Bronisław
Hury
Związki
partnerskie. O
co chodzi?
Od
kilku lat, co jakiś
czas w mediach robi
się głośno o związkach
partnerskich, ostatnio
za sprawą sporu wokół
ustawy dotyczącej
tej kwestii w Sejmie.
O co właściwie chodzi?
Gdy
kobieta i mężczyzna
żyją pod jednym dachem
to zwykle uważamy ich
za małżeństwo. Bywa
jednak, że małżeństwem
nie są. O takich
dawniej mówiło się, że
żyją na „kocią łapę”,
co
pochlebne nie było. Po
drugiej wojnie
światowej
nieusankcjonowanych
ślubem związków
pojawiło się więcej. W
czasie wojny rodziny
zostały rozrzucone po
świecie i często nic o
sobie nie wiedziały.
Powojenna niepewność
jutra z jednej strony
i rozluźnienie norm
moralnych z drugiej
sprzyjały praktyce
układania sobie życia
na
bieżąco. Większość
kochających się par
zawierała jednak
związek małżeński.
Zazwyczaj narzeczonym
zależało też na
ślubie kościelnym, co
w praktyce powojennej
Polski oznaczało dwa
śluby: jeden w
urzędzie stanu
cywilnego, drugi w
kościele. Często
czynili tak nawet
funkcjonariusze
partyjni, choć
oficjalnie do tego
się nie przyznawali.
W
naszym kraju
małżeństwo od wieków
było pożądanym
stanem.
Konkubinaty zdarzały
się rzadko i raczej
nie z wyboru, a
wskutek
życiowych
komplikacji.
Wyjątkiem były w XIX
wieku środowiska
artystycznej bohemy,
demonstrujące
pogardę dla
konwenansów i norm
społecznych. Dopiero
w drugiej połowie XX
wieku zaczęły
pojawiać
się pary, żyjące ze
sobą bez ślubu z
wyboru. Najczęściej
były
to pary studenckie,
akcentujące swój
sprzeciw wobec
skostniałej
ich zdaniem
tradycji. Ważniejsze
było dla nich
uczucie niż jakiś
oficjalny papier –
tak przynajmniej
mówili. Większość z
tych
związków rozpadała
się, ale niektóre
okazywały się
trwałe.
Czasem sankcjonowano
je potem ślubem, ale
jakaś ich część
pozostawała
niezalegalizowana.
Trudno orzec, jak
szerokie było to
zjawisko, statystyki
go bowiem nie
obejmowały. Dane
GUS-owskie ujęły
dopiero rok 2002,
odnotowując prawie
200 tys.
par bez ślubu, co
stanowiło 1,9 %
ogólnej liczby
gospodarstw
domowych1.
Nie
jest jasne, czy w
tej liczbie były
także homoseksualne
pary. Wcześniej
z
homoseksualizmem
mało kto realnie się
zetknął. Dopiero
przemiany
ustrojowe 1989 roku
przyniosły trendy i
tendencje, z jakimi
Zachód
zmagał się od
rewolucji
hippisowskiej roku
1968. Wraz z tak
oczekiwaną wolnością
publicznie pojawiły
się rzeczy, o
których
wcześniej co
najwyżej mówiło się
prywatnie.
Publicznie
prostytucja,
pornografia czy
homoseksualizm nie
istniały. Po
przemianach jako
pierwsze pojawiły
się pornograficzne
wydawnictwa
rzucające się w oczy
niemal w każdym
kiosku. Potem
repertuar się
poszerzał i programy
telewizyjne
„wzbogaciły się” o
wyświetlane nocą
filmy z nagością, a
język rodzimej
kinematografii stał
się więcej niż
potoczny. Po kilku
latach
Internet dopełnił
listy zachodzących
zmian, choć z
pewnością
jej definitywnie nie
zamknął.
