10-lecie
Zboru Chrystusowego w
Katowicach
Roman Chmielewski
Szczęśliwe
dzieciństwo
następnym pokoleniom
[„Słowo
i Życie” nr 1-3/96]
Dziesięć
lat w skali historii Kościoła
mieści się raczej w granicach
dopuszczalnego błędu w określaniu
najważniejszych jej
wydarzeń.
Jednak w życiu poszczególnych
chrześcijan, zwłaszcza
uczestniczących w powstawaniu
lokalnego Kościoła – zboru,
pierwsze
dziesięć lat stanowi bardzo
istotny okres, który porównałbym
do okresu dzieciństwa w życiu
człowieka. To, jakim człowiek
będzie w dojrzałym życiu, zależy w
znacznej mierze od tego, jaki
przebieg miało jego dzieciństwo.
Chociaż truizmem będzie
stwierdzenie, że każde dziecko ma
prawo do szczęśliwego
dzieciństwa, to wszyscy
wiemy, że dla
wielu pozostaje ono w sferze
marzeń. Dzieci są zdane na los,
ale obowiązkiem rodziców
jest zapewnienie im czułości,
uwagi, akceptacji, mimo iż sami
mogli tego wszystkiego nie
doświadczyć. Bóg, jako najlepszy
Ojciec, pomaga przerwać zaklęty
krąg złych wpływów
osobistych doświadczeń i przeżyć nowe
„dzieciństwo" w
Jego rodzinie.
Dziesięć
lat temu powołana została do
życia, jako dziecko, nasza
społeczność. Nie były to
łatwe narodziny.
Towarzyszyła temu
atmosfera „rozwodu rodziców"
(skutki uboczne podziału
ZKE). Jednak Bóg Ojciec
zaadoptował to dziecko. W
tym
najważniejszym okresie cała
rodzina kościelna, z br.
Henrykiem
Sacewiczem i br. Pawłem
Bajko na czele, zatroszczyła
się, by
„dziecko" miało bardzo
dobrych opiekunów.
Zaczęliśmy
być normalną „podstawową
komórką społeczną"
Kościoła.
Najpierw
byli braterstwo Ryszard i
Renata Pruszkowscy, których
miłość
zapewniła to, co
najpotrzebniejsze – pierwszy
pokarm i ciepło
domowe. Dzięki temu nigdy
nie doświadczyliśmy, co to
znaczy być
głodnym i bezdomnym. W tym
czasie otrzymaliśmy też w
darze od
Polskiej Chrześcijańskiej
Misji z USA dom przy ul.
Kaktusów –
miejsce nabożeństw i
spotkań.
Przyjazd
braterstwa Kazimierza i
Doroty Barczuków był
kolejnym wyrazem
Bożej i braterskiej troski.
Nasze „dziecko" w tym
okresie
„przybierało" i rosło.
Społeczność stworzyła
swoisty
charakter i klimat. Ludzie
przychodzili, bo słysząc tu
słowa o
miłości i akceptacji Bożej,
realnie jej doświadczali.
3
grudnia 1995 r. świętowaliśmy
nasze „urodziny". Musieliśmy
skorzystać z większego
pomieszczenia, toteż
uroczystość odbyła
się w kaplicy Kościoła
Ewangelicko-Metodystycznego
w Katowicach.
Był to przede wszystkim
wyraz wdzięczności Bogu za
naprawdę
szczęśliwe „dzieciństwo", a
też okazja do wspomnień. Nie
obyło się bez wzruszeń
(zwłaszcza że Kazik Barczuk
był jednym z
dzielących się
wspomnieniami). Taki
jubileusz skłania również
do dokonania bilansu naszego
„dziesięciolatka". Nasze
„dziecko" wkracza w wiek
nastoletni i – jak sądzę
(nasz
Ojciec Niebiański wie to
najlepiej) – rozwija się i
dojrzewa
prawidłowo, co oczywiście
oznacza, że „łapie" również
niektóre choroby typowe dla
swego wieku.
Nadszedł
więc
czas, by poważnie pomyśleć o
przyszłości. Kiedy o niej
myślę, jako aktualny pastor
tego zboru, to przypomina mi
się
dzieciństwo Pana Jezusa,
opisane
przez lekarza Łukasza: „A
dziecię
rosło i nabierało sił,było
pełne mądrości, i łaska Boża
była nad nim. (...) Jezusowi
zaś przybywało mądrości i
wzrostu oraz łaski u Boga i
u ludzi" (Łuk.
2,40.52).
Jeśli
dzisiaj jesteśmy tym, kim
jesteśmy, to tylko dlatego,
że łaska
Boża była (i jest!) nad
nami. Bóg zatroszczył się o
odpowiednich opiekunów dla
Jezusa, ale to, kim Jezus
był i
jakie było Jego zadanie,
miało się dopiero objawić za
około 20
lat. Podobnie jest z nami.
