Słowo i Życie - strona główna  
  wydawca      prenumerata       redakcja        e-mail
        
Nina Hury

PAMIĘTAJĄC NA WODZÓW NASZYCH...

Wspomnienie o prezbiterze Konstantym Sacewiczu

[Tekst opublikowany w Słowie i Życiu nr 3-4/94]

"Pamiętajcie na wodzów waszych,którzy wam głosili Słowo Boże, a rozpatrując koniec ich życia, naśladujcie wiarę ich." To zalecenie, zawarte w Liście do Hebrajczyków 13:7, towarzyszy nam często, gdy stoimy nad mogiłą kogoś, czyje życie nierozerwalnie związane było z Kościołem, Zborem. Niewątpliwie taką osobą był śp. br. Konstanty Sacewicz. Nie ma Go już wśród nas - odszedł do Pana 14 marca 1994 r., w wieku 82 lat.

Urodził się 21 maja 1912 roku w Zelwie, pow. Wołkowysk. Jego ojciec był naczelnikiem urzędu pocztowego. Podczas l wojny światowej wraz z rodzi na został ewakuowany do Kaługi. Tam w kwietniu 1917 r. zmarł Jego ojciec. Do Polski powrócił w 1922 roku, zamieszkał w Kobryniu. Tam właśnie, w wieku lat 12, usłyszał z ust swego starszego brata, Jerzego, Ewangelię i oddał swoje życie Bogu. Wkrótce przekonał się, co to znaczy być jedynym innowiercą w szkole (przy obowiązkowych lekcjach religii). Kreska zamiast oceny z religii na świadectwie ukończenia (z wyróżnieniem!) szkoły średniej nie ułatwiała znalezienia pracy w swoim zawodzie.

Życie Brata Konstantego wpisane jest w dzieje Kościoła Chrystusowego w Polsce. Pracował najpierw w Zborze i w centrali Kościoła w Kobryniu. W roku 1938, w poszukiwaniu pracy, wraz z żoną Ksenią przeprowadził się do Sosnowca. Natychmiast nawiązał kontakt z grupą wierzących, włączył się do pracy zboru Chrześcijan Baptystów. W czasie wojny, gdy wprowadzono zakaz organizowania nabożeństwwjęzyku polskim, zgromadzenia odbywały się w mieszkaniu Sacewiczów. Potajemny charakter tych spotkań nie wykluczał np. śpiewania polskich pieśni. W tym okresie doświadczali szczególnej Bożej opieki.

Po wojnie, gdy Kościół Baptystów nie okazał zainteresowania Sosnowcem, organizuje tam zbór Kościoła Chrystusowego i do końca swoich dni jest jego pastorem. Jednocześnie, aż do 1973 roku, tj. do przejścia na rentę inwalidzką, pracuje zawodowo. Z Jego inicjatywy zostaje zapoczątkowana praca Kościoła Chrystusowego w Dąbrowie Górniczej, Katowicach, Mysłowicach, Łagiszy, Łaziskach Górnych, Jaworznie, Rybniku. Cena, jaką przychodziło Mu za to płacić, była niekiedy wysoka. W roku 1950, podobnie jak większość przywódców kościelnych, oskarżony o szpiegostwo na rzecz Stanów Zjednoczonych przez blisko pół roku przebywał w więzieniu.

Jego działalność nie ograniczała się do Zboru i najbliższej okolicy, gdzie był ceniony i znany ze swych ekumenicznych poczynań: gotowości do pomocy i współpracy w dobrej sprawie. Przez wiele lat był członkiem zarządu Zjednoczenia Kościołów Chrystusowych, a potem - gdy funkcjonowaliśmy w ramach Zjednoczonego Kościoła Ewangelicznego - członkiem Rady Kościoła, Prezydium Rady, a w latach 1975-1981 zwierzchnikiem Kościoła. Gdy w roku 1988 oficjalnie zaistnieliśmy jako Kościół Zborów Chrystusowych, obecność Brata Konstantego wciąż była znacząca. Oficjalnie nie pełnił już wprawdzie żadnych ogólnokościelnych funkcji, ale swoją osobowością - jak zawsze - potrafił łagodzić napięcia, wprowadzać pokój, użyczać swojej życiowej mądrości, w ten sposób mając istotny wpływ np. na decyzje Synodu.

W swojej służbie dla Królestwa Bożego był przykładem oddania i stawiania Bożych spraw na pierwszym miejscu. Jeszcze w czerwcu ubiegłego roku, mimo problemów zdrowotnych, pojechał do rodzinnego Kobrynia na uroczystość otwarcia Domu Modlitwy. Był w stanie to uczynić, bo bardzo tego pragnął. Miał szczególny dar przekazywania prawd Ewangelii. Jego obrazowy język sprawiał, że zwiastowane Słowo głęboko i na długo zapadało w serca słuchaczy.

Nie do mnie należy ocena Jego dokonań, chociaż niewątpliwie mogę określić je krótko: liczne zasługi. W mojej jednak pamięci utkwił przede wszystkim jako człowiek życzliwy, pogodny, uśmiechnięty, z poczuciem humoru, łatwo nawiązujący kontakty, umiejący rozmawiać i z dziećmi, i ze staruszkami, mający zawsze serdeczne słowo zachęty. Kilka miesięcy temu gościliśmy w naszym domu jednego z pastorów bratniego Kościoła. Rozmawialiśmy m.in. o br. Konstantym Sacewiczu. Znał Go dobrze, ale najbardziej utkwił mu w pamięci fakt, że gdy kiedyś z grupą gości potrzebował w Warszawie noclegu i po bezskutecznych poszukiwaniach zjawił się w biurze Brata Konstantego, pełniącego wówczas funkcję Prezesa Kościoła, ten zaoferował im na nocleg swój gabinet. Często najmocniej przemawiają do nas nie wielkie działania, akcje, czyny wręcz historyczne, ale zwykłe - drobne pozornie – gesty. To codzienne życie daje obraz tego, jacy naprawdę jesteśmy.

Uroczystość pogrzebowa odbyła się 19 marca 1994 r. w Sosnowcu. W kaplicy i na cmentarzu, obok rodziny ny zgromadził się tłum żegnających go ważnych osobistości, znajomych, przyjaciół, braci i sióstr z różnych Zborów i Kościołów. Niektórzy przybyli z bardzo daleka. Obecni byli przedstawiciele dosłownie wszystkich Kościołów, działających na terenie Zagłębia i Śląska (świadczyła o tym wymownie różnorodność szat duchowieństwa). Wielu z obecnych i przemawiających było przed laty ochrzczonych przez Brata Konstantego; niektórzy mieli zaszczyt korzystać z Jego usługi na swoim ślubie; inni przez Niego właśnie zostali zachęceni do służby kaznodziejskiej. Była to prawdziwie ekumeniczna uroczystość. Serdecznym wspomnieniom i słowom pożegnania nie było końca, jakby chciano w ten sposób przedłużyć choć na chwilę obecność śp. br. Konstantego Sacewicza wśród nas. Ale Jego czas tu, na ziemi, Jego praca i cierpienia skończyły się. Został odwołany przez Swego Mistrza.

Odszedł jeden z ostatnich pionierów Kościoła Chrystusowego w Polsce. A my? Jesteśmy nadal tutaj. Żniwo wciąż wielkie, a robotników mało. Wykorzystujmy czas, gdyż dni są złe. Wdzięczni Bogu za dar życia wiecznego, gromadźmy sobie skarb w niebie! 

Nina Hury


Copyright © Słowo i Życie