Obnażona
intymność
W
rezultacie tych
przemian dzisiejsi
nastolatkowie w
publicznym obiegu
znajdują więcej niż
to, co należało do
tajemnej wiedzy
pokolenia
ich dziadków i
rodziców. Wiedzy, do
której dostępu broniła
bariera wieku lat
szesnastu czy nawet
osiemnastu.
Seksualność i
związana z nią erotyka
przestała być
przedmiotem
fascynacji,
stała się czymś
powszechnie dostępnym
a więc i czymś, co
łatwo
powszednieje. Jednak
próba jakiejkolwiek
reglamentacji w tej
sferze
napotyka na stanowcze
protesty pod hasłami
wolności słowa i
wolności
obywatelskich. Pod
naporem wciąż
poszerzającej swoje
terytorium
seksualności zaczęły
też migrować granice
tego, co
przyzwoite i
dopuszczalne w
publicznym obiegu.
Reklama jako pierwsza
została wzięta w jej
posiadanie. Na
początku lat
dziewięćdziesiątych o
podpaskach w reklamie
mówiło się „z
pewną taką
nieśmiałością”. Kto
dziś zawracałby sobie
głowę
takimi subtelnościami?
Tuż za reklamą poszły
programy rozrywkowe,
występy niektórych
dziennikarzy oraz
zachowania młodzieży.
Dziś
w szkołach nie
rozmawia się o
tarczach
identyfikujących
uczniów
poza szkołą czy o
skromności i
przyzwoitości ubioru,
ale o
inicjacji seksualnej
gimnazjalistów i czy
przeniesienie do innej
szkoły licealistki w
ciąży jest
uzasadnione.
To,
co dotąd było rzeczą
osobistą i intymną,
o czym publicznie
mówiło się co
najwyżej w sposób
zawoalowany lub
poetycki,
zostało obnażone i
wyciągnięte na scenę
oraz ekran. W
płciowości
człowieka, ze swej
natury fascynuje
tajemnica, niedosyt,
poszukiwanie i
odkrywanie tego, co
nieznane2.
Skoro w publicznym
obiegu znalazło się
wszystko, co
fascynować
mogło, więc
przedmiotem
zainteresowania
stało się to, co
dotąd
było skrywane. W
takiej atmosferze
zaczęły ujawniać się
i żądać
dla siebie
akceptacji i uznania
grupy z
odmiennościami w
zakresie
seksualności:
mężczyźni i kobiety
o skłonnościach
homoseksualnych.
Wynaturzenie
żąda
akceptacji
Warto
zaznaczyć, że takie
zachowania nie są
„wynalazkiem”
ostatniego
czasu. W starożytności
homoseksualizm był
znany, a w niektórych
okresach i
społecznościach
ujawniał się
szczególnie. Biblia
tego
rodzaju zachowania
nazywa grzechem, czyli
były one rozpoznane (1
M
19:1-9; 3 M 20:13; Sdz
19:22; Rz 1:18-32; 1
Kor 6:9). Nowością
jest, że to co dotąd
uważane było za godne
potępienia, za
wynaturzenie, za
wstydliwy margines,
zaczęło żądać dla
siebie
akceptacji i uznania
za normę. Dobitnym
tego przykładem jest
to, że
związki osób tej samej
płci zaczęły domagać
się oficjalnego
usankcjonowania i
przywilejów
zastrzeżonych dotąd
dla małżeństw.
Stało
się tak zapewne i
dlatego, że HIV
rozprzestrzeniający
się m.in.
drogą płciową, w
znacznym stopniu
wpłynął na
ograniczenie
rozwiązłego stylu
życia, niezależnie
od orientacji
seksualnej.
Gdy w latach
osiemdziesiątych
ubiegłego wieku
doniesienia o AIDS
stały się
alarmujące,
gwałtownie zaczęto
poszukiwać przyczyn
szerzenia się tej
choroby. Okazało
się, że oprócz
narkomanów
grupą ryzyka są
głównie prostytutki
i ich klienci oraz
środowiska
homoseksualne, a
przyczyna tkwi w
licznych i
przypadkowych
kontaktach. Na
przełomie lat
osiemdziesiątych i
dziewięćdziesiątych
media donosiły, że w
tych środowiskach
zapanowała nawet
swoista
moda „na wierność”.
