Słowo i Życie - strona główna
 

AŻ DO SĘDZIWOŚCI...

Psalmista uczy nas: "Naucz na liczyć dni nasze, abyśmy posiedli mądre serce" (Ps. 90,12). Słowa te w szczególny sposób przeżywał ostatnio zbór w Sosnowcu. Spodziewaliśmy się, że wkrótce będziemy obchodzić aż trzy jubileusze 90-lecia urodzin. Bóg miał jednak inne plany - zaprosił naszych jubilatów do siebie. W bardzo krótkim czasie odeszli od nas kolejno: Edward Sołtysik, Piotr Hołubowski, Weronika Michałowska.

Brat Edward Sołtysik 10 października 1998 r. obchodziłby swoje 90. urodziny. Był człowiekiem, który bardzo wiele przeżył. Jako człowiek wierzący odmówił służby wojskowej, za co spotkało go bardzo ciężkie więzienie. Nie zraziło Go to jednak do Boga, nie narzekał też, że pozostałością po więzieniu była choroba układu krążenia w kończynach dolnych. Z prawdą ewangeliczną spotkał się w Kościele Wolnych Chrześcijan. Przez wiele lat był jednych ze starszych zboru tego Kościoła w Czeladzi. Potem, z uwagi m.in. na fakt zamieszkiwania w Sosnowcu, przeniósł swoje członkostwo do zboru Kościoła Chrystusowego w Sosnowcu. Bardzo aktywnie włączył się w życie zboru, zarówno w zwiastowanie Bożego Słowa jak i w innych dziedzinach, w tym natury gospodarczej. Na przykład, gdy w kaplicy był jeszcze piecyk węglowy, zbór nie musiał się martwić o drewno na opał - br. Edward zawsze przygotował odpowiedni zapas. Był postacią wyjątkową. Posiadał ogromną wiedzę nie tylko biblijną ale i z wielu dziedzin życia codziennego. Był dobrym polonistą, posiadał bogatą bibliotekę zarówno literatury biblijnej jak i pięknej. Szkoda, że dziś nie można już z Nim rozmawiać.

Do wspomnianych już bolesnych Jego doświadczeń Bóg dodał i to, że stanął nad grobem swego syna, a także żony. Przeżywał też rozstanie z córką, którą bardzo kochał, a która wraz z mężem w pewnym okresie wyemigrowała do Niemiec. To wszystko sprawiło, że w ostatnim okresie czuł się samotnie, choć nigdy nie narzekał. Tak się dobrze składało, że niedaleko Niego mieszkały dwie inne rodziny ze zboru: Skibowie i Bugajscy. Szczególnie dużą pomoc okazywała Mu rodzina Skibów, a później sama siostra Renata, dbając o zaspokojenie potrzeb codziennego życia. Pod koniec lipca tego roku stan Jego zdrowia pogorszył się na tyle, że s. Renata musiała odwieźć Go do szpitala. Powiadomiono córkę, która zareagowała natychmiast, zabierając Go następnego dnia ze szpitala w Sosnowcu z nadzieją zapewnienia lepszej opieki medycznej w Niemczech. 

7 sierpnia br. Panu życia i śmierci upodobało się odwołać br. Edwarda Sołtysika do siebie. Jego ciało spoczęło w Niemczech na cmentarzu ewangelickim w miejscowości zamieszkiwania córki.

Naszym drugim dziewięćdziesięciolatkiem byłby br. Piotr Hołubowski. Urodził się 12 lipca 1909 r. w Zawadce, pow. Lesko (niedaleko Ustrzyk Dolnych). W wieku 25 lat po usłyszeniu zwiastowania ewangelicznego oddał swoje serce i życie Bogu. Temu oddaniu pozostał wierny do ostatnich chwil życia. W styczniu 1941 r. zawarł związek małżeński z Heleną, z którą przeżył wspólnie 54 lata. W małżeństwie tym dochował się córki i syna. Był człowiekiem nie tylko pełnym miłości, ale i zapobiegliwym. Jako pilny i sumienny pracownik przepracował 50 lat i to, co zdarza się stosunkowo rzadko, prawie w jednym zakładzie pracy - w Fabryce Tektury i Papy, "u Lamprechta", jak się powiadało w Sosnowcu. W trudnym okresie okupacji troszczył się nie tylko o siebie, ale i pomagał innym. Znając przychylność Lamprechta do Polaków, załatwił niejednemu pracę w fabryce. Wśród nich był i mój ojciec Konstanty Sacewicz, który dzięki temu uniknął wyjazdu w głąb Niemiec (stał już w kolejce po bilet). Był tzw. złotą rączką. Wiele swoich usprawnień przekazał innym w postaci projektów wynalazczych. Był wielką pomocą dla zboru w Sosnowcu w czasie, gdy nabożeństwa odbywały się w kościele ewangelickim. Bardzo często zdarzały się tam awarie grzejników centralnego ogrzewania, a brat Piotr był zawsze do dyspozycji w tej potrzebie. Cechowała Go przeogromna miłość do najbliższych, do sióstr i braci ze zboru w Sosnowcu. Był pokorny i serdeczny wobec każdego. Wspaniałe jest to, że właśnie takim możemy Go zapamiętać. W dniu swoich 89. urodzin, w niedzielę 12 lipca br. był na nabożeństwie i jeszcze deklamował wiersz.

