nr 3/2013



Tymoteusz Miara

Z Ewangelią wśród Nepalczyków

Od kilku lat Pan Bóg rozbudza we mnie pragnienie dzielenia się Ewangelią. Próbuję to robić w moim środowisku szkolnym, na obozach naukowych a także przez internet. W wakacje staram się wyrwać z rutyny i robić to w mniej standardowy sposób. W zeszłym roku miałem przywilej służyć w Anglii razem z Labiryntem, co było owocnym doświadczeniem. W tym roku pojawiła się okazja, by głosić Ewangelię w Nepalu. Modliłem się o to i Bóg włożył pragnienie w moje serce, by tam pojechać. Sprawa jednak nie była prosta. Najpierw musiałem przejść przez dość skomplikowaną procedurę kwalifikacyjną, która trwała od listopada do stycznia. Na początku lutego dowiedziałem się o akceptacji i o tym, co dalej mnie czeka. Głównym zadaniem było zbieranie wsparcia finansowego. Koszt całego wyjazdu wynosił 4000 dolarów. Z prośbą o wsparcie zwróciłem się do wielu moich znajomych. Nie było to dla mnie łatwe, ale Pan Bóg dał mi siłę, odwagę i błogosławieństwo. W międzyczasie przechodziłem przez proces przygotowawczy do wyjazdu. Uczyłem się o kulturze Nepalu, musiałem napisać swoje świadectwo bez chrześcijańskiego słownictwa, przerabiałem różne materiały, które przygotowywały mnie do misji, a także trzeba było poddać się kilku szczepieniom.

Pod koniec czerwca pożegnałem się z rodziną i wsiadłem do samolotu. Podróż była przyjemna, a także owocna. Lecąc z Kataru do Katmandu siedziałem obok młodej kobiety, która pochodzi z Nepalu i jest buddystką. Sama zaczęła rozmowę. Po jakimś czasie zaczęliśmy rozmawiać o kulturze Nepalu, o religiach, a potem o sensie życia. Opowiedziałem jej o Jezusie, kim On dla mnie jest i czemu w Niego wierzę. Powiedziała, że zainteresuje się tym tematem, więc wymieniliśmy się kontaktami.

Po przyjeździe do Katmandu okazało się, że powietrze jest bardzo zanieczyszczone spalinami motocykli, woda w kranach skażona, a na ulicy niebezpiecznie. Wszędzie sklepy, handlarze uliczni i najęci przez gangi żebracy. Był to dla mnie z początku mały szok kulturowy, ale szybko się przyzwyczaiłem. Do wszystkiego zostaliśmy dobrze przygotowani przez pracowników Nepali Campus Crusade for Christ, którzy też dali nam wiele możliwości służby.

Ludzie w Nepalu są głównie hinduistami. Pełno jest tam świątyń i stoisk z bożkami, maskami, malowidłami i młynkami modlitewnymi. Patrzyłem na to wszystko i starałem się zrozumieć, czemu, jak, i w co ci wszyscy ludzie wierzą. Dotarło do mnie, jak bardzo Nepalczycy chcą poznać Boga, szukając nie tam, gdzie trzeba. Odczuwałem też tam presję duchową, ale się nie bałem, bo przecież żaden demon nie jest większy od Ducha Świętego, który daje nam ochronę.

Odwiedzaliśmy domy starców, sierocińce, slumsy i uczelnie. Przedstawialiśmy dramę o Jezusie, który każdego człowieka może uwolnić z niewoli grzechu, wyjaśnialiśmy Ewangelię w prywatnych rozmowach, dzieliliśmy się świadectwami, organizowaliśmy zabawy i ręczne robótki oraz lekcje angielskiego. W dramie grałem postać Jezusa. W domu starców dzieliłem się historią nawrócenia oraz śmierci mojej babci i wyjaśniałem, czym jest gotowość na spotkanie się z Bogiem. Na niektórych uczelniach jest zakaz dzielenia się Ewangelią, więc nawiązując kontakty, zapraszaliśmy wszystkich na przyjęcie ewangelizacyjne. Zdarzało się, że kiedy tylko padało imię „Jezus”, niektórzy opuszczali spotkanie. Tak właśnie się stało, kiedy dzieliłem się świadectwem w trakcie naszego największego wydarzenia ewangelizacyjnego – tuż po rozpoczęciu dziesięć osób wstało i wyszło. Ankieta, przeprowadzona po prezentacji Ewangelii, wykazała, że spośród 51 studentów aż 33 zaprosiło Jezusa Chrystusa do swojego życia. Chwała Bogu!

