Nina i Bronisław Hury
OD REDAKCJI
Boże Narodzenie - najpiękniejsze
święta w całym roku. Znowu będzie mnóstwo reklam, biegania i szał kupowania.
Będziemy narzekać, że święta się komercjalizują i zatraca się ich sens, ale
będziemy je celebrować jak co roku. W sposobie świętowania, jak pod mikroskopem,
widać skłonność ludzkiej natury do rozmieniania na materialne drobne wielkich
spraw duchowych.
Pierwszą i największą wartością,
daną człowiekowi, był sam Bóg i niezakłócona społeczność z Nim w ogrodzie Eden.
Po upadku człowieka Pan Bóg posyłał swoją odpowiedź na ludzki grzech zawsze
wtedy, gdy ludzkość bliska była ostatecznego rozpadu i zaniku. Tak było za
czasów Noego. Przymierze Boga z Abrahamem było odpowiedzią na bałwochwalstwo
cywilizacji sumeryjskiej oraz zepsucie Sodomy i Gomory. Tora, dana Mojżeszowi,
ratowała ludzkość od wyniszczenia, do jakiego prowadziło bałwochwalstwo Kanaanu
i Egiptu.
Po wiekach zmagania się z
krnąbrnością Izraela, w czasach gdy elity Rzymskiego Imperium zamiast
przewodzić trwoniły swój potencjał duchowy na przyjemności, Bóg posłał na świat
Swojego Syna. Duchowy impuls zrodzonego wtedy chrześcijaństwa przeobraził świat
i skierował na drogę, znaną z nowożytnej historii.
Jaka jest nasza rzeczywistość? Jedną
z gangren życia wewnętrznego w duszach obecnego pokolenia jest niskie napięcie
duchowe, w którym wszyscy, poza kilkoma wybranymi duchami pośród nas, spędzają
swe dni. Tak w pracy, jak i podczas wypoczynku naszym jedynym celem jest
popularność i rozkosz. Nie troszczymy się o pozyskanie prawdziwego skarbu
duchowego, który można znaleźć, wkładając całe serce w to, co się robi, i
rozpoznając to, co naprawdę warte jest posiadania – pisał w traktacie „O
wzniosłości stylu” nieznany autor, żyjący w okresie rozkwitu Cesarstwa
Rzymskiego. Zabieganie o popularność i rozkosz – jakże lakoniczna i trafna
ocena dążeń wszystkich i każdego z osobna. Czyż nie oddaje to również naszej
rzeczywistości początku trzeciego tysiąclecia?
A co z nami? Jakiej odpowiedzi
na rzeczywistość naszych dni możemy oczekiwać ze strony Boga? Analizując współczesne
wydarzenia w świetle Bożego Słowa, możemy wnioskować, że by zaradzić swoim
biedom, świat podejmie wysiłek jednoczenia się. Idea piękna i pociągająca, ale
czyniona wbrew Bogu zostanie wykorzystana przez Bożego przeciwnika. Potem
nastąpi Boże rozwiązanie ostateczne. Nie wiemy kiedy dokładnie, ale wiemy, że
to wszystko ma ulec zagładzie (2 P 3,11). Brzmi to groźnie, ale dla wierzących
w Jezusa Chrystusa nie powinno być zaskoczeniem. Cierpienie i doświadczenia
życiowe, które są Bożym sposobem przygotowywania nas i oczyszczania do
przyszłej rzeczywistości, muszą przyjść, abyśmy się znaleźli tam, gdzie
zepsucie, zabieganie o popularność i doczesną rozkosz nie mają wstępu.
W tym numerze „Słowa i Życia” wiele miejsca
poświęcamy właśnie doświadczeniom życiowym, cierpieniu, temu co nie tylko we
współczesnym świecie, ale nigdy nie było w cenie. Tekst „Komercyjna wiara?”
porusza kwestię nieszczęść, przytrafiających się Bożym ludziom. Podobnie
świadectwo „Jak orzech”. Ale jest też inna rzeczywistość. Przypomni o niej „Mój
pierwszy dzień w Niebie”. Fikcja, powie ktoś? Nie, bo o takim miejscu mówi
Biblia. Wiele już razy zarzucano jej niewiarygodność - niesłusznie, czego
przykładem jest choćby przedrukowany z
„Gazety Wyborczej” artykuł pt. „Archeolodzy potwierdzili biblijny opis budowy
tunelu Siloam”.
Szczególnie polecamy „Moja karoseria wciąż się
sypie” – reportaż o 15-letniej Bogusi, jej cierpieniu, ale przede wszystkim o
radości życia. To prawda, że nie okoliczności, ale nasze życie wewnętrzne jest
najistotniejsze. Czasem potrzeba choroby, byśmy to dostrzegli i docenili
zwyczajną codzienność. „Spieszmy się przystanąć” - zachęca Mirka Wójcik.
Dołączamy się do jej życzeń, byśmy „umieli wyhamowywać w codziennym wirze,
przystawać w zgiełku zajęć, by nie zagubić Boga, by nie odsuwać się od ludzi,
by nie zatracić siebie”. Niech rok 2004 nie będzie dla nas „kolejnym rokiem
nieznajdowania czasu”. ■
Copyright
© Słowo
i Życie 2003