"... wszyscy, którzy chcą pobożnie żyć w Chrystusie
Jezusie, prześladowania znosić będą" (II Tym. 3,12).
Te słowa
apostoła Pawła, wypowiedziane w pierwszych latach ery chrześcijańskiej, nie
straciły na aktualności prawie dwadzieścia wieków później, a boleśnie spełniły
się w życiu ludzi wiary, przywódców Kościoła w Polsce. Dziś doświadczamy
wolności religijnej, ale mamy za sobą lata, kiedy wielu naszym braciom w
Chrystusie przyszło przeżywać wielkie doświadczenie wiary, poprzez pozbawienie
wolności, zastraszenie oraz fizyczne i psychiczne maltretowanie. W dobie
usuwania "białych plam" zaistniała korzystna sytuacja, aby wypełnić
także lukę w historii Kościoła Zborów Chrystusowych, dotycząca wydarzeń z lat
"błędów i wypaczeń" w Polsce.
Bezpośredni
bohaterowie wydarzeń przeszli już na drugi brzeg. Pozostali do dziś
świadkowie tamtych czasów - członkowie rodzin oraz średnia generacja
współwyznawców. Na nich to spoczywa obowiązek zapoznania, zwłaszcza młodego
pokolenia (nieświadomego losów Kościoła po drugiej wojnie światowej), z przeżyciami
ojców wiary. Nam wszystkim godzi się zacytować słowa autora Listu do
Hebrajczyków (13, 7): "Pamiętajcie na wodzów waszych, którzy wam
głosili Słowo Boże, a rozpatrując koniec ich życia, naśladujcie wiarę
ich".
Pod
koniec lat 40-tych Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego wspólnie z władzami
wyznaniowymi przygotowywało się do rozprawienia się z Kościołami. Kościoły
mniejszościowe, które jeszcze nie posiadały legalizacji prawnej, zostały
przez władze uznane za "agentury Zachodu". Wszelką działalność
charytatywną i kontakty ze współwyznawcami z Zachodu władze zakwalifikowały do
działalności szpiegowskiej. Po zebraniu niezbędnych fałszywych materiałów,
pracownicy Urzędu Bezpieczeństwa aresztowali we wrześniu 1950 r. duchownych i
pracowników świeckich Zjednoczenia Kościołów Chrystusowych, Zjednoczonego
Kościoła Ewangelicznego oraz Kościoła Chrześcijan Wiary Ewangelicznej.
Aresztowania nastąpiły niezależnie od miejsca przebywania podejrzanych - w
domu, na ulicy, w pociągu.
Władze aresztowały Radę Naczelną ZKCh w składzie:
Jerzy Sacewicz - prezes, Mikołaj Korniluk - sekretarz, Bolesław Winnik -
skarbnik oraz Paweł Bajeński i Nikon Jakoniuk - członkowie Rady. Dwaj ostatni
z wymienionych wyżej braci zostali po kilkumiesięcznym pobycie w więzieniu
zwolnieni, pozostałych oskarżono o zdradę stanu, czyli szpiegostwo.
W
mieszkaniach wszystkich aresztowanych przeprowadzono całonocne rewizje.
Pracownicy Urzędu Bezpieczeństwa konfiskowali prywatną korespondencję, albumy
rodzinne, dokumenty, pamiątki rodzinne; większości z nich nigdy nie zwrócono.
W czasie rewizji skrzętnie przeglądano kartkę po kartce w stertach książek i
prenumerowanych czasopism, bezskutecznie poszukując materiałów szpiegowskich.
Na wszelki wypadek rekwirowano nawet wzory robótek ręcznych, uznając je... za
tajne szyfry, a adnotacje w rodzaju Ew. Jana 3, 16 lub bardziej
"skomplikowane" np. 2 Tym. 3, 13 stawały się powodem szczególnego
dochodzenia. Podejrzenie padło nawet na wypracowania w języku angielskim z
zeszytów szkolnych, które również zabierano. Szufla za szuflą przerzucano
węgiel w piwnicy, a zdarzało się, że przekopywano pod nim ziemię. Oczywiście
bez oczekiwanych rezultatów.
