Dawid
Pacyniak
Obraza
uczuć religijnych czy kpina?
Po
obejrzeniu filmu Marka Koterskiego „Wszyscy jesteśmy Chrystusami”
byłem lekko zdegustowany. Obraz z jednej strony ciekawy, a z drugiej
wręcz oburzający. Główny bohater Adaś Miauczyński (Marek
Kondrat) to człowiek z problemem alkoholowym. Z wykształcenia
kulturoznawca. Pracował na uniwersytecie, ale został zwolniony ze
względu na jego nałóg. Od jakiegoś czasu już nie pije,
próbuje się leczyć i wrócić do normalnego życia.
Jego syn Sylwester (Michał Koterski) ma problem z narkotykami, nie
umie zwerbalizować swoich myśli i uczuć. Ojciec próbuje
dowiedzieć się, co syn chce mu przekazać. Okazuje się, że w
życiu Sylwestra był taki okres, kiedy życzył on swemu ojcu
śmierci. Dlatego, że miał poczucie zniszczonego życia, że bał
się wychodzić na podwórko, bo koledzy się z niego śmiali.
Akcja filmu to kompozycja obrazów z przeszłości Adama,
również z jego dzieciństwa. Jego ojciec również miał
problem z alkoholem. Adam nienawidził zachowania swojego ojca i
wstydził się za niego. Przyrzekał sobie, że on nigdy taki nie
będzie.
Dobre
chęci to za mało
Jednak,
jak to często bywa, poszedł dokładnie w ślady ojca. Pił i
zachowywał się w sposób, którego jego żona
nienawidziła. W jego życiu zawsze pojawiał się „Anioł Stróż”,
który ratował go z trudnych sytuacji. Udało mu się nawet
przez siedem lat nie pić. Jednak w pewną Wigilię Bożego
Narodzenia, poczuł się tak pewny siebie (pojawiły się też różne
postacie podpowiadające mu, że jest w stanie wypić tylko
kieliszek), że odrzucił porady „Anioła Stróża” i udał
się do knajpy, gdzie przesiadywali jego kumple. Pił po kieliszku,
jeden za drugim, przy każdym powtarzając, że jest na tyle silny,
aby powiedzieć STOP. Powrócił do domu, gdzie żona i syn
wyczekiwali na niego. Widząc jego stan, wynieśli się z domu.
Doszło do rozwodu, a Sylwester popadł w narkomanię.
Film
w rewelacyjny sposób pokazuje zjawisko, które można by
nazwać „dziedziczeniem nałogu”. Adam zaklinał się, że nigdy
nie będzie żył tak, jak jego ojciec-alkoholik. Rozpoczął studia,
był dobrze zapowiadającym się kulturoznawcą, ale poddał się
nałogowi i przegrał swoje życie. Jego syn też nienawidził ojca,
za to co czynił, i życzył mu śmierci, a sam też popadł w nałóg.
Problem
nałogu może dotknąć każdego. Jest to ogromna tragedia, tym
bardziej że człowiek niszczy nie tylko siebie, ale również
swoich najbliższych. Ma to wpływ na teraźniejsze i przyszłe
życie potomstwa. Zaklinanie się nie zawsze okazuje się być
wystarczające. Wyjście z nałogu to naprawdę trudna sprawa. Pomoc
„Anioła Stróża” może być niezbędna.
Oburzenie
Wątek
problemu alkoholowego Adama przeplata się ze scenami Drogi Krzyżowej
i cierpienia Pana Jezusa Chrystusa na krzyżu. Myśli Adama
koncentrują się na męce Jezusa i porównuje on siebie do
Mesjasza. Żona
krytykująca
męża alkoholika i uciekająca od niego przyrównana jest do
żołnierza, który stojąc pod krzyżem przebił
Jezusowi bok. Człowiek uzależniony i cierpiący z tego powodu wiele
nieprzyjemności ze strony otaczających go ludzi, to swego rodzaju
Chrystus, odrzucony przez innych, skazany na samotność i śmierć.
Stąd pojawiło się we mnie uczucie oburzenia. Jak można człowieka,
który cierpi na własne życzenie, porównać z
niezasłużonym cierpieniem Zbawcy? Moje uczucia religijne zostały
dotknięte. Chrystus wszakże zniósł mękę, ale grzechu w
Nim nie było.
Wybrańcy?
Kiedy
jednak po jakimś czasie emocje opadły, zacząłem rozmyślać
trochę więcej o polskiej religijności i cierpieniu w życiu
każdego człowieka. Przypomniały mi się hasła w stylu „Polska
Mesjaszem narodów”. Często, kiedy z własnej winy znosimy
jakieś uciski ze strony innych, próbujemy doszukiwać się
elementu niezasłużonego bólu i odrzucenia. Czyniąc coś
złego, zasłaniamy się tym, że przecież nie jest to aż tak
straszne i nie powinniśmy być szykanowani przez innych. Przechodząc
przez trudne sytuacje w naszym życiu, bardzo łatwo jest postrzegać
siebie jako osobę skazaną na ból i krzywdy. Jako człowieka
odrzuconego i niezrozumianego przez innych, wręcz jako wybrańca,
jako Chrystusa.
Często
znosząc cały ten ból, koncentrując się na sobie,
traktujemy nasze życie jako swoistą mękę, jako niesienie krzyża.
I swoimi wysiłkami pragniemy pokazać, że pomimo okrucieństwa
innych wobec nas, my niesiemy dobro. Tym samym chcemy zapewnić sobie
zbawienie, poprzez czynienie dobra. Chcemy siebie przyrównać
do Chrystusa, chcemy być wybrańcem. Nie uświadamiamy sobie, jak
bardzo kpimy przy tym z prawdziwego znaczenia dzieła Jezusa
Chrystusa. Nie dostrzegamy różnicy między Nim a nami.
Sprowadzamy wiarę tylko do tego, co sami jesteśmy w stanie
wygenerować. Taka religijność jest bardziej przywiązana do
pewnych symboli, do tradycji. Nie dostrzega głębi przesłania,
pomija jego istotę.
Można
by zatem patrzeć na ten film, jako na obraz obśmiewający takie
płytkie podejście do religijności, skądinąd bardzo polskie,
bardzo nasze.■
Copyright
©
Słowo i Życie 2006