JEJ
DROGA DO BOGA
Jestem
mężatką, mam czworo dzieci, pracuję w domu. Urodziłam się na
Podlasiu w zwykłej, tradycyjnej rodzinie, jako najstarsza z czterech
córek. W młodości zdarzały się okresy, kiedy Pan Bóg
był mi bliski. Byłam nawet kilka razy na pieszej pielgrzymce do
Częstochowy i dobrze to wspominam. Miałam świadomość istnienia
Boga, jednak nie udawało mi się wprowadzić w życie Bożych zasad.
Toteż w pewnym momencie Bóg przestał mnie interesować.
Zaczęłam żyć tak, jakby Go nie było. Wejście w dorosłość
było dla mnie jak ciemny pokój bez okien i drzwi, którego
zupełnie nie znałam i w którym nie potrafiłam się
poruszać. A do tego czułam się cała połamana.
Miałam
nadzieję, że kiedy wyjdę za mąż, moje życie się odmieni.
Niestety, tak się nie stało. Szybko okazało się, że ani mąż,
ani dzieci nie były w stanie zapełnić wewnętrznej pustki, ani
uleczyć moich zranień. Zaczynałam bać się własnych myśli.
Wiedziałam, że sięgnęłam osobistego dna i muszę coś zrobić. W
rozpaczy wołałam do Boga, który był moją ostatnią deską
ratunku. Padłam przed Nim i wyznałam Mu moje grzechy.
Ku
mojemu zaskoczeniu Bóg naprawdę odpowiedział na moje
wołanie. W krótkim czasie postawił na mojej drodze
człowieka, przez którego powiedział mi, co mam dalej robić.
Wraz z mężem znalazłam się na kursie ewangelizacyjnym „Filip”.
Tu spotkałam się z innym pojmowaniem Boga i z zachętą do
osobistej relacji z Jezusem. Tu oddałam życie Jezusowi. Wkrótce
nawróciła się także moja najmłodsza siostra.
Od
tego czasu upłynęło siedem lat. Przez cztery lata byliśmy we
wspólnocie o charakterze ewangelicznym przy Kościele
katolickim w podwarszawskim Komorowie. Chodziliśmy na spotkania,
jeździliśmy na rekolekcje i konferencje. Jednakże zmagania
wewnątrzwspólnotowe zaowocowały jej kurczeniem się i utratą
pierwotnej formy. Szukałam nowego miejsca dla siebie. Bardzo
chciałam zostać w Kościele katolickim, ale coraz więcej kwestii
mi nie odpowiadało.
Pewnego
dnia, na ulicy, poznałam Nataszę z Ukrainy. Szybko zgadałyśmy
się, że ona też czyta Biblię. Okazało się, że była
wieloletnią działaczką w różnych Kościołach na Ukrainie,
między innymi pracowała wśród Żydów. Dziwnym
zbiegiem okoliczności Natasza nawiązała kontakt z Chrześcijańską
Społecznością w Warszawie, a po jakimś czasie i ja się tam
znalazłam - na spotkaniu wigilijnym na Puławskiej. Wkrótce
zaproponowano mi uczestnictwo w spotkaniach dla kobiet. Zaczęłam
przychodzić na nie razem z moimi koleżankami z byłej wspólnoty.
Nie bałam się kontaktu z protestantami, ponieważ we wspólnocie
byliśmy wychowywani w duchu otwartości i współpracy. Jestem
wdzięczna za akceptację i cierpliwość, których doznałam
na tych spotkaniach. Życzliwość tych kobiet, ich obecność i
postawa pomogły mi przejść przez trudny dla mnie okres zmagania
się z wewnętrznymi barierami.
Od
września 2004 roku, po prawie dwóch latach od wyjścia ze
wspólnoty katolickiej, całą rodziną przyjeżdżamy do
Społeczności Chrześcijańskiej w Warszawie na niedzielne
nabożeństwa. Wreszcie byłam zdolna podjąć decyzję co do
Kościoła, do którego chcę uczęszczać.
Bóg
był dla mnie ostatnią deską ratunku. Chwyciłam się Go, ponieważ
uznałam, że nie mam już nic do stracenia. Sama nie potrafiłam
żyć, być człowiekiem, kobietą, żoną, matką. Wiara w Jezusa, w
Jego ofertę dla mnie, w Jego plan dla mojego życia napawała mnie
nadzieją na prawdziwe, lepsze jutro. I nie zawiodłam się.
Chociaż,
jak w życiu każdego człowieka, trudności nie brak, to inaczej
przez nie przechodzę. Bóg uczy mnie szukać i rozpoznawać
Jego wolę dla mnie, uczy mnie rozumieć siebie i innych. Czuję, że
przybywa mi wewnętrznej przestrzeni.
Rozpoczęłam
podróż z Jezusem od poznawania Go jako najlepszego lekarza
duszy. Uwierzyłam w słowa, wyczytane kiedyś w jakiejś książce,
że „Ten, który ukształtował twoje ciało i nakazał sercu
bić, najlepiej zdoła uleczyć własne dzieło”.
Nie
wszystkim podoba się ta nowa Bożena, tak inna niż kiedyś. Ale ja
nie muszę już uzależniać się od opinii i niechcianego wpływu
innych ludzi. Bóg przywrócił mnie do życia i do
społeczeństwa. Jestem Bogu wdzięczna, że dał mi też Kościół,
którego obraz wpisał się w moje serce. Cieszę się, że
mogłam przyłączyć się do społeczności wierzących. ■
BOŻENA
[nazwisko
znane redakcji]
Copyright ©
Słowo i Życie 2006