Słowo i Życie - numer 1/2003

Frank Furedi

Gabinet terapeuty zamiast Pana Boga

Nie ma już śmiertelnych grzechów.
Jest choroba obżarstwa, uzależnienie od seksu,
syndrom przewlekłego zmęczenia,
a pycha to wysoka samoocena, zalecana niemal na wszystko.

Było sobie kiedyś siedem grzechów głównych. Nazywano je również śmiertelnymi, bo prowadziły do duchowej śmierci, a więc do potępienia. Oto one: rozpusta, obżarstwo, chciwość, lenistwo, gniew, zazdrość i pycha. Dzisiaj wszystkie, z wyjątkiem pychy, stały się dolegliwościami, którymi zajmuje się medycyna. Pycha zaś uważana jest za cnotę.

Moralne wyobrażenia związane z siedmioma grzechami głównymi zawsze źle wpływały na samopoczucie świeckiego społeczeństwa. Oświecenie zastąpiło ideę grzechu, traktowanego jako obraza Boga, pojęciem przestępstwa, rozumianego jako zło wyrządzone innym ludziom. Dziś kultura Zachodu uważa je za objaw nieszczęsnej dolegliwości psychicznej. Śmiertelne grzechy stały się zaburzeniami w zachowaniu, które wymagają raczej leczenia niż kary.

Nie ma już grzeszników, są tylko osobowości skłonne do uzależnień. Na przykład rozpusta: tych, których dawniej nazywano pożądliwymi, dzisiaj określa się jako „uzależnionych" od seksu, a więc potrzebujących terapii. Amerykańskie stowarzyszenie zajmujące się problemami seksualnymi (American Association on Sexual Problems) oszacowało, że seks jest nałogiem 10-15 procent Amerykanów, czyli około 25 milionów osób.

Obżarstwo również stało się chorobą. Żarłocy już się nie objadają; oni po prostu cierpią na jedno z wielu zaburzeń pokarmowych. Ludzie zawodowo zajmujący się uzależnieniami twierdzą nawet, że nałóg ten jest chorobą psychiczną o podłożu biologicznym. Jeden z ekspertów w tej dziedzinie oznajmia: objawy tej choroby to obsesja na punkcie żywności, wagi ciała oraz utrata kontroli nad ilością zjadanego pokarmu. Natręctwa te przedstawiane są jako konsekwencje fizjologicznego i biochemicznego stanu organizmu, w którym pojawia się łaknienie złożonych węglowodanów.

Gniew uznawany jest niekiedy za jedno z najpotężniejszych emocjonalnych uzależnień. - Czy kiedykolwiek czułeś taką złość, że wydawało ci się, te mógłbyś zionąć ogniem? - pyta organizacja Spirit of Recovery. Jeśli tak, to jesteś rzeczywiście uzależniony od tego stanu, tej zdradliwej chemii uczuć, która teraz warunkuje każde twe działanie i każdy odruch emocji. Takie przypadki jak „wściekłość na innych kierowców", „wściekłość na uczestników grup dyskusyjnych", „wściekłość na współpasażerów" wskazują, że choroba objawia się w różnych okolicznościach. Lobby terapeutyczne zapewnia, że można walczyć z tym emocjonalnym uzależnieniem, stosując techniki radzenia sobie ze stresem lub złością.

Tak zwane uzależnienie od emocji, na przykład gniew, często bywa określane w języku medycznym jako „zaburzenie nad kontrolą odruchów". Również chciwość i zazdrość, interpretowane obecnie jako nieuniknione wytwory nowoczesnego społeczeństwa konsumpcyjnego, są niekiedy podobnie diagnozowane. Uważa się, że nasze społeczeństwo stwarza warunki sprzyjające uzależnieniom, zmuszając ludzi, by wzajemnie sobie zazdrościli. Nałogowe wydawanie pieniędzy, „sklepoholizm" i uzależnienie od hazardu są opisywane jako choroby porównywalne do alkoholizmu lub narkomanii. Nałóg wydawania pieniędzy, zwany niekiedy „plastikową chorobą", wprawia nas w odurzenie, które nie pozwala nam powstrzymać się przed zakupami.

Lenistwo również weszło w krąg zainteresowań medycyny. Takie dolegliwości jak przewlekłe zmęczenie wciąż zachęcają ludzi, by interpretowali własną apatię w kategoriach medycznych. Lenistwo nie musi być jednak czymś całkowicie niepożądanym. Niektóre formy nieróbstwa są zalecane jako antidotum przeciw chorobom wywoływanym przez stres. Przepracowywanie się jest często krytykowane jako coś ryzykownego. Pozytywne skojarzenia związane z pracą ustąpiły miejsca przekonaniu, że praca wpędza nas w chorobę.

I na koniec ten spośród siedmiu grzechów głównych, który zdaniem Kościoła jest najcięższy: pycha. Jest to zarazem jedyny grzech, który został całkowicie zrehabilitowany. W dzisiejszych czasach niska samoocena jest uważana za przyczynę praktycznie każdego problemu psychicznego lub społecznego. Środek zaradczy na kiepskie wyniki w nauce, ciąże nastolatek, anoreksję, przestępczość i bezdomność to podniesienie samooceny osób dotkniętych tymi przypadłościami. Oto dlaczego duma stała się jedną z najważniejszych, cnót naszych czasów.

Prawdę mówiąc, jako humanista nie bardzo mogę zaakceptować pojęcie grzechu. Ale jeśli miałbym wybierać między bezsilnością w obliczu Boga a poczuciem bezradności w gabinecie terapeuty, to stanąłbym po stronie Kościoła. Terapeutyczne definicje nałogów podnoszą znaczenie ludzkiej bezsilności do poziomu, który w średniowieczu byłby niewyobrażalny. Z punktu widzenia naszej kultury terapii, bezsilność w naszym życiu nie jest jedynie epizodem, lecz podstawowym stanem. Ta fatalistyczna perspektywa sprawia, że leczenie przebiega w aurze bierności, a nawet nieuchronności. Nałogowcom mówi się. że nigdy nie zostaną całkowicie wyleczeni. Są ludzie, którzy wciąż leczą się z uzależnienia od seksu, religii, alkoholu, ale tak naprawdę nikt z nich się nie zmienia. Dlatego opowiadam się za powrotem do transcendencji.

© The Spectator (2002-2003). Wykorzystano za pozwoleniem.
(Artykuł był publikowany w  Tygodniku Forum pt. „Kozetka zamiast Boga” – red.)  

 Copyright © Słowo i Życie 2003
Słowo i  Życie - strona główna