Konferencja
75-lecia
KZCh - opinie
Jarosław
Wasiak, Gostynin: Moje
pierwsze spotkanie z Ostródą miało miejsce w roku 1994,
kiedy to wraz z żoną i synkiem spędziliśmy dwa tygodnie na
wspaniałym obozie rodzinnym. Obóz ten pozostanie w naszej
pamięci do końca życia, nie tylko przez fakt przyjęcia Jezusa
Chrystusa przez moja żonę, choć to najważniejsza rzecz w życiu
człowieka, ale też przez klimat miłości, serdeczności, ciepła,
budującego Słowa Bożego i... dobrego jedzenia. Tak więc, gdy po
raz pierwszy dotarła do nas informacja, iż właśnie w Ostródzie
organizowana jest jubileuszowa Konferencja, decyzja była szybka
-jedziemy. Zachęciliśmy też innych, by jechali z nami. I tak w
ośmioosobowym składzie zjawiliśmy się w Ostródzie.
Tutaj
zaczęło się sprawdzać staropolskie powiedzenie: „Gdzie dwóch
Polaków, tam trzy zdania". Jedni chcieli zamieszkać w
domkach kempingowych, drudzy w domu wczasowym, a inni w namiotach.
Osobiście byłem za trzecim rozwiązaniem i tak też się stało.
Zawiedzionym tłumaczyłem, że w betonowych domach mieszka się
przez cały rok, a tutaj jest okazja spędzić choć kilka dni w
bliskim kontakcie z przyrodą, gdzie od czasu do czasu do namiotu
wskoczy zielona żabka, a pod łóżkiem przemknie szara mysz.
Nasza
grupa miała przydzielone dwa namioty, ale postanowiliśmy zamieszkać
w jednym, by być bliżej siebie, bardziej poznać się i mieć dobry
czas. I rzeczywiście był to dobry czas, humor nam dopisywał,
obawiam się, że czasami trochę za bardzo. Dlatego chciałbym
serdecznie przeprosić wszystkich, którzy mieszkając w
sąsiedztwie namiotu numer 32, mieli z naszego powodu kłopoty z
zaśnięciem. Obiecujemy poprawę.
Co
zaś tyczy się samej Konferencji, chcę wyrazić moje wielkie
uznanie dla tych wszystkich, dzięki którym mogła się ona
odbyć.
Jestem
wdzięczny Warn za każdą sesję i czas wspólnie spędzony.
Jestem
wdzięczny za poznanie historii i ludzi związanych z naszym
Kościołem, przez co byłem bardzo zbudowany.
Jestem
wdzięczny za możliwość poznania tych, którzy dzisiaj
tworzą historię Kościoła, przez co mogłem zastanowić się,
jakie jest moje w nim miejsce.
Jestem
wdzięczny Warn za troskę o przyszłość Kościoła w Polsce, a co
za tym idzie o los naszych rodaków - Polaków, którzy
giną z powodu braku poznania. Sprowadzają sobie „figury z
importu" - jak to mówił w kazaniu Andrzej Bajeński -
zapominając przy tym, kto jest Panem i Królem tej ziemi.
Dziękuję
wszystkim wspaniałym gościom ze Stanów Zjednoczonych, za
miłość, braterstwo i szczere serce w tym, co robią dla Kościoła
Jezusa Chrystusa, jakim niewątpliwie jest Kościół
Chrystusowy w Polsce.
Dziękuję
Wam za każdą siostrę i brata, których mogłem poznać
dzięki tej Konferencji. Szkoda tylko, że nie było czasu na bliższe
zapoznanie się, bo dla mnie to był raczej rodzinny zjazd. Dlatego
dziękuję też Bogu, że umieścił mnie w takiej wspaniałej
rodzinie i że czas, który razem z Wami, siostry i bracia,
spędziłem, był przedsmakiem nieba.
Kończąc
te moje krótkie refleksje na temat Konferencji - czy może
lepiej, rodzinnego zjazdu - zastanawiam się, czy trochę nie
„przesłodziłem". Myślę jednak, że nie, bo czy można
mówić i pisać źle o tych, których się kocha? Miłość
przecież na to nie pozwala, bo miłość wszystko zakrywa.
Tak
więc jeszcze raz dziękuję, przede wszystkim Bogu, a także Wam,
bracia i siostry, za miłe i niezapomniane wspomnienia.
