Słowo i Życie - strona główna  
  wydawca      prenumerata       redakcja        e-mail
       

W. Andrzej Bajeński

Biblia pod Namiotem '91

[Słowo i Życie nr 7-8/91]


Chrześcijańska Społeczność Misyjna - to powołana przez pastora Chrześcijańskiej Społeczności w Warszawie agencja misyjna o charakterze ponadwyznaniowym, posiadająca status fundacji, działającej na rzecz wspierania ewangelizacji i misji kościoła chrześcijańskiego. Działalnością ChSM kieruje pastor W. Andrzej Bajeński.

RAPORT Z MISJI EWANGELIZACYJNEJ "Biblia pod Namiotem'91"

"Biblia pod Namiotem" dla takich miast jak Maków Mazowiecki, Ciechanów, Grójec, Płock, Płońsk, Pułtusk, Puławy, Piaseczno, Ostrołęka, Rawa Mazowiecka, Skierniewice, Ostrów Mazowiecka, Przasnysz, Warszawa-Służewiec to historia sprzed roku, dwóch, trzech...

Również "Biblia pod Namiotem '91" dla Gostynina, Sierpca, Mławy i Działdowa to już historia.

Gdy piszę te słowa, do zakończenia tegorocznej ewangelizacji namiotowej' prowadzonej przez Chrześcijańską Społeczność Misyjną, pozostały jeszcze tylko odwiedziny w Tomaszowie Mazowieckim (22-28 sierpnia) i rozbicie namiotu w Warszawie (29.08-4.09).

l jak tam było tym razem? To najczęściej zadawane mi pytanie w ostatnich tygodniach. A więc, pokrótce, było tak: Rozpoczęliśmy tradycyjnie - modlitwą w kaplicy Chrześcijańskiej Społeczności w Warszawie. Był 6 maja godz. 6.30, gdy w gronie kilkudziesięciu osób poruczyliśmy Panu podejmowane dzieło. Raz jeszcze przypomniane zostało polecenie Boga, przekazane przez proroka Ozeasza: "Siejcie w sprawiedliwości, żnijcie w miłości, uprawiajcie nowy ugór...". Zachętą zaś do tegorocznej misji były przytoczone przez pastora A. Bajeńskiego pełne radości i nadziei słowa 35 rozdziału księgi proroka Izajasza.

Tak zainspirowani, spakowaliśmy jeden namiot, dwieście krzeseł, ławki, książki, filmy, oświetlenie, nagłośnienie i 1001 innych drobiazgów. Wsiedliśmy do sześciu samochodów i ciągnąc za sobą trzy przyczepy campingowe, wyruszyliśmy w drogę.

Zaczęło się ładną, słoneczną pogodą. Niestety nie trwało to długo. Z wyjątkiem kilku cieplejszych dni, pozostały czas majowej akcji zapamiętamy jako zimne, deszczowe, czasem bardzo wietrzne dni i potwornie zimne noce. Było i tak, że nawet podwójny dres i zimowa czapka na głowie nie zapewniały przespanej nocy w naszych campingowych sypialniach.

Byłem pełen podziwu dla ludzi, którzy nierzadko skuleni z zimna siedzieli do końca, uważnie słuchając zwiastowanego Słowa, a potem do późnych godzin nocnych pozostawali jeszcze, aby z nami rozmawiać i modlić się.

Ale jakby dla zrównoważenia nieprzychylnej aury wszędzie spotykaliśmy się z taką życzliwością i zainteresowaniem ludzi, że w końcu i pogoda się do tej atmosfery dostosowała.

W Gostyninie, ok. 18-tysięcznym miasteczku koło Płocka, rozbiliśmy namiot na placu, służącym co bardziej spragnionym za "bar pod chmurką". Trzeba było teren trochę posprzątać, ale problemów nie było. Zresztą miejscowi chętnie w tym pomagali. Kominiarz przyniósł szpadel, sąsiedzi pożyczyli grabie, a Artur (nastolatek z grupy oazowej przy miejscowej parafii) pomagał robić z nich użytek.