Bóg zatroszczył się, by
zapewnić
nam odpowiednie warunki
rozwoju i przygotować nas do
wypełniania
powierzonego zadania.
Ośmielam się porównać naszą
skromną
społeczność do samego Jezusa
Chrystusa na podstawie
przekonania,
że:
– jesteśmy
Jego ciałem, a On naszą Głową, Panem
i Mistrzem;
– nie
jesteśmy namiastką tego
ucieleśnienia, ale jesteśmy nim w
pełni;
–
możemy być wolni od
kompleksów, bo On sam –
Chrystus – nie
wstydzi się nas przed Ojcem.
Oczywiście,
nie jesteśmy „pępkiem" Katowic, a
tym bardziej świata.
Chcemy uczyć się, jak dotychczas,
współpracy i czerpać z
doświadczeń naszych braci i
przyjaciół w Chrystusie. Już
dziś jesteśmy wdzięczni za
atmosferę stwarzaną, by nasza
społeczność mogła wzrastać i
zdrowo rozwijać się. W warunkach
przychylności Boga i ludzi mamy
szansę, by przygotowywać się i
wypełniać swoje zadanie misyjne na
następne 10, może 20 lat.
Jakie to zadanie?
Jako
Kościół Zborów Chrystusowych, zbór
„Chrześcijańska Społeczność" w
Katowicach, jesteśmy po
to, by:
– oddawać
chwałę i podobać się Bogu
(uwielbienie i posłuszeństwo);
– poznawać
żywego Boga oraz budować bliską z
Nim więź (osobista
relacja z Bogiem);
– uczyć się
przyjmować cały potencjał poselstwa
Ewangelii, dary i
możliwości dane nam od Boga i
wykorzystywać je
(służba w Kościele
i na zewnątrz);
– inspirować
i pomagać w rozwoju duchowym
(nauczanie i
duszpasterstwo);
– uczyć się
od Boga tworzenia szczerej atmosfery
miłości,
akceptacji i bezpieczeństwa w
budowaniu relacji międzyludzkich;
– słowem i
życiem głosić Ewangelię Jezusa
Chrystusa w Katowicach,
okolicy i... na całym świecie
(ewangelizacja).
Kiedy
zapisuję
te słowa ze świadomością, że
zostaną opublikowane,
czuję brzemię
odpowiedzialności i
chciałbym bardzo, aby nie
był
to jakiś kolejny ambitny
manifest, ale po prostu
pragnienie
uczestniczenia, na naszą
lokalną skalę, w misji
zleconej przez
Jezusa. Chociaż zadanie to
brzmi jeszcze bardzo
ogólnie,
stanowi bazę do określenia
celów na najbliższy czas i
wizji
na przyszłość. Znając swoje
osobiste, naturalne i
narodowe cechy,
wiem jak trudne to będzie.
Wówczas jednak przypomina mi
się
proroctwo Aggeusza, przez
którego Bóg zachęcał,
motywował i zapewniał bardzo
praktyczną pomoc tym, którzy
„podjęli pracę koło domu
Pana Zastępów",
zarówno przywódcom jak i
całemu ludowi.
Myśląc
o przyszłości naszego „domu
Pana Zastępów" chcę
wypełniać swój umysł myślami
Ojca. On myśli nie tylko o
jednym pokoleniu. Inwestuje
w nas dzisiaj, abyśmy
tworzyli w Jego
domu atmosferę sprzyjającą
normalnym narodzinom nowych
chrześcijan, szczęśliwemu
„dzieciństwu", zdrowemu
dorastaniu i dojrzewaniu
przez wiele lat.
Kiedy
będziemy
celebrować kolejny
jubileusz, na przykład za
dziesięć
lat, pragnąłbym aby nasza
społeczność nie była już
dzieckiem,
lecz dojrzewającą
Oblubienicą. Być może będzie
to już w
niebie, czyli u celu naszego
życia, gdzie w licznym
chórze
będziemy wielbić Pana. A
jeśli będzie to jeszcze tu,
w
Katowicach, to
chciałbym – jak
mówi Jakub –
Jeżeli
Pan zechce, będziemy
żyli"...i
przyłożymy się, by mogło to
być w nowej kaplicy i
wypełnionej
po brzegi jak ta, w której
teraz się nie mieścimy.
Chcemy
opierać się nie na swojej
mocy i sile, ale wierzyć, że
„dzięki
Jego Duchowi to się stanie"
(Zach.
4,6). Jako wyzwanie
natomiast traktujemy fakt,
iż możemy oddać
Bogu swoje działanie i
wszystkie sposoby
wykorzystania tego, co On w
nas inwestuje. Pragniemy je
podjąć, a Was prosimy o
zachętę i
modlitwę.
■
[„Słowo
i Życie” nr 1-3/96]