Pamiętajmy
o tym, by być wiernymi Bogu i przyjaznymi ludziom, a wtedy Pan,
który jest dobry, na pewno będzie nam błogosławił.
Do
zobaczenia za rok, chyba że nasz umiłowany Pan wcześniej powróci.■
Marcin
Zwoliński, Olsztyn: Konferencja
75-lecia służby naszego Kościoła w Polsce była wydarzeniem, na
które czekałem, muszę przyznać, z mieszanymi uczuciami i
myślę, że nie byłem w tym osamotniony. Uczucia pozytywne wynikały
z możliwości
uczestniczenia
w TAKIM
wydarzeniu - nie co dzień przecież obchodzi się tego rodzaju
rocznice. Uczucia negatywne też były, ale nimi nie warto się w tym
miejscu zajmować, tym bardziej, że okazały się one raczej
nieuzasadnione.
Plakaty
i zaproszenia na Konferencję zapowiadały, że będzie to
„wydarzenie, w którym warto uczestniczyć".
Jestem
przekonany, że tak rzeczywiście było. Organizatorzy wywiązali się
niemalże ze wszystkich obietnic. Nie wyszło chyba tylko z pogodą,
ale myślę, że w tej sprawie powinniśmy być wyrozumiali (!). A
teraz już zupełnie poważnie. Dla mnie, w zasadzie dopiero
rozpoczynającego służbę, szczególnego rodzaju przeżyciem
była możliwość posłuchania wspomnień o początkach pracy
Kościoła oraz o braciach, którzy wówczas pełnili
służbę w Kościele. Słuchając tych opowieści, zastanawiałem
się, jak wiele jest we mnie tej gorliwości w pracy dla naszego
Pana, jaka była w nich, oraz jak dużo pracy oni by wykonali, mając
te wszystkie możliwości, jakie są dzisiaj w moim zasięgu. Muszę
przyznać, że wnioski do jakich doszedłem, nie były dla mnie zbyt
przyjemne - jeśli chodzi o moją przeszłość, ale na pewno
pouczające, gdy myślę o przyszłości. Przyszłość właśnie,
według mnie, jest jedną z ważniejszych przyczyn, dla których
nie tylko warto, ale wręcz powinno się wspominać przeszłość.
W
ubiegłym roku, gdy nasz zbór w Olsztynie obchodził 50-lecie
swojego istnienia, dzieliłem się myślą, którą chciałbym
przytoczyć także teraz: Przeszłość jest fundamentem, na którym
budujemy naszą teraźniejszość i przyszłość.
Bez
dobrego fundamentu nie możemy nawet marzyć o tym, że nasza budowla
będzie stabilna. Niewątpliwie fundament jest bardzo ważny dla
wznoszonego na nim budynku. Musimy jednakże pamiętać, iż
fundament to nie koniec, a zaledwie początek. Przed nami jeszcze
mnóstwo pracy i na niej potrzebujemy się teraz koncentrować.
Nie wolno nam zapominać o przeszłości, ale żyć powinniśmy
przyszłością. Takie jest moje przekonanie. Dlatego też bardzo
ucieszyło mnie, że mottem Konferencji było: Jezus Chrystus - Pan
Kościoła... wczoraj... dziś... jutro... (w domyśle: ... ten sam!)
i że spoglądanie w przyszłość zajęło nie mniej miejsca niż
wspominanie wydarzeń minionych. Myślę, że ważna częścią tego
patrzenia w przyszłość jest zapoczątkowana na Konferencji Kolekta
75-lecia. Jestem przekonany, że będzie ona źródłem
prawdziwego błogosławieństwa zarówno dla tych, którzy
dołożą do niej swoja cząstkę, jak i dla tych, którzy
potem będą z niej korzystać.
Dużo
takiego „proroczego" spojrzenia w przyszłość było także w
usługach Słowem. Z pewnością nie wszystko, co zostało
powiedziane, było „lekkie, miłe i przyjemne", ale wierzę,
iż wszystko to było nam - wierzącym ludziom żyjącym tu i teraz -
potrzebne.
Wdzięczny
jestem Bogu za to, że mogłem być na tej Konferencji, że mogłem
spotkać bliskich mi ludzi, których dłuższy czas nie
widziałem i prawdopodobnie nieprędko znowu zobaczę, że mogłem
usłyszeć wiele cennych słów i przeżyć kilka naprawdę
wzruszających momentów.
