Marta
Wróbel
Ostróda
wita
[Słowo
i Życie nr 1-3/97]
Wjeżdżając
do Ostródy trasą E7 (Warszawa - Gdańsk), dostrzec można
wielkie tablice witające turystów. Przedstawiają one
dostojne łabędzie, uśmiechnięte rybki (tak, tak - uśmiechają
się, a nawet machają kapeluszami), różnorodne ptactwo wodne
oraz raczej kiczowate pejzaże. Czyżbyśmy zbliżali się do raju?
Niezupełnie...
Mazury
- jeden z większych regionów turystycznych w Polsce –
cieszą się nieco już przereklamowaną czystością środowiska.
Rajem wydawać się mogą już chyba tylko dla mieszkańców
Górnego Śląska lub stolicy, których to wakacyjnego
najazdu z niecierpliwością oczekują miasta pokroju Ostródy.
Dla mnie samej, od kiedy rozpoczęłam studia w pewnym wielkim i
brudnym mieście, trudno obiektywnie spojrzeć na rodzinne okolice.
Przyjeżdżając do domu raz na miesiąc, niczym prawdziwy mieszczuch
nie mogę wyjść z podziwu nad pięknem jeziora, łączki, lasu a
także samego grodu ostródzkiego. Wybaczcie mi więc, jeżeli
coś czasem przeidealizuję.
Najwyższy
czas, aby uzasadnić tę turystyczną i troszkę sentymentalną
dygresję. Od co najmniej dwudziestu pięciu lat Ostróda
kojarzy się dla wielu z nas głównie z Ośrodkiem
Szkoleniowo-Wypoczynkowym, zwanym też ostatnio Ostróda Camp
(jak widać angielszczyzna nie oszczędza nawet prowincji). Ośrodek
oddalony jest od centrum miasta o ładnych parę kilometrów,
dlatego też może nie wszyscy obozowicze znad Perskiego Oka wiedzą
o istnieniu w środku miasta zboru i Domu Spokojnej Starości
„Betania". Dawniej, kiedy obozy odbywały się w kameralnym
gronie, a ośrodkowej stodoły nie przerobiono jeszcze na kaplicę,
było to nie do pomyślenia. W każdą niedzielę
kilkudziesięcioosobowy pochód dzieci lub młodzieży
maszerował do naszego zboru na nabożeństwo. Kaplica niemalże
pękała wtedy w szwach. Wkrótce jednak zaprzestano tych
pielgrzymek. Tym właśnie późniejszym pokoleniom kursantów
oraz, oczywiście, tym, którzy dotychczas nic wspólnego
z Ostródą nie mieli, postaram się przedstawić ostródzką
społeczność Kościoła Zborów Chrystusowych.
Teren
Mazur jest pod względnym kulturowym bardzo specyficzny. Były to
ziemie, chronologicznie rzecz biorąc, najpierw pruskie, potem
niemieckie i dopiero od połowy XX wieku polskie (Ostróda
powstała w XII w., w ręce Polaków przeszła po 1945 r.).
Burzliwe dzieje przekształciły to miejsce w coś na wzór
tygla, w którym wymieszały się różne kultury,
religie i narodowości. Dobrze odzwierciedla to układ wyznaniowy: w
Ostródzie oprócz licznych parafii katolickich
odnajdziemy
Kościół Ewangelicki, Metodystyczny, Nowoapostolski,
Baptystyczny i oczywiście Chrystusowy – całkiem nieźle jak na
czterdzieści tysięcy dusz. Pomimo dzisiejszej dominacji
katolicyzmu, pamiętać należy, że ziemie ostródzkie były
rdzennie protestanckie.
Korzenie
zboru sięgają lat dwudziestych naszego wieku. Wtedy to licząca
około osiemset osób Chrześcijańska Wspólnota
Ewangeliczna wybudowała piękną kaplicę przy ulicy noszącej dziś
nazwę l Dywizji W. P. Pod koniec wojny większość członków
tego zboru została ewakuowana do Niemiec. Nieliczni wierzący
polskiego pochodzenia pozostali w Ostródzie, lecz pozbawieni
pastora rozproszyli się. Gdy nastała władza ludowa, budynek
przejęło Wojsko Polskie, urządzając w nim... kasyno. Wydawałoby
się, że to już koniec. Na początku lat pięćdziesiątych przybył
jednak do Ostródy śp. br. Kazimierz Chojnacki, którego
taki stan rzeczy wcale nie zniechęcał. Odszukał on członków
dawnego zboru, a gdy tylko nadarzyła się możliwość, po odwilży
politycznej 1956 r., rozpoczął starania o odzyskanie utraconej
posesji. Kolejny raz potwierdziło się, że dla Boga nie ma rzeczy
niemożliwych i nawet komuniści tego nie zmienią. 6 lipca 1958 roku
odbyło się uroczyste otwarcie kaplicy oraz Domu Spokojnej Starości
„Betania". Pastorem i kierownikiem w jednej osobie został śp.
br. Kazimierz Chojnacki. Obie te instytucje, mieszczące się w
jednym budynku, miały od tego
czasu współistnieć, najpierw pod patronatem Zjednoczonego
Kościoła Ewangelicznego, a od roku 1988 – Kościoła Zborów
Chrystusowych.
