Lothar Roth
Myśleliśmy,
że to ubek
Straszna
i okrutna wojna się skończyła. Nastały nowe czasy. Centrum
Lidzbarka Warmińskiego spalone przez Armię Czerwoną. Nowi ludzie
osiedlili sie na tzw. terenach odzyskanych, poniemieckich.
Nieznajomość języka utrudniała nam porozumiewanie się.
Najbardziej jednak brakowało nam połeczności z wierzącymi.
Czytaliśmy Pismo Święte i modliliśmy się w domu.
Pewnego
dnia, chyba wiosną 1946 roku, odwiedził nas jakiś człowiek. W
domu była tylko moja mama i ja. Nie rozumieliśmy, o co pytał. Był
wysokiego wzrostu, ubrany w czarny płaszcz. Powtarzał słowo
„baptist”. Wystraszyliśmy się. Myśleliśmy, że to ubek, który
szuka wierzących, by ich aresztować. Ten człowiek, widząc nasze
obawy, zaczął śpiewać: „Głośmy radośnie wszyscy wraz, Bóg
kocha nas”. Nasz strach zamienił się w radość. Znaliśmy bowiem
tę pieśń i zrozumieliśmy, że to brat w Chrystusie. Mama ugościła
go serdecznie. Gdy przyszedł mój ojciec, który znał
język polski, wszystko się wyjaśniło. Pan posłał swego sługę,
aby owce zgromadzić. Był to Jerzy Sacewicz, który poszukiwał
wierzących na tym terenie.
Wkrótce
władze PRL przydzieliły nam poniemiecką kaplicę przy ul.
Szwoleżerów (po Społeczności Chrześcijańskiej). Trzeba
było przeprowadzić remont budynku. Powstawialiśmy nowe szyby i
zrobiliśmy ławki. Pomagałem ojcu w tych pracach, choć miałem
wówczas tylko 13 lat. Z Gienkiem, moim bratem, doprowadziliśmy
do stanu używalności fisharmonię. Czynnie udzielałem sie również
przy stawianiu płotu wokół sierocińca. Po niedługim czasie
ten dom dziecka został zamknięty – władze PRL nie pozwoliły
Kościołowi na wychowywanie dzieci. W Lidzbarku powstało też
seminarium teologiczne, przeniesione w 1949 roku do Warszawy.
Pierwszym
przełożonym zboru w Lidzbarku był br. Teodor Lewczuk, który
przyjechał do nas z Białostocczyzny i zamieszkał w domu zborowym.
Ta rodzina była nam wielką pomocą, nawiązała się rychła
przyjaźń i często odwiedzaliśmy się. W ten sposób
mieliśmy bliską społeczność duchową, która była nam
bardzo potrzebna.
Nie
obeszło się, niestety, bez trudności ze strony ludności
katolickiej. Zakłócali nam spokój w czasie nabożeństw.
Pewnego razu ktoś wrzucił przez okno duży kamień, który
uderzył pastora Lewczuka w ramię. Dzięki Bogu, obeszło się bez
większych obrażeń. Z biegiem czasu tego rodzaju przypadki ustały.
Kolejnym
naszym pastorem był br. Mikołaj Makarczuk, który przybył do
nas z żoną Heleną i synem Olkiem. Miło wspominamy tę rodzinę.
W
mojej pamięci zapisali się też bracia: Paweł Bajeński, Bolesław
Winnik, Mikołaj Korniluk, Apolinary Wójcicki, Andrzej Aniszczuk,
Józef Mrózek,
Ferdynand Karel, Józef Prower. W Lidzbarku odbywały się
kursy dziecięce i młodzieżowe. Na takim kursie zapoznałem w 1956
roku Krystynę, która została moją żoną (na kolejnym
kursie w 1957 roku wzięliśmy ślub).
Lidzbark
Warmiński to dla mnie miasto, którego nie da się zapomnieć.
Tam się urodziłem, tam oddałem serce Jezusowi, tam się ożeniłem,
tam urodziła się (fizycznie i duchowo) nasza pierwsza córka
Ewa. To moja ojczyzna. Żałuję, że nie mogłem uczestniczyć w
uroczystości jubileuszowej. Z całego serca życzę zborowi w
Lidzbarku Warmińskim błogosławieństwa Bożego w dalszej służbie
Panu Chrystusowi.■
LOTHAR
(LUTEK) ROTH
Öhringen,
RFN, wrzesień 2006
Copyright ©
Słowo i Życie 2006