Tym,
którzy chcieli przyjechać do Ostródy, ale nie mogli,
chciałbym powiedzieć: szkoda, że nie byliście z nami tym razem,
ale może Bóg da, że spotkamy się za rok. Tym, którzy
mogli przyjechać, lecz nie chcieli... Nie, takich chyba nie było.
Wszystkim,
którzy w jakikolwiek sposób byli zaangażowani w
przygotowanie Konferencji serdecznie dziękuję.
Sprawiliście,
że mogłem przeżyć piękne chwile!■
Iwona,
Jerzy, Marta i Dominik Kosieradzcy, Warszawa: Jesteśmy
wdzięczni Bogu za możliwość uczestniczenia w tej Konferencji. Był
to dla naszej rodziny ważny i dobry czas. Jesteśmy stosunkowo
nowymi członkami tej społeczności i o ile możliwie dokładnie
staraliśmy się zapoznać z doktryną Kościoła Chrystusowego, to
nasza znajomość jego korzeni była naprawdę skromna. A więc
obchody 75-lecia to okazja na porządny łyk historii i to w kilku
jej wymiarach, z których dla nas najważniejsza była historia
ludzi wiernych Bogu, oddanych Jego wspaniałemu dziełu, ciepłych,
przyjaznych, których siła i entuzjazm w pracy dla Boga
emanowały na kolejne pokolenia.
Myślimy,
że również dla szacownych honorowych gości Konferencji,
seniorów Kościoła, źródłem wzruszenia były nie
tylko rozważania na temat przeszłości. Na pewno z satysfakcją i
uczuciem wdzięczności dla Boga mogli spojrzeć w przyszłość,
widząc efekty działania znakomitych przywódców -
młodzież powierzającą swe życie Jezusowi i uśmiechnięte
dzieci. Kilka pokoleń ludzi związanych szczególną więzią
i budujących na mocnym fundamencie.
Z
racji wykonywanego zawodu często bywamy uczestnikami różnych
konferencji. Wiele z nich jest perfekcyjnie zorganizowanych i
przebiega w bardzo ekskluzywnych warunkach, ale tak wspaniałej
atmosfery jedności myśli i uczuć ludzi, patrzących na świat
przez pryzmat największej z cnót - miłości, nie są w
stanie zapewnić nawet najbardziej sprawni organizatorzy i hojni
sponsorzy. Zgadzamy się więc z opinią, że Ośrodek w Ostródzie
był miejscem „pod parasolem Ducha Świętego", gdzie spotkali
się wierni Bogu i przyjaźni ludziom, a namiot - rozbrzmiewający
pieśnią chrześcijańską, żarliwą modlitwą i głoszonym Słowem
Bożym - osłaniał wspólnotę kilku pokoleń, wspierających
się nawzajem i zdążających w tym samym kierunku.■
David
Dunlop, USA: Moja
pierwsza wizyta w Polsce miała jasny cel - przyjechałem nakręcić
materiał filmowy dla Wayne'a Murphy'ego, aby mógł on
przygotować promocyjne wideo o pracy Polish Christian Ministries,
przydatne dla jego pracy w Stanach Zjednoczonych. Trasa naszej
podróży prowadziła m.in. poprzez kaplicę we wsi Starowieś
- oryginalne miejsce pierwszych nabożeństw przed 75 laty. Pomimo że
teraz już nie jest wykorzystywana, stoi jak dumny pomnik własnej
przeszłości. Podziwiając kolejne bocianie gniazda, dotarliśmy też
do Szeszył - miejsca pierwszych chrześcijańskich obozów.
Zadziwiły mnie liczne, wciąż widoczne ślady historii. Nawet
pomijając zniszczone drewniane ściany domów, wciąż wiele
rzeczy przypomina to, co działo się tam 75 łat temu. Polnymi
drogami docieraliśmy do wsi, a przez nie przejeżdżaliśmy po
„kocich łbach". Małe drewniane płotki oddzielają frontowe
ogródki od drogi. Przed każdym domem jest coś, co czule
nazywałem „ławką plotkarek". W Ameryce mielibyśmy bujany
fotel na werandzie, a tu ławki przy drodze pozwalają przechodzącym
usiąść i pogawędzić przez chwilę. Na polach, jak wiele lat temu
- konie zaprzężone do pracy. Gdzieniegdzie widoczne były traktory.
Byłem pełen podziwu dla tak ciężkiej pracy, by ziemia mogła
wydać plon.
