Listy do redakcjiJestem raczej stałą czytelniczką "Słowa i Życia". Piszę, gdyż to co czytam, staram się przeanalizować i jeżeli coś jest pouczające i mądre, próbuję z tym żyć na co dzień. Tak też było, kiedy przeczytałam Twój, Bracie, "wstępniak" do nru 10-12/97. Chodziło o powołanie na stanowisko premiera prof. Buzka. Prosiłeś nas, czytelników, o modlitwy za naszymi przywódcami państwowymi. Mamy teraz początek maja, a więc minęło 4 miesiące naszych modlitw za premierem-ewangelikiem. Dla mnie był to koszmarny okres. Kiedy tylko pojawiał się nasz premier w telewizji w otoczeniu purpuratów, pod figurami bałwanów, które mają oczy, a nie widzą, mają uszy, a nie słyszą; protestant, który nie protestuje, lecz przynosi hańbę nam - wspominałam sobie Twój artykuł. Jeżeli nasze modlitwy pomogły komuś, to myślę, że tym zdrowo myślącym, którzy naprawdę poznali, czy ewangelik-protestant jest sługą Bożym, postawionym w katolickim kraju na stanowisku premiera. Jeżeli to wszystko, co ten człowiek wyprawia jako premier-protestant, jest według Ciebie w porządku, to po co myśmy wychodzili z Kościoła katolickiego?! Myślę, że zbory Chrystusowe nie czczą obrazów, ani innych podobizn (II Moj. 20, 2-6). Ostatnio był pokazany premier na pielgrzymce z parlamentarzystami (ale nie jestem pewna z kim) i kamera najechała na niego, kiedy robił znak krzyża, żegnał się. Hańba i wstyd. I komentarz dziennikarza (to było w TVN), że nasz premier nie jest katolikiem, tylko ewangelikiem. Jeżeli wszystko zło, jakie jest w naszym rządzie, firmuje premier-ewangelik to szatanowi udało się zhańbić do reszty wszystkich protestantów. (...) Myślę, że w najbliższych numerach odniesiesz się, Bracie, do tego, co pisałeś w 10-12/97. My, czytelnicy, a poniekąd "owce", którym przewodzisz, oczekujemy słów wyjaśnienia. Jesteś nam to winien! Z chrześcijańskim pozdrowieniem
Odpowiedź redakcji Pisząc wspomniany "wstępniak" chciałem pobudzić Czytelników do refleksji nad własnymi przekonaniami i przy okazji zachęcić do modlitwy o nasz kraj i przywódców tych Czytelników, którzy są świadomi, jaki w Polsce panuje rozziew pomiędzy przekonaniami właśnie a rzeczywistością. Pan Jezus raczej nie komentował bieżących wydarzeń. Często natomiast wykorzystywał znane ludziom okoliczności i bieżące wydarzenia do zilustrowania głębszej myśli, którą chciał przekazać. Czynił to w sposób niedościgniony. Czyż nie powinniśmy naśladować Jednego Pasterza? Przykłady, których użyłem, narzucały się same. Powołanie ewangelika na stanowisko premiera w katolickim kraju jawiło się jako przejaw polskiej tolerancji o wadze symbolu. Wypowiedź ks. Jankowskiego nie tylko tolerancji przeczyła, ale pokazywała również, czego nie powinno być w homilii, czyli kazaniu. Przypomnę: odnotowując wagę symbolu zauważyłem, że poprzestawanie na symbolach nie wystarczy. Istotnie, nie wystarczą symbole tolerancji, symbole patriotyzmu, symbole uczciwości i prawości, symbole wiary. Same symbole mogą mieć wartość symboliczną jak złotówka czy grosz. Zajmowanie stanowisk publicznych wiąże się z obowiązkami bywania w miejscach i pośród ludzi, gdzie prywatnie bywać nie tylko nie chcemy, ale i nie musimy. Jeśli więc publikatory pokazują osoby oficjalne w okolicznościach budzących nasze wątpliwości, pamiętajmy, że taki jest ich obowiązek, to jest ich praca. Nie jest wszakże bez znaczenia, jak się wtedy zachowują. Zachowanie w okolicznościach, gdy publiczny obowiązek stawia wymagania niezgodne z własnym sumieniem i przekonaniami, jest miarą niezłomności charakteru i odwagi. Godne zachowanie w takich okolicznościach wcale nie jest niemożliwe. Przykłady postaci biblijnych: Józefa zarządzającego Egiptem, królowej Estery, Daniela, Szadracha, Meszacha i Abed-Nego, Nehemiasza i innych wskazują, że nawet w wyjątkowo trudnych okolicznościach można pozostać wiernym Bogu, a urząd nie tylko nie musi przy tym stracić, ale może wiele zyskać. Wspomnianej w liście relacji z pielgrzymki nie oglądałem. Ci, co ją widzieli, powinni odpowiedzieć sobie na pytanie: