numer
4/2016
|
Bartosz
Sokół
Święta
Bożego
Narodzenia -
pogaństwo przemycone
czy zwyciężone?
Święta
Bożego Narodzenia w
wielu środowiskach
tzw. biblijnie
wierzących
chrześcijan stanowią
przedmiot
niekończących się
kontrowersji.
Wskazuje się
niekiedy, iż
chrześcijanin
pragnący żyć według
wskazań Pisma
Świętego nie
powinien mieć z tym
pogańskim
obyczajem nic
wspólnego. Czy
rzeczywiście
wierność Pismu
Świętemu
prowadzić powinna do
zupełnego zerwania z
bożonarodzeniową
tradycją? Wydaje mi
się, że taki wniosek
byłby co najmniej
pochopny.
Niewątpliwie szereg
tradycji
świątecznych,
szczególnie
w wydaniu przesądnej
pobożności ludowej,
w sposób oczywisty
nie
przystaje do powagi
i charakteru
Ewangelii, a
panoszący się
konsumpcjonizm
wynosi na piedestał
to, co powinno
pełnić wyłącznie
służebną rolę. Z
drugiej strony, czy
nie wylewamy dziecka
z
kąpielą, negując
ideę Świąt Bożego
Narodzenia przy
okazji -
słusznego skądinąd -
protestu przeciwko
zawłaszczaniu osoby
i
dzieła Chrystusa
przez
antychrystusowe
wartości (obżarstwo,
nieumiarkowanie,
chciwość, itp.)?
Wielokrotnie
czułem
się głęboko
zasmucony, widząc
chrześcijan, którzy
z
gorliwością wartą
lepszej sprawy,
odżegnywali się z
pasją od
jakichkolwiek
skojarzeń ze
Świętami Bożego
Narodzenia,
sprowadzając
świąteczną
ewangelizację do
przedstawiania
światu
zawiłych wyjaśnień
na temat tego,
dlaczego ludzie
kochający
Chrystusa nie
powinni świętować
Jego narodzin. Co
więcej,
uważając przy tym
chrześcijan
obchodzących Święta
Bożego
Narodzenia za
zeświecczonych,
flirtujących z
pogaństwem i
uległych
bezbożnemu duchowi
świata. Spróbuję
sprzeciwić się
takiej
narracji. Nie
zamierzam nakłaniać
nikogo do hucznego,
tradycyjnego
obchodzenia Świąt
Bożego Narodzenia,
raczej zaapelować,
by
zamiast z nimi
walczyć, wykorzystać
je do proklamowania
chwały
Chrystusa. Nie będę
odnosił się do
poszczególnych form
obchodzenia Świąt,
dotykając wyłącznie
samej zasadności ich
istnienia poprzez
analizę argumentów
przeciwników Świąt
Bożego
Narodzenia oraz
związanej z nimi
refleksji.
Biblia
milczy na temat
obchodzenia Świąt
Bożego Narodzenia
Ten
argument jest bodaj
najbardziej
rozpowszechniony.
Nie sposób jednak
nie zauważyć, że
jest nie tylko
niespójny, ale i -
paradoksalnie
- nieugruntowany na
Piśmie Świętym.
Faktem jest, że
autorzy
biblijni nie
opowiadają się za
obchodzenia Świąt
Bożego
Narodzenia, za
kluczowe należy
uznać jednak, że nie
wypowiadają
się również
przeciwko nim.
Chrześcijanie nie
zostali zobligowani
do uznawania
wyłącznie tych prawd
i form ich
wyrażania, które
znajdują się
bezpośrednio w
Piśmie Świętym.
Zostali obligowani
do tego, aby nie
przyjmować niczego,
co pozostawałoby w
sprzeczności z
nauczaniem Pisma
Świętego. Zwyczaje i
tradycje
pozabiblijne obecne
są w praktyce
każdego Kościoła,
wyrażając
docelowo niezmienne
prawdy wiary. Można
byłoby więc podważyć
skutecznie zasadność
obchodzenia Świąt
Bożego Narodzenia
wyłącznie wtedy,
jeśli wykazano by
ich antychrystusowy
i
antyapostolski
charakter. Sam fakt
milczenia Pisma
Świętego
pozostaje tu bez
znaczenia. Każdy
chrześcijanin w
praktykowaniu
swojej wiary czyni
rzeczy, których nie
ma w Biblii i
których nie
praktykował wczesny
Kościół. Pismo
Święte nie zawiera
przecież
informacji o
budowaniu lub
wynajmowaniu
budynków
kościelnych, a
mimo to jest to
standard w życiu
lokalnej
społeczności. We
wczesnym Kościele
nie organizowano
konferencji
młodzieżowych (a
przynajmniej Pismo
Święte na ten temat
milczy), natomiast
ich
współczesna
zasadność wyłącznie
sporadycznie - o ile
w ogóle -
staje się
przedmiotem
jakichkolwiek
rozważań.
