Świętować czy
nie?
W
szerokim kręgu wpływów kultury chrześcijańskiej grudzień wiąże
się ze świętami upamiętniającymi narodzenie Jezusa Chrystusa,
zwanymi potocznie Bożym Narodzeniem. Dla chrześcijan, czyli
naśladowców Chrystusa, dzień 25 grudnia jest więc dniem
uroczystym i wyjątkowym. Bo jeśli nawet ktoś nie przykłada żadnej
wagi do własnych urodzin, to przecież z wdzięcznością w sercu
pamięta i chętnie wspomina dzień narodzin Zbawiciela świata,
naszego ukochanego Pana, a zarazem najlepszego Przyjaciela - Jezusa
Chrystusa.
Mamy
przynajmniej dwa powody, dla których z radością oczekujemy na ten
dzień i godnie przeżywamy to grudniowe święto. Po pierwsze,
niezależnie od tego, kiedy to dokładnie się stało, jest to
kolejna rocznica narodzin Chrystusa. Fakt, że Go kochamy,
respektujemy i uwielbiamy, czyni świętem to coroczne wspominanie
Jego pierwszego przyjścia na ten świat. Nikt, kto choć trochę
pojął tajemnicę i rangę wcielenia Syna Bożego, nie będzie miał
poczucia przesady, świętując to cudowne zdarzenie. Po drugie, jest
to dla nas dzień sympatyczny i radosny, bowiem tego dnia,
przynajmniej teoretycznie, zdecydowana większość obywateli
schrystianizowanego świata, mniej lub bardziej świadomie, składa
hołd naszemu Zbawicielowi, Jezusowi Chrystusowi. Już to, że ludzie
wymieniają imię naszego Pana, że tej nocy czytają i słuchają
fragmentów Pisma Świętego o Jego narodzeniu, a nawet śpiewają o
tym pieśni (kolędy), powinno być przez nas przyjmowane z
zadowoleniem. Nawet jeżeli ich poziom zrozumienia tego, co tak
naprawdę świętują jest, naszym zdaniem, bardzo niski, a stopień
emocjonalnego zaangażowania i skupienia na samym Chrystusie co
najmniej niewystarczający, to przecież dobrze, że mówią o
Jezusie, że - ogólnie rzecz biorąc - Chrystus Pan staje się tego
dnia centralną postacią. My, Jego uczniowie, cieszymy się z tego,
chociaż nie ulegamy złudzeniu, że tym samym Chrystus staje się
naprawdę ich Panem i Zbawicielem. To dobrze, gdy ludzie, którzy na
co dzień nie mają z Jezusem zbyt wiele wspólnego, tego dnia
poświęcają Mu część swojej uwagi, mobilizują się, by pójść
do kościoła, oglądają jakiś film o Nim, a nawet próbują się
włączyć w śpiewanie kolęd...
Ta
satysfakcja w sercu prawdziwego chrześcijanina jest przedsmakiem
uczucia, które przepełni nas w owym wielkim dniu, gdy nasz Pan w
widzialny sposób powróci tu w wielkiej chwale, co będzie końcowym
aktem Bożego scenariusza zdarzeń. Scenariusza, zmierzającego ku
temu, "aby na imię Jezusa zginało się wszelkie kolano na
niebie i na ziemi, i pod ziemią, i aby wszelki język wyznawał, że
Jezus Chrystus jest Panem, ku chwale Boga Ojca" (Flp 2,10-11).
Cóż to będzie, gdy wszyscy, nawet najwięksi przeciwnicy
Chrystusa, tego dnia upadną przed Nim i złożą Mu hołd, gdy
najwięksi nawet naśmiewcy wyznają, że Jezus jest Panem.
