"Badaj, czy tak się sprawy mają"
Kosowo, Kosowo, Kosowo... Pamiętamy te wydarzenia. Tłumy uciekinierów,
traktory, furmanki i zapłakane kobiety. W jakiejś odległej wsi był pogrom,
w okolicach Prisztiny grasują zbrojne oddziały serbskie. Armia Wyzwolenia
Kosowa walczy resztkami sił. Ucieczka przez dwa tygodnie pod kolbami serbskich
oprawców. Setki, tysiące, dziesiątki tysięcy, setki tysięcy uciekinierów.
Czystki etniczne, Miloszevič, bombardowania NATO i koncerty rockowe Serbów
w Belgradzie - stolicy buntowniczego państwa. Śmierć, tragedia, wystraszone
oczy dzieci, które nie powinny w tym wieku oglądać okropieństw wojny...
Taki mniej więcej obraz wyłaniał się z codziennych relacji z Jugosławii,
jeszcze nie tak dawno stanowiących najważniejszą część wiadomości. Zalew
informacji, którym jak się z czasem okazuje, nie zawsze można stuprocentowo
wierzyć, mnóstwo programów prezentujących wypowiedzi znakomitości wojskowych,
politycznych i innych, różnorodność opinii. "Protestuję przeciwko bandyckiej
napaści wojsk Zachodu na suwerenne państwo jugosłowiańskie"1
- to znany ze swoich antykomunistycznych przekonań pisarz polski. "(�)
sądzę, że podjęliśmy właściwą decyzję. Nie mogliśmy godzić się na eksterminację,
na wysiedlanie ludności, godzić z działaniami, które są absolutnie sprzeczne
z jakimikolwiek normami praw człowieka"2 - tyle z
kolei jeden z czołowych polityków polskich, rządzących naszym krajem. Powstaje
bardzo poważne pytanie: Komu wierzyć? Kto jest winny zaistniałej sytuacji?
Serbowie, kosowscy Albańczycy, czy może państwa NATO? A może każdy po trochu?
Niezależnie od odpowiedzi na to pytanie musimy zdawać sobie sprawę,
że mass media mają wielki wpływ na naszą opinię. To praktycznie jedyne
źródło informacji, jakie posiadamy. I na podstawie tych właśnie informacji
wyrabiamy sobie pogląd na dany temat. Cóż jednak, gdyby okazało się, iż
media nie przekazują niektórych informacji lub celowo uwypuklają argumenty
jednej ze stron - na przykład albańskich kosowian? Najprawdopodobniej wielu
z nas zostałoby mimo wszystko przez takie argumenty przekonanych. Ze strony
mediów zachodzi więc niebezpieczeństwo manipulacji, a z naszej strony łatwowierności,
"pójścia na łatwiznę" - bezkrytycznego przyjmowania prezentowanych nam
poglądów. Bardzo znany chrześcijański kaznodzieja, który gościł w zeszłym
roku w Polsce, przestrzegał przed przyjmowaniem wszystkiego, co mówią kaznodzieje:
"Zawsze róbcie to, co berejczycy wobec nauczania Pawła. Idźcie do domu,
poszperajcie w Biblii, zobaczcie, czy kaznodzieja miał rację. Mam nadzieję,
że zrobicie tak z wykładami, które ja wam głosiłem. Czuję się znacznie
pewniej, gdy ludzie tak właśnie postępują. Bo jeśli ktoś, zaraz po moim
kazaniu przychodzi, by mi powiedzieć, że zgadza się ze wszystkim, co powiedziałem,
to ja zaczynam się martwić. Ponieważ ta osoba nie sprawdziła z Biblią tego,
co ja mówiłem. Ponieważ to Biblia jest miejscem, z którego czerpiemy to,
w co wierzymy".
Ktoś zapyta: Co wspólnego z nauką biblijną mają wiadomości o Kosowie?
Myślę, że tak jak powinniśmy sprawdzać z Biblią to, czego nauczają kaznodzieje,
tak też krytycznie należy podchodzić do tego, co jest nam prezentowane
na łamach prasy, radia i telewizji. Mówiąc "krytycznie" mam na myśli bezstronne
spojrzenie na sprawę, nieuleganie emocjom, trzeźwe zbadanie kwestii, rozważenie
wszystkich "za" i "przeciw" i własną, w miarę obiektywną ocenę. Taki właśnie
konstruktywny krytycyzm stosowali Żydzi w Berei: "... przyjęli oni Słowo
z całą gotowością i codziennie badali Pisma, czy tak się rzeczy mają" (Dz.Ap.
