Telewizyjna mentalność
Nigdy przedtem muzyka nie spełniała tak olbrzymiej roli w społeczeństwie
jak przy końcu naszego tysiąclecia. Kiedyś, aby usłyszeć czyjąś grę, trzeba
było nieraz podróżować wiele kilometrów. Dzisiaj wystarczy włączyć radio,
telewizor, odtwarzacz płyt kompaktowych itd. Środki masowego przekazu sprawiają,
że to, co dzieje się w jakiejś odległej sali koncertowej lub studio, może
być słyszalne jednocześnie w milionach domów na całej kuli ziemskiej. Wynalazek
ten ma olbrzymie konsekwencje w myśleniu współczesnego człowieka, w tym
również wierzącego, który w tym współczesnym świecie żyje. Najwyższy czas,
aby duchowi przywódcy to sobie uświadomili. Mass media to rodzaj władzy,
umożliwiającej kształtowanie, a nawet manipulowanie ludzkim umysłem. Każdemu,
kto nie żyje w odosobnieniu i posiada przynajmniej odbiornik radiowy, bardzo
trudno jest uciec przed muzyką, której słucha większość młodego pokolenia
w dzisiejszym euro-amerykańskim świecie. Najczęściej jest to rodzaj twórczości,
który trafia w gusta szerokich mas, a to, co sprzedaje się w masowo, przynosi
największy dochód. Ostatecznie więc główną siłą i motywacją, napędzającą
całe to zjawisko, jest chęć zarobienia pieniędzy. Należy stwierdzić, że
obecna młodzież (urodzeni po roku 1970) jest, niestety, pokoleniem wychowanym
na telewizji. Jej przekonania i wartości zostały ukształtowane przez grupę
bogatych ludzi (nie odzwierciedlających zresztą poglądów większości), zarządzających
mass mediami na Zachodzie, a zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych. I ta młodzież
chciałaby niejednokrotnie obecnie panującą muzykę komercyjną wnieść do
miejsc modlitwy, tam, gdzie ludzie spotykają się z Bogiem.
Czy jest to jednak takie konieczne? Mam wrażenie, że muzyka w ogóle
coraz częściej zaczyna odgrywać główną rolę w nabożeństwach (oczywiście
w Kościołach wolnych, bo Kościoły historyczne mają ściśle ustaloną liturgię).
A przecież Biblia uczy, że najważniejsze powinno być Słowo Boże! Nabożeństwo
- zebranie ludzi wierzących wokół Boga - powinno stanowić oazę i wytchnienie
od natrętnego wdzierania się środków masowego przekazu do każdej dziedziny
życia. Chrońmy więc te szczególne chwile przed zalewem ducha tego świata,
przed naporem zgiełkliwej i jarmarcznej atmosfery wielomówności, reklamy
i taniej rozrywki. Pod naporem zmasowanego bombardowania mediów ludzie
wierzący wydają się słabnąć i wnoszą telewizyjną mentalność do kaplic.
Cisza stała się luksusem, a wsłuchiwanie się w głos Boga i oczekiwanie
na Niego - rzadkością.
Wielu ludzi w protestanckich zborach tak bardzo chce publicznie grać,
śpiewać i wiele mówić, że nie dają Bogu możliwości, aby cokolwiek powiedział.
Tyle jest czynników rozpraszających podczas służby Bożej, że nie sposób
skupić się na Panu Jezusie - głównej przyczynie naszego zgromadzania się.
Przychodząc na nabożeństwa ludzie są rozkojarzeni i rozgadani, wydają się
zapominać, po co przyszli. Zamiast wyciszenia się i skupienia na Mistrzu,
którego Słów przyszli słuchać, stęsknieni za Jego obecnością, zachowują
się tak, jakby ich celem było spotkanie towarzyskie. Cóż za nieporozumienie!
Wielu chrześcijan chyba już dawno zapomniało, że w czasach Mojżesza, jeśli
ktoś przychodził do świątyni, aby znaleźć się przed obliczem Boga, bez
uprzedniego przygotowania się i niezgodnie z Jego warunkami, mógł umrzeć
natychmiast (por. III Mojż. 10).
Skoro takie zjawiska mają miejsce, to przynajmniej nie pogarszajmy sytuacji
nadmiarem decybeli. W kościelnym środowisku sprzęt nagłaśniający często
znajduje się w rękach ludzi młodych, dla których normą stało się słuchanie
głośnej muzyki. Często, ulegając swoim własnym gustom, zbyt mocno podkręcają
gałki na mikserze, zapominając, że istnieją również osoby starsze od nich,
które automatycznie wyłączają się z tego, co dzieje się wokół nich. Świat
składa się nie tylko z nastolatków, a eliminowanie przy pomocy muzyki średniego
i starszego pokolenia nie jest zgodne z chrześcijańską miłością, a wręcz
przeciwnie - dzieli i wywołuje niesmak.
Używajmy we właściwy sposób muzyki w służbie Bożej. Dźwięki, instrumenty
i sprzęt nagłaśniający to jedynie słudzy, którzy mają pomagać, a nie przeszkadzać
w skupieniu się na Bogu, na modlitwie i na Słowie Bożym. W dobie elektroniki,
komputerów i środków masowego przekazu istnieje wielka potrzeba powrotu
do prostoty służby Bożej. Apostołom wystarczała modlitwa, Słowo Boże i
łamanie chleba. Nie mieli mikrofonów, ale mieli moc Bożą. To im wystarczyło,
aby zdobyć świat dla Jezusa.
JAN MURANTY
(Autor jest prezesem Chrześcijańskiego Stowarzyszenia
Muzyków MISSIO MUSICA - red.)
Copyright
© Słowo
i Życie 1999
|