Ward
Patterson
KRYZYS
UCZCIWOŚCI
Zanim
narrator Księgi Rodzaju
opuści rodzinę Jakuba, aby
śledzić losy
Józefa w Egipcie, przywołuje
pewne istotne zdarzenia z
życia Judy,
jednego z synów Jakuba i
Lei. Rzucają one nieco
światła na zalety
i wady człowieka, od którego
pochodzić będą wielcy
królowie, a
zwłaszcza Król królów -
Jezus. Wydarzenia opisane w
38. rozdziale
Księgi Rodzaju, chociaż
ukazują Judę w niekorzystnym
świetle,
służą jako tło, na którym
możemy oglądać
opatrznościowe
prowadzenie Boże. Wyrywa On
mianowicie ród Izraela z
zepsucia
panującego w Kanaanie i
przenosi go do bezpiecznej
przystani w
Egipcie, gdzie przez pewien
czas Izraelici cieszyli się
wielkimi
względami.
Kryzys
uczciwości w Kanaanie
Juda
ożenił się z Kananejką.
Pierwszy syn z tego wysoce
niepożądanego
związku był tak złym
człowiekiem, że Bóg
zakończył jego
życie. Zgodnie ze
starożytnym obyczajem,
kolejny syn miał
obowiązek poślubić żonę
swojego zmarłego bezdzietnie
brata. Ich
pierwszego syna uznawano za
dziecko zmarłego, aby w ten
sposób
uchronić ród przed
wygaśnięciem. Lecz drugi syn
Judy nie
zamierzał przysparzać
potomka swemu bratu. Chciał,
aby tylko jego
dzieci miały prawo do
rodzinnego spadku. To
wykroczenie przeciwko
zasadom braterskim i
rodzinnym było powodem, dla
którego Bóg
usunął z ziemi także jego.
Juda
kazał wówczas owdowiałej
synowej, która nazywała się
Tamar, by
wróciła do domu swego ojca.
Przyrzekł, że jego trzeci
syn Szela
wypełni rodzinne
zobowiązania, gdy dorośnie.
Tamar czekała i
obserwowała sytuację, dopóki
nie przekonała się, że Juda
zlekceważył swoje
przyrzeczenie. Rozumiemy to,
że nie kwapił się
go zrealizować. Dwaj jego
synowie nie żyli i być może
uważał,
że Tamar ma z tym coś
wspólnego. Chociaż w obydwu
przypadkach to
oni ponosili całą winę, Juda
mógł równie dobrze obarczać
nią
Tamar. Z drugiej strony, być
może nawet zamierzał
dotrzymać
słowa, ale cała ta sprawa po
prostu nie miała dla niego
takiego
znaczenia jak dla niej.
Ojciec nieraz bardzo wolno
uświadamia sobie,
że jego syn jest już
dorosły.
Gdy
Tamar uznała, że Juda nie
zamierza spełnić swojej
obietnicy,
obmyśliła podstęp, który
miał wyjawić jego
dwulicowość (1 M
38:12-30). Przebrała się za
nierządnicę i usiadła przy
drodze,
którą miał podróżować Juda.
Ulegając żądzy, wpadł w
zastawioną pułapkę. Ponieważ
Tamar nosiła zasłonę jak
ówczesne
prostytutki, nie wiedział,
że była to jego synowa. Jako
zapłatę
obiecał posłać jej koźlątko
ze swojego stada. Tamar -
sprawiając
wrażenie twardej kobiety
interesów - chciała
gwarancji, że Juda
spłaci dług. Dał jej więc w
zastaw swój pierścień,
bransolety
oraz laskę. Ówczesny obyczaj
noszenia zasłony umożliwił
Tamar
ukrycie twarzy przez cały
ten czas.
Po
zbliżeniu z Judą Tamar
wróciła do domu swojego
ojca, zdjęła
strój prostytutki i ponownie
założyła wdowie szaty. Juda,
chcąc
być słowny, posłał
przyjaciela, by uiścił
nierządnicy jego
dług, lecz ten nie mógł jej
znaleźć.
Gdy
po pewnym czasie wyszło na
jaw, że Tamar spodziewa się
dziecka,
Juda był święcie oburzony
Zażądał, aby spalono ją
żywcem. Lub
też domagał się, by spalono
ją po ukamienowaniu na
śmierć -
taką właśnie karę wymierzano
nieraz w późniejszych
czasach.
