WYWIAD
Z BR. PAWŁEM BAJKO
- DYREKTOREM
MISJI "EASTERN
CHRISTIAN COLLEGE"
[Słowo i Życie nr 9/89]
H.
Ryszard Tomaszewski: Jak
powstała
Misja „Eastern Christian College", czym się zajmuje i jak to
się stało, że stała się polską misją?
Paweł
Bajko: Kiedy zostałem dyrektorem
Misji, zajmowaliśmy się organizowaniem grup studenckich, które
prowadziły nabożeństwa na ulicach różnych miast,
odwiedzały szpitale, więzienia, zakładały nowe zbory w
miejscowościach, w których nie było jeszcze żadnej
społeczności Kościoła Chrystusowego. Później, kiedy
została nawiązana łączność z krajem i zaczęliśmy otrzymywać
wiele listów z prośbą o pomoc, „Eastern Christian
College" przekształciła się w misję polską; rozpoczęliśmy
wysyłanie paczek, Biblii i literatury religijnej, a także
tłumaczenie i wydawanie pierwszych śpiewników. Od tego czasu
do dzisiaj prowadzimy tę misję i w tym właśnie roku przypada
35-lecie jej powstania.
-
Jak wygląda i na czym polega praca dyrektora misji i jego pracowitej
sekretarki?
-
Przede wszystkim trzeba powiedzieć, że dyrektor misji trzy czwarte
roku spędza poza domem, więc również i poza biurem,
ponieważ moje biuro mieści się w moim domu. W ten sposób
pieniądze, które wydałbym na wynajęcie i utrzymanie biura
możemy przeznaczyć dla Polski. Rozpoczynamy pracę o godzinie 7
rano. a kończymy późnym wieczorem. Moim zadaniem jest
przygotowanie i prowadzenie ewangelizacji misyjnych i tzw.
„ewangelizacji przez wiarę na misję", na których
zbiera się pieniądze z myślą o różnych potrzebach
misyjnych. W domu mam także do załatwienia wiele spraw związanych
z czasopismem, wydawaniem biuletynu informującego amerykańskie
zbory o pracy misji; odpowiadam na setki listów i telefonów.
Oprócz tego pracuję w miejscowym zborze, który
założyłem w 1960 roku, jestem przewodniczącym Rady Braci
Starszych, odwiedzam ludzi, którzy potrzebują duchowej pomocy
i zajmuję się innymi sprawami duszpasterskimi.
Jeżeli
zaś chodzi o moją sekretarkę, czyli o moją żonę, to jest ona
rzeczywiście bardzo pracowita. Podobnie jak ja, pracuje przez cały
dzień, ponieważ musi zajmować się wydawaniem „Drogowskazu"
(tłumaczeniem, opracowywaniem artykułów i pieśni),
przygotowywaniem śpiewników, a także księgowością misji.
W ciągu 35 lat tej pracy wydaliśmy dzięki niej 11 śpiewników,
7 tomików poezji w języku polskim oraz 7 książek
religijnych. Poza tym opublikowaliśmy dwa śpiewniki i kilka książek
w języku rosyjskim. Tak więc razem zebrało się około 30 pozycji
w ciągu 35 lat. Oprócz tego moja żona przez kilka lat
studiowała (w tym roku otrzymała dyplom) i prowadzi pracę wśród
kobiet w naszym zborze. Także inne zbory proszą ją często o
prowadzenie wykładów. W ten sposób stara się pomagać
naszym siostrom.
-
Od kiedy i w jakich dziedzinach Misja współpracuje z Polską?
-
Współpraca z Polską rozpoczęła się w 1956 roku, kiedy to
nawiązaliśmy kontakt z br. Jerzym Sacewiczem, Bolesławem
Winnikiem, Pawłem Bajeńskim i dowiedzieliśmy się o różnych
potrzebach polskich zborów. Wtedy na plan pierwszy wysuwały
się sprawy lokalowe: chodziło o pomoc w budowie lub wynajęciu
miejsc, w których mogłyby odbywać się nabożeństwa. Nasza
działalność opiera się na zdobywaniu środków finansowych
wśród chrześcijan w Ameryce i przekazywaniu ich na rzecz
rozwoju Kościoła w Polsce.
-
Kiedy miał miejsce pierwszy przyjazd Brata do Polski i jakie były
jego następstwa?