Konkludując,
milczenie Pisma
Świętego może
oznaczać zarówno
sprzeciw, jak i
aprobatę. Wszystko
zależy od tego, czy
dane zjawisko
pozostaje w
zgodzie z
apostolskim
nauczaniem.
Pogański
rodowód
Zarzuca
się, że Święta
Bożego Narodzenia
mają pogański
rodowód, gdyż
25
grudnia świętowano
pierwotnie narodziny
bóstw
Niezwyciężonego
Słońca i Mitry
(ponadto, wątpliwym
jest, aby Chrystus
rzeczywiście
narodził się 25
grudnia). Że to
święto to zostało
pomyślane
jako ustępstwo wobec
pogaństwa i sposób
na pielęgnowanie
dotychczasowych jego
zwyczajów, ubranych
jedynie w szaty
chrześcijaństwa. Aby
zrozumieć wątpliwą
zasadność tego
argumentu, wyobraźmy
sobie bitwę o Berlin
w 1945 roku. Kiedy
rozlegają się
ostatnie strzały, a
dookoła wybuchają
pociski,
radzieccy żołnierzy
zdejmują z
najwyższych gmachów
dumnego
miasta hitlerowskie
flagi. Nie
poprzestają jednak
na symbolicznym
zerwaniu
znienawidzonych
sztandarów, lecz w
ich miejsce wieszają
własne. To nie
zerwane nazistowskie
flagi pojawiły się
następnego
dnia na fotografiach
we wszystkich
gazetach i obiegły
cały świat,
ale właśnie
powiewająca
radziecka flaga nad
gruzami Berlina.
Flaga
- sama w sobie -
jest zjawiskiem
zupełnie neutralnym,
dopiero jej
symbolika niesie
określoną treść i
ideologiczny
manifest. Każdy
z nas intuicyjnie
odrzuciłby
argumentację, że
skoro naziści
wieszali flagi
symbolizujące
zbrodniczą
ideologię, to dobrzy
ich
pogromcy nie powinni
wieszać żadnych
flag. O dziwo,
entuzjastycznie
przyjmowana bywa
argumentacja, że
skoro poganie 25
grudnia
świętowali narodziny
bóstw, to my -
chrześcijanie -
zdobywający
wiodącą pozycję w
społeczeństwie - nie
powinniśmy w ogóle
świętować.
Dlaczego
jednak brak
jakiegokolwiek
świętowania - w
miejsce świętowania
kłamstwa - miałby
bardziej uwielbiać
Chrystusa, niż
świętowanie
prawdy? Dlaczego zmowa
milczenia i publiczna
nieobecność 25 grudnia
miałyby odróżnić
wczesny Kościół od
pogan w bardziej
wyrazisty
sposób, niż głośne i
wymowne proklamowanie
Ewangelii? Milczenie
nie stanowi przecież
przeciwwagi dla
kłamstw - przeciwwagę
stanowi
wybrzmiewająca prawda.
Idąc jeszcze dalej,
dlaczego tworzenie
nowych symboli - obok
już istniejących -
miałoby mieć większą
moc oddziaływania, niż
nadanie już
istniejącym nowego,
ewangelicznego
znaczenia? Czy
przybysze ze wschodu
burzyli na
ziemiach odzyskanych
poniemieckie domy,
tylko po to, aby tuż
obok
wybudować nowe? Nie,
byłoby to działaniem
na wskroś
nieracjonalnym.
Chrześcijaństwo
nie
odrzucało istniejących
pojęć, form, symboli i
obrzędów,
jeśli tylko mogło
nadać im nowe
znaczenie i
wykorzystać dla celów
Ewangelii (pod
warunkiem, że nie były
one niemoralne same w
sobie).
Mówiąc słowami
przywołanej analogii,
chrześcijaństwo nie
burzyło pogańskich
domów, lecz wypędzało
z nich pogańskich
mieszkańców. Apostoł
Paweł wykorzystał
sformułowania hymnów
ku
czci Zeusa stworzone
przez stoika Aretusa w
III w. p.n.e. i poetę
Epimenidesa w VII w.
p.n.e., aby opisać
nimi chrześcijańskiego
(!)
