Boże Narodzenie


Marian Biernacki

Świętować czy nie?

W szerokim kręgu wpływów kultury chrześcijańskiej grudzień wiąże się ze świętami upamiętniającymi narodzenie Jezusa Chrystusa, zwanymi potocznie Bożym Narodzeniem. Dla chrześcijan, czyli naśladowców Chrystusa, dzień 25 grudnia jest więc dniem uroczystym i wyjątkowym. Bo jeśli nawet ktoś nie przykłada żadnej wagi do własnych urodzin, to przecież z wdzięcznością w sercu pamięta i chętnie wspomina dzień narodzin Zbawiciela świata, naszego ukochanego Pana, a zarazem najlepszego Przyjaciela - Jezusa Chrystusa.

Mamy przynajmniej dwa powody, dla których z radością oczekujemy na ten dzień i godnie przeżywamy to grudniowe święto. Po pierwsze, niezależnie od tego, kiedy to dokładnie się stało, jest to kolejna rocznica narodzin Chrystusa. Fakt, że Go kochamy, respektujemy i uwielbiamy, czyni świętem to coroczne wspominanie Jego pierwszego przyjścia na ten świat. Nikt, kto choć trochę pojął tajemnicę i rangę wcielenia Syna Bożego, nie będzie miał poczucia przesady, świętując to cudowne zdarzenie. Po drugie, jest to dla nas dzień sympatyczny i radosny, bowiem tego dnia, przynajmniej teoretycznie, zdecydowana większość obywateli schrystianizowanego świata, mniej lub bardziej świadomie, składa hołd naszemu Zbawicielowi, Jezusowi Chrystusowi. Już to, że ludzie wymieniają imię naszego Pana, że tej nocy czytają i słuchają fragmentów Pisma Świętego o Jego narodzeniu, a nawet śpiewają o tym pieśni (kolędy), powinno być przez nas przyjmowane z zadowoleniem. Nawet jeżeli ich poziom zrozumienia tego, co tak naprawdę świętują jest, naszym zdaniem, bardzo niski, a stopień emocjonalnego zaangażowania i skupienia na samym Chrystusie co najmniej niewystarczający, to przecież dobrze, że mówią o Jezusie, że - ogólnie rzecz biorąc - Chrystus Pan staje się tego dnia centralną postacią. My, Jego uczniowie, cieszymy się z tego, chociaż nie ulegamy złudzeniu, że tym samym Chrystus staje się naprawdę ich Panem i Zbawicielem. To dobrze, gdy ludzie, którzy na co dzień nie mają z Jezusem zbyt wiele wspólnego, tego dnia poświęcają Mu część swojej uwagi, mobilizują się, by pójść do kościoła, oglądają jakiś film o Nim, a nawet próbują się włączyć w śpiewanie kolęd...

Ta satysfakcja w sercu prawdziwego chrześcijanina jest przedsmakiem uczucia, które przepełni nas w owym wielkim dniu, gdy nasz Pan w widzialny sposób powróci tu w wielkiej chwale, co będzie końcowym aktem Bożego scenariusza zdarzeń. Scenariusza, zmierzającego ku temu, "aby na imię Jezusa zginało się wszelkie kolano na niebie i na ziemi, i pod ziemią, i aby wszelki język wyznawał, że Jezus Chrystus jest Panem, ku chwale Boga Ojca" (Flp 2,10-11). Cóż to będzie, gdy wszyscy, nawet najwięksi przeciwnicy Chrystusa, tego dnia upadną przed Nim i złożą Mu hołd, gdy najwięksi nawet naśmiewcy wyznają, że Jezus jest Panem.