-
Pierwszy raz przyjechałem do Polski w 1960 roku wraz z żoną i
młodszym synem. Odwiedziliśmy wówczas wszystkie polskie
zbory Kościoła Chrystusowego. Nie było ich jeszcze zbyt wiele,
więc mogliśmy naocznie przekonać się jakie są potrzeby
poszczególnych placówek i rozmawiać o naszym
ewentualnym udziale w pracy dla Boga tutaj, w Polsce.
-
Jedną z form Brata pomocy dla polskiego Kościoła było
organizowanie religijnych audycji radiowych. Jak zrodził się
pomysł; kto i w jaki sposób tworzył te programy?
-
Właśnie w czasie tego pierwszego pobytu w Polsce zostaliśmy
zachęceni do zrobienia pierwszego programu radiowego w języku
polskim. Miał to być sposób dotarcia z Ewangelią do ludzi,
którzy byli daleko od zborów. Pierwsza audycja została
wyemitowana przez Radio Luksemburg w 1962 roku. Współpraca ta
trwała przez kilka lat, a następnie nawiązaliśmy kontakt ze
stacją Monte Carlo, która była całkowicie niezależna i
przeznaczona do nadawania wyłącznie programów religijnych.
Nad przygotowaniem audycji pracowaliśmy we czworo: Ja
przygotowywałem kazania, a moja żona - Dela, Adam Koreńczuk czuk i
Linda Koreńczuk tworzyli chór. Myślę, że warto opowiedzieć
jak wyglądały nagrania tego chóru. Otóż Linda
Koreńczuk grała na organach, ja zajmowałem się nagraniem, a
chórzystów było tylko dwoje: Adam Koreńczuk i moja
żona. Oni śpiewali kolejno wszystkimi trzema głosami, a ja za
każdym razem cofałem taśmę i nagrywałem następne głosy.
Nagranie w ten sposób jednej pieśni zajmowało nam cały
dzień.
Cała
audycja trwała 15 minut, każde kazanie 9 minut, zaś pozostałą
część zajmowały pieśni, ogłoszenia itp. Przychodziło wiele
listów na nasz adres w Stanach Zjednoczonych, na które
najpierw sami odpowiadaliśmy, a potem kierowaliśmy je do Polski, do
kaznodziejów w miejscowościach położonych najbliżej
nadawcy i oni doprowadzali do końca tę ewangelizację. Robiliśmy
tak dlatego, ponieważ wierzymy, że nadawane przez radio kazania nie
mogą doprowadzić ludzi do pełnego poznania Jezusa Chrystusa, mogą
co najwyżej zainteresować, poruszyć kogoś, ale do podjęcia
ostatecznej decyzji jest konieczny osobisty kontakt i rozmowa z
chrześcijaninem, który poddał swoje życie Bogu.
Prowadziłem
tę pracę do roku 1977, a potem przekazałem przybyłemu z Polski
bratu Winnikowi, który prowadził ją przez następnych 15
lat.
-
Inną formą pracy dla Polski jest czasopismo „Drogowskaz".
Jak powstało to czasopismo?Może kilka słów o jego zadaniach
i rozwoju...
-
Idea wydawania pisemka powstała w 1960 roku i od tego czasu do
chwili obecnej „Drogowskaz" jest wydawany w języku polskim w
nakładzie 1500 egzemplarzy, wysyłany i rozprowadzany w kraju. Jego
celem jest zainteresowanie i przyprowadzenie ludzi do Jezusa
Chrystusa oraz budowanie ich w wierze - dlatego też zawiera artykuły
ewangelizacyjne, doktrynalne. Oprócz tego drukujemy
świadectwa, poezję religijną i pieśni (słowa i zapis nutowy).
Przez wiele lat „Drogowskaz" stanowił podstawę pracy
chórów w polskich zborach jako śpiewnik chóralny.
W każdym numerze staramy się drukować nową pieśń, która
nigdy przedtem nie była w Polsce śpiewana. Pracą tą zajmuje się
moja żona, która tłumaczy teksty pieśni i przystosowuje je
do muzyki. Zbiera też materiały i przygotowuje nasze pisemko do
druku.
-
Jaki jest cel obecnego przyjazdu Brata do Polski?
-
Celem przyjazdu jest bliższe zapoznanie się z pracą w kraju i
kierunkami jej rozwoju, jak również potrzebami i
trudnościami, na jakie napotykają polskie zbory. Innym celem jest
spotkanie się i wymiana doświadczeń z pracownikami Kościoła.
Poza tym chcieliśmy pokazać braciom Amerykanom, których
przywieźliśmy ze sobą, jak wyglądają zbory w Polsce, jak
prowadzi się tu pracę, aby po powrocie do Stanów
Zjednoczonych opowiedzieli w swoich zborach o naszym kraju i
zachęcili je do większej ofiarności. W ten sposób udało
nam się sfinansować odbudowę Domu Spokojnej Starości w Ostródzie.