17,11). "Szanuję to, co mówisz, ale pozwól, że przyjrzę się temu dokładniej,
by sprawdzić, czy to, co mówisz, jest prawdą" - tak mógłby powiedzieć dzisiejszy
chrześcijanin. W przypadku prawd biblijnych sprawa wydaje się w miarę prosta
- wystarczy po kazaniu czy wykładzie sięgnąć do Pisma Świętego i samemu
poczytać to, o czym mówił mówca. Niewątpliwie trudniej jest sprawdzić,
co - na przykład - naprawdę leżało u podstaw wojny w Kosowie. Niektóre
informacje na ten temat najprawdopodobniej nigdy nie ujrzą światła dziennego,
o innych być może dowiemy się za kilkadziesiąt lat. Jest niemal pewne,
że obie strony (NATO i nowa Jugosławia) dopuszczały się zafałszowań, aby
przedstawić swoje racje w korzystniejszym świetle. Problematyczna jest
także wiarygodność niektórych mediów. Nie byłoby jednak prawdą twierdzenie,
iż zaufania do dziennikarzy w ogóle mieć nie można. To prawda, iż są w
tym gronie ludzie sprzedajni lub zbyt leniwi, by rzetelnie opracowywać
materiał, sięgać różnych źródeł (a nie - przykładowo - opierać się tylko
na wypowiedzi rzecznika NATO, który prezentuje przecież tylko jedną ze
stron konfliktu, co prawie nieuchronnie pociąga za sobą subiektywizm.)
Jest jednak wielu dziennikarzy, którym zależy na dociekaniu prawdy (przykład:
150 dziennikarzy niemieckich, reprezentujących różne opcje polityczne,
którzy opublikowali oświadczenie, w którym stwierdza się, iż sposób w jaki
większość środków masowego przekazu relacjonuje wydarzenia, związane z
interwencją w Jugosławii, urąga wszelkim zasadom dziennikarskim 3).
Wielu spośród dziennikarzy to ludzie, którym zależy nie tylko na sensacji,
ale przede wszystkim na tym, by ujawniać prawdę. Faktem przecież jest,
iż wielu dziennikarzy - zarówno w przeszłości, jak i obecnie - było prześladowanych
za obnażanie prawdy. Z tego powodu uznawani byli częstokroć za persona
non grata, zarówno w państwach totalitarnych, jak i tych z pozoru demokratycznych.
Wielu z nich więziono, a nawet zabijano, często w nie wyjaśnionych okolicznościach.
Pragnę jedynie przypomnieć, że podobnie traktowano chrześcijan. Chrześcijańska
prawda okazywała się także niewygodna. Jak mówi polskie przysłowie: Prawda
w oczy kole. Kole w oczy cezarów, papieży, książąt, kanclerzy, fuerehrów,
premierów, prezydentów, ministrów spraw zagranicznych, ale też każdego
z nas, nie wyłączając chrześcijan.
Spróbujmy podsumować sobie to, co powiedzieliśmy do tej pory. Po pierwsze,
doszliśmy do wniosku, że wielość prezentowanych nam opinii i odmiennych
poglądów sprawia, iż zmuszeni jesteśmy badać, "czy tak się rzeczy mają"
(por. Dz.Ap. 17,11). Ustaliliśmy też w naszych rozważaniach, iż konstruktywny
krytycyzm wobec prezentowanych nam idei, spraw, pozwala wyrobić sobie bardziej
obiektywną (a więc sprawiedliwszą) opinię. Odnosi się to zarówno do teologii,
której podstawą, ostatecznym autorytetem winno być dla nas Pismo Święte,
jak i do spraw wywodzących się ze sfery profanum: politycznych, społecznych,
kulturalnych, itp. Postawa rzetelnego badania faktów przyczyni się z pewnością
do wzmocnienia naszej wiary ("wiem, na czym stoję"), pozwoli też uniknąć
bezkrytycznego przyjmowania wszystkiego, co stara się nam przekazać, a
nawet wmówić, szeroko rozumiany współczesny świat. To przypomnienie zawsze
jest aktualne, również gdy - tym razem ze Wschodu - dochodzą nas wieści
o nowych walkach, a w telewizji brzmi powtarzane ustami reporterów: Czeczenia,
Czeczenia, Czeczenia...
PAWEŁ SUCHANEK
Autor jest absolwentem Warszawskiego Seminarium Teologicznego
oraz studentem Instytutu Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego.
1 "Tygodnik Solidarność" nr 14, 02.04.1999
2 "Polityka" nr 17, 24.04.1999
3 "Nowe Państwo" nr 17, 23.04.1999
Copyright
© Słowo
i Życie 1999
|