Nasza działalność miała też wymiar charytatywny. Służba w sierocińcach była niezwykła. Sierociniec, w którym służyłem, był prowadzony przez chrześcijan. Wielkie wrażenie wywarła na mnie ich współpraca i nastawienie. Miłość przenikała całą „rodzinę”. Dzieci bardzo zabiegały o dobro innych. Pamiętam, jak - dostrzegłszy, że jestem zmęczony - posadziły mnie na podłodze, przyniosły kilka wachlarzy i zaczęły machać nimi przede mną, bym mógł odpocząć. Ich postawa oraz chęć służenia, a także dostrzeganie cudzych potrzeb, są dla mnie wzorem do naśladowania. Dzieci są poza tym bardzo utalentowane. Nastolatki w wieku 11-13 lat grały na gitarach elektrycznych i perkusji współczesne pieśni chrześcijańskie, na poziomie porównywalnym z oryginalnymi wykonaniami. Na potrzeby tego sierocińca, któremu brakowało czystej wody, zakupiliśmy zbiornik i filtr na wodę.

Nepal jest znany na całym świecie chyba głównie z jednego powodu - szczyt świata leży właśnie w tym kraju. Oczywiście, chcieliśmy zobaczyć ten najwyższy szczyt. Pod koniec projektu pojechaliśmy do hotelu, będącego punktem widokowym. Teoretycznie można zobaczyć stamtąd odległy o 140 km Mount Everest. Jednak pogoda gasiła nasz entuzjazm. W lipcu jest szczyt monsunu i chmury są wszędzie. Nie zniechęciło to jednak mnie i kilku moich przyjaciół do wstania o piątej rano i wypatrywania. Po ponad godzinie obserwowania, w miejscu gdzie według kompasu należy szukać Everestu otworzyło się nagle małe okienko wśród chmur i przez kilka minut widzieliśmy kilka szczytów Himalajów. Po dłuższym zastanawianiu się i sprawdzaniu na mapie doszliśmy do wniosku, że jeden z nich to właśnie Mount Everest! Bóg nam pozwolił podziwiać ten niesamowity szczyt przez kilka ekscytujących minut. Pracownicy hotelu nie ukrywali zaskoczenia, że o tej porze roku udało się zobaczyć tę górę. My jednak byliśmy wdzięczni Bogu, że wysłuchał nasze modlitwy nawet w kwestii pogody i widoczności. Nie miało to przecież żadnego związku z naszą służbą i nie bylibyśmy rozczarowani, gdybyśmy niczego poza chmurami nie zobaczyli. To było przepiękny prezent na zakończenie naszego pobytu w Nepalu.

Jadąc do Nepalu spodziewałem się, że będzie trudno. Ale było bardzo dobrze, bo projekt był solidnie przygotowany, mieliśmy dojrzałych i bardzo zachęcających liderów, a uczestnicy byli bardzo oddani Bogu, przepełnieni miłością. Poznałem tam niesamowitych chrześcijan z Ameryki, Rosji, Argentyny, Kazachstanu, Węgier, Tajlandii, Tajwanu, Filipin i Chin. Nasza pięcioosobowa mała grupa była wyjątkowa i egzotyczna: Opiekun z Filipin, a chłopaki z Rosji, Ameryki i Wschodniej Azji. Poznaliśmy się dość dobrze i mamy świetne relacje. W takim gronie łatwo było pokonywać wszelkie trudności i podejmować kroki wiary. Bóg działał tam bardzo mocno, dodając nam siły, pasji i mądrości w rozmowach, a Nepalczykom otwartości.

Kościół w Nepalu jest najszybciej rozwijającym się Kościołem na świecie. Jestem bardzo wdzięczny Bogu, że dał mi możliwość być częścią Bożego dzieła w tym kraju.


Copyright © Słowo i Życie 2013