Wierność w świecie
prostytucji z
oczywistych względów
była wykluczona a
przynajmniej
ograniczona do
pewnej liczby
stałych kontaktów.
Natomiast w
środowiskach
homoseksualnych
dotąd rzadko mówiło
się o stałych
związkach czy
partnerach. W
literaturze i sztuce
były wprawdzie próby
przedstawiania więzi
łączących osoby tej
samej płci
analogicznie
do uczuć między
mężczyzną i kobietą
ale na tym
podobieństwa
się kończyły. Teraz
jednak stałe związki
homoseksualne stały
się modne.
Niezależnie
od środowisk
homoseksualnych
istniały przecież
pary hetero żyjące
bez ślubu, czasem
nawet mające dzieci.
Musiały one sobie
jakoś
radzić, mimo że
prawo dawało
przywileje tylko
formalnym związkom.
Wcześniej taki stan
rzeczy traktowano
jako oczywistą
konsekwencję
odrzucenia
powszechnie
obowiązującego
prawa: Kto nie
szanuje prawa,
nie korzysta z jego
przywilejów. Gdy
jednak pary
homoseksualne
zaczęły domagać się
uznania dla siebie,
żyjące w
nieformalnych
związkach pary
hetero zażądały
uznania ich związków
za wartość
samą w sobie, a nie
za brak formalnego
usankcjonowania. I
tak oto
zaczęto żądać prawem
przewidzianych
przywilejów,
jednocześnie
to prawo ignorując.
Koncepcja
związku
partnerskiego
Powstała
więc
koncepcja związku
partnerskiego,
czyli nie opartego
na
przysiędze
małżeńskiej, ale
związanego zwykłą
umową. Taka
umowa zawierałaby
to, na co zgodzą
się obie strony. W
każdej też
chwili można by ją
wypowiedzieć i
zerwać. Tego
rodzaju partnerski
związek nabywałby
wszakże
przywilejów,
zastrzeżonych
dotąd dla
małżeństwa. Krótko
mówiąc, według tej
koncepcji obok
instytucji
małżeństwa
dopuszcza się
związek dwu osób
niezależnie od ich
płci, ale
pojęciowo i
prawnie
praktycznie się
je zrównuje.
Jakkolwiek przy
forsowaniu tej
koncepcji
argumentem
jest ułatwienie
życia parom
homoseksualnym i
nieformalnym
związkom
hetero, to
proponowane
rozwiązania idą o
wiele dalej. W
istocie
prowadzą do
obniżenia rangi
małżeństwa, a
nawet podważenia
sensu instytucji
małżeństwa. Gdyby
chodziło wyłącznie
o
ułatwienia w życiu
wspomnianych par,
to możliwości
uzyskania ich
daje już
obowiązujące
prawo, jak choćby
składane w
jednostkach
służby zdrowia
oświadczenie woli
o udzielaniu
informacji o
stanie
zdrowia wskazanej
osobie. Czyni to
przecież każdy,
niezależnie od
stanu cywilnego.Co
do innych kwestii
jakieś rozwiązania
z pewnością można
znaleźć, podobnie
jak te już
istniejące w
sprawie nadania
nazwiska ojca
nieślubnym
dzieciom i prawa
alimentacyjnego.
Małżeństwo
–
Boży zamysł
Małżeństwo
jako
związek mężczyzny
i kobiety z
pewnością jest
zamysłem
Boga: „I
stworzył Bóg
człowieka na
obraz swój. Na
obraz Boga
stworzył go.
Jako mężczyznę i
niewiastę
stworzył ich. I
błogosławił im
Bóg, i rzekł do
nich Bóg:
Rozradzajcie się
i rozmnażajcie
się,
i napełniajcie
ziemię, i
czyńcie ją sobie
poddaną;
panujcie nad
rybami morskimi
i nad ptactwem
niebios, i nad
wszelkimi
zwierzętami,
które się
poruszają po
ziemi!” (1 M
1:27-28).
