Nina Hury
Kolejna
monografia
naszego
Kościoła
„Kościół
Chrystusowy w
Polsce w latach
1921-2006”
autorstwa Mirosławy
Reginy Weremiejewicz, doktora teologii
historycznej, to
najobszerniejsza -
jak dotąd -
monografia naszego
Kościoła. Jest
to publikacja
rozprawy
doktorskiej,
obronionej w 2012
roku na
Chrześcijańskiej
Akademii Teologicznej
w Warszawie. Książka
oparta jest na
bogatym materiale
archiwalnym, zarówno
archiwów
państwowych jak i
kościelnych,
wywiadach i prasie
kościelnej,
które autorka
analizuje głównie
pod kątem
międzykościelnej
działalności
Kościoła, jego
podejścia do
ekumenizmu.
Liczba
przypisów
uzmysławia, jak
bardzo obszerne są
archiwalne zasoby,
zwłaszcza z okresu
Polski Ludowej, gdy
władze państwowe
żądały
informowania i
uzgadniania
wszelkich poczynań,
z wyjazdami za
granicę i przyjazdem
zagranicznych gości
włącznie. To władze
ostatecznie
decydowały o tym,
kto może być wybrany
do zwierzchnich
organów kościelnych,
bo każda kandydatura
wymagała ich
akceptacji. Trudno
to dziś wręcz sobie
wyobrazić, że - na
przykład - Urząd ds.
Wyznań przysyła
bardzo precyzyjne
ustalenia,
co wolno, a czego
nie wolno w
kontaktach z
obcokrajowcami.
Praktycznie każda
działalność Kościoła
wymagała zezwoleń i
uzgodnień, stąd
ogrom korespondencji
Kościoła z władzami,
uwypuklającej
niekiedy zwłaszcza
problemy i sprawy
niechlubne, więc
paradoksalnie one
właśnie - a nie
zwyczajne pobożne
życie
kościelne - są
najlepiej
udokumentowane.
Wiele
z kwestii
poruszanych w tej
książce znane są mi
z autopsji.
Czytałam
dość
wnikliwie, zadając
sobie pytanie, na
ile archiwalne
zasoby oddają
faktyczny obraz
Kościoła, czy są
miarodajne?
Czołobitne telegramy
z podziękowaniem za
„wolność religijną”
nie mogły wyrażać
przecież
autentycznej
wdzięczności, były
raczej
dyplomatycznym
zabiegiem, by tej
wolności nie było
jeszcze mniej. Skoro
kopie
protokółów z obrad
synodów trzeba było
przekazywać władzy,
to
na ile
odzwierciedlały one
rzeczywistość? I nie
myślę tu o ich
fałszowaniu, co
raczej o
dostosowywaniu
treści oficjalnych
do tego,
co było akceptowalne
dla władzy. Jeśli
uwzględnić przy tym
fakt,
że przywódcze
funkcje w Kościele
oficjalnie pełnić
mogli tylko
ci, których władze
akceptowały, może to
wyjaśnia czasem
zaskakujące (i nigdy
nie zrealizowane)
pomysły liderów?
Zgromadzony
materiał
nie jest pozbawiony
nieścisłości i
przekłamań. Na
przykład, w
biogramie Nikona
Jakoniuka czytamy,
że miał
gospodarstwo rolne w
Boćkach, co nie jest
prawdą. Nikon
Jakoniuk
mieszkał w
Andryjankach (gmina
Boćki) i tam
znajdowało się jego
gospodarstwo, i
zbór, któremu
przewodniczył. Nie
jest prawdą, że
„placówkę w Bielsku
Podlaskim
przekształcono w
samodzielny zbór,
którego przełożonym
mianowano P.
Bronowickiego jun.”
- albo
pomylono
miejscowość, albo
nazwisko pastora.
