O PANNIE GŁUPIEJ
Pewien człowiek szukał przyjaciela. Zaglądał do wielu miejsc, próbował
wielu sposobów, ale na nic się to zdało. Był ciągle samotny. Razu pewnego
znalazł List otwarty do wszystkich samotnych ludzi. Postanowił odpowiedzieć
na niego, licząc że może w ten sposób zyska czyjąś sympatię. Nie mylił
się. Autor Listu otwartego, nazwijmy go Panem J., przyjął zaproszenie do
korespondencji. Tak oto zaczęła się wspaniała przyjaźń. Z listów Pana J.
nasz bohater uczył się na nowo znaczenia słów: człowieczeństwo, oddanie,
poświęcenie, radość... W każdym swoim liście zadawał Mu wiele pytań, a
J. nigdy nie zwlekał z odpowiedzią. Nasz bohater zaczął traktować listonosza
prawie jak członka swojej rodziny, zapraszał go na herbatę, częstował domowym
ciastem. Przecież to on przynosił mu upragnione listy.
Radość z nowego i oddanego przyjaciela tak bardzo rozpierała naszego
bohatera, że pewnego razu opowiedział o Nim listonoszowi. Brzmiało to tak
autentycznie, że listonosz też postanowił korespondować z Panem J. Wziął
od naszego bohatera adres i napisał list. Pytał w nim o wiele rzeczy, których
do tej pory nie rozumiał, a które go bardzo nurtowały. Pan J. odpowiedział
na wszystkie pytania i w ten sposób kolejna osoba zaprzyjaźniła się z Nim.
Nasz bohater, widząc jaką radość sprawił zarówno listonoszowi jak i
swemu
przyjacielowi, postanowił mówić o swym szczęściu mieszkańcom najbliższej
okolicy. Tak to z dnia na dzień coraz więcej osób odnajdowało sens życia
poprzez korespondencję z Panem J., którego mieli okazję poznać dzięki naszemu
bohaterowi. Mijały lata. Był nawet taki okres, że trzeba było zatrudnić
dwóch listonoszy, gdyż tak wiele listów przychodziło do okolicy, w której
żył nasz bohater. Jednak jak to zazwyczaj bywa, ludzie zaczęli być znudzeni
starą przyjaźnią. Nie, nie wszyscy oczywiście. Wielu ciągle było zafascynowanych
swych korespondencyjnym przyjacielem. Niektórzy zdążyli już nawet zachęcić
do pisania listów swoje dzieci. Ale nasz bohater coraz rzadziej odpisywał
na listy. Bardzo często nie czytał ich dokładnie, a czasami nawet wykreślał
fragmenty listów, które wymagały od niego więcej wysiłku, czasu lub pieniędzy.
"Ot, proza życia" - myślał sobie. Pan J. Bardzo cierpliwie usiłował zachęcić
naszego bohatera do wytrwałości, jednak na niewiele się to zdało. Odpowiedzi
naszego bohatera były coraz rzadsze i rzadsze, aż pewnego dnia przestał
odpisywać. "Dwadzieścia lat to wystarczająco dużo" - postanowił i wyrzucił
papeterię do kosza na śmieci. Pan J. ciągle jednak pisał do niego. Codziennie
wysyłał choćby krótką wiadomość. Naszemu bohaterowi głupio było pozostawiać
te wszystkie listy bez odpowiedzi. Zdecydował więc, że nie będzie ich w
ogóle przyjmował. Następnego ranka, gdy listonosz znowu do niego przyszedł,
nie przyjął listu.
-Nie chcę go - powiedział zdziwionemu listonoszowi.
-Jak to nie chcesz? Przecież to od J! Czy już nie pamiętasz, jak mi
zachwalałeś te listy?
-Pamiętam, ale ten list nie jest do mnie, więc nie mogę go przyjąć.
-Nie do ciebie? Spójrz na adres. Przecież wszystko się zgadza. Imię,
nazwisko, ulica, numer domu i mieszkania. No, jak to może być nie do ciebie?
-Nie do mnie i już. Może J. się pomylił. To na pewno list do sąsiada.
Do
widzenia - bezceremonialnie zakończył rozmowę i zatrzasnął drzwi.
Podobna sytuacja powtarzała się jeszcze wiele razy. Aż pewnego ranka
listonosz nie zapukał już do jego drzwi. Ani następnego, i następnego,
i następnego. Nasz bohater na początku był trochę zdziwiony, potem ucieszony,
ale po tygodniu brakowało mu już codziennych wizyt listonosza. Postanowił,
że sam go odwiedzi. Podlał kwiaty, nakarmił papużki i wyszedł. Po krótkim
spacerze, podczas którego spotkał zdecydowanie mniej sąsiadów niż zwykle,
dotarł do domu listonosza. Jeszcze zanim wszedł na jego podwórko, uświadomił
sobie, że nie widział żadnego z tych sąsiadów, którzy utrzymywali korespondencję
z Panem J. Zastanowiło go to odrobinę, ale nie znajdując sensownego wytłumaczenia,
zaprzestał bezproduktywnych rozmyślań. Zapukał do drzwi listonosza, lecz
nikt mu nie otworzył. Zapukał mocniej i drzwi same się otworzyły. W mieszkaniu
nie było nikogo. Nieco zaskoczony postanowił rozejrzeć się odrobinkę. Na
stole w dużym pokoju zobaczył znajomą kopertę - w takich przychodziły listy
od J. Podszedł do stołu i obejrzał ją. Była otwarta. W środku znajdowała
się kartka. Wyjął ją i przeczytał:
Bądź czujny, bo niedługo przyjdę po Ciebie.
Może się stać, że pojawię się jak złodziej w nocy.
Wierzę, że nie zastanę Cię śpiącego.
Do zobaczenia wkrótce.
Twój J.
(jł)
"Wtedy podobne będzie Królestwo Niebios do dziesięciu panien, które,
wziąwszy lampy swoje, wyszły na spotkanie oblubieńca. A pięć z nich było
głupich, pięć zaś mądrych. Głupie bowiem zabrały lampy, ale nie zabrały
z sobą oliwy. Mądre zaś zabrały oliwę w naczyniach wraz z lampami swymi.
A gdy oblubieniec długo nie nadchodził, zdrzemnęły się wszystkie i
zasnęły. Wtem o północy powstał krzyk: Oto oblubieniec, wyjdźcie na spotkanie.
Wówczas ocknęły się wszystkie te panny i oporządziły swoje lampy. Głupie
zaś rzekły do mądrych: Użyczcie nam trochę waszej oliwy, gdyż lampy nasze
gasną. Na to odpowiedziały mądre: O nie! Gdyż mogłoby nie starczyć i nam
i wam; idźcie raczej do sprzedawców i kupcie sobie.
A gdy one odeszły kupować, nadszedł oblubieniec i te, które były gotowe,
weszły z nim na wesele i zamknięto drzwi. A później nadeszły i pozostałe
panny, mówiąc: Panie! Panie! Otwórz nam. On zaś, odpowiadając, rzekł: Zaprawdę
powiadam wam, nie znam was.
Czuwajcie więc, bo nie znacie dnia ani godziny, o której Syn Człowieczy
przyjdzie" (Mat. 25,1-13).
Copyright
© Słowo
i Życie 1999
|