Bartosz
Sokół
Wieczne
Słowo
w zwyczajnym ciele
Trudno uniknąć
wrażenia, że
wkroczyliśmy w
fazę poszukiwania
duchowych wartości
w
rzeczach
nadzwyczajnych i
bez końca
unowocześniających
się form.
Chcemy,
aby Słowo
przychodziło do
nas bezpośrednio,
bez
oblekającego go
ciała struktur,
doktryn, tradycji
i zasad.
Czy nie
jest przypadkiem
tak, że w pogoni
za świeżym i
bezpośrednim
Słowem,
depczemy
ciało, które miało
Je nam przynieść?
Odrzucenie
tradycyjnego
modelu
chrześcijaństwa,
wraz z powagą
formy,
wzniosłością
doktryny i
szacunkiem do
przeszłości,
jest nie
tyle krokiem w
kierunku prostoty
Słowa, co
wkroczeniem na
ślepe uliczki
imitacji.
Przed
nami kolejne Święta
Bożego Narodzenia. To
właśnie teraz
świętować będziemy
wielką transformację
Bożego Słowa w
ludzkie ciało. Jak
wiele pozostało w nas
jednak z tej duchowej
rzeczywistości, w
której niewyobrażalna
wspaniałość
zamieszkuje
w przeciętnym ciele
zwyczajnego chłopca?
Słowo
objawione, ale i
ukryte w ciele
Trudno oprzeć się
wrażeniu, że
chrześcijaństwo utkane
jest troskliwe właśnie
z tej zasady - chwały
objawionej, ale i
ukrytej w
zwyczajności. Nasz Pan
i Mistrz nie narzucał
się zmysłom jako
niepodważalna
rzeczywistość, wobec
której zastrzeżenia
składać mógłby
wyłącznie niespełna
rozumu człowiek. Nie.
Jezus był
nieoczywistym
Mesjaszem. Liczne cuda
budziły z pewnością
nie tylko wiarę, ale i
wątpliwości. Próbowano
zrozumieć, dlaczego
tak potężny Mesjasz
nie otworzył
wszystkich świeżych
grobowców w
sąsiedztwie grobu
Łazarza, albo też
wszystkich grobowców w
Izraelu? Dlaczego nie
uzdrowił wszystkich
chorych nad sadzawką
Betesda, skoro
przywrócił zdrowie tak
wielu innym? Dlaczego
nie sprawił, by
jedzenie w sposób
cudowny rozmnażało się
na stołach
potrzebujących
Izraelitów, skoro z
taką łatwością karmił
tłumy? Dlaczego nie
poprowadził militarnej
ekspansji na obozy
znienawidzonych
okupantów, wspomagając
powstańczą armię
swoimi cudownymi
zdolnościami? Dlaczego
nie odbudowywał
Królestwa Dawida,
tworząc zamiast tego
wirujące spirale
narodowego
zamieszania?
Czytając Ewangelie,
widzimy Chrystusa,
który czyni
wystarczająco wiele
znaków i cudów, aby
można było dostrzec w
Nim Mesjasza, jednak
wystarczająco
niewiele, aby nie
rozwiać wszystkich
wątpliwości i nie
zamknąć definitywnie
przestrzeni dla wiary.
Jezus był Mesjaszem
nieoczywistym. Słowo
zostało objawione w
ciele, ale i w ciele
zostało ukryte. Ukryte
przed spojrzeniem
innym niż spojrzenie
wiary. Ukryte przed
wzrokiem ciekawskich
poszukiwaczy sensacji
i konsumentów łatwych
odpowiedzi.
Nazaret
przysłaniający
Wieczność
Bóg w Betlejem objawił
Słowo, ale i w
Betlejem je ukrył.
Uczynił je raczej
skarbem zakopanym pod
ziemią zwyczajności,
niż ogromnym klejnotem
rosnącym na
przydrożnych drzewach
cudownych wydarzeń.
Okoliczności
towarzyszące
narodzinom Chrystusa z
pewnością trudno uznać
za nadnaturalny snop
światła, dany
wszystkim mieszkańcom
ówczesnego Izraela.
Aniołowie pojawili się
na łąkach wśród
gromadki pasterzy, a
nie w centrum
Jerozolimy, pośród
pielgrzymujących
tłumów. Bóg
uwierzytelnił swoje
Słowo przez gwiazdę i
mędrców ze Wschodu,
ale nie przywiódł do
drzwi stajenki karawan
dostojników,
tworzących długą i
budzącą sensację
kolejkę do nowo
narodzonego Króla.
Wszystko to w
zastanawiająco łagodny
sposób mogło w
powszechnym mniemaniu
spływać do szerokiej
rzeki akceptowalnych
przypadków i losowych
zdarzeń. Gdy Bóg
Ojciec odpowiedział
publicznie na modlitwę
Syna słowami:
„uwielbiłem i jeszcze
uwielbię” - jedni
usłyszeli
przemawiającego
anioła, inni natomiast
grzmoty. Mesjasz
pozostał nieoczywisty.