W jakimś niewielkim stopniu i w pewnym sensie już dzisiaj, podczas Świąt Narodzenia Pańskiego, możemy obserwować, jak ludzie tego świata, właściwe nie wiadomo dlaczego, zatrzymują się w swym biegu, by złożyć hołd Panu! Czy coś takiego może wzbudzać w nas niesmak? Przecież, gdy ktoś dobrze wspomina bliską nam osobę, napomyka o jej urodzinach, zadaje sobie trud, by wysłać z tej okazji kartkę z życzeniami, cieszy nas to i zazwyczaj nie dopytujemy się ani o szczerość, ani o intencje. Kiedy prezydent Stanów Zjednoczonych podczas zaprzysiężenia kładzie rękę na Biblii, to - niezależnie od tego kim jest i co myśli o Bogu - nam, ludziom kochającym Słowo Boże, się to podoba. Krótko mówiąc, jako ludzie wierzący w Jezusa Chrystusa, cieszymy się, że tak szeroko świętowany jest dzień urodzin naszego Zbawiciela. Niech ludzie nadal przypominają sobie o narodzeniu Chrystusa! Niech mówią i śpiewają o Jezusie, choćby "malusieńkim"! Jest szansa, że za którymś razem pojawi się głębsza refleksja i zapragną poznać Go bliżej, tak jak i my tego kiedyś zapragnęliśmy, często po latach powierzchownej religijności.


Szczególna rola ludzi wierzących

Okres świąt Narodzenia Pańskiego jest dla nas, uczniów Chrystusa, dobrą okazją do przybliżenia naszym najbliższym osoby Zbawiciela. Powiedziałbym nawet, że mamy obowiązek wykorzystać tę szansę, którą dają świąteczne dni, kiedy najbardziej nawet zapracowani - dzięki Jezusowi - mają trochę wolnego czasu. Oczywiście, można przegadać ten czas, wykazując duchową powierzchowność, komercjalizację świąt i niepotrzebne skupianie się na zewnętrznych symbolach. Można narzekać na okres świąteczny być zdegustowanym, ale do czego taka postawa prowadzi? Przecież ten sam czas można wykorzystać lepiej, podkreślając dobrodziejstwa wcielenia Syna Bożego. Można - poprzez osobisty, głęboki i promienny sposób przeżywania świątecznych dni - rozbudzać w krewnych i znajomych właściwą postawę wobec narodzonego Zbawiciela.

Ktoś mógłby pomyśleć, że byłoby najlepiej, gdybyśmy zupełnie przymknęli oczy na te wszystkie negatywne zjawiska, które nasilają się w okresie świąt Narodzenia Pańskiego. Otóż wcale tak nie myślę. Powinniśmy zauważać i umiejętnie piętnować to, co przeczy istocie tych świąt: przesadne zainteresowane jedzeniem i piciem (grzech obżarstwa), ludowe przesądy i zabobony oraz wróżby (co według Pisma jest obrzydliwością w oczach Boga), komercjalizacja (ile zarobić na tych świętach albo jak dużo na nie wydać, to dla wielu najważniejsza myśl grudnia), mała uwaga poświęcona najważniejszej osobie tych świąt, czyli Jezusowi Chrystusowi. Dla wielu święta kojarzą się już tylko z prezentami, choinką i dobrą wyżerką w rodzinnym gronie. Starajmy się przeciwdziałać tego typu zjawiskom, przynajmniej we własnych rodzinach. Z umiarem przygotowujmy świąteczny stół, bądźmy wolni od wigilijnej magii liczb, a nade wszystko, poświęćmy szczególną uwagę w tych dniach samemu Zbawicielowi świata!


Dlaczego 25 grudnia?

Trzeba wiedzieć, że to chrześcijańskie święto na pamiątkę narodzenia Chrystusa najpierw obchodzono w dniu 6 stycznia. Dopiero w IV wieku przeniesiono je na 25 grudnia, czyli na czas zimowego przesilenia słońca. U podstaw tego legło zamiłowanie chrześcijan pierwszych wieków do symboliki i ustanawianie chrześcijańskich świąt bez względu na to, co konkretne rzeczy czy zjawiska znaczyły w okresie pogaństwa. I tak przyjęto że słońce, któremu poganie oddawali cześć boską, jest symbolem Chrystusa - światłości świata. Biblia mówi, że Chrystus - jako prawdziwa światłość - pokonał ciemność. Zrozumiałe więc, że według tej symboliki, przy nieznajomości dokładnej daty narodzin Chrystusa, na symboliczną datę przyjścia Syna Bożego na ten świat "pogrążony w mrokach" najbardziej nadawał się dzień 25 grudnia, czyli ten, w którym słońce "zwycięża" i zaczyna coraz dłużej świecić nad ziemią. Takie porządkowanie symboliki jest z chrześcijańskiego punktu widzenia jak najbardziej uprawnione i nie powinniśmy poddawać się uprzedzeniom z powodu pogańskiego chaosu wartości i znaczeń. Cokolwiek słońce znaczyło w czasach pogańskich, zapalił je Bóg, "aby rządziło dniem" (Rdz 1,16) i w tym znaczeniu bardzo trafnie symbolizuje ono Chrystusa.