W
jakimś niewielkim stopniu i w pewnym sensie już dzisiaj, podczas
Świąt Narodzenia Pańskiego, możemy obserwować, jak ludzie tego
świata, właściwe nie wiadomo dlaczego, zatrzymują się w swym
biegu, by złożyć hołd Panu! Czy coś takiego może wzbudzać w
nas niesmak? Przecież, gdy ktoś dobrze wspomina bliską nam osobę,
napomyka o jej urodzinach, zadaje sobie trud, by wysłać z tej
okazji kartkę z życzeniami, cieszy nas to i zazwyczaj nie
dopytujemy się ani o szczerość, ani o intencje. Kiedy prezydent
Stanów Zjednoczonych podczas zaprzysiężenia kładzie rękę na
Biblii, to - niezależnie od tego kim jest i co myśli o Bogu - nam,
ludziom kochającym Słowo Boże, się to podoba. Krótko mówiąc,
jako ludzie wierzący w Jezusa Chrystusa, cieszymy się, że tak
szeroko świętowany jest dzień urodzin naszego Zbawiciela. Niech
ludzie nadal przypominają sobie o narodzeniu Chrystusa! Niech mówią
i śpiewają o Jezusie, choćby "malusieńkim"! Jest
szansa, że za którymś razem pojawi się głębsza refleksja i
zapragną poznać Go bliżej, tak jak i my tego kiedyś
zapragnęliśmy, często po latach powierzchownej religijności.
Szczególna
rola ludzi wierzących
Okres
świąt Narodzenia Pańskiego jest dla nas, uczniów Chrystusa, dobrą
okazją do przybliżenia naszym najbliższym osoby Zbawiciela.
Powiedziałbym nawet, że mamy obowiązek wykorzystać tę szansę,
którą dają świąteczne dni, kiedy najbardziej nawet zapracowani -
dzięki Jezusowi - mają trochę wolnego czasu. Oczywiście, można
przegadać ten czas, wykazując duchową powierzchowność,
komercjalizację świąt i niepotrzebne skupianie się na
zewnętrznych symbolach. Można narzekać na okres świąteczny być
zdegustowanym, ale do czego taka postawa prowadzi? Przecież ten sam
czas można wykorzystać lepiej, podkreślając dobrodziejstwa
wcielenia Syna Bożego. Można - poprzez osobisty, głęboki i
promienny sposób przeżywania świątecznych dni - rozbudzać w
krewnych i znajomych właściwą postawę wobec narodzonego
Zbawiciela.
Ktoś
mógłby pomyśleć, że byłoby najlepiej, gdybyśmy zupełnie
przymknęli oczy na te wszystkie negatywne zjawiska, które nasilają
się w okresie świąt Narodzenia Pańskiego. Otóż wcale tak nie
myślę. Powinniśmy zauważać i umiejętnie piętnować to, co
przeczy istocie tych świąt: przesadne zainteresowane jedzeniem i
piciem (grzech obżarstwa), ludowe przesądy i zabobony oraz wróżby
(co według Pisma jest obrzydliwością w oczach Boga),
komercjalizacja (ile
zarobić
na tych świętach albo jak dużo na nie wydać, to dla wielu
najważniejsza myśl grudnia), mała uwaga poświęcona
najważniejszej osobie tych świąt, czyli Jezusowi Chrystusowi. Dla
wielu święta kojarzą się już tylko z prezentami, choinką i
dobrą wyżerką w rodzinnym gronie. Starajmy się przeciwdziałać
tego
typu zjawiskom, przynajmniej we własnych rodzinach. Z
umiarem przygotowujmy świąteczny stół, bądźmy wolni od
wigilijnej magii liczb, a nade wszystko, poświęćmy szczególną
uwagę w tych dniach samemu Zbawicielowi świata!
Dlaczego
25 grudnia?
Trzeba
wiedzieć, że to chrześcijańskie święto na pamiątkę narodzenia
Chrystusa najpierw obchodzono w dniu 6 stycznia. Dopiero w IV wieku
przeniesiono je na 25 grudnia, czyli na czas zimowego przesilenia
słońca. U podstaw tego legło zamiłowanie chrześcijan pierwszych
wieków do symboliki i ustanawianie chrześcijańskich świąt bez
względu na to, co konkretne rzeczy czy zjawiska znaczyły w okresie
pogaństwa. I tak przyjęto że słońce, któremu poganie oddawali
cześć boską, jest symbolem Chrystusa - światłości świata.
Biblia mówi, że Chrystus - jako prawdziwa światłość - pokonał
ciemność. Zrozumiałe więc, że według tej symboliki, przy
nieznajomości dokładnej daty narodzin Chrystusa, na symboliczną
datę przyjścia Syna Bożego na ten świat "pogrążony w
mrokach" najbardziej nadawał się dzień 25 grudnia, czyli ten,
w którym słońce "zwycięża" i zaczyna coraz dłużej
świecić nad ziemią. Takie porządkowanie symboliki jest z
chrześcijańskiego punktu widzenia jak najbardziej uprawnione i nie
powinniśmy poddawać się uprzedzeniom z powodu pogańskiego chaosu
wartości i znaczeń. Cokolwiek słońce znaczyło w czasach
pogańskich, zapalił je Bóg, "aby rządziło dniem" (Rdz
1,16) i w tym znaczeniu bardzo trafnie symbolizuje ono Chrystusa.
