Słowo i Życie - strona główna
 

TRUDNE PYTANIA, NIEBANALNE ODPOWIEDZI
czyli Akademia Myśli Chrześcijańskiej

- Akademia Myśli Chrześcijańskiej jest autorskim projektem ChSA. Jego pomysł powstał prawie rok temu wraz z ideą dwusesyjności: sesja jesienna i wiosenna. Następnie to wszystko ewoluowało: tytuł, forma... aż po kształt, który chcemy jej nadać obecnie - opowiada Edyta Dróżdż, na co dzień sekretarka i asystentka w biurze Chrześcijańskiego Stowarzyszenia Akademickiego w Katowicach. Siedzimy wygodnie na miękkiej, narożnej kanapie w holu Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie. Za dużymi, oszklonymi drzwiami sali synodalnej trwa właśnie pierwsza sesja rozpoczętej przed kilkoma minutami Akademii Myśli Chrześcijańskiej. Około 20 osób (liczba ta będzie się zwiększać, by w szczytowym momencie osiągnąć ponad 40) przyjechało z różnych stron Polski do Warszawy, by w dniach 20-21 marca '98 wziąć udział w tym pierwszym w Polsce przedsięwzięciu, pomyślanym jako forum regularnej wymiany myśli studentów-chrześcijan. 

- Akademia Myśli Chrześcijańskiej jest czymś, co wychodzi poza to, co tradycyjnie nazywamy stowarzyszeniem chrześcijańskim - mówi nie bez pewnej dumy w głosie Edyta. -Projekt ten kierujemy do ludzi, którzy nie boją się myśleć, którzy zadają sobie jakieś pytania i nie pragną łatwych, banalnych odpowiedzi. Na co dzień w Kościele niektóre pytania nie padają, chociażby z racji tego, że Kościół wypełnia wiele funkcji ewangelizacyjnych i wzrostu,  brakuje czasu i ludzi do prowadzenia takiej służby. Czasem zaś społeczność jako całość nie ma po prostu potrzeby zgłębiania pewnych kwestii. Stąd Akademia: trudne pytania, niebanalne odpowiedzi. 

- Chrześcijanie praktycznie zatracili swój umysł. Rozwinęła się chrześcijańska duchowość, moralność, jakiś kodeks postępowania. Niestety, praktyka dnia codziennego pokazuje, że niezbyt dobry użytek robimy ze swojego umysłu - Mirek Pieszka, prezes ChSA, wyjaśnia powody, dla których powstała Akademia. - Po czym to widać? Ot, po naszym zachowaniu w sytuacjach kryzysowych, kiedy to my, chrześcijanie ewangeliczni, nie potrafimy zająć jasnego stanowiska wobec konkretnego problemu. Te spotkania są zatem również próbą mobilizowania do oceny tego, co się wokół nas dzieje. 

Chcemy mieć wpływ

Przyjechali z całej Polski: Krakowa, Torunia, Gliwic, Łodzi, Gdańska, Gdyni. Studenci (i nie tylko) różnych uczelni, członkowie różnych Kościołów i społeczności. Łączy ich chęć zgłębiania intelektualnych podstaw chrześcijaństwa. Niektórzy nie kryją poczucia lekceważenia i zaniedbywania sfery intelektualnej w ich społecznościach. 

- Przyczyną mojego odejścia ze zboru było właśnie to poczucie braku intelektualnego rozwoju, braku jakiejkolwiek umysłowej stymulacji. I co najgorsze, miałem wrażenie, że nikogo to tak naprawdę nie interesuje - w głosie Marcina, studenta architektury z Gliwic, słychać wyraźną nutę rozgoryczenia. - Przyjechałem tutaj, bo szukam takiego miejsca stymulacji;  ludzi, którzy myślą podobnie. I wydaje mi się, że to spotkanie jest próbą stworzenia takiej płaszczyzny wymiany myśli, powiedziałbym nawet - w pewnym sensie elitarnej. 

- Czy uważasz się za intelektualistkę? - pytam Rut, studentkę Akademii Medycznej w Łodzi. - Każdy człowiek, który studiuje na wyższej uczelni, zalicza się do tzw. elity, do inteligencji i w przyszłości będzie tworzył tę warstwę społeczną. On już został niejako wybrany, chociażby przez samą selekcję egzaminacyjną, choć to też oczywiście zależy. Są już więc jakoś szczególni. Tacy ludzie mają potem wpływ na życie kulturalne, naukowe i polityczne kraju. 

- Ale w Polsce protestanci w ogóle nie mają wpływu na to, co się dzieje w kraju - denerwuje się Marcin. - Niemalże cała elita polskiego życia umysłowego jest w jakiś sposób związana z Kościołem katolickim. Nie chodzi mi o samo tylko filozofowanie, ale raczej o możliwość wywierania wpływu. Sądzę, że to spotkanie jest kolejnym krokiem, aby tak się stało. 

