Natalia
Jakoniuk
Świadectwo
[opublikowane
w Słowie i Życiu nr 11-12/1992]
14
września 1992 r. minęło 40 lat od mojego ślubowania Bogu, od
przyjęcia i wyznania, że On jest moim Zbawicielem i Panem.
Było
to w Olsztynie w czasie niedzielnego nabożeństwa, podczas modlitwy,
Pan dotknął się mojego serca.
Chrzest
Wiary odbył się w Gdańsku, a udzielał go br. S. Waszkiewicz.
Nastąpiły
rodzinne prześladowania. Musiałam opuścić dom, rodzina nie
chciała mnie znać, ale Bóg dał mi nową rodzinę, rodzinę
Bajeńskich i dużo sióstr, braci w Jezusie Chrystusie,
zarówno w Ostródzie, jak i w innych miejscowościach.
Związek
małżeński zawarłam w 1952 r., ślub odbył się w Zborze
olsztyńskim.
W
następnym roku przyjechaliśmy do Warszawy i od razu włączyłam
się do pracy w Zborze, którą wtedy prowadziły siostry: śp.
Aleksandra Bajeńska (moja teściowa), Maria Sacewicz i Gertruda
Kobus. Starałam się zawsze pomagać w pracach zborowych, tak jak
potrafiłam najlepiej, chociaż pracowałam zawodowo i miałam małe
dzieci.
Potem
nastąpiły ciężkie chwile: choroba męża i jego śmierć. W tym i
następnych okresach Bóg bardzo mnie doświadczał, ale zawsze
był ze mną i pomagał mi dźwigać ciężary. Nigdy nie włożył
więcej na moje ramiona, niż mogłabym udźwignąć.
Chcę
podkreślić realność Boga w moim życiu. Zawsze ufałam Bogu,
modliłam się i wierzyłam.
W
czasie choroby mojego męża ja również zachorowałam. Bóg
pokierował moimi krokami, do którego lekarza powinnam się
udać. U niego leczyłam się przez cały rok, a po zakończeniu
powinnam mu za to zapłacić, ale nie miałam pieniędzy. W tym dniu,
kiedy miałam iść do lekarza, aby uregulować rachunek za leczenie,
ktoś zadzwonił do drzwi. Otrzymałam zawiadomienie z banku, że
otrzymałam pieniądze z Anglii. Pobrałam pieniądze i poszłam
zapłacić lekarzowi. Pieniędzy było tyle, ile potrzebowałam na
zapłacenie. Później dowiedziałam się, że otrzymałam je
od wierzącej osoby, której osobiście nie znałam. Bóg
nigdy nie opuści swojego dziecka, On zawsze przyjdzie z pomocą.
Realności Jego słów: „nie opuszczę sieroty”, mogłam
wielokrotnie doświadczać wraz z moimi dziećmi. Boże
błogosławieństwo było z nimi i jest.
Cieszę
się, że nieraz w rozmowie ze swoją córką Dorotą (obecnie
Barczuk), możemy z radością mówić o realności Bożego
Słowa. Ona często mówi: Widzisz, mamo, moje koleżanki, z
którymi chodziłam do szkoły, miały bogatych rodziców,
były jedynaczkami, w tej chwili nie mają spokojnego i ułożonego
życia, wiele z nich się rozwiodło, niektóre są samotne, a
ja mogę z całego serca cieszyć się Bogiem i Jego
błogosławieństwami.
Również
realna w moim życiu okazała się Boża obietnica: "Uwierz, a
będziesz zbawiony, ty i dom twój". Moje modlitwy o
dzieci zawsze były i są, aby one były Bożą własnością i
pracowały dla Jego chwały. Nigdy nie prosiłam, aby były bogate,
bo wierzyłam, że jeżeli będą dziećmi Bożymi, to "wszystko
inne będzie im przydane", ponieważ tak mówi Pismo
Święte.
Przez
całe moje życie doznawałam i doznaję zaspokojenia moich potrzeb.
Ofiarność na potrzeby Zboru lub pomoc ludziom będącym w potrzebie
staram się zawsze stawiać na pierwszym miejscu. Bóg mi
błogosławi i bardzo często od razu widzę realność Bożych
obietnic. Podam przykład: W czasie nabożeństwa niedzielnego, przed
naszą uroczystością 40-lecia Zboru, pastor powiedział, że będzie
w czasie tej uroczystości zebrana specjalna kolekta, jako
podziękowanie Bogu za Jego opiekę i troskę przez tyle lat. Od razu
postanowiłam, że oddam całą swoją emeryturę, jako podziękowanie
za Jego szczególną opiekę i błogosławieństwo. Po powrocie
do domu, diabeł zaczął mi szeptać: Dlaczego chcesz oddać całą
emeryturę, a z czego będziesz żyła przez następny miesiąc?W
domu często odwiedzają ciebie goście, co im dasz jeść? Do
uroczystości pozostały jeszcze dwa tygodnie, a ja otrzymałam
emeryturę wcześniej niż zazwyczaj i to jeszcze podwyższoną wraz
z wyrównaniem za poprzednie miesiące. Przez ten cały okres
on kusił mnie, abym trochę wydała z tych pieniędzy, przecież
otrzymałaś i tak więcej niż zazwyczaj. Nadszedł oczekiwany
dzień, kiedy mogłam w całości ofiarować je Panu. W poniedziałek
rano Bóg mi znowu pokazał, jaki On jest realny. Otrzymałam
pieniądze i to trzy razy tyle, ile złożyłam w czasie nabożeństwa
mojemu Panu. Upadłam na kolana i ze łzami w oczach podziękowałam
Bogu za Jego miłość do mnie.
Chcę
również w tym świadectwie nadmienić, jak Bóg mnie
leczy i prowadzi. Jestem chora na serce. W 1985 r. miałam cztery
zapaści, ale Pan w porę posłał lekarza, widocznie chce, abym
nadal mogła o Nim świadczyć. W 1985 r. wszczepiono mi rozrusznik,
który cały czas pracuje razem z sercem. Ci, z którymi
pracowałam przed emeryturą, przy każdym spotkaniu mówią
mi, że to cud, że ja jeszcze żyję, cały czas pracuję i pomagam
innym.
Kocham
Boga i oczekuję spotkania z Nim, aby przytulić się do Niego i
osobiście podziękować Mu za ochronę, Jego troskę i miłość do
mnie, i całej mojej rodziny.
Kocham
też swój Zbór, chcę być pomocą tym, którzy
tego potrzebują.
Pragnę,
aby to krótkie świadectwo realności Boga w moim życiu było
wyzwaniem dla młodych i starszych, że warto jest kochać Boga i
służyć Mu bez reszty.
Świadectwo
chcę zakończyć Psalmem 34 (w.2-23), który tak wspaniale się
zaczyna: "Będę błogosławił Pana w każdym czasie, chwała
Jego niech będzie zawsze na ustach moich!". Słowa tego Psalmu
są tak bliskie mojemu sercu.■
[Tekst
opublikowany w „Słowie i Życiu” nr 11-12/1992]
Copyright
©
Słowo i Życie