W
podróży nie brakowało nam żadnych domowych wygód -
dobre łóżka, koce i poduszki, ciepłe prysznice i mnóstwo
ręczników. A przede wszystkim nie brakowało jedzenia! Gdy to
czytasz, moja żona prawdopodobnie właśnie kończy opracowywanie
programu redukcji mojej wagi.
Ostróda
to bardzo kolorowe, położone nad jeziorami miasto. Pomimo że
bezrobocie sięga 30%, działa tam mnóstwo sklepów,
gdyż ten malowniczy region odwiedza wielu turystów. Kościół
Chrystusowy w Ostródzie, gdzie pastorem jest Paweł Wróbel,
to piękny, zbudowany z czerwonej cegły budynek. Mieści się tam
też Dom Starców, w którym zawczasu zarezerwowałem już
sobie miejsce.
Co
mogę powiedzieć o Ostróda Camp?Jest to małe chrześcijańskie
obozowisko, podobne do wielu w moim kraju. Znajduje się tam kaplica,
domki, boiska do siatkówki plażowej i koszykówki,
pomost i oczywiście stołówka, gdzie znów jedliśmy
bardzo dobrze. Dla tych, którzy przyjechali, aby wydać
pieniądze, otworzono kawiarenkę. Jednak najważniejszy byt tam duży
niebiesko-żółty namiot, w którym odbywały się
najważniejsze wydarzenia Konferencji.
To
tam zacząłem naprawdę odczuwać „elektryczność"
generowaną przez mych chrześcijańskich braci z Polski. To tam Duch
Pana rozwiązywał wszelkie, nawet niewyobrażalne, problemy. Na
amerykańskich konferencjach chwalimy dobrą organizację. W
Ostródzie organizacja nie była na świeczniku, po prostu...
miała miejsce. Wszelkie potrzeby były zaspakajane, a miłość
agape była widoczna w praktyce i nie było potrzeby zastanawiania
się nad nią. Język, który zawsze jest problemem dla
obcokrajowców, był drugorzędnym środkiem komunikowania się.
Poprzez radość, śmiech, mimikę, gesty i wszystkie inne
pozawerbalne środki komunikacji Duch Pana pokonywał wszelkie
możliwe trudności w porozumiewaniu się. Modlitwy były wyraziste,
nie miałem wątpliwości w rozróżnianiu, czy było to
uwielbienie, dziękczynienie czy prośba. Jedno z najpiękniejszych
przeżyć to czas wielu indywidualnych, krótkich modlitw
zamiast jednej modlitwy osoby prowadzącej zgromadzenie.
No
i śpiewanie. Wprawdzie nie umiem śpiewać po polsku, ale mormorando
jest możliwe w każdym języku. Aby ułatwić sobie filmowanie,
często siadałem w pierwszym rzędzie i byłem pod wrażeniem
śmiałości i szczerości śpiewu. Podziwiałem różnorodność
akompaniamentu różnych grup z całej Polski. Przypomniałem
sobie, co powiedział konferansjer, z którym pracowałem w
Hollywood: „To nie jest wielki talent, to wielkie pieniądze".
Dzięki wielkim pieniądzom osoba mająca średni talent może
brzmieć znacznie lepiej niż w rzeczywistości. Ale dla dobrego
brzmienia pod żółtym namiotem wielkie pieniądze nie były
potrzebne. Słyszałem tak wiele niesamowitych talentów przy
gitarach, perkusji i keyboardzie, że nagrałem dodatkowo muzykę -
wyzwanie dla moich przyjaciół-muzyków z USA.
Nie
chcę, byście myśleli, że wracam do domu „będąc pod
wrażeniem". Nie po to tu przyjechałem. Pan naprawdę działał
w mym życiu podczas pobytu w Polsce. To, czego doświadczyłem, to
pełna uwielbienia społeczność na Konferencji w Ostródzie -
kulminacja tygodniowego historycznego przygotowania, jakiego Pan
udzielił mi podczas filmowania dla Wayne'a Murphy'ego. Nasz Pan
wciąż błogosławi mnie daleko więcej niż się tego spodziewam.
Oczywiście, wiem, że On oczekuje, aby to błogosławieństwo, które
otrzymałem, przeze mnie stało się też błogosławieństwem dla
innych. Pod Jego kierownictwem jest to możliwe. Modlę się o Boże
błogosławieństwo dla Kościoła w Polsce. Dziękuję
za wspaniały pobyt tutaj. ■
(tłum.
z ang. W.H.)