Dziś, z
perspektywy lat, rewizje można uznać za łagodne preludium do dramatów, jakie
przeżyły rodziny. Zostały bez środków do życia, a udręką stał się fakt, że
przez rok nie ujawniano losu aresztowanych mężów i ojców. W odpowiedzi na
listy żon prokuratury perfidnie odpowiadały, że los aresztowanych nie jest im
znany. Po roku, od chwili zatrzymania, Generalna Prokuratura RP raczyła
pisemnie poinformować, że nie potrafi odpowiedzieć rodzinom w czyjej gestii pozostają
aresztowani br.br. J.Sacewicz, M.Korniluk i B.Winnik.
Wymienionym
wyżej braciom sąd nie był w stanie, mimo nacisków oskarżyciela, udowodnić
działalności szpiegowskiej (bo takiej nigdy nie prowadzili), w związku z czym
wszyscy trzej uniknęli grożącej w takich przypadkach kary śmierci.
Długotrwały
okres aresztu śledczego - w czasie którego stosowano okrutne i wstrząsające
metody przesłuchań (1) - nie miał
prawa skompromitować przedstawicieli Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego i
władz wyznaniowych, prowadzących śledztwo. Zastosowano więc znany wybieg
władzy ludowej: przedstawiono nowe fałszywe oskarżenie - zarzut współpracy z
okupantem niemieckim. Najbardziej "obronną ręką", jeżeli można tu
użyć takiego sformułowania, wyszedł z tej sytuacji br. J.Sacewicz. Po
odsiedzeniu, bez wyroku, dwóch lat i pięciu miesięcy wyszedł na wolność.
Br.
M.Korniluk i br. B.Winnik, na podstawie fałszywych oskarżeń i takich świadków
(zeznających zgodnie ze scenariuszem Urzędu Bezpieczeństwa, do czego w okresie
"odwilży październikowej" się przyznawali), otrzymali wyroki trzech
lat więzienia. Otrzymane wyroki odbyli prawie w całości.
Po
śmierci Stalina uwolniono wielu niewinnie skazanych, a wśród nich mury
więzienne opuścili M. Korniluk i B. Winnik. Pobyt w więzieniu odbił się
znacznie na zdrowiu aresztowanych braci. Z poważnymi schorzeniami i po
przebytych w więzieniu operacjach, na nowo podjęli służbę w Kościele, i na tym
posterunku wytrwali do końca swoich dni.
Zadra
doznanych krzywd tkwiła we wszystkich trzech braciach, którym przyszło cierpieć
za wiarę i Kościół. Jako chrześcijanie przebaczyli swoim oprawcom, pomni na
słowa: "Pomsta do mnie należy, mówi Pan" (Rzym. 12, 19). Nie chcieli
nawet skorzystać z przysługującego im prawa rehabilitacji, mimo propozycji i
namów władz administracyjnych. Przecież przyszło im żyć i nadal pracować w
ustroju, który ich skrzywdził. Wydaje się, że nadszedł czas, aby gremia
reprezentujące Kościoły ewangeliczne, złożyły petycję do odnośnych władz o
całkowitą rehabilitację wszystkich, aresztowanych i przetrzymywanych w więzieniach,
duchownych. Wydaje się, że taki obowiązek ciąży na obecnych władzach Kościołów.
Dokumentem
czasu, który może być przyczynkiem do historii Kościoła Zborów Chrystusowych w
Polsce, stały się "Notatki powięzienne" prezbitera Jerzego
Sacewicza. Mogły one być jedynie "powięzienne", ponieważ prowadzenie
dziennika w "kazamatach" Urzędu Bezpieczeństwa przy ul. Koszykowej w
Warszawie czy w więzieniu śledczym na Mokotowie nie mogło mieć miejsca.