Bardzo przyjazne przyjęcie, zwłaszcza przez grupę młodzieży ze wspólnot oazowych, było dla nas prawdziwą zachętą. Zaś ich szczere oddanie Bogu przypomniało nam, iż "Bóg nie ma względów na osoby", ale w każdym kościele miły Mu jest ten, kto Go szuka. Dla wielu tych młodych ludzi nasz przyjazd był jakby momentem postawienia kropki nad "i" na ich drodze wiary w Chrystusa.

Miejscowy proboszcz okazał się człowiekiem na tyle przyjaznym, iż nie tylko podjął K. Zarębę obiadem, ale też z zainteresowaniem wysłuchał jego świadectwa.

W naszych wspomnieniach z Gostynina pozostanie również katecheta, który nie opuścił chyba ani jednego ze spotkań tak dla dzieci, jak i dorosłych, oraz niezwykła życzliwość pań, które przez 7 dni przygotowywały nam o-biady w swojej maleńkiej jadłodajni, a też codziennie pojawiająca się grupka małych, zawsze brudnych, często głodnych, jakby niczyich dzieci.

Po doświadczeniach Gostynina przyjęcie w Sierpcu musimy określić mianem gorącego. Tu dołączyła do nas grupa z Grudziądza. Dzięki nim namiot stanął w tempie dotychczas niespotykanym. O lepszej lokalizacji namiotu też zamarzyć nie było można. Gdy odmówiono nam uprzednio obiecanych noclegów w internacie ("tzw. przyczyny obiektywne, ale pan wie o co chodzi"?), z wody i sanitariatów mogliśmy korzystać w komendzie policji.

Pierwszy wieczór przyniósł pierwsze zaskoczenie - namiot wypełniony zarówno przez młodzież, jak i starszych. Po apelu o pomoc w znalezieniu pokoju z łazienką, kilka osób zaoferowało swoje mieszkania. Dziewczęta poszły do pani z bloku naprzeciwko, chłopcy skorzystali z zaproszenia Przewodniczącego Stowarzyszenia Rodzin Katolickich. W końcu znalazły się mniej krępujące noclegi w... miejscowym POM-ie.

Ktoś zerwał nasze pięknie powiewające wysoko nad ulicami transparenty. Dlaczego?

Trochę szkoda, że wizyta nasza zbiegła się z przygotowaniami do komunii i bierzmowania. Od czwartku w poszczególnych parafiach bierzmował biskup, a to przecież dla wielu wielkie wydarzenie. Pastor A. Bajeński odkrywa, że ma w tym mieście sporo kuzynów, w tym wujka proboszcza.

Na popołudniowych spotkaniach dla dzieci bywało również sporo rodziców. Były też przypadki jak ten, gdy pijana matka, bijąc wyganiała syna, krzycząc: "ty masz swoje wiare".

Wieczorne spotkania przyciągały bardzo wielu. Na wezwanie do upamiętania i zmiany postawy względem Boga wychodzą do przodu dziesiątki ludzi, demonstrując tym swoją osobistą decyzję i pragnienie pójścia za Chrystusem. W środowy wieczór decyzję "za Chrystusem" podejmuje większość zgromadzonych. Ci, którzy oddali swoje życie Jezusowi, przyprowadzali na indywidualne rozmowy swoich znajomych. Powtarzały się zaproszenia na kawę czy herbatę, które w sumie były pretekstem do pogłębionych rozmów i często kończyły się modlitwą. Szczególnym przeżyciem była modlitwa ze skinami.

Duże wrażenie pozostawia usługa odwiedzającej nas międzynarodowej grupy dramatycznej ze Szwecji.

Kolejne z kazań pastora ktoś ze słuchaczy skomentował: "ten to musi być dobry z homiletyki"

Nauczyciel słuchający bardzo uważnie zwiastowanego Słowa pragnie o coś zapytać. Poproszony do mikrofonu publiczne stawia ważne pytanie: "Jak w natłoku różnych nauczycieli możemy wiedzieć, co jest prawdą?”. Jezus jest Prawdą, a Biblia nam tę prawdę odkrywa - to suma naszej odpowiedzi.