„Dlatego opuści
mąż ojca swego i
matkę swoją i
złączy się z
żoną swoją, i
staną się jednym
ciałem” (1 M
2:24).
Na
kartach Biblii nie
znajdujemy żadnych
dodatkowych
szczegółowych
instrukcji odnośnie
małżeństwa. Nie ma
nawet wzmianki, że
ma być
zawierane
uroczyście. Czytamy
co najwyżej o
zawarciu małżeństwa
lub o jego
rozpadzie. Faktem
jednak jest, że
związek mężczyzny i
kobiety jest tak
ważny, że człowiek
pod każdą
szerokością
geograficzną
wytworzył dla niego
specyficzną formę
instytucji,
odróżniającą od
wszelkich innych
form swojej
aktywności.
Niezależnie więc od
kultury czy religii,
małżeństwo na
przestrzeni wieków i
na całym obszarze
naszej planety
cieszyło się
uznaniem, cechowało
trwałością i
otaczane było
szczególnymi
względami i
przywilejami. Jak
wszystko na ziemi
bywa niedoskonałe,
tak i trwałość
małżeństwa okazywała
się ułomna.
Niezmienna
była
jednak
sama idea
małżeństwa -
jako trwały,
wyłączny i
dozgonny
związek
mężczyzny i
kobiety.
Ta idea wynika z
uwarunkowań
biologicznych,
psychicznych i
duchowych
człowieka.
Znalazła
odzwierciedlenie w
kulturze, obyczaju
i
systemach
religijnych.
Biblia wyjaśnia,
że taki był zamysł
Stwórcy wobec
człowieka. Pan Bóg
przywołuje więzi
między
małżonkami jako
ilustrację relacji
Boga z człowiekiem
(Ef
5:21-33).
Podważając tę ideę
małżeństwa,
kruszymy także
wzorzec i standard
dla ludzkich
zachowań.
Niszczymy to, co
Bóg nosi
w swoim sercu
wobec nas, wzorzec
naszej więzi z
Bogiem, do jakiej
moglibyśmy
tęsknić.
Nie
tylko spór
polityczny
Cywilizacja
Zachodu
wyrasta z myśli
judeochrześcijańskiej,
a kultura i
dorobek
cywilizacyjny
świata antycznego
stał się
czynnikiem
transmisyjnym
przekazu
biblijnego. Tu nie
chodzi o jakieś
ułatwienia dla
kogokolwiek. To
nie jest tylko
spór polityczny.
Tu chodzi o
głęboki
konflikt o
charakterze
cywilizacyjnym i
duchowym. Chodzi o
odcięcie
Zachodu od
judeochrześcijańskich
korzeni, o
odrzucenie
kotwicy,
jaką są biblijne
normy moralne.
Alternatywą zaś
jest swobodny
dryf w ateistyczny
egzystencjalizm.
Temu też służy
cała dziedzina
nauk społecznych,
zwana gender
studies,
skupiająca się na
kulturowych i
społecznych
procesach
konstruowania norm
męskości i
kobiecości,
internalizacji
owych
norm oraz
społecznych
konsekwencji ich
obowiązywania3.
Nie po darmo Pan
Jezus stawia
pytanie: „Tylko,
czy Syn Człowieczy
znajdzie wiarę na
ziemi, gdy
przyjdzie?” (Łk
18:7-8).
Chrześcijanie
niewątpliwie swoje
przekonania czerpią i
opierają na Piśmie
Świętym, również w
kwestii małżeństwa.
Ale przecież nikt -
niezależnie od
przekonań religijnych
i światopoglądowych -
nie
jest w stanie podważyć
roli małżeństwa w
wychowaniu następnych
pokoleń, wręcz
przetrwaniu narodu.
