Grzegorz
Gołoś
Ludzie
bez domu
Pozwólcie, że
opowiem wam pewną
historię. Historię o
spotkaniach
niezwykłych,
choć tak naprawdę
całkiem zwyczajnych.
Historię o ludziach,
którzy żyją na ulicy.
Bez domu, bez rodziny,
bez pracy, bez
perspektyw na
przyszłość… To krótka
osobista refleksja o
osobach, które raczej
mijamy z daleka, z
którymi często nie
chcemy
mieć nic wspólnego,
które są nam
przeważnie całkowicie
obojętne, bo w końcu
przecież i wygląd, i
zachowanie, i zapach
nie ten. Poznałem
kilkoro z nich.
Modliliśmy się
wspólnie.
Rozmawialiśmy chwilę.
Usłyszałem o życiu
złamanym. O upadku na
samo dno.
Przemek (na
oko po
pięćdziesiątce) ze
łzami w oczach mówił,
że „to nie tak
miało być, naprawdę
nie tak”. Miał
marzenia. Chciał
normalnie
żyć. Coś jednak nie
wyszło. Sprawy
potoczyły się w złym
kierunku. Jest
uzależniony od
alkoholu. Nie ma
swojego miejsca na
świecie. Dziś pcha
przed sobą tylko stary
dziecięcy wózek, w
którym mieści się cały
jego życiowy dobytek.
Ale wciąż gdzieś
głęboko w sercu ma
nadzieję, że zmiana
jest możliwa. I ja w
to
wierzę!
Magda (na oko
przed
trzydziestką) ze
smutkiem opowiadała,
jak niedawno na jej
oczach
zmarła koleżanka,
która wcześniej
straciła syna i
ukochanego
mężczyznę. Gdy to
mówiła, ręce jej
drżały. Dziś brakuje
jej
pokoju w sercu i nie
umie się pogodzić ze
śmiercią bliskiej
osoby. Boryka się z
wielkimi problemami
emocjonalnymi, co
widać
gołym okiem. Ale wciąż
gdzieś głęboko w sercu
ma nadzieję, że
może żyć inaczej. I ja
w to wierzę!
Andrzej i
Włodek (na
oko po pięćdziesiątce)
- bracia. Obaj bez
domu. Obaj bez
rodziny.
Obaj podpici. Życie im
się nie ułożyło,
głównie przez alkohol,
który stał się
nieodłącznym elementem
ich każdego dnia.
Dryfują
przez życie bez celu.
Sami nie umieją się
już podźwignąć,
chociaż mówią, że
bardzo by chcieli. Ale
Andrzej i Włodek wciąż
gdzieś głęboko w sercu
mają nadzieję, że w
końcu odnajdą
sens. I ja w to
wierzę!
Jadwiga (na
oko po
sześćdziesiątce).
Schludnie ubrana. Pali
papierosa. Pogubiona.
Żyje na ulicy. Ktoś
ukradł jej torebkę, w
której trzymała swoje
najcenniejsze
drobiazgi. Jej
największym marzeniem
jest znaleźć
pracę i wynająć sobie
mały ciepły kąt do
życia. Próbowała
wielokrotnie, na razie
bezskutecznie. Ale
wciąż gdzieś głęboko w
sercu ma nadzieję, że
jej marzenia się
spełnią. I ja w to
wierzę!
Wszyscy oni
przyszli w
sobotnie popołudnie na
Plac Zamkowy w
Lublinie, gdzie ekipa
Kościoła
Ulicznego „Hosanna",
przy dobrym słowie i
muzyce (dzięki
Marek
Charis,
Tomek
Żółtko,
Grzegorz
Kloc,
Ania
Świątczak,
Marian, Mirek),
rozdaje
potrzebującym ciepłe
posiłki, kanapki,
gorące napoje…
Przyszli przede
wszystkim zaspokoić
głód, ale
otrzymali coś
więcej. Usłyszeli,
że z Bogiem każda
zmiana jest
możliwa. I ja w to
wierzę!
Ludzkie
historie. Ludzkie
dramaty. Ludzkie
pragnienia skrywane w
głębi
serca. Czy nie nazbyt
często przechodzimy
wobec nich obojętnie?
Czy
czasem nie nazbyt
często nie słyszymy
już cichego wołania o
pomoc
gdzieś obok nas? Czy
czasem zbyt często nie
doceniamy tego, co
mamy? Pomyślmy o tym,
choć przez chwilę…
Do
niedawna bezimienni,
dziś: Przemek, Magda,
Andrzej, Włodek i
Jadwiga. Ludzie,
którzy się pogubili i
sami nie potrafią
znaleźć
właściwej drogi. Dziś
zepchnięci na
całkowity margines,
jutro -
dzięki Bogu - mogą żyć
pełnią życia. I ja w
to wierzę. ■
Copyright
©
Słowo i Życie 2017