Ostatni dzień - niedziela - i wszystkim nam wydaje się, że ten czas minął za szybko. Leje okropny deszcz, ale namiot musi być zwinięty, bo od jutra zaczynamy w Mławie.

Mława jest znacznie większym i rozleglejszym miastem, a usytuowanie namiotu nie jest tak dobre jak poprzednio. Zainteresowanie znacznie mniejsze, ale atmosfera nie mniej serdeczna. Wśród słuchaczy gościmy trzech księży. Ksiądz Zbyszek na lekcji religii poleca młodzieży, aby dowiedzieli się pod namiotem "Co to jest nowonarodzenie?".. Niektórzy z nich nie tylko się dowiadują, ale też doświadczają tego. Szczególnie miło wspominamy kontakty z liderami grup oazowych. Widać, że ci młodzi ludzie naprawdę czegoś chcą od Boga. Do ciekawszych trzeba zaliczyć też bardzo szczere rozmowy z młodymi "metalowcami".

l znowu każdy wieczór to kolejne nawrócenia, rozmowy, modlitwy. Czwartkowy program wypełniają goście: misjonarki Rostwit Twins ze slajdami, pieśniami i kukiełkami dla dzieci oraz znany w Ameryce kaznodzieja kanadyjski, kapelan Olimpiady Zimowej w Calgary, Allan Donbar.

Mława należy do tych nielicznych spośród odwiedzanych przez nas miast, w których istnieją zorganizowane wspólnoty ewangeliczne. Kościół Wolnych Chrześcijan ma tu swoją kaplicę i kilkunastu członków. Odwiedzamy ich przywódców, poznajemy też grupę "niezrzeszonych" wierzących.

Świadectwem szybko pogłębiających się duchowych więzi z mieszkańcami tego miasta niech będą chociażby te kręcące się łzy w oczach wielu, gdy przyszło nam się żegnać. Miłym akcentem kończącym pobyt w Mławie było zaproszenie całego zespołu misyjnego na obiad do domu dwojga wierzących lekarzy.

Działdowo, miasto w którym do czasów II wojny największym kościołem był kościół luterski, powitało nas tłumem ludzi już od pierwszego wieczora. Dlatego też od razu przystąpiliśmy do sedna sprawy. Puszczany zwykle na początek akcji film zastąpiliśmy zwiastowaniem Słowa i już w kilka godzin po rozbiciu namiotu mogliśmy być świadkami pierwszych nawróceń. Kolejne wieczory to kolejne decyzje osób manifestujących publicznym wystąpieniem swój zwrot "ku Chrystusowi". Na modlitwy pozostaje tak dużo osób, że czasem musimy się dwoić i troić. A oto modlitwa jednego z nastolatków: "Panie, chcemy, abyś Ty się kiedyś tak cieszył nami, jak my się teraz cieszymy Tobą". Innym razem nawrócenie się młodej dziewczyny spowodowało możliwość modlenia się z całą jej rodziną.

Odwiedza nas spora ilość osób starszych. Pan Jan ma już ponad 70 lat. Obawiał się, że jesteśmy Świadkami Jehowy, ale gdy się dowiedział, że nie jesteśmy, nie opuścił ani jednego spotkania. Wśród młodzieży dało się zauważyć też sporą grupę "krisznowców". Tutaj nasze stoiska z literaturą cieszyły się największym zainteresowaniem. W Działdowie też dostaliśmy pierwszy list z dopiero co zakończonej akcji w Mławie. List był zaadresowany: Biblia pod Namiotem, Działdowo, przy CPN.

W misji w Działdowie dzielnie wspierała nas grupa młodzieży ze społeczności ostródzkiej. W ten sposób Biblia pod Namiotem nie tylko poszerza krąg odbiorców Ewangelii Chrystusowej, ale i grono współczesnych świadków Jezusa Chrystusa.

[Tekst opublikowany w „Słowie i Życiu” nr 7-8/91].

Copyright © Słowo i Życie