Świadczy to również o tym,
że ten, kto był głową
rodziny, miał
nad swoimi domownikami
władzę życia i śmierci.
Kiedy
prowadzono Tamar na
stracenie, wyjawiła, kim
jest ojciec jej dziecka
- był nim właściciel
pierścienia, bransolet
oraz laski. Musiała
to być dla Judy
upokarzająca chwila.
Zamierzał zabić Tamar za
wykroczenie, którego sam
się dopuścił. Jego
wcześniejsze,
niegodne ojca postępowanie
względem synowej również
wyszło na
jaw. Przyrzekł przecież
dać ją za żonę Szeli,
swemu żyjącemu
synowi, ale nie dotrzymał
słowa. Wskutek podstępu
Tamar on sam był
ojcem jej dziecka. Uznał
swój grzech, mówiąc: „Ona
jest
sprawiedliwsza niż ja, bo
nie dałem jej synowi memu,
Szeli” (1 M
38:26).
Zdarzenie
to ilustruje nie tylko
obłudę Judy i jego niską
moralność, lecz
także rzuca światło na
zagrożenia, jakie niosły
małżeństwa
mieszane z Kananejczykami.
Wkrótce przekonamy się, że
Bóg
uchronił swój lud przed
tym niebezpieczeństwem,
wyprowadzając go
na kilka stuleci do
Egiptu. Tam ukształtował
go w mocny naród,
który polega na Bogu.
Nie
uprzedzajmy jednak rozwoju
wypadków. Owocem dziwnego
związku Judy i
Tamar byli bliźniacy -
Peres i Zerach. Z linii
Peresa pochodzić
będzie Józef, mąż Marii
(Mt 1:3). Jeśli Łukasz
prześledził
rodowód Marii, wiedział,
że i ona wywodziła się z
tego rodu (Łk
3:33). Nawet w tak ohydnym
i grzesznym związku kryje
się przebłysk
ostatecznego Bożego
zwycięstwa nad grzechem za
pośrednictwem Jego
Syna Jednorodzonego.
Kryzys
uczciwości w Egipcie
Tymczasem
w Egipcie Józef, syn Jakuba,
przeżywał własny kryzys
uczciwości.
W przeciwieństwie do swego
brata Judy, przeszedł ten
kryzys z
godnością i honorem.
Po
przyjeździe do Egiptu
kupcy z karawany wiozącej
wonności sprzedali
Józefa Potyfarowi, dowódcy
straży przybocznej
faraona. „Bóg
obficie błogosławił
Józefowi w domu jego pana
i powodziło mu się
we wszystkim” (1 M 39:2
LB). Potyfar zaczął tak
dalece ufać
młodemu cudzoziemcowi, że
powierzył mu zarządzanie
wszystkimi
swoimi sprawami (1 M
39:3-6).
Wysokie
stanowisko Potyfara
wymagało najwyraźniej, aby
przebywał wiele
poza domem. Przystojny,
zdolny, inteligentny
zarządca interesów
męża wpadł w oko jego
osamotnionej żonie.
Józef
miał zapewne dwadzieścia
kilka lat, gdy
zaproponowała mu, żeby
się z nią przespał.
Pamiętając o zaufaniu,
jakim obdarzał go
Potyfar, Józef odmówił.
Jasno zdawał sobie sprawę
z tego, że
byłoby to nikczemnością
zarówno w stosunku do
ufającego mu pana,
jak i wobec Boga (1 M
39:7-9).
Żona
Potyfara łatwo się jednak
nie zrażała. Odmowa Józefa
podsyciła
tylko jej pożądanie.
Narzucała mu się dzień po
dniu, a on stale
odmawiał. Chociaż ze
wszystkich sił starał się
schodzić jej z
drogi, stale znajdowała
sposobność, by zaprosić go
do swego łoża
(1 M 39:10).
Nadszedł
dzień, gdy w całym domu
nie było nikogo oprócz ich
dwojga. Po raz
kolejny żądając, by się z
nią przespał, żona
Potyfara
przyciągnęła Józefa do
siebie. Bez wątpienia
starała się wydać
uwodzicielska, użyła
pachnideł i kosmetyków, z
których słynął
Egipt. Józef uciekł, by
ocalić życie, a raczej
własną duszę.
Gdy wyrwał się z jej
objęć, w ręku został jej
jego płaszcz (1
M 39:11-12).