Pozostał nieoczywisty
również wtedy, gdy w
całym kraju opowiadano
o licznych
uzdrowieniach.
Ostatecznie, dla
zdecydowanej
większości ludzi były
to tylko opowieści z
drugiej, trzeciej lub
czwartej ręki, podobne
do innych ulicznych
wieści. Wieczne Boże
Słowo, pełne łaski i
prawdy, objawiło się
światu w wystarczająco
nieoczywisty sposób,
aby pytać: „Czy to nie
jest ów cieśla, syn
Marii, i brat Jakuba,
i Jozesa, i Judy, i
Szymona? A Jego
siostry, czyż nie ma
ich tutaj u nas?” (Mk
6:3).
Słowo zostało odkryte
przed światem, lecz i
przed światem ukryte w
ziemskim
pokrewieństwie i
miejscu dorastania. To
pochodzące z
Wieczności Słowo
przyjęte zostało przez
stworzenie cynicznym:
„Czy z Nazaretu może
być coś dobrego?” (J
1:46). Tak, w bogatej
historii ludzkich
spotkań z Bożym
Słowem, Nazaret często
przysłaniał Wieczność.
A przecież mogło być
inaczej. Chrystus mógł
zstąpić publicznie z
krzyża, jak chcieli
przeciwnicy, a tym
samym położyć na stole
ówczesnych wydarzeń
niepodważalny dowód.
Mógł zmartwychwstać i
ponownie wjechać do
Jerozolimy na osiołku,
wśród mdlejących z
zachwytu naśladowców.
Mógł objawić się w
Sanhedrynie i na zamku
Piłata, mógł wskrzesić
wraz z sobą
ukrzyżowanych łotrów i
zgromadzić olbrzymi
tłum oddanych
czcicieli. Mógł
zburzyć jerozolimską
świątynię i w trzy dni
ją odbudować. Mógł.
Ale wybrał inny model
budowania Kościoła -
ciche, niepubliczne
wizyty wśród garstki
wybranych uczniów.
Jezus Chrystus
wyznaczył Kościołowi
wąską ścieżkę
nieoczywistości i
wyzwań wiary, zamiast
przestronnej
autostrady
niepodważalnych
dowodów.
Puszczając Słowo
mimo uszu
Można było mieszkać w
gospodzie i nie
wiedzieć, że w
przydomowej stajence
narodził się Król
Chwały. Można było
sprzedawać osiołka
Józefowi i nie
wiedzieć, że zasiądzie
na nim narodzony
Zbawiciel Świata.
Można było mieszkać
obok Jezusa w
Nazarecie, wspólnie
uczyć się Pism i nie
podejrzewać nawet, że
w ciele tego młodego
chłopca zamieszkało
Słowo, przemawiające
przez Pisma. Można
było słuchać licznych
kazań, barwnych
porównań, oglądać
widzących ślepców i
chodzących chromych, a
później krzyczeć
„ukrzyżuj Go”, aż do
utraty tchu. Można
było gorszyć się synem
Marii, gorszyć się
Nazaretem, gorszyć się
ucieczką przed
obwołaniem królem,
gorszyć się twardą
mową, a wreszcie -
gorszyć się
zwyczajnością
człowieka o tak
nadzwyczajnych
aspiracjach. Można
było puścić mimo uszu
Słowo, widząc
zwyczajność
krzyżowanego ciała.
Piękno
nieoczywistego Słowa
Wszystko to mówi mi o
mojej chrześcijańskiej
wierze więcej, niż
czasami chciałbym
usłyszeć. Mówi, że
miejscem, w którym
powinienem wypatrywać
Słowa jest nie tylko
rzeczywistość
cudownych wydarzeń,
ale i codzienna
zwyczajność
chrześcijaństwa. W
życiu rodzinnym, w
formułach chwalebnych
doktryn, w
systematycznym życiu
kościelnym, w
codziennych wyborach
wiary, modlitewnych
uniesieniach i
rozczarowaniach - we
wszystkim kryje się
niepojęta zasada
Wcielenia. Wcielenia
wiecznego Słowa w
przemijające formy
codziennego życia
wierzącego
chrześcijanina.
Myślę, że chorujemy
dziś na nieumiejętność
cieszenia się Słowem
nieoczywistym, ukrytym
w pięknie
powtarzalnych gestów,
modlitw, słów i
zachowań. Nie
potrafimy wejrzeć
wystarczająco głęboko
w naturę
rzeczywistości, aby
pozwolić Słowu przebić
się do naszego umysłu
przez zwyczajność
oblekającego Go ciała.
Wskazujemy wciąż, jak
Natanael, że przecież
z Nazaretu nie może
być nic dobrego.