- Zresztą tak naprawdę to wielu chrześcijan nie zdaje sobie sprawy z tego, jakie to jest naprawdę ważne - dodaje Rut. - To widać nawet po tym, jak my się wypowiadamy, jakim językiem operujemy, jakie przytaczamy argumenty, jakie pytania zadajemy. Brak nam po prostu doświadczenia w dyskusjach, choć może nie zawsze dzieje się tak z naszej winy. 

Tadeusz Połgensek nie jest studentem. Ma 50 lat i przyjechał z Gdyni, gdzie założył Fundację Słowo Nadziei, zajmującą się niesieniem pomocy duchowej byłym Świadkom Jehowy. Na pytanie o słabość intelektualną polskiego protestantyzmu odpowiada: - Coraz częściej obserwuję w Kościele taką tendencję myślenia sercem, a nie umysłem. Dostrzegam takie typowe kościelnictwo, wysłuchanie kazania i niedociekanie dalej, co Pismo Święte mówi. Stąd wielu chrześcijan staje się łatwym kąskiem dla różnych sekt, które są dobrze przygotowane do rozbijania wiary. 

Dzielę się tymi wątpliwościami z Mirkem Pieszką. - Właśnie dlatego powołaliśmy do życia Akademię Myśli Chrześcijańskiej - odpowiada. - Wydaje się nam, że bardzo ważne jest uczyć się zadawać pytania, uczyć się myśleć po chrześcijańsku. Chcemy po prostu pokazać, że można być człowiekiem biblijnie, świadomie wierzącym, a jednocześnie być obecnym w różnych aspektach życia publicznego, że można wywierać wpływ na to, co się wokół nas dzieje. Mamy kilka zachęcających przykładów, nawet niektórzy z nas są dziś w parlamencie. Musimy być bardziej aktywni, nie dać się w konfrontacji z otaczającym nas światem. Chcemy realizować to podstawowe przesłanie Ewangelii, zawarte w Kazaniu na górze - być światłością świata i solą ziemi. 

Dla mnie to odpoczynek

Mój wzrok przyciąga postać starszej kobiety, nieco korpulentnej, o siwych włosach i uważnym, skupionym spojrzeniu. Z uwagą notuje słowa wykładowcy. W czasie przerwy na kawę nie opuszcza swojego miejsca, zaczytana w książeczkach, mających pomóc w usystematyzowaniu  "cichego czasu", czyli codziennej społeczności z Bogiem poprzez modlitwę i czytanie Biblii. Ktoś mówi mi, że to "prawdziwa duma Kościoła Baptystycznego w Malborku". Waham się: podejść, nie podejść? Podchodzę. Pani Genowefa Modrzejewska, lat 71, szybko przełamuje moje zakłopotanie. - To co chcesz wiedzieć? - pyta. - Po co Pani tu przyjechała - mówię dość bezceremonialnie.  - Przyjechałam dlatego, że opiekuję się ludźmi starszymi. Często są chorzy, a nawet kalecy. Spotykam się z nimi, a oni mnie pytają, po co żyją. Ten nihilizm to tragedia, bo oni nie mają pokoju, nie mają pewności. A ten wykład to jest filozofia i utwierdza mnie w przekonaniu, że trzeba się oprzeć na Biblii - pokazuje książeczki dla grup domowych. - Są wspaniałe, przecież dzięki nim można prowadzić takie indywidualne spotkania z czytaniem Biblii. 

Nie boi się mówić o sobie. - Ja jestem chora. W piątym roku życia zachorowałam na gorączkę reumatyczną. Leczono mnie w szpitalu reumatologicznym w Sopocie. Lekarki uczyły się w Szwecji. I Szwedzi uczyli je, że one mają nam pomagać się uczyć, żebyśmy sobie w życiu radę mogli dać. I ja musiałam się uczyć. Ode mnie żądano tego, że mam się uczyć, żeby zapomnieć o bólu, o cierpieniu. W wieku 40 lat skończyłam studia. I dlatego ja mam już ten nawyk, żeby się uczyć. Teraz dla mnie to odpoczynek. Dlatego ta filozofia to jest dla mnie odkurzenie komórek mózgowych, to jest coś cudownego. A jak wrócę, to dalej będę się zajmować babciami - kończy ze łzami w oczach. 