Żona
Potyfara czuła się
odrzucona, wzgardzona i
znieważona. Jej żądza
przerodziła się w
nienawiść. Dyszała teraz
chęcią perfidnej
zemsty równie mocno, jak
mocno pragnęła seksu. Być
może obawiała
się, że Józef wyjawi jej
mężowi, jak niewierną ma
żonę.
W
odwecie wydała krzyk
zdolny zmrozić krew w
żyłach, na którego
dźwięk zbiegli się
służący. Odgrywając z
dramatycznym oddaniem
atak histerii,
opowiedziała zdumionym
słuchaczom sfabrykowaną
historyjkę. Oskarżyła
Józefa o to, że próbował
ją uwieść
czy zgwałcić i dopiero jej
krzyki go odstraszyły.
Płaszcz był
dla oskarżenia „dowodem
numer 1” (1 M 39:13-15).
Chociaż
służący dobrze przyjęli
przedstawienie „wiernej
żony”, to
jej mąż był tym widzem,
który naprawdę się liczy.
Odegrała
przed nim swoją rolę
jeszcze lepiej niż przed
służbą. Zdążyła
już nabrać aktorskiej
swady.
„
Ten
hebrajski niewolnik,
którego tu sprowadziłeś -
oświadczyła -
usiłował mnie zgwałcić i
tylko moje krzyki mnie
ocaliły.
Uciekł, a tu jest jego
płaszcz!” (1 M 39:16-18
LB). Starannie
wyreżyserowane
przedstawienie przyniosło
pożądany skutek. Potyfar
wpadł we wściekłość, a
Józef trafił do więzienia
(1 M
39:19-20).
Pomimo
swojej furii Potyfar
potraktował Józefa dość
łagodnie. Zapewne
mógł kazać go zbić na
śmierć. Według egipskiego
prawa, za
usiłowanie cudzołóstwa
należała się kara co
najmniej tysiąca
razów. Może Potyfar znał
swoją żonę lepiej, niż to
okazywał.
W
każdym razie Bóg wciąż
działał. „Pan był z
Józefem i
sprawił, że zjednał sobie
przychylność i zapewnił
sobie
życzliwość przełożonego
więzienia” (1 M 39:21).
Wkrótce Boża
łaska dla Józefa
przyniosła w więzieniu
faraona rezultaty równie
przełomowe jak w domu
Potyfara. Józefowi
powierzono zarządzanie
całą administracją
więzienną (1 M 39:22-23).
Uczciwość
sprawiła, że Józef trafił
z pałacu prosto do
więzienia.
Oceniając to wedle
świeckich miar, można by
sądzić, że popełnił
błąd, nie ulegając
seksualnej pokusie.
Tymczasem było wręcz
przeciwnie, a Bóg
przygotowywał go do czegoś
dużo lepszego. Józef
nie musiał wyrzekać się
uczciwości dla zysku,
„gdyż Pan był z
nim i sprawił, że
szczęściło mu się we
wszystkim, cokolwiek
czynił” (1 M 39:23).
Z
więzienia do władzy
W
młodości Józef z powodu
swoich snów naraził się
rodzinie. Teraz
sny wyniosły go z więziennej
celi na wysokie stanowisko w
rządzie
faraona.
Podczaszy
faraona i jego główny
piekarz popadli w niełaskę
u władcy i
zostali wtrąceni do tego
samego wiezienia, którego
nadzorcą był
Józef. Pewnej nocy obaj
mieli sen. Byli nim tak
zmartwieni, że
kiedy Józef mijał ich
następnego ranka, zauważył
ich zgnębione
twarze. Narzekali, że nie
mają pod ręką wróżbitów,
którzy
znaleźliby wyjaśnienie
tych snów, lecz Józef
oświadczył:
„Wyjaśnianie snów należy
do Boga” (1 M 40:8 LB).
Na
prośbę Józefa podczaszy
opowiedział swój sen.
Józef dał mu
bardzo korzystną
wykładnię. Za trzy dni
jego los się odmieni i
podczaszy powróci na swoje
stanowisko na dworze
faraona (1 M
40:9-13). Przełożony
piekarzy, najwidoczniej
zachęcony pozytywną
wykładnią snu kolegi,
opowiedział Józefowi
własny. Jego
interpretacja nie była
jednakże tak korzystna.
Podczaszy uniesie
głowę wysoko, uzyskawszy
ułaskawienie, lecz piekarz
uniesie swoją
tylko dla potrzeb
egzekucji (1 M 40:16-19).