Gorszymy się
znajomością
pochodzenia stojącego
przed nami ciała,
myśląc, że skoro znamy
„Marię i braci owego
cieśli”, to nie może
być mowy o kryjącej
się w nim Tajemnicy.
Jednak Tajemnica
zawsze tkwi głębiej
niż sięga nasz
rozproszony wzrok.
Zwykle tańczy radośnie
pod grubą warstwą
otaczających ją
oczywistości. Kościół
Jezusa Chrystusa może
być wyjaśniany
socjologicznie,
historycznie,
psychologicznie lub
geopolitycznie, ale
spojrzenie wiary
zawsze sięgnie poza
oczywistość
przyziemnych
uwarunkowań. Poza
zasłoną materialnych
związków
przyczynowych, poza
trafnym skądinąd
językiem ziemskiej
codzienności, poza
„cieślą, Marią i
braćmi” - gdzieś na
odległym terytorium
uprawnionej wiary
zamieszkuje cudowna
rzeczywistość Bożego
Słowa.
Oszustwo
Słowa bez ciała
Trudno uniknąć wrażenia,
że wkroczyliśmy w fazę
poszukiwania duchowych
wartości w rzeczach
nadzwyczajnych - w
świętych śmiechach i
namaszczonych
turlaniach, w
niekończących się
litaniach proroctw i
niestrudzonym
„wydłużaniu kolejnych
nóg”, w gęstej (masowej)
atmosferze koncertowych
uwielbień i bez końca
unowocześniających się
form. Chcemy, aby Słowo
przychodziło do nas
bezpośrednio, bez
oblekającego go ciała
struktur, doktryn,
tradycji i zasad.
Wszystko to jawi się
jako zbyt nudne,
nieduchowe, religijne,
sztampowe i mechaniczne,
radykalnie odmienne od
dynamiki i cudowności
Wiecznego Słowa. To
zwyczajne, pospolite
ciało - do złudzenia
przypominające inne
ciała - znów wydaje się
być zbyt nijakim i
powtarzalnym, aby chować
w głębi siebie
niepowtarzalne Słowo.
Jednak Bóg nie działa w
świecie inaczej jak
poprzez Słowo wcielone i
to właśnie dlatego wiara
jest jedynym adresem,
pod którym można Go
zastać po tej stronie
wieczności.
Czy w czasach
sensacyjnych nagłówków,
masowo produkowanych
cudów i telewizyjnych
supergwiazd, pozostaje w
nas cokolwiek, co zdolne
jest uchwycić i odbijać
duchową zasadę
Wcielenia? Czy nie jest
przypadkiem tak, że w
pogoni za świeżym i
bezpośrednim Słowem,
depczemy ciało, które
miało Je nam przynieść?
Odrzucenie tradycyjnego
modelu chrześcijaństwa,
wraz z powagą formy,
wzniosłością doktryny i
szacunkiem do
przeszłości, jest nie
tyle zbawczym krokiem w
kierunku prostoty Słowa,
co zgubnym wkroczeniem
na ślepe uliczki
imitacji. Obawiam się,
że nieoczywisty Chrystus
znów może zostać
pominięty na liście
bestsellerowych zjawisk
współczesnego
chrześcijaństwa, a
pierwsze zwiastuny
takiego
niebezpieczeństwa
dostrzegam całkiem
niedaleko, bo we własnym
sercu.
Innego
chrześcijaństwa
nie będzie
Jednak -
parafrazując klasyka
- innego
chrześcijaństwa nie
będzie. Zostało nam
dane właśnie jako
kruche ciało i tylko
w nim - i przez nie
- jest dla nas
dostępne. Stoi przed
nami jak gliniane
naczynie, kryjące w
sobie niezniszczalny
skarb. Słowo
nieoczywiste,
rzucające wyzwanie
wiary, wzywa
jednocześnie do
pokory, cierpliwości
i wytrwałości.
Wszelkim rajom na
ziemi, sprzedawcom
„oczywistego
Chrystusa”, wiarom
bez potrzeby wiary i
kaznodziejom Słowa
bez ciała, należy
odebrać monopol na
„prawdziwe
chrześcijaństwo”. Bo
i ono może kryć się
zupełnie nie tam,
gdzie moglibyśmy się
tego spodziewać - w
pogardzanym
Nazarecie lub w
zwyczajnym domostwie
mieszkającej w
pobliżu Marii.
Niech tegoroczne
Święta Bożego
Narodzenia skłonią
nas do refleksji nad
relacją pomiędzy
Słowem i ciałem.
Niech zwyczajność
nie będzie ciemną
kotarą, oddzielającą
nas od
rzeczywistości
Wiecznego Słowa, ale
raczej oknem, przez
które wyglądają
codziennie
stęsknione oczy
wiary.
Tekst
był pierwotnie
publikowany na
http://nalezecdojezusa.pl/.
Wykorzystano za
pozwoleniem. Tytuł
od redakcji SiŻ.■
Copyright
©
Słowo i Życie 2016
|
|
|