BOŻE NARODZENIE NA SKRAJU SAHARYW wigilijny wieczór spotykamy się w kościele. Jest to czas radości, prawdziwe świętowanie. Tak niewielu nas, chrześcijan, w tym kraju, nie można zatem zaprzepaścić okazji, by choć trochę przybliżyć naszym muzułmańskim sąsiadom i znajomym to, kim jest Jezus narodzony w Betlejem. Nasz zbudowany z gliny budynek kościelny dosłownie pęka w szwach. Wszyscy maksymalnie ściśnięci w ławkach, a na dworze nadal tłum. Wiele dzieci siedzi w oknach (tutaj nie ma szyb), inni muszą pozostać na zewnątrz. Chociaż to święto chrześcijan, co roku wielu zaproszonych towarzyszy nam w tym nabożeństwie refleksji, radości i dzielenia się tym, w co wierzymy. Nabożeństwo odbywa się w urzędowym języku Mali - francuskim, ale wiem, że wielu nie jest w stanie wszystkiego zrozumieć. W Mali używa się ponad trzydziestu języków. Tutaj w Gao, w jedynym zborze na północy Mali, reprezentowanych jest ich "zaledwie" siedem czy osiem. Lecz dziś to czas radości, którą można wyrazić śpiewając kolędy w ojczystych językach. Każda grupa etniczna przygotowała coś na tę okazję. A każdy język jest taki piękny i bogaty: ciepło brzmiący sonrai, po nim pełen gardłowych dźwięków tamasheq, dalej dogon, bambara... Nie udało mi się ukryć i słowa polskiej kolędy rozbrzmiewają także tutaj - w głębi Afryki, na skraju Sahary. Po raz pierwszy w swoim języku A potem przychodzi ten jakże oczekiwany moment. Ktoś czyta historię narodzin Jezusa po francusku. To Boże Narodzenie jest jednak szczególne dla Tuaregów, nomadów żyjących w bardzo trudnych warunkach w pobliżu Sahary. Po raz pierwszy w dziejach ich plemienia mogą usłyszeć historię narodzenia, odczytaną z Ewangelii w ich ojczystym języku. Od kilku już lat trwa tłumaczenie Pisma Świętego na język tamasheq, a w 1998 roku ukazała się drukiem pierwsza księga - Ewangelia Łukasza. Przebyła ona długą drogę: z drukarni "Nowe Życie" w Gdańsku aż tutaj, do Mali. Ta Ewangelia to dar wielu polskich chrześcijan, którzy wspomogli projekt jej wydrukowania właśnie w Polsce i przesłania do Afryki. To najpiękniejszy z możliwych prezentów - Słowo Życia. Wiele twarzy Tuaregów zgromadzonych w ten wieczór w kościele zasłoniętych jest turbanami (tego nakrycia głowy nie trzeba zdejmować nawet w świątyni). Utrudnia mi to obserwowanie ich reakcji. Dopiero po skończonym nabożeństwie słyszę słowa radości i dumy, że w końcu, po tylu latach, Bóg mówi też w ich ojczystym języku. Rozchodzimy się około północy. Jakże szybko minęły te cztery godziny. Rano spotkamy się znowu, by przy dźwiękach tam-tamu, kalabaszy, wyśpiewywać naszą radość z narodzin Jezusa. A potem razem, wszyscy chrześcijanie, spotkamy się na obiedzie. Nie przy świątecznym stole. Raczej szukając cienia pod palmami, z jednej misy, używając rąk zamiast sztućców, kobiety i mężczyźni w oddzielnych grupach. Wielu naszych muzułmańskich znajomych przyjdzie składać nam życzenia. Taki tu zwyczaj. Tłumy dzieci będą dopominać się o jakiś drobny prezent. Dopiero późnym popołudniem rozejdziemy się do domów, zmęczeni upałem, śpiewem i rozmowami. Jakże inne jest to Boże Narodzenie. Gdzieś w głębi ogromna tęsknota za tym, co pamiętam z Polski... Ale większa niż ta tęsknota jest radość z narodzin Zbawiciela, wyrażana dziś na całym świecie, czy to w zimowy poranek w Polsce, czy w upale, na wysuszonej malijskiej ziemi. Przy dźwięku organów lub tam-tamów. Ta sama radość nie zna granic językowych ani etnicznych. Wszak narodził się Zbawiciel, dając równą szansę nam wszystkim na całej ziemi. GOSIA NAWROCKA Gosia z mężem Ibrahimem od ponad pięciu lat pracuje nad tłumaczeniem Nowego Testamentu dla plemienia Tuaregów w Mali. Ibrahim jest też pastorem. Mają dwie córeczki: Yemimę i Lidyę. W udostępnionej nam przez Biblijne Towarzystwo Misyjne korespondencji Gosi z Afryki