6 października 1998 r. usłyszał zaproszenie Mistrza: "Wejdź do radości mojej". 9 października Jego ciało zostało złożone obok żony na cmentarzu rzymskokatolickim w Sosnowcu. Bez żadnych przeszkód mogliśmy korzystać również z kaplicy cmentarnej, w której z uwagi na pogodę odbyła się główna część uroczystości pogrzebowej, której przewodziłem. Zwiastowanie Słowa Bożego oparłem na fragmencie II Kor 5,1-10, podkreślając nie tylko fakt istnienia domu w niebie, ale też potrzebę całkowitego zaufania Budowniczemu tego domu, jeśli chcemy się tam znaleźć.

Zaledwie tydzień później zbór w Sosnowcu ponownie zgromadził się na cmentarzu, tym razem ewangelickim, położonym obok kaplicy. Żegnaliśmy siostrę Weronikę Michałowską. Urodziła się 30 marca 1909 r. w Baranowiczach (obecnie Białoruś) w domu Michaliny i Józefa Januszkiewiczów. W r. 1946 wraz z poślubionym 6 lat wcześniej Kazimierzem Michałowskim i dwójką dzieci przyjechała do Polski. Osiedlili się w Lęborku na Pojezierzu Gdańskim, gdzie Jej mąż prowadził zakład fryzjerski. Pewnego razu do zakładu tego przyszedł człowiek ewangelicznie wierzący - br. Chwalko. Zwiastował im Ewangelię, a widząc duże zainteresowanie Weroniki, pozostawił Pismo Święte. Odtąd czytała je z wielkim entuzjazmem, angażując w to również dzieci. Słowo Boże znalazło w Niej odzew i 29 czerwca 1952 r., już po przeprowadzce do Sosnowca, potwierdziła swoją wiarę aktem chrztu i dołączyła do Zboru Chrystusowego w Sosnowcu. Jej wierne życie z Bogiem i ogromne zamiłowanie do Pisma Świętego sprawiły, że najpierw dzieci (w 1957 r.) a następnie i mąż (w 1982 r.) opowiedzieli się za Chrystusem. O każdym zmarłym mówi się dobrze, ale o siostrze Weronice po prostu nie można - jeśli chce się mówić prawdę - powiedzieć niczego negatywnego. Była osobą głębokiej wiary. Pismo Święte w Jej życiu było na pierwszym miejscu. Z niego czerpała moc do niełatwego życia. Z pełnego zaufania Bogu i Jezusowi Chrystusowi, jako osobistemu Zbawicielowi, czerpała przeogromną pogodę Ducha. Była wzorem miłości matczynej. Była wzorem miłości do innych ludzi. 

14 października 1998 r. Panu życia i śmierci - Jezusowi Chrystusowi upodobało się posłać swoich aniołów po naszą Siostrę, by - używając słów z jednej z przypowieści Chrystusa - przenieśli Ją "na łono Abrahamowe", czyli do Niebiańskiej Ojczyzny, w której od 15 lat był Jej mąż i wielu, wielu bliskich, którzy żyli z Bogiem. Uroczystość pogrzebowa miała miejsce 17 października br. I tym razem prowadziłem ją osobiście. Zwiastowanie, oparte na Psalmie 16,11 i II Liście Piotra 3,8-14, zatytułowałem "Spojrzenie na wieczność". Podsumowując kazanie nad otwartą mogiłą, postawiłem cztery pytania: Czym jest dla ciebie wieczność? Jak oceniasz Boże "spóźnianie się"? Czy jesteś bardziej zaangażowany w budowanie dzieł ludzkich czy przygotowanie się do wieczności? Oczekujesz na przyjście Chrystusa czy wolisz, by nadal zwlekał On ze swoim przyjściem?

Dla nas, jako zboru w Sosnowcu, nie jest zrozumiałe, dlaczego Pan w tak krótkim okresie odwołał aż troje spośród nas. Wiemy jednak, że było to Jego wolą. Wyjątkowo realnie w tej sytuacji brzmią dla nas słowa Pisma Świętego, przez które Pan zapewnia: "Pozostanę ten sam aż do waszej starości i aż do lat sędziwych będę was nosił; Ja to uczyniłem i Ja będę nosił, i Ja będę dźwigał i ratował" (Iz. 46,4). Siostra Weronika Michałowska, brat Edward Sołtysik i Piotr Hołubowski doświadczyli tego. Zachowamy o nich jak najlepszą pamięć.

HENRYK ROTHER-SACEWICZ