Wszystko
wydarzyło się zgodnie z
tym, co Bóg wyjawił za
pośrednictwem
Józefa (1 M 40:20-22).
Józef prosił podczaszego,
by wstawił się
za nim, gdy wróci na dwór,
ten jednak zapomniał o
cudzoziemcu
poznanym w więzieniu (1 M
40:14-15.23).
Minęły
dwa długie lata i nic nie
zapowiadało ułaskawienia.
Józef miał
powód, by czuć się
zniechęcony. Czy
codziennie wypatrywał i
nasłuchiwał wieści z
pałacu faraona? Czy dzień
po dniu czuł
zawód, ponieważ zmiana nie
nadeszła? Czy gniewał się
na
człowieka, któremu pomógł,
a który miał tak słabą
pamięć?
Nawet jeżeli tak było, to
nic o tym nie wiemy. Zapis
biblijny nie
zawiera wskazówek
świadczących o tym, by
Józef pogrążył się w
depresji. Józef wiedział,
że Bóg o nim nie
zapomniał, nawet
jeśli ludzie pozapominali.
Po prostu czekał na Jego
opatrznościowe
działanie.
Wreszcie
Bóg ożywił pamięć
podczaszego i stworzył
sytuację, która
przyniosła Józefowi
wolność. Otóż faraon miał
dwa niepokojące
sny (1 M 41:1-8). Żaden z
mędrców na usługach władcy
nie
potrafił ich wyjaśnić. W
końcu otworzyła się jakaś
szczelina w
pamięci podczaszego (1 M
41:9-13). Opowiedział
faraonowi o snach,
jakie obaj z piekarzem
mieli w więzieniu, o
spotkaniu z
Hebrajczykiem, który je
wytłumaczył, oraz o
spełnieniu się jego
wykładni.
Kiedy
faraon dowiedział się, że
specjalista od snów
znajduje się w tak
nieoczekiwanym miejscu,
natychmiast po niego
posłał (1 M 41:14).
Niewątpliwie Józef był rad
z kąpieli, golenia i
czystych szat,
jakie przygotowano mu na
audiencję u najwyższego
władcy tego
kraju. Z pewnością
opuszczał więzienie z
pieśnią w sercu i
słowami wdzięczności na
ustach. Zapewne ogarnął go
zachwyt na
widok pałacu faraona,
potężnych, niebosiężnych
kolumn, wysokich
sklepień i bogato
przyozdobionych wejść.
Mijał ogromne bramy,
otoczony szeregiem straży,
aż stanął przed
człowiekiem, który
dzierżył w swych dłoniach
potęgę wielkiego Egiptu.
Jeśli nawet
ogarnęła go trwoga, nic o
tym nie wiemy.
Faraon
od razu przeszedł do
rzeczy: „Miałem sen, a nie
ma nikogo, kto by
go wyłożył, ale o tobie
słyszałem, że gdy
usłyszysz sen,
umiesz go wyłożyć”. Józef
odpowiedział, oddając
chwałę
Bogu: „Nie w mojej to
mocy, lecz Bóg udzieli
faraonowi pomyślnej
odpowiedzi” (1 M
41:15,16).
Sny
były dwa, ale miały jedno
i to samo znaczenie. W
pierwszym śnie z
rzeki wyszło siedem
tłustych, zdrowych krów,
które zostały
pożarte przez siedem
chudych krów. W drugim
śnie siedem pełnych,
zdrowych kłosów zboża
zostało pochłoniętych
przez siedem
wyschniętych kłosów (1 M
41:17-24).
Znaczenie
tych snów było zupełnie
czytelne dla Józefa,
którego prowadził
Bóg. W Egipcie nastąpi
siedem lat dostatku, a po
nich przyjdzie
siedem lat głodu (1 M
41:25-32).
Józef
nie tylko podał wykładnię
snów faraona, lecz także
zaproponował
podjęcie konkretnych
działań, jakie się w
związku z tym
nasuwały. Poradził, by
faraon mianował zarządcę,
który
pokieruje przygotowaniami
na czas głodu. Należało
powołać urząd,
który będzie nadzorować
rządowe spichrze i
gromadzić jedną
piątą ziarna zebranego w
ciągu siedmiu lat urodzaju
(1 M
41:33-36).
Faraon
uznał to za rozsądne i
natychmiast zaczął w myśli
przesiewać
kandydatów na nowe
stanowisko ministra
rolnictwa. Patrząc na
Józefa, powiedział sobie:
„Czy moglibyśmy znaleźć
innego męża,
który miałby ducha Bożego
tak jak ten?" (Rdz 41:38).
