STEVE WHITE

Na pierwszej linii frontu


Komu wiele dano, od tego wiele będzie się żądać, a komu wiele powierzono, od tego więcej będzie się wymagać" (Łk 12:48). Te słowa Jezusa zawsze mnie niepokoiły i motywowały, bo zdaję sobie sprawę z tego, jak wiele błogosławieństw otrzymałem od Pana. A to wzbudza we mnie poczucie odpowiedzialności przed Bogiem.

Moi rodzice zawsze szanowali Boga. Ojciec był robotnikiem. Mieszkaliśmy w mieście w stanie Ohio, w małym, ciasnym domu: maleńka sypialnia rodziców, salonik, kuchnia i mój pokój – zagospodarowany strych, do którego wchodziło się przez szafę na ubrania. Zachowałem w pamięci obraz rodziców, klęczących przy łóżku przed pójściem spać. A kiedy do naszego zboru przyjeżdżał jakiś misjonarz albo kaznodzieja, zwykle znajdował miejsce przy naszym stole. Od niemowlęcia słyszałem Ewangelię. Mój tata odszedł do Pana w ubiegłym roku, mając 90 lat. Mama ma lat 86, wciąż jest aktywna i pełna wiary w Chrystusa. Zostałem ochrzczony, gdy byłem w piątej klasie. Krótko po tym zdecydowałem, że będę służył Bogu.

Byłem raczej nieśmiałym dzieckiem. Moim schronieniem było zawsze „uciec do kościoła”. Marzyłem, by mieć swój śpiwór i położyć się w przedsionku kościoła. Były też niestety i takie momenty w moim życiu, kiedy bardzo oddalałem się od Boga. Pod koniec szkoły średniej bywałem na przyjęciach, na których nigdy nie powinienem był się pojawiać. Nie chodzi o to, że robiłem tam coś złego, ale o to, że nie było żadnego powodu, abym tam szedł. Kiedyś na stadionie w Cincinnati odbywała się nasza krajowa konferencja kościelna. Pulpit kaznodziejski stał na bazie domowej boiska baseballowego. Pamiętam, że pod koniec kazania (którego nie pamiętam) kaznodzieja powiedział, by wszyscy wstali i bardzo poważnie zwrócili się do Jezusa. Wtedy powiedziałem Bogu, że przestaję kiwać, przestaję oszukiwać. Potem studiowałem na Chrześcijańskim Uniwersytecie Cincinnati. Pod koniec studiów ożeniłem się. Gdy byłem na ostatnim roku studiów, pastor naszego zboru, którego znałem od najmłodszych lat, zaprosił mnie do współpracy. Przez dziesięć lat byłem jego asystentem, pracując i ucząc się u jego boku. Wciąż jest moim mentorem i w tym roku ukończy 99 lat.

Od dwudziestu trzech lat nauczam i posługuję w Plainfield koło Indianapolis, w stanie Indiana. Miałem 32 lata, kiedy Starsi tego zboru podjęli ogromne ryzyko, powierzając mi tę służbę. Nigdy wcześniej nie głosiłem co niedziela kazań, a jak zdarzyło mi się to robić, były one kiepskie. Ale byłem gotowy podjąć to przerastające mnie wyzwanie. Wiedziałem, że jeśli mam się rozwijać to muszę znaleźć się w sytuacji, kiedy to Bóg będzie mnie wyposażał.

Moja żona Diana pracuje w szkolnictwie jako pedagog. Pan dał nam syna i dwie córki. Każde z nich ma już swoją rodzinę. Wszyscy są zaangażowani w służbę Bogu. Nasz syn Justin jest teraz moim partnerem w służbie i dzielimy razem kazalnicę. To ogromna radość, siedzieć na nabożeństwie, kiedy syn posługuje.

Lubimy słuchać świadectw i opowiadać własne, bo zachęcają nas one do trwania w Jezusie. Jednak naszą uwagę kierujemy nie na siebie, a na Jezusa Chrystusa. On bowiem jest Autorem zarówno historii biblijnych, jak i tych pisanych przez życie oddanych Mu ludzi. Jesteśmy tu na ziemi, aby celebrować Jego osobę.

W Cezarei Filipowej

Kilka lat temu razem z żoną byliśmy z grupą około 30 osób na pielgrzymce do Ziemi Świętej. Jedną z najbardziej poruszających nas rzeczy było odwiedzenie Cezarei, leżącej na północ od Jeziora Genezaret, na stoku góry Hermon. W czasach Starego Testamentu było tam miejsce kultu bóstwa Baala. Tam znajdowało się centrum ku czci greckiego bóstwa Pan, od jego imienia nazwano miasto Paneas. Rzymianie podbili te terytoria i Herod Filip odbudował miasto i nazwał swoim imieniem. Ale kult greckich bóstw pozostał, a na zboczu góry nad przepaścią była ich świątynia. Cezarea Filipowa jest położona w szczególnym miejscu. Na dole pod miastem jest źródło rzeki Jordan. Poganie tamtych czasów wierzyli, że jest ono bramą do podziemnego świata. Aby obłaskawić i wywieść te bóstwa z podziemnego świata, każdego roku składano im ofiary. Towarzyszyły temu okropne rzeczy: kultowa prostytucja i bestialstwo.

