Frank Furedi
Gabinet terapeuty zamiast Pana Boga
Nie ma już
śmiertelnych grzechów.
Jest
choroba obżarstwa, uzależnienie od seksu,
syndrom
przewlekłego zmęczenia,
a pycha to
wysoka samoocena, zalecana niemal na wszystko.
Było sobie kiedyś
siedem grzechów głównych. Nazywano je również śmiertelnymi, bo prowadziły do
duchowej śmierci, a więc do potępienia. Oto one: rozpusta, obżarstwo, chciwość,
lenistwo, gniew, zazdrość i pycha. Dzisiaj wszystkie, z wyjątkiem pychy, stały
się dolegliwościami, którymi zajmuje się medycyna. Pycha zaś uważana jest za
cnotę.
Moralne wyobrażenia związane z
siedmioma grzechami głównymi zawsze źle wpływały na samopoczucie świeckiego
społeczeństwa. Oświecenie zastąpiło ideę grzechu, traktowanego jako obraza
Boga, pojęciem przestępstwa, rozumianego jako zło wyrządzone innym ludziom.
Dziś kultura Zachodu uważa je za objaw nieszczęsnej dolegliwości psychicznej.
Śmiertelne grzechy stały się zaburzeniami w zachowaniu, które wymagają raczej
leczenia niż kary.
Nie ma już grzeszników, są tylko
osobowości skłonne do uzależnień. Na przykład rozpusta: tych, których dawniej
nazywano pożądliwymi, dzisiaj określa się jako „uzależnionych" od seksu, a
więc potrzebujących terapii. Amerykańskie stowarzyszenie zajmujące się
problemami seksualnymi (American Association on Sexual Problems) oszacowało, że
seks jest nałogiem 10-15 procent Amerykanów, czyli około 25 milionów osób.
Obżarstwo również stało się
chorobą. Żarłocy już się nie objadają; oni po prostu cierpią na jedno z wielu
zaburzeń pokarmowych. Ludzie zawodowo zajmujący się uzależnieniami twierdzą
nawet, że nałóg ten jest chorobą psychiczną o podłożu biologicznym. Jeden z
ekspertów w tej dziedzinie oznajmia: objawy tej choroby to obsesja na
punkcie żywności, wagi ciała oraz utrata kontroli nad ilością zjadanego
pokarmu. Natręctwa te przedstawiane są jako konsekwencje fizjologicznego i
biochemicznego stanu organizmu, w którym pojawia się łaknienie złożonych
węglowodanów.
Gniew uznawany jest niekiedy za
jedno z najpotężniejszych emocjonalnych uzależnień. - Czy kiedykolwiek
czułeś taką złość, że wydawało ci się, te mógłbyś zionąć ogniem? - pyta
organizacja Spirit of Recovery. Jeśli tak, to jesteś rzeczywiście
uzależniony od tego stanu, tej zdradliwej chemii uczuć, która teraz warunkuje
każde twe działanie i każdy odruch emocji. Takie przypadki jak „wściekłość
na innych kierowców", „wściekłość na uczestników grup dyskusyjnych",
„wściekłość na współpasażerów" wskazują, że choroba objawia się w różnych
okolicznościach. Lobby terapeutyczne zapewnia, że można walczyć z tym
emocjonalnym uzależnieniem, stosując techniki radzenia sobie ze stresem lub
złością.
Tak zwane uzależnienie od emocji,
na przykład gniew, często bywa określane w języku medycznym jako „zaburzenie
nad kontrolą odruchów". Również chciwość i zazdrość, interpretowane
obecnie jako nieuniknione wytwory nowoczesnego społeczeństwa konsumpcyjnego, są
niekiedy podobnie diagnozowane. Uważa się, że nasze społeczeństwo stwarza
warunki sprzyjające uzależnieniom, zmuszając ludzi, by wzajemnie sobie
zazdrościli. Nałogowe wydawanie pieniędzy, „sklepoholizm" i uzależnienie
od hazardu są opisywane jako choroby porównywalne do alkoholizmu lub
narkomanii. Nałóg wydawania pieniędzy, zwany niekiedy „plastikową
chorobą", wprawia nas w odurzenie, które nie pozwala nam powstrzymać się
przed zakupami.
Lenistwo również weszło w krąg
zainteresowań medycyny. Takie dolegliwości jak przewlekłe zmęczenie wciąż
zachęcają ludzi, by interpretowali własną apatię w kategoriach medycznych.
Lenistwo nie musi być jednak czymś całkowicie niepożądanym. Niektóre formy
nieróbstwa są zalecane jako antidotum przeciw chorobom wywoływanym przez stres.
Przepracowywanie się jest często krytykowane jako coś ryzykownego. Pozytywne
skojarzenia związane z pracą ustąpiły miejsca przekonaniu, że praca wpędza nas
w chorobę.
I na koniec ten spośród siedmiu
grzechów głównych, który zdaniem Kościoła jest najcięższy: pycha. Jest to
zarazem jedyny grzech, który został całkowicie zrehabilitowany. W dzisiejszych
czasach niska samoocena jest uważana za przyczynę praktycznie każdego problemu
psychicznego lub społecznego. Środek zaradczy na kiepskie wyniki w nauce, ciąże
nastolatek, anoreksję, przestępczość i bezdomność to podniesienie samooceny
osób dotkniętych tymi przypadłościami. Oto dlaczego duma stała się jedną z najważniejszych,
cnót naszych czasów.
Prawdę mówiąc, jako humanista nie bardzo mogę
zaakceptować pojęcie grzechu. Ale jeśli miałbym wybierać między bezsilnością w
obliczu Boga a poczuciem bezradności w gabinecie terapeuty, to stanąłbym po
stronie Kościoła. Terapeutyczne definicje nałogów podnoszą znaczenie ludzkiej
bezsilności do poziomu, który w średniowieczu byłby niewyobrażalny. Z punktu
widzenia naszej kultury terapii, bezsilność w naszym życiu nie jest jedynie
epizodem, lecz podstawowym stanem. Ta fatalistyczna perspektywa sprawia, że
leczenie przebiega w aurze bierności, a nawet nieuchronności. Nałogowcom mówi
się. że nigdy nie zostaną całkowicie wyleczeni. Są ludzie, którzy wciąż leczą
się z uzależnienia od seksu, religii, alkoholu, ale tak naprawdę nikt z nich
się nie zmienia. Dlatego opowiadam się za powrotem do transcendencji. ■
© The
Spectator (2002-2003). Wykorzystano za pozwoleniem.
(Artykuł był publikowany w Tygodniku Forum pt. „Kozetka zamiast Boga” – red.)
Copyright
© Słowo
i Życie 2003