Nie jest to więc
stanowisko
dyktowane względami
religijnymi., a raczej
to płynące z Biblii
przesłanie okazuje się
kluczowe dla
człowieka.
Trzeba
też odróżnić
dyskryminację od
zwykłej uciążliwości
życia,
wynikającej z samego
bytowania na ziemi i
konieczności
stawienia
czoła odmienności
poglądów
otaczających nas
ludzi. Jeśli
małżeństwo zachowa
swój uznany status,
to każda para
wybierająca
związek nieformalny
musi się liczyć z
tym, że jej status
nie
będzie cieszył się
tak wysokim
uznaniem. Bo też
każda para, nie
będąca małżeństwem,
nie ponosi trudu
zachowania trwałości
małżeństwa, a gdy
ono się jednak
rozpada, nie boryka
się z całą
procedurą rozwodu.
Ta procedura została
ustanowiona właśnie
po
to, by związek
małżeński
podtrzymać, a nie
szybko rozwiązać.
Jeśli więc byłoby
dopuszczone
zalegalizowanie
związku
partnerskiego zwykłą
umową i co za tym
idzie zrównanie go w
przywilejach z
małżeństwami, to te
ostatnie zasadnie
poczują się
dyskryminowane.
Dziś
jeszcze nie myśli
się powszechnie, że
para planowo
zamieszkuje ze
sobą przelotnie, a
umowę spisuje co
najwyżej tak, jak
czyni się
przy najmie
mieszkania. Czy tak
właśnie nie stanie
się za parę
lat, nikt gwarancji
nie da. Przeciwnie,
obserwuje się ku
temu
dążenia. Przykładem
mogą być doniesienia
z Brazylii o
zarejestrowaniu
trójkąta dwóch
kobiet i jednego
mężczyzny, jako
związku
partnerskiego.
Świeckie media
odnosiły się do tego
faktu
wielce przychylnie4.
Komentujący go troje
profesorów filozofii
i etyki nie widziało
w
tym nic
niestosownego ani
nieetycznego, wręcz
przeciwnie –
oceniali to nader
przychylnie5.
Brazylia to przecież
chrześcijański krąg
kulturowy, w którym
poligamia od niemal
dwóch tysiącleci
była nieobecna.
Teraz nagle
okazuje się, że
luźnemu
poligamicznemu
związkowi
przyklaskują
intelektualne
autorytety. Czy z
naszą cywilizacją
nie dzieje się
coś niepokojącego?
Badanie
wskazują, że
monogamia nie jest
wyłącznie
chrześcijańskim
postulatem. Jest
naturalnym sposobem
bytowania
najprymitywniejszych
nawet ludów, gdzie
moralność nie
wypływa ze
znajomości Biblii.
Poligamia zaś
pojawiała się wtedy,
gdy warunki życia
stawały się
lżejsze i uwaga
człowieka nie
musiała być skupiona
na
okolicznościach
życia. Z
wielożeństwa
korzystali tylko
zamożniejsi
mężczyźni, a systemy
religijne jakoś to
sankcjonowały6.
Przez wieki Zachód
cieszył się rosnącym
dobrobytem, ale to
nie prowadziło do
poligamii.
Wyniesione z
chrześcijaństwa
moralne zasady
hamowały dotąd tego
rodzaju zapędy, choć
od Oświecenia Zachód
konsekwentnie
odchodzi od
chrześcijaństwa.
Bez
wątpienia sama
instytucja małżeństwa
nie czyni go trwałym.
To
raczej wyobrażenie,
czym małżeństwo jest,
zaowocowało kulturową
jego oprawą i prawnym
obudowaniem. Podobnie
usankcjonowanie
związku
partnerskiego zwykłą
umową jest przejawem
wyobrażenia, czym taki
związek jest, nie zaś
dążeniem do zniesienia
dyskryminacji
kogokolwiek.