Czy premier, wystawiony na publiczną próbę, pozostał wierny przekonaniom ewangelika czy też nie? Taka odpowiedź jest ważna. Bo jeśli mamy się modlić o naszych przywódców, powinniśmy też wiedzieć, o co się modlić. Zachęcając do modlitwy, nie wskazywałem tylko na premiera i rząd, ale również na takich przywódców jak ks. Jankowski. Aby jednak modlić się zgodnie z Bożą wolą, a tylko takie modlitwy są wysłuchiwane, powinniśmy pilnie przyglądać się wydarzeniom, wsłuchiwać się w głos Ducha Świętego i modlić się zgodnie z tym, co On nam podpowiada. Z pewnością Pan Bóg oczekuje od nas modlitwy o to, "aby wszyscy ludzie byli zbawieni i doszli do poznania prawdy" (I Tym. 2,1-4). Ten list skłonił mnie do refleksji nad pojęciem tolerancji. Ostatnio lansuje się relatywistyczny model tolerancji - zrównanie wartości wszystkich religii, idei i poglądów: Ty wierzysz tak, a ja tak, co nam nie przeszkadza pozostawać przyjaciółmi i wzajemnie uczestniczyć w obrzędach swoich religii. Ale biblijnie wierzący chrześcijanin na taki model tolerancji nie może przystać. O ile to możliwe, powinniśmy żyć w zgodzie i przyjaźni z każdym. Możemy towarzyszyć naszym bliskim w ich ceremoniach religijnych, jak śluby, pogrzeby czy inne ważne dla nich uroczystości. Jest to wyraz naszej przyjaźni lub naszego współczucia. Jednak udział we wszystkich obrzędach może prowadzić do kolizji z przekonaniami. O ile bowiem wszyscy ludzie są równi, niezależnie od rasy, narodowości czy religii, to jedynie Bóg Stwórca jest Bogiem i tylko do Niego należy się modlić, Jemu składać cześć i dziękczynienie. Jest tylko jeden Bóg - Bóg objawiony w Biblii: Bóg Żydów i chrześcijan, a czczenie kogokolwiek lub czegokolwiek innego jest dla Niego obrzydliwością, grzechem bałwochwalstwa. Biblijnie wierzący nie może bezkrytycznie uczestniczyć we wszelkich ceremoniałach i obrzędach, a brak zgody na uczestniczenie we wspólnej modlitwie przed jakimkolwiek obrazem, figurą czy bóstwem lub też np. z muzułmanami, buddystami czy wyznawcami innych religii nie wynika z pychy, ale z wierności nie tyle własnym przekonaniom, co samemu Bogu. Z zasady równości ludzi wynika konieczność zagwarantowania przez państwo równego dostępu do wszelkich wolności, praw i przywilejów. Prawo nie może dopuszczać dyskryminowania kogokolwiek. To nie większość wedle własnego uznania udziela praw mniejszości, ale prawa te przyznaje się zgodnie z zasadą równości obywateli, a mniejszość korzysta z obrony swoich interesów z mocy prawa. Równouprawnienie obywateli wymaga też takiego ustanawiania ceremoniału uroczystości państwowych, by niczyje uczucia religijne nie były ranione. Po roku 1989 w naszych uroczystościach państwowych dominuje liturgia rzymskokatolicka. Każdy, kto nie chce lub nie może się jej podporządkować, czuje się jak na cenzurowanym. Premier-ewangelik ma niepowtarzalną szansę wypracowania takiej formuły uroczystości państwowych, by uczucia religijne uczestników nie były ranione. Taka okazja może się przez lata nie powtórzyć. Wyważone wypowiedzi wielu hierarchów Kościoła katolickiego wskazują, że są skłonni do budowania poprawnych relacji z niekatolikami. Zatem wydaje się możliwe przystosowanie do potrzeb niekatolików ceremoniału uroczystości państwowych. Koalicyjnego premiera-ewangelika trudno byłoby posądzać o to, że odmawiając oddania hołdu obrazowi czy figurze, lekceważy większość naszego narodu czy nie respektuje kolegów z rządu lub koalicji. Dla ewangelika to prosty akt wierności Bogu. Szanownej Czytelniczce dziękuję za list. Mam nadzieję, że choć w części wytłumaczyłem się z moich przekonań, iż refleksja nad własnymi stereotypami skłania nas do większej otwartości wobec innych ludzi, nawet gdy - naszym zdaniem - błądzą. Pozwala nam również modlić się o każdego, zwłaszcza "o królow i wszystkich przełożonych, abyśmy ciche i spokojne życie wiedli we wszelkiej pobożności i uczciwości" (I Tym. 2, 1-4). I nie do nas należy osąd, komu i na ile nasze modlitwy są pomocne. BRONISŁAW HURY
Copyright
© Słowo
i Życie 1998
|