Podobnie, opublikowanie tych materiałów nie było możliwe za życia autora, z
przyczyn od niego niezależnych.
W
ostatnich latach, jako jedyny pozostający przy życiu z trójki duchownych ZKCh
więzionych na Rakowieckiej, coraz częściej wracał do tego tematu. Powierzając
"Notatki powięzienne" Ryszardowi Krawczykowi, sugerował potrzebę ich
opublikowania. W ten sposób pragnął dać świadectwo zachowania przez siebie i
braci ideałów chrześcijaństwa w obliczu przeżywanego terroru fizycznego i
psychicznego. Jako były prezes Rady Naczelnej ZKCh czuł moralny obowiązek
pozostawienia śladu przeżyć więziennych dla potomnych i tym samym oddania
niejako hołdu pamięci braciom, którzy z nim cierpieli, a odeszli wcześniej.
Lektura
tego w swoim rodzaju pamiętnika, pozwoliła autorce niniejszego wstępu,
dostrzec zbieżność tej spisanej relacji J.Sacewicza ze wspomnieniami jej ojca
- Mikołaja Korniluka - jednego z duchownych więzionych na Rakowieckiej. Tym
większa jest więc wiarygodność faktów zawartych w " Notatkach
powięziennych". Należy jednak wziąć pod uwagę, że "Notatki"
wyszły spod pióra człowieka 80-letniego, który rekonstruował obrazy wydarzeń z
pamięci. Ponieważ ich szczegóły zatarł czas, nie mogą więc być pełnym wizerunkiem
przeżyć w X Pawilonie.
Mimo
wszystko pewne jest, że wszyscy trzej wymienieni bracia i ich współtowarzysze
niedoli przeszli koszmar, bowiem "areszt śledczy przy Rakowieckiej 33
stanowił na przełomie lat 40-tych i 50-tych istne panopticum i zarazem
przednówek piekła Dantego" (2).
Do roku 1956 X Pawilon mokotowski był bardziej ponurym miejscem niż jego odpowiednik
w Cytadeli warszawskiej. Przez jego cele, w okresie "błędów i
wypaczeń" przewinęły się setki wybitnych Polaków, zwożonych tu z całego
kraju przez wszechwładny Urząd Bezpieczeństwa. Był to ostatni etap życiowej
drogi niektórych ludzi, bowiem ówczesny wojskowy wymiar sprawiedliwości karą
śmierci szafował bardzo hojnie.
"Notatki
powięzienne" J.Sacewicza są niewątpliwie cennym dokumentem nie tylko dla
historii Kościoła Zborów Chrystusowych, ale dla całego środowiska
ewangeliczno-baptystycznego w Polsce. Prawdopodobnie jest to dotychczas
pierwsze spisane świadectwo ofiary terroru stalinowskiego w naszym kraju,
dotyczące prześladowań chrześcijańskich Kościołów mniejszościowych.
Pamiętajmy
na wodzów naszych. Szanujmy wolność religijną, dziękujmy za nią Bogu,
zachowajmy w wspomnieniach tych, którzy tę dzisiejszą wolność okupili
cierpieniem. Wzorem naszych poprzedników stójmy na straży ideałów chrześcijańskich
w myśl słów apostoła Pawła: "Albowiem jestem tego pewien, że ani
śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani potęgi niebieskie, ani teraźniejszość,
ani przyszłość, ani moce, ani wysokość, ani głębokość, ani żadne inne
stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Bożej, która jest w Chrystusie
Jezusie, Panu naszym" (Rzym. 8,38-3). ■
---------------------------------
(1) Metody przesłuchań na Rakowieckiej
szczegółowo opisuje Stanisław Krupa w książce pt. "X Pawilon", wyd.
Omnipress 1989.
(2) op.cit. s.2.
Copyright © Słowo i Życie