Choinka

Gdy choinka wypełnia mieszkanie przyjemnym zapachem, podkreślającym podniosły charakter świąt, rodzi się obawa, czy stawiając ją w naszym domu, nie uczestniczymy przypadkiem w jakimś pogańskim kulcie? Zobaczmy, co pod hasłem "choinka" można przeczytać w "Słowniku mitów i tradycji kultury" Władysława Kopalińskiego: "Choinka. Wigilijne drzewko, ustawiane i przystrajane świeczkami, łańcuchami, zabawkami, błyszczącymi nićmi, szklanym śniegiem w czasie świąt Bożego Narodzenia albo Nowego Roku. Późny obyczaj niemiecki, oparty może na Biblii (Iz 60,13): "Chwała Libanu do ciebie przyjdzie, jodła i bukszpan, i sosna społem, aby przyozdobić miejsce świętości mojej", spotykany w pierwszej połowie XIX wieku w Polsce u ewangelickich mieszczan pochodzenia niemieckiego. Zwyczaj rozpowszechnił się w Europie i Ameryce Północnej w okresie mody na rzeczy niemieckie, po ślubie brytyjskiej królowej Wiktorii w 1840 roku z niemieckim księciem Albertem Sachsen-Coburg-Gotha, a w XX wieku również w świecie niechrześcijańskim, np. w Japonii".

Dla pełniejszego obrazu trzeba też zadać w tym miejscu pytanie o symbolikę choinki. W „Słowniku symboli” (Wiedza Powszechna, 1990) czytamy: „(...). Zimozielone drzewa, wieńce i girlandy służyły starożytnym Egipcjanom i Żydom jako symbole wiecznego życia. Jako pozostałość po pogańskim kulcie Drzew Życia przetrwał u schrystianizowanych Skandynawów obyczaj ozdabiania domu i stodoły na Nowy Rok zimozielonymi gałęziami dla odstraszania złych duchów oraz obyczaj stawiania przed domem drzewka dla ptaków na czas świąt Bożego Narodzenia albo, jak to się przyjęło najpierw w Niemczech, stawiania wówczas u progu lub wewnątrz domu choinki". W „Małym słowniku liturgicznym” Ruperta Bergera czytamy zaś, że choinka "(...) symbolizuje drzewo życia pośrodku raju, do którego Chrystus otworzył nam ponownie dostęp".

Zofia Kossak, omawiając polskie zwyczaje świąteczne, pisze o choince: „Drzewko, śliczna ozdoba świąt Bożego Narodzenia, szczyci się starą jak kutia tradycją. Pochodzi od aryjskiego "drzewa życia", którego ślady w sztuce lub obyczajowości znajdziemy wszędzie, dokąd dotarli Ariowie. (...) Niegdyś w polskich chatach w czasie Godów zawieszano u pułapu świetlicy ścięty czubek jodły lub świerku, wierzchołkiem ku dołowi, ustrojony tradycyjnie w wydmuszki jaj (jajo - symbol życia), piernikowe figurki (ślad zastępczych ofiar ludzi i zwierząt), jabłka znamionujące zdrowie i "światy" z opłatków. Ten prototyp "drzewka" zwano "jodłką" (...). W XIX wieku burżuazja polska została oczarowana "choinką" niemiecką. Nowe drzewko pochodziło z tego samego źródła co dawne, lecz stało prosto, miast bujać się u pułapu; na gałązkach płonęły świeczki i połyskiwały kolorowe szklane bańki. Stosunkowo szybko "choinka" przeszła z salonów do chat, wypierając ubogą krewniaczkę "jodłkę"”.