Chrześcijaństwo jest prawdą 

�Społeczność L'Abri została założona przez Francisa i Edith Schaefferów w 1955 r. w Szwajcarii, gdy otworzyli drzwi swojego domu dla tych, którzy poszukiwali duchowego i intelektualnego schronienia, miejsca, gdzie można znaleźć pomoc na drodze do poznania i życia zgodnie z prawdą biblijnego chrześcijaństwa. Obecnie istnieje siedem ośrodków L'Abri, m.in. w Holandii, Stanach Zjednoczonych, Korei, Szwecji i Wielkiej Brytanii. (...) W centrum naszego nauczania tkwi przekonanie, że biblijne chrześcijaństwo jest prawdą - nie jednym z wielu sposobów na życie, alternatywą religijną czy duchowym przeżyciem, ale prawdą. (...) Z tego przekonania wynikają dwa podstawowe wnioski. Po pierwsze, wszelkie pytania należy traktować poważnie i uczciwie nad nimi dyskutować. Jeśli chrześcijaństwo jest prawdą, może stawiać czoło intelektualnym wyzwaniom i być wystawiane na próby. Dlatego podkreślamy konieczność dogłębnego poznania rzeczy i poszukiwania satysfakcjonujących odpowiedzi. Po drugie, jeżeli chrześcijaństwo jest prawdą, to ma ono znaczenie dla wszystkich sfer naszego życia, nie tylko dla wąskiej sfery religijnej. Zatem chrześcijaństwo, jako pewien światopogląd, jest ściśle związane z takimi dziedzinami życia społecznego, jak sztuka, nauka, polityka, ekonomia, psychologia itd. W każdej z nich pragniemy poszukiwać Bożej perspektywy, starając się rozwijać chrześcijańskie myślenie� - czytam w ulotce informacyjnej L'Abri. 

Z całej myśli swojej

"Nie istnieje dziś coś takiego jak umysł chrześcijański, wewnętrznie niesprzeczny, wywierający wpływ na otoczenie. Nasza myśl kościelna niczym nie różni się od myśli zsekularyzowanej, a dwudziestowieczny Kościół nie posiada żadnej intelektualnej moralności". Te ostre słowa Henry'ego Blamire'a, autora książki "Christian Mind" (1963), były jednymi z pierwszych, jakie angielski mówca, współzałożyciel i szef brytyjskiego L'Abri, Jock McGregor skierował do zaspanych jeszcze słuchaczy. Istnieje przynajmniej kilka powodów ewangelicznego antyintelektualizmu, o którym inny z pisarzy chrześcijańskich, Os Guinness, napisał, że "jest on skandalem znacznej części dzisiejszego Kościoła, tak znacznej, że stał się częścią naszej tożsamości". 

Główny problem, zdaniem McGregora, leży w sferze duchowości, a raczej w złym jej rozumieniu, które zasadza się na przekonaniu, że myślenie jest czymś złym. Rozwój intelektualny prowadzi do zastąpienia prostej wiary intelektualnymi spekulacjami, a wiedza prowadzi do pychy;  poza tym Duch Święty nie lubi pytań - argumentują zwolennicy "wiary dziecinnej i prostej". Jednak Bóg pragnie, abyśmy kochali Go nie tylko sercem i duszą, ale też "z całej myśli swojej" (Mar. 12,30). Nie chodzi więc zatem o wyrugowanie myślenia jako czynności grzesznej i chrześcijanina niegodnej, ale raczej o przywrócenie myśleniu należnej mu funkcji jako środka do głębokiego poznania Boga, natury świata, człowieczeństwa, granic ludzkiego poznania oraz otaczającego nas świata. - Rozum wspiera wiarę, daje wyjaśnienie, wiara z kolei mobilizuje rozum. Jednak w ostateczności to wiara ma pierwszeństwo w poznaniu i rozumieniu rzeczy, gdyż wykracza ona daleko poza intelekt" - mówił Jock McGregor. 

Biblijny światopogląd

Dzisiejszy świat jest ścieraniem się idei i światopoglądów. Kto tego nie rozumie, nie może skutecznie uczestniczyć w życiu publicznym, gdyż to właśnie poziom idei jest miejscem spotkania się z drugim człowiekiem. Chrześcijanin powinien być zatem przygotowany do tej konfrontacji, a to oznacza ciągły rozwój i doskonalenie biblijnego światopoglądu. Co świadczy o wiarogodności takiego światopoglądu? Przede wszystkim jego zakorzenienie w historycznym kontekście, wewnętrzna spójność, zgodność z rzeczywistością, oparcie na autorytecie Pisma, podkreślanie znaczenia jednostki - pojedynczej osoby ludzkiej i nacisk kładziony na jej osobistą relację z Bogiem, w przeciwieństwie do innych systemów religijnych i ideologii, które są redukcjonistyczne; całościowe podejście do rzeczywistości i człowieka, nierozróżnianie pomiędzy rzeczywistością duchową i świecką; świadomość nadnaturalnego wymiaru zjawisk oraz eschatologicznej perspektywy i w końcu postawienie w centrum wszelkiej myśli podstawowych dylematów moralnych człowieka, doskonale skondensowanych w Gaugainowskich pytaniach: "Skąd przyszliśmy? Kim jesteśmy? Dokąd idziemy?". 