I w takie miejsce poprowadził Jezus swoich uczniów. Z pewnością byli zszokowani, że idą właśnie tam. W żadnym wypadku nie oczekiwali, że Jezus uda się z nimi do okręgu „czerwonych latarni”. I właśnie w takim miejscu Jezus „pytał uczniów swoich, mówiąc: Za kogo ludzie uważają Syna Człowieczego? A oni rzekli: Jedni za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za Jeremiasza albo za jednego z proroków. On im mówi: A wy za kogo mnie uważacie? A odpowiadając Szymon Piotr rzekł: Tyś jest Chrystus, Syn Boga żywego. A Jezus odpowiadając, rzekł mu: Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jonasza, bo nie ciało i krew objawiły ci to, lecz Ojciec mój, który jest w niebie. A ja ci powiadam, że ty jesteś Piotr, i na tej opoce zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne nie przemogą go ” (Mt 16:13-18). Ależ rozmowa! Niesamowite miejsce na stawianie takich pytań i takie odpowiedzi. Cóż za wyzwanie i co za przypomnienie. Właśnie to proklamowanie człowieka Jezusa Synem Bożym jest tym, co nie przemija. Ten tekst, zapisany na kartach Nowego Testamentu, buduje wiarę. Na tych słowach opieramy naszą służbę.

Na tej opoce

Chrystus, Syn Boga żywego” - to esencja wyznania, jakie głosimy. Jesteśmy powołani, aby naszymi ustami i czynami ogłaszać, że Jezus jest istotą naszego życia. Nie tylko historyczną postacią, szlachetnym nauczycielem, ale Chrystusem (Pomazańcem, Władcą) i Królem. On jest naszym wiernym Orędownikiem, jedyną Drogą do Ojca, obecny wszędzie tam, gdzie dwóch albo trzech spotyka się w Jego imieniu. Nie wspominamy wielkiego Ja Byłem, zwiastujemy jedynego Ja Jestem. On jest jedynym Chrystusem. On jest centrum zwiastowania naszej wspólnoty. On jako Osoba jest naszą misją. On jest powodem naszego istnienia, Jedyny Boży Syn. To jest Prawda ponad wszelkie prawdy.

I właśnie to przesłanie, które zwiastujemy, jest obiektem wielkiego ataku tego świata. W naszych miastach i sąsiedztwie, ale również – ku naszemu zasmuceniu – w wielu kościołach w Ameryce, wiara w jedynego Boga i jedynego Zbawiciela, jest widziana niechętnie, nie jest tolerowana. Ci z Hollywood mówią nam, że w dzieciństwie źle nas ukierunkowano. Profesorowie Harvardu zredukowali Jezusa do przypisów w historycznych książkach. Liberalni teolodzy zaprzeczają Jego boskości i poniżają Jego Słowo. Nie wiem, jak jest w Polsce, ale wiem, że 40% Amerykanów wierzy, że wszystkie religie głoszą równie wartościowe przesłanie. 53% Amerykanów wierzy, że ostatecznie wszyscy modlą się do tego samego Boga. Gdybyśmy stanęli na którymkolwiek amerykańskim stadionie i wezwali do oddania czci jakiejś wyższej mocy, każdy by się przyłączył. Ale jeśli wezwalibyśmy do uczczenia Jezusa Chrystusa – jedynej Drogi życia – wygwizdaliby nas. Powiedzieliby, że jesteśmy bigotami i arogantami. I nie ma znaczenia, w jakim stylu prowadzone są nasze nabożeństwa, jakiej metodologii używamy. Jakąkolwiek ścieżką byśmy nie szli - jeśli Jezus Chrystus jest w centrum tego, co robimy - świat nas nie zaakceptuje. A przecież - jeśli mamy się ostać w tym świecie - Jezus Chrystus musi być w centrum.

Tragedią naszych dni jest to, że ta prawda nie jest w pełni ukazywana w Kościele. W Ameryce można wejść do niejednego kościoła i nie spotkać tam Jezusa. Usłyszycie fajne historie, powiedzą, że jesteście mili, ale Jezusa tam nie ma. Oby nigdy nie zdarzyło się to w Polsce. Fundamentem Kościoła, budowanego przez Jezusa Chrystusa, jest wyznanie Jego boskości i suwerenności. Tylko to jest opoką (skałą), na której Kościół może być budowany. Tylko tak i w żaden inny sposób.