Choinka
Gdy
choinka wypełnia mieszkanie przyjemnym zapachem, podkreślającym
podniosły charakter świąt, rodzi się obawa, czy stawiając ją w
naszym domu, nie uczestniczymy przypadkiem w jakimś pogańskim
kulcie? Zobaczmy, co pod hasłem "choinka" można
przeczytać w "Słowniku mitów i tradycji kultury"
Władysława Kopalińskiego: "Choinka. Wigilijne drzewko,
ustawiane i przystrajane świeczkami, łańcuchami, zabawkami,
błyszczącymi nićmi, szklanym śniegiem w czasie świąt Bożego
Narodzenia albo Nowego Roku. Późny obyczaj niemiecki, oparty może
na Biblii (Iz 60,13): "Chwała Libanu do ciebie przyjdzie,
jodła i bukszpan, i sosna społem, aby przyozdobić miejsce
świętości mojej", spotykany w pierwszej połowie XIX
wieku w Polsce u ewangelickich mieszczan pochodzenia niemieckiego.
Zwyczaj rozpowszechnił się w Europie i Ameryce Północnej w
okresie mody na rzeczy niemieckie, po ślubie brytyjskiej królowej
Wiktorii w 1840 roku z niemieckim księciem Albertem
Sachsen-Coburg-Gotha, a w XX wieku również w świecie
niechrześcijańskim, np. w Japonii".
Dla
pełniejszego obrazu trzeba też zadać w tym miejscu pytanie o
symbolikę choinki. W „Słowniku symboli” (Wiedza Powszechna,
1990) czytamy: „(...). Zimozielone drzewa, wieńce i girlandy
służyły starożytnym Egipcjanom i Żydom jako symbole wiecznego
życia. Jako pozostałość po pogańskim kulcie Drzew Życia
przetrwał u schrystianizowanych Skandynawów obyczaj ozdabiania domu
i stodoły na Nowy Rok zimozielonymi gałęziami dla odstraszania
złych duchów oraz obyczaj stawiania przed domem drzewka dla ptaków
na czas świąt Bożego Narodzenia albo, jak to się przyjęło
najpierw w Niemczech, stawiania wówczas u progu lub wewnątrz domu
choinki". W „Małym słowniku liturgicznym” Ruperta Bergera
czytamy zaś, że choinka "(...) symbolizuje drzewo życia
pośrodku raju, do którego Chrystus otworzył nam ponownie dostęp".
Zofia
Kossak, omawiając polskie zwyczaje świąteczne, pisze o choince:
„Drzewko, śliczna ozdoba świąt Bożego Narodzenia, szczyci się
starą jak kutia tradycją. Pochodzi od aryjskiego "drzewa
życia", którego ślady w sztuce lub obyczajowości znajdziemy
wszędzie, dokąd dotarli Ariowie. (...) Niegdyś w polskich chatach
w czasie Godów zawieszano u pułapu świetlicy ścięty czubek jodły
lub świerku, wierzchołkiem ku dołowi, ustrojony tradycyjnie w
wydmuszki jaj (jajo - symbol życia), piernikowe figurki (ślad
zastępczych ofiar ludzi i zwierząt), jabłka znamionujące zdrowie
i "światy" z opłatków. Ten prototyp "drzewka"
zwano "jodłką" (...). W XIX wieku burżuazja polska
została oczarowana "choinką" niemiecką. Nowe drzewko
pochodziło z tego samego źródła co dawne, lecz stało prosto,
miast bujać się u pułapu; na gałązkach płonęły świeczki i
połyskiwały kolorowe szklane bańki. Stosunkowo szybko "choinka"
przeszła z salonów do chat, wypierając ubogą krewniaczkę
"jodłkę"”.
Spróbujmy
podsumować i wyciągnąć wnioski, które być może będą komuś
pomocne w określeniu jego własnego poglądu na tę kwestię. Jest
sprawą oczywistą, że w pogańskim świecie istniał kult drzew.