- Na szczęście nie jesteśmy skazani na wybór pomiędzy wrogością wobec kultury a bezkrytycznym poddaniem się jej wpływom. Chrystus jawi się nam raczej jako ten, który tę kulturę osądza i przemienia poprzez aktywną w niej obecność. Kluczem do tej postawy jest odnowienie umysłu i chrześcijańskiej myśli - zakończył swoje wykłady Jock McGregor. 

Dyskusje i kolacje

Prawdziwą okazją do wymiany myśli oraz bliższego poznania się stały się dyskusje między wykładami i kolacje. - Chcieliśmy wyrwać się z konwencji konferencyjnej, gdzie przekaz następuje wyłącznie w jedną stronę: wykładowca mówi, reszta słucha, ewentualnie zadaje pytania. Dlatego postawiliśmy na dyskusje i kolacje, jako próby wytworzenia prawdziwej społeczności między ludźmi - wyjaśnia Marek Stączek, współorganizator i pracownik ChSA, odpowiedzialny za prowadzenie zajęć i dyskusji. Początkowo jednak mówił właściwie jeden z uczestników o dość wyraźnych i sprecyzowanych poglądach, co sprawiało, że pozostali nie czuli się na siłach, aby próbować polemizować z jego poglądami. - To moja wina - mówi Marek. - Wywoływałem osobę jakby dyżurną, o której wiedziałem, że ma coś ciekawego do powiedzenia, co zmonopolizowało całą dyskusję. Drugiego dnia było już lepiej. 

Rozmowom przy kolacji sprzyjała doskonała atmosfera, wyczarowana głównie za sprawą świeczek i szwedzkiego stołu. Była to też okazja do wejrzenia nieco w "kuchnię" przygotowań do Akademii. - To wszystko niestety kosztuje - opowiada Edyta Dróżdż - tym bardziej, że dowiedzieliśmy się, iż nasi mówcy nie są w stanie przyjechać na własny koszt ani ich organizacje nie są w stanie sfinansować ich podróży do Polski. Zwróciliśmy się więc z prośbą o sponsorowanie naszej Akademii do osób prywatnych i właścicieli firm, nawet firmy przetwórstwa mięsnego, a także byłych członków ChSA, którzy czują się z nami związani i chcą wspomagać finansowo nasze projekty. 

Filozofia to podstawa

- Ogólnie jestem bardzo zachęcony - podsumowuje Akademię Marek Kmieć, pastor baptystyczny i redaktor pisma "Reformacja w Polsce". - Szczególnie cenię sobie kontakty międzyludzkie. Dla mnie osobiście to najwyższa wartość i bardzo się cieszę, że mogłem się spotkać z ludźmi, tym bardziej, że byli tu przedstawiciele każdego większego Kościoła protestanckiego w Polsce. Jesteśmy przyszłością tego kraju. Chodzi o to, żeby się wyostrzać wzajemnie, uczyć się od siebie i budować prawdziwe zaufanie. 

- Moje podsumowanie jest pełne entuzjazmu i pozytywne - mówi Aśka z Lublina - bo niezależnie od moich oczekiwań widzę ogromną potrzebę głębszego zrozumienia Bożej woli dla dzisiejszego Kościoła. Herezje i błędy w postawie Kościoła i jednostek rodzą się właśnie z braku podstawowych założeń. Założenia, filozofia to podstawa - dodaje. 

Marzyć dużymi marzeniami

- I co dalej? - pytam Mirka Pieszkę. - Na jesień planujemy rozmawiać o twórczości C. S. Lewisa, jego przesłaniu i myśli zawartej w jego książkach. W tym roku wypada właśnie 100. rocznica urodzin tego pisarza. Wszystko wskazuje na to, że uda się nam zaprosić wybitnego znawcę jego twórczości. 

A jak ocenia pierwszą sesję? - Myślę, że jak na początek to w porządku, choć nie ukrywam, że byłoby miło, gdyby było kilkadziesiąt lub kilkaset ludzi. Musimy tak myśleć, działać odważnie i marzyć dużymi marzeniami, bo wierzymy, że Bóg się przyznaje do takich marzeń. Zresztą mamy takiego Boga, który - myślę - daje nam prawo mieć wielkie marzenia. Ale z pewnością warto takie imprezy organizować nawet dla kilku osób. Liczy się przecież jakość, nie ilość - kończy z uśmiechem. 

RAFAŁ PIEKARSKI
Autor jest studentem III roku Wydziału Lingwistyki Stosowanej Uniwersytetu Warszawskiego (red.)

Copyright © Słowo i Życie 1998
Słowo i Życie - nr lato 1998