trudne, ale
przyświeca im
bardzo wzniosły
cel. Przede
wszystkim nasze
własne
dobro. "Bo
kto
by chciał
duszę swoją
zachować,
utraci ją, a
kto by utracił
duszę swoją
dla mnie i dla
ewangelii,
zachowa ją.
Albowiem cóż
pomoże
człowiekowi,
choćby cały
świat
pozyskał, a na
duszy swej
szkodę
poniósł? Albo
co da człowiek
w zamian za
duszę swoją?"
(Mk
8:35-37). Wielu
ludzi ma głęboko
zakorzenione
przeświadczenie,
że
przez oddanie
siebie Jezusowi
Chrystusowi
poniosą wielką
stratę.
Ale Jezus
przyszedł na
świat, aby
obdarzyć nas
życiem i to
życiem
obfitym (J
10:10). Jego
celem jest
ubogacenie, a
nie zubożenie.
Oczywiście,
oddając się
Chrystusowi
ponosimy pewne
straty. Możemy
nawet stracić
niektórych
przyjaciół.
Jednak wielka
rekompensata
pod każdym
względem
przewyższa te
straty. Jeżeli
zatracamy się
przez oddanie
się Chrystusowi,
to właściwie
odnajdujemy
siebie
samych. Służenie
Jemu jest
doskonałą
wolnością. To
zadziwiający
paradoks
chrześcijańskiego
przeżycia.
Wyrzeczenie się
samego
siebie jest
prawdziwym
odkryciem
siebie. Życie
dla siebie jest
szaleństwem i
samobójstwem,
zaś życie dla
Boga i człowieka
jest
mądrością i
pełnią życia.
Nie będziemy w
stanie odnaleźć
siebie, dopóki
dobrowolnie nie
zatracimy się w
służbie dla
Chrystusa i
naszych
bliźnich.
Pójście
za
Jezusem jest
najbardziej
korzystne, gdyż
inaczej traci
się
siebie samego,
swoje wieczne
przeznaczenie.
Gdyby nawet
udało się
nam zdobyć cały
świat, nie
byłaby to
zdobycz trwała i
zadowalająca.
Nie ma nic tak
wartościowego,
czym można
byłoby
zastąpić duszę.
Aby być
chrześcijaninem
trzeba z wielu
rzeczy
zrezygnować,
więcej jednak
traci ten, kto
nim nie jest.
Chodzi
również
o dobro
innych.
Poddajemy
się
Chrystusowi nie
tylko ze względu
na to, co możemy
sami
otrzymać, ale co
możemy dać
innym.
„Ktokolwiek
utraci duszę
swoją dla
ewangelii,
zachowa ją".
„Dla ewangelii"
oznacza
zwiastowanie jej
innym. W świecie
pogrążonym w
chaosie
czujemy się
nieraz bezradną
ofiarą
politycznych
powikłań. Każdy
z nas najlepiej
zaspokoi
potrzebę tego
świata wtedy,
gdy będzie
prowadził
chrześcijańskie
życie i przez to
będzie
promieniował
światłem
ewangelii Jezusa
Chrystusa,
prowadził swoich
przyjaciół
do Chrystusa, w
którym mogą oni
odnaleźć pokój i
miłość.
Najważniejszym
jednak
ze wszystkich
motywów jest sprawa
Chrystusa.
„Kto
by
utracił duszę
swoją dla mnie
(...) zachowa
ją". Jesteśmy
zaproszeni do
podjęcia
trudnego
zadania.
Chrystus
zaprasza nas do
zaparcia się
samych siebie i
pójścia za Nim
dla Jego sprawy.
To
wyrzeczenie
nazywa „wzięciem
na siebie
krzyża". Nie
wymaga
On więcej
aniżeli daje.
Domaga się
krzyża za krzyż.
Powinniśmy
iść za Nim nie
ze względu na to
co od Niego
otrzymujemy ani
co
możemy dać, ale
po prostu ze
względu na to,
co On dał. On
oddał
samego siebie.
Czy będzie nas
to kosztowało
więcej? Żadna
ludzka
ofiara nie
dorówna Jego
ofierze.
Zstępując na
ziemię zostawił
chwałę Ojca,
uniżył samego
siebie,
przybierając
postać
człowieka,
narodził się w
stajni, pracował
w warsztacie
stolarskim,
zakończył życie
na krzyżu hańby,
biorąc na siebie
grzechy całego
świata.
Jedynie
spojrzenie
na krzyż skłania
nas do zaparcia
się samych
siebie i
pójścia za Nim.
Nasze małe
krzyże znajdują
się w cieniu
Jego
wielkiego
Krzyża. Jeżeli
chociaż na
chwilę zauważymy
jak za nas,
zasługujących
jedynie na
potępienie,
wycierpiał takie
poniżenie
i ból,
pozostanie nam
tylko jedno
wyjście. Czy
jesteśmy w
stanie
zignorować i
odwrócić się od
tak wielkiej
Miłości?
Jeżeli
więc,
drogi
przyjacielu,
cierpisz na
moralną anemię,
radzę ci
zwrócić swoje
kroki w kierunku
Chrystusa.
Jeżeli zaś
chcesz
prowadzić życie
łatwe, wygodne i
bezmyślne,
trzymaj się z
daleka
od
chrześcijaństwa.
Jeżeli jednak
pragniesz
prowadzić życie
twórcze,
satysfakcjonujące
życie, jeżeli
porywa cię życie
przygody
służenia Bogu i
swoim bliźnim;
jeżeli chciałbyś
wyrazić swoją
wdzięczność
Temu, kto za
ciebie umarł, to
zachęcam cię,
abyś natychmiast
i bez zwłoki
oddał swoje
życie
Panu i
Zbawicielowi
Jezusowi
Chrystusowi.
Oprac.
red.
na podstawie:
John R.W. Stott,
Chrystus
i
ty,
1982.■
Copyright
©
Słowo i Życie 2017
|
|
|