Im
więcej o tym myślał, tym
bardziej się do tego
przekonywał.
Zwrócił się do Józefa:
„Skoro Bóg oznajmił ci to
wszystko,
nie ma nikogo, kto by był
tak rozsądny i mądry jak
ty. Ty będziesz
zarządzał domem moim, a do
poleceń twoich będzie się
stosował
cały lud mój, tylko tronem
będę większy od ciebie”
(Rdz
41:39-40).
Władca
natychmiast przekazał
Józefowi oznaki wysokiego
urzędu, na który
go powołał. Józef otrzymał
królewski pierścień
faraona z
kartuszem otaczającym
imiona władcy. Włożono mu
na szyję złoty
łańcuch i posłano do
królewskiej szwalni po
szaty ze szlachetnego
lnu. Otrzymał też powóz i
sługę, który ogłaszał
wszystkim, że
jest ważną osobistością.
Ciekawe,
czy Józef chociaż raz
uszczypnął się, aby
sprawdzić, czy nie
śni? Względy faraona
otwierały przed nim
niezliczone możliwości.
Faraon nadał też Józefowi
nowe imię -
Safenat-Paneach, „ten,
który zapewnia pokarm
życia”. Wszędzie, gdzie
Józef się udał,
kłaniano mu się z
szacunkiem i bezzwłocznie
wykonywano jego
polecenia. Dla
trzydziestolatka, który
przez siedemnaście lat był
pasterzem, przez mniej
więcej dziesięć lat
niewolnikiem, a przez
trzy lata więźniem, tak
wielkie wyniesienie
musiało być czymś
oszałamiająco wspaniałym.
Człowiek
mniejszego formatu mógłby
nie poradzić sobie z
udźwignięciem tak
gwałtownego wzrostu swojej
pozycji. Z niewolnika
Józef został
wyniesiony do rangi
wielkorządcy, który
ustępował znaczeniem
jedynie faraonowi. W
jednej chwili niczym z
katapulty przerzucony z
więzienia do pałacu, Józef
stwierdził, że dysponuje
władzą o
jakiej inni marzą i dla
której gotowi są na śmierć
(Rdz
41:40-41).
Faraon
nie tylko podarował
Józefowi powóz z
królewskiej zajezdni, lecz
także dał mu żonę z
królewskiej puli (Rdz
41:45). W królewskim
łańcuchu na szyi,
znamionującym jego wysokie
stanowisko, z
pierścieniem na palcu
oznaczającym jego władzę,
odziany w
królewski len, który
podkreślał jego rangę,
przystąpił teraz
Józef do zadania, jakim
było przygotowanie kraju
na nadejście
głodu (Rdz 41:46-49).
Józef
dowiódł, że w pełni
zasługuje na zaufanie,
jakim obdarzył go
faraon. W latach urodzaju
gromadził i zbierał, aż
stracono rachubę
od nadmiaru. Codziennie
Józef dźwigał wielką
odpowiedzialność.
Poza uczciwością musiał
odznaczać się
umiejętnościami
kierowniczymi wysokiej
klasy.
Kiedy
na świat przyszedł jego
pierwszy syn, Józef dał mu
na imię
Manasses, „pozwalający
zapomnieć”. Podkreślił
przez to, w jak
nadzwyczajny sposób Bóg
wynagrodził mu utratę
rodziny i wolności.
Drugi syn, Efraim, został
nazwany „pożytecznym” w
podzięce za
Boże błogosławieństwo - za
to, że Bóg uczynił Józefa
pożytecznym na obcej ziemi
(Rdz 41:50-52).
Po
upływie siedmiu
urodzajnych lat Egipt był
należycie przygotowany
na czas głodu. Urzędnicy
bacznie obserwowali
wodowskaz na Nilu w
Asuanie, sprawdzając stale
poziom tej wielkiej rzeki,
od której w
tak ogromnym stopniu
zależał los Egiptu.
Nadszedł dzień, bo
nadejść musiał, gdy
stwierdzono, że stan rzeki
przestał podnosić
się tak, jak powinien. Bóg
ograniczył opady w górach,
z których
Nil czerpie swoje wody.
Józef, który dotychczas
odpowiadał za
gromadzenie i
przechowywanie żywności,
teraz nadzorował jej
wydzielanie. Nadzorował
również dystrybucję racji
żywnościowych,
które chcieli kupić
Egipcjanie i cudzoziemcy.