Na pierwszej linii frontu

W naszych amerykańskich zborach od jakiegoś czasu podejrzliwie patrzyliśmy na to, co się w kraju dzieje. Stało się to jednak oczywiste po 11 września. Na Stadionie Jankesów w Nowym Jorku 23 września 2001 odbyła się wielka uroczystość, nazwana przez mera miasta Pogrzebem i Modlitwą Ameryki. Na podium pojawili się różni religijni przywódcy. Występowali sikhowie, hindusi, muzułmanie i Żydzi, katolicy rzymscy i prawosławni. Było oczywiste, że nie będzie tam przedstawiciela ewangelicznego, biblijnego nurtu chrześcijaństwa. Znana piosenkarka Bette Midler zaśpiewała popularną u nas piosenkę „Jesteś wiatrem pod moimi skrzydłami”. Oprah Winfrey powiedziała, że wszyscy, którzy stracili życie w wyniku ataku terrorystycznego na WTC, są teraz aniołami. I to było najlepsze przesłanie, które to zgromadzenie zaoferowało. Pewien aktor wygłosił frazę o ponowieniu naszego przywiązania do godności ludzkiej. Ktoś wystąpił w imieniu Mahometa. Był reprezentant ruchu New Age. Przez scenę przewinęło się wielu celebrytów. Mówiono o pokoju i o naprawie. Prezentowano wiele politycznych pomysłów.

Ale chcę jasno powiedzieć: Śmierć triumfowała tego dnia. Nie znalazł się tam nikt, kto rzuciłby jej wyzwanie. Rej wodzili reprezentanci bóstw własnej produkcji. Tak bardzo potrzebowano pocieszenia, a nie było nikogo, kto by pocieszył. Co za ironia losu: Ten, który pokonał śmierć, nie został zawezwany na uroczystość pogrzebową Ameryki. Jedyny, który ma klucze życia i śmierci został pominięty. Imię Jezus nie zostało wymienione. Nie szukano Jego pocieszenia. Jego obecność nie była zauważona. On nie jest mile widziany w naszej kulturze. Ale jeśli nie ma Zbawiciela, nie ma nadziei. Dla tych, którzy naprawdę kochają Jezusa, było oczywiste: My, ludzie, potrzebujemy Jezusa, którego tamto zgromadzenia nie zna.

Jesteśmy na pierwszej linii frontu, aby mówić, że Jezus jest Panem wszystkiego. Wiele agencji na świecie robi dobre rzeczy. Ale jeśli my zaprzestaniemy głosić światu odkupienie, to nie będzie ono głoszone. Jest wiele rzeczy, które TRZEBA zrobić w naszych wsiach i miastach, ale Jezus MUSI być zwiastowany. Zwiastowanie Jezusa jest bezcenne, a budowanie Kościoła nie da się powstrzymać. Pod Cezareą Jezus powiedział: „Zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne nie przemogą go ” (Mt 16:18). Czy ktoś w to wątpi? Każdy zbór ma swoje trudne chwile. Wszyscy przechodzimy przez wyzwania, dylematy i rozterki. Pamiętajmy jednak, że to nie pastor, a Chrystus buduje swój Kościół. To jest zachęta dla wszystkich znajdujących się na przywódczych pozycjach. To wciąż i wciąż ratuje nasze służby i umacnia naszego ducha. Jezus Chrystus oddał siebie całkowicie budowaniu swojego Kościoła. Tak łatwo jest o tym zapomnieć. Zbyt często przypisujemy sobie to, co nie jest naszą zasługą.

Jezus Chrystus budowniczy

Bywają najróżniejsze obrazy Jezusa: Jezus z owieczką na ramionach, Jezus z aureolą wokół głowy, Jezus wśród dzieci itp. Czy wyobrażaliśmy sobie Jezusa jako budowlańca? Z hełmem na głowie i planami budowy w ręku? Czy myśleliśmy kiedykolwiek o Nim, jako o inspektorze budowy? Jestem przekonany, że taki właśnie obraz Jezusa mamy przedstawiać światu.

Kilka miesięcy temu spotkałem Sardafa. On zwiastuje Jezusa Chrystusa w Iranie. W środku Teheranu jest zbór, liczący 160 osób. Sardaf jest zafascynowany tym, co Jezus buduje w jego mieście.

Nawet takie rzeczy jak chaos i ludobójstwo w Rwandzie w 1994 roku nie zniszczą Bożego dzieła. Dziś oddani Bogu ludzie z plemion Tutsi i Hutu pracują razem, budując Kościół Jezusa Chrystusa.