Spróbujmy podsumować i wyciągnąć wnioski, które być może będą komuś pomocne w określeniu jego własnego poglądu na tę kwestię. Jest sprawą oczywistą, że w pogańskim świecie istniał kult drzew. Niemniej jednak, także w Biblii bardzo często czytamy o różnych drzewach, przy czym ich symbolika nie ma bynajmniej metryki pogańskiej. Ślady kultu drzew w historii religii rasy aryjskiej w Europie nie muszą więc automatycznie dyskredytować choinki i jej symboliki. Nie może jej też dyskredytować to, że dotarła do nas z Niemiec. Należy pamiętać, że kult drzew brał się głównie z przesądów ludowych, iż drzewa mają duszę tak jak człowiek, albo że zamieszkują w nich dusze zmarłych ludzi. Choinka w swej symbolice w żadnym stopniu nie nawiązuje do tych pogańskich wierzeń. Z drugiej strony należy pamiętać, że w prawidłowo rozumianej symbolice chrześcijańskiej, duchowa rzeczywistość istnieje niezależnie od występowania symbolu. Symbol co najwyżej uwydatnia i obrazuje tę duchową rzeczywistość. W tym sensie postawienie w domu choinki w święta Narodzenia Chrystusa Pana, lub jej brak, w żadnym stopniu nie decyduje o rzeczywistym stosunku domowników do samego Chrystusa. Duchowość nie jest zależna od symboli zewnętrznych. Nie karmi się nimi, nie potrzebuje ich stymulacji. Niemniej jednak nie ucieka od nich i nie czuje się przez nie zagrożona. Nie boi się, że zawieszony w kaplicy krzyż albo nalepiona na samochodzie "ryba" staną się przedmiotem bałwochwalczego kultu. Są jedynie znakiem, symbolem stojącej za nimi duchowej rzeczywistości. Rzeczywistości, która jest od zewnętrznych symboli absolutnie niezależna. Tak jak nalepiona na samochodzie "rybka" nie przesądza o tym, kim jest jego kierowca, tak też postawiona w mieszkaniu choinka, nie decyduje o stosunku do osoby Jezusa Chrystusa.

Poza tym należy tu nadmienić, że symbolu ryby używano również w pogaństwie. Jednak w chrześcijaństwie ryba ma swoją własną, niezależną, symboliczną wymowę i zawsze ją mieć będzie. Nie ma dla nas znaczenia to, że była przedmiotem pogańskiego kultu np. w Egipcie i Syrii i dla wielu pogańskich ludów symbolizowała szczęście, zdrowie i życie.


Wnioski końcowe

Z naszych rozważań wynika konkluzja, że z teologicznego punktu widzenia nie ma podstaw do posądzania o udział w pogańskim kulcie tych chrześcijan, którzy w święta przyozdabiają swoje mieszkanie choinką. Tak jak nie ma sensu rezygnować z posługiwania się w chrześcijaństwie symbolem "ryby" tylko dlatego, że kiedyś była ona czczona, składana w ofierze i miała pogańską symbolikę, tak też nie zachodzi duchowa konieczność odrzucania choinki, tylko dlatego, że jej symbolika zbiega się z aryjskim symbolem drzewa życia i że można doszukać się w niej jakiegoś związku z pogańskim kultem drzew.

Choinka od wieków ma w chrześcijaństwie swoją własną, odrębną symbolikę i z duchowego punktu widzenia nie stanowi zagrożenia dla czystości naszej wiary w Jezusa. Dojrzała postawa chrześcijanina w tym względzie polega na pozostawieniu sprawy osobistej ocenie i decyzji każdego z nas. Używania jakiegoś symbolu nie należy nakazywać ani też zakazywać. Nikt z nas nie ma obowiązku zawieszania krzyża w swoim mieszkaniu, ale jak najbardziej może to zrobić, gdy - jego zdaniem - jest to słuszne i ważne. Nie wolno też oceniać ludzi w oparciu o to, czy posługują się jakimś symbolem, czy też nie. Zawsze dobrze jest jednak mieć na uwadze to, czy nasze postępowanie kogoś nie zgorszy. Szczególnie okres świąt, upamiętniających narodzenie naszego Zbawiciela, Jezusa Chrystusa, powinien wiązać się z wzajemną życzliwością, radosną troską o duchowy rozwój oraz postawą jedności i miłości.

Tekst pochodzi z http://www.ccnz.pl/zbor/. Wykorzystanao za pozwoleniem autora.

Copyright © Słowo i Życie 2010

Słowo i Życie - strona główna