Kontrolując dostęp
do żywności w czasie
największego głodu, Józef
miał władzę
życia i śmierci nad
każdym, kto się do niego
zwrócił. Miarą
jego ufności do Boga jest
to, że taka władza go nie
skorumpowała
(Rdz 41:53-57).
Na
uwagę zasługuje fakt, że
niezależnie od
okoliczności, w jakich
się znalazł, Józef nigdy
nie przestał myśleć o Bogu
ani mówić
o Nim. Podczas
konfrontacji z zepsutą
kobietą mówił o Bogu (Rdz
39:9), będąc w więzieniu,
mówił o Bogu (Rdz 41:16),
na dworze
faraona mówił o Bogu (Rdz
41:16) i później, wśród
braci,
również mówił o Bogu (Rdz
42:18; 45:5-8)
Tych
słów Józef nie wypowiadał
dopiero po namyśle. To był
jego
odruch. Józef wyznawał
Boga nie tylko ustami,
lecz także swoim
spolegliwym i szlachetnym
życiem. Nic dziwnego, że
jego kryzysy
obracały się w zwycięstwa.
*****
Na
przykładzie tych dwóch
ludzi, Judy i Józefa,
widzimy odmienne
podejście do uczciwości.
Juda, zapominalski i
niemoralny, nie
dotrzymywał słowa. Przeżył
upokorzenie, gdy prawda o
jego
postępowaniu wyszła na jaw.
Dla odmiany, Józef był
szczery i
uczciwy. Ufał Bogu bez
względu na to, co go w życiu
spotykało.
Wszędzie, gdzie się znalazł,
Bóg mu błogosławił. Jego
życie
było pełne najokrutniejszych
rozczarowań, lecz on
wiedział, że
przez wszystkie te odmiany
losu Bóg działa dla jego
dobra.
Podejście
Józefa do życia polegało
na tym, że bez względu na
okoliczności
był zawsze wierny Bogu.
Odmówił pójścia na
ustępstwa dla
osobistej przyjemności czy
korzyści. Wiedział, że
grzech
cudzołóstwa z żoną jego
pana jest grzechem nie
tylko przeciwko
człowiekowi, który był
jego przyjacielem i
dobroczyńcą, lecz
także obrazą dla Boga.
Zdawał sobie sprawę, że
mądrość w
kwestii interpretacji
snów, jaką posiadł,
pochodzi od Niego. To
Bóg zsyłał te sny, On
dawał ich wykładnię i On
urzeczywistniał
ją dla dobra Józefa. Józef
był równie uczciwy na
wysokim
stanowisku jak wtedy, gdy
znajdował się na samym
dnie. Nie można
się było spodziewać, że
wykorzysta swoje
powodzenie i władzę
dla osiągnięcia osobistych
korzyści, tak jak był
nieskory do
walki o własną korzyść
wówczas, gdy nie miał nic.
Jakże bardzo
potrzebujemy mężczyzn i
kobiet takich jak Józef w
życiu
publicznym, na wszystkich
stanowiskach w
społeczeństwie, z którymi
wiąże się odpowiedzialność
- ludzi nieprzekupnych,
którzy nie
pójdą na ustępstwa w
kwestiach uczciwości,
cokolwiek się zdarzy!
Józef
nie był wyznawcą etyki
sytuacyjnej. Był wyznawcą
Boga, który
osądza każdego człowieka w
świetle sprawiedliwości i
prawdy.
Gdybyśmy szukali osoby,
która miała wszelkie
podstawy, żeby
usprawiedliwić swój bunt,
rozgoryczenie i urazę,
byłby to właśnie
Józef. A mimo to
wszystkich ujmowało jego
zachowanie, emanujące
szczególnego rodzaju
szlachetnością, oraz siła
jego charakteru.
Z
kryzysami uczciwości
mierzymy się codziennie.
Opowiadamy się wtedy
albo po stronie Boga, albo
po stronie ludzi. Obyśmy
wyciągnęli
wnioski z tego, jak Bóg
kochał Józefa i troszczył
się o niego.
Fragment
z: Ward Patterson, "Kryzys
– Boża odpowiedź. Jak
odnaleźć
nadzieję w niepewnych
czasach", Chrześcijański
Instytut
Biblijny, Warszawa 2010.
Wykorzystano za
pozwoleniem wydawcy.■
Copyright
©
Słowo i Życie 2010