czytamy m.in.: "Odkąd pamiętam, zawsze marzyłam o podróżach do dalekich krajów. Zanim poznałam osobiście Zbawiciela, miało to być dla przyjemności. Potem, z Jezusem - aby zanieść Jego Żywą Wodę tym, którzy są spragnieni i ginący. Tutaj w Gao, na skraju Sahary, pragnienie jest czymś powszechnie znanym: zarówno fizycznie, jak i duchowo. Afryka kojarzy się, oczywiście, z egzotyką. Gao, gdzie mieszkamy, nie da się porównać z żadnym miejscem w Polsce: domy z gliny, piach, przez większą część roku upał ponad 40° C, co najmniej dziewięć miesięcy bez kropli deszczu. Egzotyczne są barwne stroje, wielbłądy, potrawy i obyczaje, nawoływania z meczetów pięć razy dziennie wzywające na modlitwę. Egzotyczne jest życie w kraju, gdzie używa się ponad trzydziestu języków, gdzie tak wielu ludzi nigdy nie było w szkole, gdzie tak wiele dzieci umiera z niedożywienia i niewiedzy. A kiedy po kilkunastu miesiącach to, co egzotyczne, staje się częścią codziennego życia, przestajemy być turystą. Gao stało się moim domem, Mali - moją drugą ojczyzną... Chwalę Boga za to, że przeniósł mnie tutaj, dodał sił i odwagi, by tu się zadomowić, że pozwala przynosić owoce - dla Jego chwały". Relacjonując swoją pracę w minionym roku Gosia pisze: "Wielka radość: ścieżka dźwiękowa do filmu "Jezus" została uwieńczona sukcesem. Nagranie miało miejsce w słynnym Timbuktu w kwietniu. Wzięło w nim udział około 20 Tuaregów, a Ibrahimowi przypadła rola narratora... Kolejna księga Nowego Testamentu - Ewangelia Jana - jest całkowicie skończona, sprawdzona przez konsultanta i gotowa do druku... Ponad 400 egzemplarzy Ewangelii Łukasza, wydrukowanych w Polsce dzięki ofiarności wielu wierzących, zostało rozdanych Tuaregom w Mali i Burkina Faso... Wielu muzułmanów również chętnie je przyjmuje, gdyż praktycznie jest to pierwsza książka w języku Tuaregów... Rozpoczęte w lutym nabożeństwa w dwóch lokalnych językach: tamasheq i sonrai to także okazja do wspólnego studiowania Ewangelii Łukasza, modlitw i śpiewania pieśni w tych językach. Jest to szczególnie ważne dla tych, którzy nie rozumieją dobrze francuskiego... Jednym z naszych celów na miniony rok było zlikwidowanie analfabetyzmu wśród Tuaregów w zborach w Gao i Timbuktu. Łącznie ponad trzydzieści osób uczyło się w marcu czytać i pisać w swoim ojczystym języku... Chwała niech będzie naszemu Panu za wolność głoszenia Ewangelii przez lokalne stacje radiowe. Dwa razy w tygodniu emitowane są programy w języku tamasheq, sonrai i francuskim. Przygotowanie ich nie jest łatwe i wymaga od Abrahima dużo dyscypliny i pomysłowości. Naszym marzeniem są codzienne pięciominutowe rozważania radiowe - być może już od przyszłego roku... Od kilku miesięcy każdego piątku w zborze odbywają się spotkania ewangelizacyjne. Co tydzień rozdawanych jest około 50 zaproszeń... Bycie pastorem i tłumaczem Biblii nie pozostawia Ibrahimowi wiele czasu. W roku ubiegłym został też poproszony o nauczanie greki w tutejszej Szkole Biblijnej. Ja prowadzę tam raz w tygodniu zajęcia praktyczne z żonami studentów... Pomimo wielu zajęć, bardzo częstych gości i odwiedzających, udaje się nam znaleźć czas, aby jako rodzina pobyć razem. Yemimka, która w styczniu skończy trzy lata, łączy polski i tamasheq, dodając do tego słowa z trzech innych języków. Lidya w sierpniu ukończyła rok i teraz jej ulubionym zajęciem jest chowanie się i wyciąganie wszystkiego, co tylko się da. Nasze marzenia na przyszły rok? Jest ich wiele: ujrzeć Ewangelię
Marka wydrukowaną, sprawdzić z konsultantem jak najwięcej ksiąg Nowego
Testamentu, rozwinąć pracę misyjną w okolicznych miastach, być może odwiedzić
Polskę... Ale naszym głównym pragnieniem jest być w centrum tego, co jest
Bożą wolą dla nas, gdziekolwiek On zechce nas poprowadzić". (red)
Copyright
© Słowo
i Życie 1999
|