Zachować
Boże standardy
Zasadne
jest więc pytanie: Co
chrześcijanie mają
myśleć i jak się
zachować wobec presji
i oskarżeń środowisk
liberalnych, że
odmawiamy parom bez
ślubu i
homoseksualistom prawa
do życia tak jak
chcą?
Opowiadając
się za utrzymaniem
tradycyjnego statusu
małżeństwa, nie
zabraniamy komukolwiek
żyć jak chce. Pan Bóg
pozwala wszystkim nam
grzesznikom żyć na
ziemi i wszystkich
jednakowo obdarza
swoim
błogosławieństwem (Mt
5:45). Także nazywając
grzech grzechem,
Bóg pozostaje wobec
wszystkich nas
dobrotliwym Ojcem,
pragnącym
naszego dobra. Tak
więc i my mamy
postępować podobnie.
Nie należy
mylić pojęć. Mamy
okazywać szacunek i
przychylność każdemu.
Niedopuszczalne jest
napastliwe traktowanie
czy poniżanie
kogokolwiek z racji
jego skłonności
homoseksualnych. Obce
nam są
hasła i zachowania
środowisk skrajnie
prawicowych i
nacjonalistycznych. W
wymiarze społecznym ma
się to przejawiać w
możliwie najszerszym
dostępie do wszelkich
życiowych udogodnień
dla każdego,
niezależnie od statusu
społecznego czy
orientacji
seksualnej. Te kwestie
da się rozwiązać w
cywilizowany sposób na
wiele sposobów,
niekoniecznie
„majstrując” przy
ustawach
dotyczących małżeństwa
i rodziny. Żyjących
zaś ze sobą
homoseksualistów czy
pary hetero bez ślubu
nie trzeba koniecznie
uszczęśliwiać
zrównywaniem ich
statusu z
małżeństwami.
Wystarczy sporządzić
listę spraw i je
niezwłocznie
rozwiązać.
Nie ma potrzeby
zamazywania granic
między tym, co
społecznie
pożądane i otaczane
opieką państwa, a tym
co jest po prostu
przejawem życia. Nie
możemy także ani w
nauczaniu, ani w
praktyce
umniejszać roli
małżeństwa, nawet
gdyby status
małżeństwa w
ustawodawstwie
państwowym został
sprowadzony wyłącznie
do
partnerskiej umowy.
Mamy
pozostać wierni
biblijnemu nauczaniu.
Sposób zawierania
małżeństw
uwarunkowany jest
kulturowymi i
obyczajowymi
względami. Ceremonie
ich zawierania mogą
być najprostsze i
sprowadzone do
podpisania
zwykłej umowy, ale dla
naśladowców Chrystusa
jego biblijna treść
pozostaje niezmienna.
W tej kwestii nie
zewnętrzny przepis,
ale Boże
Słowo jest dla nas
podstawą. Wierność
Bożym standardom
zawsze
owocuje
błogosławieństwem.
Zabiegajmy więc w
naszych modlitwach i
codziennym życiu, by
nasze małżeństwa nam
samym dobrze służyły,
by były ostoją pokoju
i radości, stanowiły
fundament zdrowych
rodzin i stawały się
dobrym świadectwem
niezależnie od
panujących
w świecie trendów.■
-
http://www.sgh.waw.pl/zaklady/zahziaw/ozakl/publikacje/art%20kul.PDF
(str.104)
-
http://kosmos.icm.edu.pl/PDF/2003/5.pdf
-
http://pl.wikipedia.org/wiki/Gender_studies
-
http://wyborcza.pl/1,75477,12383067,Trojkat_jako_zwiazek_partnerski___oficjalnie_zarejestrowany.html
-
http://wyborcza.pl/1,86676,12394689,Zalegalizowany_trojkat_to_koniec_hipokryzji___OPINIE_.html?
-
http://pl.wikipedia.org/wiki/Ma%C5%82%C5%BCe%C5%84stwo_%28instytucja_spo%C5%82eczna%29
-
http://pl.wikipedia.org/wiki/Poligamia