-
Jakie są Brata refleksje z obecnego pobytu w Polsce?
-
Bardzo pozytywne. Za każdym razem, kiedy tu przyjeżdżam, mam coraz
lepsze odczucia, dlatego, że widzę naszych braci zjednoczonych,
rosnące zbory, zapełnione kaplice i budowy nowych Domów
Modlitwy.
-
Jacy są
wierzący Amerykanie i czego, Brata zdaniem moglibyśmy się od nich
nauczyć?
-
Amerykańscy chrześcijanie są życzliwi, otwarci na innych ludzi,
uprzejmi, przychylni w stosunku do wszystkich; panuje między nimi
jedność, jedni drugich uważają za lepszych od siebie, nie
wywyższają się. Podobnie jak Polacy, są bardzo gościnni,
szczerzy i uprzejmi. Myślę, że moglibyśmy nauczyć się od nich
ofiarności, aktywności i pracy na rzecz rozwoju Kościoła i misji.
Na przykład, gdy powstaje jakaś nowa placówka, licząca
20-30 członków i nie jest w stanie z własnych funduszy
wybudować kaplicy, większe zbory, które mają wśród
swoich członków elektryków, murarzy, cieśli itd.,
proszą tylko o zgromadzenie materiałów i wyznaczenie
terminu, w którym ich fachowcy mogliby wziąć urlop i
przyjechać do pracy przy budowie. Zbierają się i w przeciągu
dwóch tygodni wznoszą Dom Modlitwy – całkowicie wyposażony
- i zanim odjadą odbywa się nabożeństwo związane z zakończeniem
budowy. Takich działań nie udało mi się w Polsce zauważyć.
Tutaj trzeba wynajmować kogoś do pracy. Być może w naszych
zborach nie mamy takich fachowców, jakich mają Amerykanie.
Zbory w Stanach Zjednoczonych wysyłają również za granicę
grupy budowniczych, które składają się z ludzi w różnym
wieku, chcących pomagać przy budowie kaplic w każdym miejscu. Poza
tym bardzo poważnie traktują Wielki nakaz Misyjny Pana Jezusa
Chrystusa i wysyłają tysiące misjonarzy do wielu różnych
krajów na świecie.
-
Może w kilku słowach przybliży Brat polskim czytelnikom swój
Zbór w Baltimore.
-
Słowiański Kościół Chrystusowy, bo tak nazywa się nasz
Zbór, skupia Polaków, Rosjan i Ukraińców,
zamieszkałych na stałe w Stanach Zjednoczonych. Nie jest to duża
placówka – liczy zaledwie około 40 członków.
Nabożeństwa odbywają się w czterech językach: polskim,
rosyjskim, ukraińskim i angielskim. Mamy swój chór,
szkółki niedzielne dla dzieci , poza tym, choć jest nas tak
niewiele, zbieramy bardzo dużo pieniędzy i utrzymujemy 6 różnych
misji, sierociniec w Argentynie, pomagamy w pracy dla Boga w innych
krajach (między innymi w Polsce) oraz, w miarę naszych możliwości,
prowadzimy ewangelizację wśród Słowian i Żydów
słowiańskich w Ameryce. Cóż mogę powiedzieć - jest to
bardzo miły, ofiarny kościół, w którym rozumiemy się
nawzajem i staramy się sobie pomagać.
-
Jakie
są marzenia dyrektora Misji?
-
Marzę o tym, aby polskie zbory szybko się rozwijały, aby mogły
zostać wykorzystane wszystkie sytuacje i sposoby ewangelizacji.
Chciałbym, żeby Polacy wypracowali swoje własne metody, które
byłyby dostosowane do sposobu myślenia i mentalności naszych
rodaków. To jest bardzo ważne, żeby wypracować swój
własny, przemyślany program. Innym moim marzeniem jest to, aby
kościoły mogły się stać samowystarczalne, ponieważ kiedy same
się finansują, bardziej doceniają swoją pracę, a ich rozwój
staje się bardziej dynamiczny.
-
Dziękuję za rozmowę i w imieniu Redakcji życzę Bratu i Misji
wielu Bożych błogosławieństw. ■
Rozmawiał
H. Ryszard Tomaszewski
[Tekst
opublikowany w „Słowie i Życiu” nr 9/89]
Copyright
©
Słowo i Życie