„Dobro Czynić”
nigdy nie było
fundacją, tylko
kościelną agendą,
która uzyskała
status OPP. Nie
dziwi, że - przy tak
częstych zmianach -
trudno
było autorce
zachować
konsekwencję w
nazwach Kościoła. W
ogromie
przypisów trudno też
uniknąć pomyłek, na
przykład: „S. Kobus,
A
jednak w
Trójmieście...,
brak
autora,
SiŻ nr 4/1989, s.
12-13” czy „D.
Pacyniak, Światowy
Dzień
Modlitwy, SiŻ
nr 3/2006” (nie było
takiego tekstu!).
Dziwi stwierdzenie:
„Przez
następnych 16 lat
nie pojawił się
żaden oficjalny
wykaz zborów i
placówek KZCh„ (s.
204). Taki wykaz
zawsze był w biurze
kancelarii Kościoła,
był systematycznie
aktualizowany i
przekazywany
pastorom na sesjach
Kolegium Pastorów, a
od 1995 roku
stanowił oficjalny
załącznik do
zmienionego Statutu
KZCh.
Oczywiście, o
wszelkich zmianach
był też informowany
Departament
Wyznań MSWiA i tam
taki wykaz zawsze
był.
Czy
polecamy tę lekturę?
Na pewno trzeba
odnotować pojawienie
się tej
książki. Naszej
wiary raczej ona nie
zbuduje, ale wiedzę
z
pewnością poszerzy.
Ogrom
pracy,
jakiej
wymagała ta
książka, budzi
we mnie
uznanie.
Uogólnienia
i
wnioski
autorki -
niedosyt i
rozczarowanie.
Są one raczej
powierzchowne,
czasem wręcz
zaskakujące.
Ale takie
podsumowania są
zawsze mniej lub
bardziej
subiektywne,
czasem tendencyjne
i nie
musimy ich
podzielać. Trudno,
na przykład,
zgodzić się z
twierdzeniem, że
„członkowie KCh nie
wykorzystują
szansy na
poszerzenie
wiadomości z zakresu
teologii, jaką daje
Chrześcijańska
Akademia
Teologiczna”. Znam
co najmniej
dwadzieścia osób z
naszego Kościoła (w
tym autorkę!), które
tę
szansę wykorzystały
i wykorzystują.
Dziwi też
stwierdzenie: „Choć
ideą Tomasza
Campbella było
dążenie do jedności
wszystkich
chrześcijan, to ci,
którzy w naszej
ojczyźnie mienią się
być
jego współwyznawcami
i dziedzicami
w
wierze, nigdy
nie
wykazywali
szczególnych chęci
do działań
ekumenicznych”. Ideą
Ruchu Odnowy był
przecież powrót do
wiary i praktyk
apostolskiego
chrześcijaństwa, do
takiego Kościoła,
jaki znamy z Nowego
Testamentu - to
miała być droga do
jedności. Nie
rozumiem zatem,
dlaczego autorka
postrzega jako
zarzut to, że
chętnie mówimy „o
mesjanistycznym
żydostwie”, że
„dominowała chęć
ewangelizacji”,
„przekonanie, że
ewangelizowania
wymagają
wszyscy, którzy nie
należą do któregoś
Kościoła typu
baptystycznego”.
Ewangelizacji
rzeczywiście
wymagają wszyscy,
łącznie z Kościołem
Chrystusowym. I
dobrze byłoby, gdyby
ewangelizacja
dominowała, ale nie
dlatego że - jak
twierdzi autorka
- najlepiej
pojęliśmy przesłanie
Chrystusa. Bo, jak
głosi motto - jedno
z
najpopularniejszych
wśród naszych
zborów - „nie
uważamy się
za chrześcijan
lepszych od
innych, raczej
za takich,
którzy
przekonali
się, że
naśladowanie
Chrystusa to
coś więcej,
niż
porządne życie
i tradycyjna
religijność”.■
Copyright
©
Słowo i Życie 2014
|
|
|