Niemniej jednak, także w Biblii bardzo często czytamy o różnych
drzewach, przy czym ich symbolika nie ma bynajmniej metryki
pogańskiej. Ślady kultu drzew w historii religii rasy aryjskiej w
Europie nie muszą więc automatycznie dyskredytować choinki i jej
symboliki. Nie może jej też dyskredytować to, że dotarła do nas
z Niemiec. Należy pamiętać, że kult drzew brał się głównie z
przesądów ludowych, iż drzewa mają duszę tak jak człowiek, albo
że zamieszkują w nich dusze zmarłych ludzi. Choinka w swej
symbolice w żadnym stopniu nie nawiązuje do tych pogańskich
wierzeń. Z drugiej strony należy pamiętać, że w prawidłowo
rozumianej symbolice chrześcijańskiej, duchowa rzeczywistość
istnieje niezależnie od występowania symbolu. Symbol co najwyżej
uwydatnia i obrazuje tę duchową rzeczywistość. W tym sensie
postawienie w domu choinki w święta Narodzenia Chrystusa Pana, lub
jej brak, w żadnym stopniu nie decyduje o rzeczywistym stosunku
domowników do samego Chrystusa. Duchowość nie jest zależna od
symboli zewnętrznych. Nie karmi się nimi, nie potrzebuje ich
stymulacji. Niemniej jednak nie ucieka od nich i nie czuje się przez
nie zagrożona. Nie boi się, że zawieszony w kaplicy krzyż albo
nalepiona na samochodzie "ryba" staną się przedmiotem
bałwochwalczego kultu. Są jedynie znakiem, symbolem stojącej za
nimi duchowej rzeczywistości. Rzeczywistości, która jest od
zewnętrznych symboli absolutnie niezależna. Tak jak nalepiona na
samochodzie "rybka" nie przesądza o tym, kim jest jego
kierowca, tak też postawiona w mieszkaniu choinka, nie decyduje o
stosunku do osoby Jezusa Chrystusa.
Poza
tym należy tu nadmienić, że symbolu ryby używano również w
pogaństwie. Jednak w chrześcijaństwie ryba ma swoją własną,
niezależną, symboliczną wymowę i zawsze ją mieć będzie. Nie ma
dla nas znaczenia to, że była przedmiotem pogańskiego kultu np. w
Egipcie i Syrii i dla wielu pogańskich ludów symbolizowała
szczęście, zdrowie i życie.
Wnioski
końcowe
Z
naszych rozważań wynika konkluzja, że z teologicznego punktu
widzenia nie ma podstaw do posądzania o udział w pogańskim kulcie
tych chrześcijan, którzy w święta przyozdabiają swoje mieszkanie
choinką. Tak jak nie ma sensu rezygnować z posługiwania się w
chrześcijaństwie symbolem "ryby" tylko dlatego, że
kiedyś była ona czczona, składana w ofierze i miała pogańską symbolikę,
tak też nie zachodzi duchowa konieczność odrzucania
choinki, tylko dlatego, że jej symbolika zbiega się z aryjskim
symbolem drzewa życia i że można doszukać się w niej jakiegoś związku z
pogańskim kultem drzew.
Choinka
od wieków ma w chrześcijaństwie swoją własną, odrębną
symbolikę i z duchowego punktu widzenia nie stanowi zagrożenia dla
czystości naszej wiary w Jezusa. Dojrzała postawa chrześcijanina w
tym względzie polega na pozostawieniu sprawy osobistej ocenie i
decyzji każdego z nas. Używania jakiegoś symbolu nie należy
nakazywać ani też zakazywać. Nikt z nas nie ma obowiązku
zawieszania krzyża w swoim mieszkaniu, ale jak najbardziej może to
zrobić, gdy - jego zdaniem - jest to słuszne i ważne. Nie wolno
też oceniać ludzi w oparciu o to, czy posługują się jakimś
symbolem, czy też nie. Zawsze dobrze jest jednak mieć na uwadze to,
czy nasze postępowanie kogoś nie zgorszy. Szczególnie okres świąt,
upamiętniających narodzenie naszego Zbawiciela, Jezusa Chrystusa,
powinien wiązać się z wzajemną życzliwością, radosną troską
o duchowy rozwój oraz postawą jedności i miłości.■
Tekst pochodzi z http://www.ccnz.pl/zbor/. Wykorzystanao za pozwoleniem autora.