Eryk był członkiem naszego zboru przez trzy lata. Kiedy został ochrzczony, był niesamowicie podekscytowany. Na jednym z nabożeństw modliliśmy się o Boże wyposażenie dla niego - wracał do swojego domu w Chinach. Niedawno dostałem od niego e-maila. Prosił, by modlić się o firmę, w której pracuje. Jest to firma o zasięgu światowym, produkująca elementy elektroniczne. Ma swój oddział również u nas, w Plainfield. W Chinach zatrudnia 700 tys. ludzi. Na dziedzińcu głównej siedziby firmy postawiono pomnik chińskiego bóstwa. Pięć miesięcy temu dwunastu czołowych liderów tej firmy popełniło samobójstwo. Prezes firmy prosił religijnych przywódców, aby się modlili o ustanie trendu samobójstw, ale kolejni pracownicy zabijali się. W końcu poprosił trzech chrześcijańskich kaznodziejów, aby głosili Ewangelię. I samobójstwa ustały, a prezes podtrzymał swoją ofertę dla kaznodziejów Słowa Bożego. Jezus ma plan budowy Kościoła również w tamtej korporacji w Chinach. Musimy się modlić, aby ludzie odrzucili bóstwa i otwierali serca dla Jezusa.

Nasz zbór wspiera pewną rodzinę w Kosowie. Są tam od dziesięciu lat, aby okazywać miłość muzułmanom. Przez te dziesięć lat ochrzcili 32 osoby. Wierzę, że Jezus ma plan budowy swojego Kościoła w Kosowie i będzie on coraz silniejszy.

A jak my postrzegamy okolicę, w której mieszkamy? Bardzo łatwo można się zniechęcić. Ale zapewniam, że Jezus ma plan dla twojej okolicy i poprzez twoje zwiastowanie będzie budować swój Kościół. Moją modlitwą jest, aby ten najwspanialszy mistrz budowlany usunął wszelkie nasze obawy i wątpliwości. Bóg się nie zatrzymuje, a budowanie Jego Kościoła jest widoczne.

Wyposażony w Bożą moc

Kościół przetrwa i nic go nie powstrzyma. Bóg zawsze miał swoich ludzi. Jego Królestwo od początku przenika wszystko mimo przeciwności. Szatan od początku próbował niszczyć dzieło Boże i zwodzić ludzi. Wciąż próbuje robić to samo z Kościołem. Chce zwieść narody i ograbić Boga z Jego chwały. Chce nas zmęczyć i złamać, chce abyśmy gonili za rzeczami, które nie mają znaczenia. Chce, abyśmy byli zajęci czymkolwiek i zeszli z głównego kursu. Niszczy Bożych ludzi poprzez wszelakie okoliczności. Wynajdywał najróżniejszych szaleńców, aby wyniszczali lud Boży. Ale Kościół okazał się strasznie uparty. Bóg wciąż daje wytrwałość i zwycięstwo swojemu ludowi. Szatan nie da rady Kościołowi, bo to nie jego własność. Jesteśmy Bożym świętym ludem. Jezus jest naszym fundamentem, węgielnym kamieniem, skałą wieków.

Wierzymy, że w imieniu Jezusa Chrystusa jest moc. Przez wszystkie lata sowieckiej dominacji w waszym kraju nie dało się wymazać Bożego imienia. Wielu myśli, że najlepszym systemem jest kapitalizm. Ale każda doktryna i filozofia, która przeciwstawia się Jezusowi, upadnie. Każde imperium, występujące przeciw chrześcijaństwu, zostaje unicestwione. Największe moce zostają zniszczone w obliczu ubogiego, pokornego, a jednak zwycięskiego Kościoła. Tak jest i to jest nie do przeskoczenia, nie do obejścia, nie do uniknięcia. Oddany Bogu ubogi, słaby, pokorny Kościół jest trwały, stabilny i niezmienny, zwyciężający, bo wyposażony w Bożą moc. Kościołowi powierzono przesłanie o odkupieniu człowieka. Kultura mojego kraju stacza się w dół, ale nic nie odniesie zwycięstwa nad prawdą Bożego Słowa. Królestwo Chrystusa rośnie. A my jesteśmy powołani, by ogłaszać i rozprzestrzeniać Jego chwałę. Kościół bywa dotknięty skandalem, ale krew Chrystusa nie straciła nic ze swojej oczyszczającej mocy. Jego imię nie straciło nic ze zbawczego potencjału. Jego Słowo nie straciło nic ze swej mocy. Bramy piekła nigdy nie przemogą Kościoła Jezusa Chrystusa. Jezus wciąż buduje swój Kościół. A nam dany jest przywilej towarzyszenia Mu w tym dziele. Amen.

[Oprac. red. na podstawie kazania podczas inauguracji Dorocznej Konferencji WKCh w Zakościelu, 21.06 2010].

Copyright © Słowo i Życie 2010

Słowo i Życie - strona główna