Istotną
zmianę w życiu społeczności przyniósł rok 1974. Do
Ostródy przybył wtedy br. Paweł Wróbel, przejmując
pracę w Domu Starości i w zborze. Przez pewien czas mieszkał sam,
remontując na strychu kościelnego budynku „gniazdko" dla
swojej rodziny. Wkrótce mogła dołączyć do niego żona
Elżbieta z synem Arkadiuszem. Rodzina Wróblów była
prawie w komplecie. Prawie, ponieważ dopiero rok później
narodziłam sieja. Zdaję sobie sprawę, że nie jest to zbyt istotne
dla Czytelnika wydarzenie, ale odtąd mogę pisać z pozycji
naocznego świadka, a to jest ważne.
Tak
więc pierwszym przełomowym wydarzeniem, jakie zarejestrowałam, był
pożar Domu Spokojnej Starości w 1985 roku. Piszę „przełomowym",
gdyż z jednej strony było to nieszczęście, ale z drugiej
umożliwiło przeprowadzenie generalnego remontu całego budynku.
Wcześniej trudno było zebrać fundusze, teraz okazało się to
koniecznością. Dzięki wspaniałej ofiarności wielu chrześcijan,
a także wytrwałej pracy pastora Pawła Wróbla i br. Adama
Biernackiego (zborowej „złotej rączki") doprowadzono
pięcioletni remont do końca. W dniu ponownego otwarcia „Betanii"
trudno było poznać, że to ten sam obiekt.
Ostródzki
zbór nigdy nie należał do dużych. Przeżywaliśmy swoje
„tłuste" i „chude" lata. Zawsze jednak cechowała
naszą społeczność pewna „otwartość".
Co prawda liczba członków nie przekraczała zazwyczaj
pięćdziesięciu, ale w ciągu tych czterdziestu lat przewinęło
się przez nasze podwoje wiele osób. Jesteśmy zborem,
delikatnie mówiąc, tak jak nasze miasto „przelotowym".
Tę otwartość - w znaczeniu bardziej dosłownym - potwierdza
również aktywność. Uczestniczymy w wielu przedsięwzięciach
czysto kościelnych lub też ewangelizacyjnych. Przez pewien czas
nasz mały zbór posiadał trzy stacje misyjne, braliśmy
udział w „Biblii pod namiotem" (Działdowo), organizujemy
konferencje regionalne dla pastorów i starszych zboru,
wieczory ewangelizacyjne (dwa razy w roku). Parę lat temu na terenie
naszego zboru działał nawet, ku zgrozie staruszków,
chrześcijański zespół rockowy (czy ktoś pamięta jeszcze
„Veto"?). Szkoda, że to już przeszłość. Optymistycznie
zapowiada się za to, ponownie uruchomione podczas ostatnich Świąt
Bożego Narodzenia, Radio Mazury (Fundacja Wzajemnej Pomocy
Chrześcijańskiej) - wielka możliwość i zarazem odpowiedzialność.
Jak
już wspomniałam na wstępie, Ostróda obfituje w Kościoły
protestanckie. Na dodatek są one bardzo chętne do współpracy.
W 1992 roku powstało z naszej inicjatywy Ostródzkie Forum
Współpracy Chrześcijan, jego przewodniczącym został pastor
Wróbel. Forum organizowało ewangelizacje satelitarne Billy
Grahama; przygotowuje także co roku Tydzień Ekumeniczny, o
pieniadze zebrane podczas tych spotkań przeznaczane są na placówki
charytatywne (Dom Dziecka, Ośrodek dla Dzieci Specjalnej Troski) -
taka protestancka Wielka Orkiestra Ekumenicznej Pomocy.
Obecnie
zbór liczy 45 członków, a ogółem pod naszą
opieką pozostaje około 60 osób. Oprócz trzech
nabożeństw tygodniowo, młodzież, dzieci oraz siostry mają swoje
własne spotkania. Nie zapomnieliśmy także o „dziadkach"
(tak potocznie nazywamy pensjonariuszy Domu Spokojnej Starości) - w
każdą niedzielę po południu jedna z rodzin organizuje dla nich
kawiarenkę.
Pastor
Wróbel - jak przystało na prawdziwego stratega („Wszak bój
toczymy...") - ma wiele planów na przyszłość,
potrzebuje jednak innych zapaleńców, którzy pomogą mu
w ich realizacji (przyznaję, że za pomysłami mojego taty trudno
nadążyć). Dwie chyba najciekawsze koncepcje to praca wśród
bezdomnych i dzieci upośledzonych.
Nie
znajdę lepszego określenia na nasz (i chyba każdy inny) zbór
niż rodzina: jest tu miłość, radość, akceptacja, ale są także
problemy, niezrozumienie... Mamy wiele potrzeb, ale modlimy się
przede wszystkim o przebudzenie.
Jedno
jest pewne: Jak na mieszkańców turystycznego miasta
przystało, jesteśmy bardzo gościnni. Nasze spotkania odbywają się
w: środę (godz. 18:00 - studium biblijne), piątek (godz. 18:00 -
społeczność modlitewna), sobotę (godz. 18:00 - młodzieżowe) i
oczywiście w niedzielę (godz. 10:00). Zapraszamy.■
[Tekst
opublikowany w „Słowie i Życiu” nr 1-3/97].