Boga. Ewangelista Jan
przejął od greków
filozoficzną koncepcję
logosu (Heraklit
wykorzystywał pojęcie
logosu już w VI w.
p.n.e.),
a Pawłowe listy
zawierają szereg
bezpośrednich
odniesień do myśli
Sokratesa i Platona.
Fakt wykorzystania
przez chrześcijaństwo
pogańskiego święta i
recepcja dla celów
Ewangelii związanych z
nim symboli nie
powinny więc dziwić,
stanowią bowiem prostą
konsekwencję
przyjętego od początku
modelu zakorzeniania
chrześcijaństwa w
ramach istniejących
kultur i zwyczajów.
Dla
porządku dodać należy,
iż święto Sol Invictus
zostało
narzucone
społeczeństwu odgórnie
przez cesarza
Aureliana w II
połowie III w. n.e. i
wynikało z jego
osobistego oddania
bóstwu
Słońca. Nie ma zatem
przesłanek
pozwalających
twierdzić, iż
stanowiło dla
ówczesnych na tyle
istotny element
religijnego
krajobrazu, że - w
celu ugłaskania
pogańskich adwersarzy
-
chrześcijanie musieli
ubrać je w szaty
Ewangelii.
Skomercjalizowany
twór
kultury masowej
Święta
Bożego Narodzenia
pozostają de facto
skomercjalizowanym
tworem
kultury masowej, obfitując
w grzechy pijaństwa,
obżarstwa i
braku powściągliwości.
W powszechnym ujęciu
społecznym, brak w
nich jakiegokolwiek
pierwiastka duchowego.
Czy to znaczy, że
chrześcijanie mają ich
nie obchodzić?
Argument
ten uważam za równie
nietrafiony jak
pozostałe. Fakt
nadużywania
lub niezrozumienia
danego zwyczaju przez
szerokie rzesze ludzi
nie
uprawnia do
twierdzenia, iż sam w
sobie jest on błędny.
Prawdopodobnie
większość ludzi w
naszym kraju chodzi do
kościoła
z powodów
kulturowo-społecznych,
zupełnie nie
utożsamiając się
z przesłaniem i naturą
Ewangelii. Czy to
oznacza, że prawdziwi
chrześcijanie powinni
przestać chodzić do
kościołów, aby
odróżnić się od tych,
którzy chodzą z
niewłaściwych pobudek?
Weźmy inny przykład, w
Polsce świadkowie
Jehowy mają około
czterokrotną przewagę
liczebną nad
chrześcijanami ze
środowisk
ewangelikalnych, tym
samym co najmniej
czterokrotnie częściej
dowodzi się na
podstawie Pisma
Świętego kłamstw, niż
prawdy. Czy
to oznacza, że
ewangeliczni
chrześcijanie powinni
zrezygnować z
wykorzystywania w
dyskursie publicznym
wersetów Pisma
Świętego
oraz nigdy nie
poruszać się dwójkami
podczas ulicznych
ewangelizacji? Tak,
sprowadziłem rzecz do
absurdu, ale wyłącznie
w
tym celu, aby wskazać,
że negowanie
zasadności obchodzenia
Świąt
Bożego Narodzenia z
powodu ich masowej
komercjalizacji nie
zasługuje
na uwzględnienie. Mam
wrażenie, że skoro
niepotrafiący czytać
sąsiad pali w piecu
stare tomiki poezji
Miłosza, to byłbym
skończonym głupcem,
gdybym w odpowiedzi
spalił własne.
Powinienem
wykorzystać
nadarzający się
moment, aby zachęcić
go do nauki
alfabetu, przeczytać
na głos parę zwrotek i
opowiedzieć o swojej
fascynującej
przygodzie z poezją.
Świat
kocha Święta Bożego
Narodzenia
Jeśli
coś jest kochane przez
tych, co buntują się
przeciwko Bogu, to nie
powinno być aprobowane
przez chrześcijan?
Cóż, świat kocha
Święta Bożego
Narodzenia, nie
dlatego, że kocha Boże
Narodzenie,
ale dlatego, że kocha
święta. Sympatia dla
urlopu, rodzinnych
spotkań, prezentów i
szeroko rozumianej
niezwykłości nie jest
jednak niczym
nagannym. Świat kocha
zatem święta, ale
podkreślić
należy, że
jednocześnie walczy z
ich chrześcijańską
tożsamością. W krajach
Zachodu środowiska
lewicowe i
antychrześcijańskie
stawiają sobie za cel
wyeliminowanie
chrześcijańskiego
charakteru grudniowych
Świąt, jak i
wyrugowanie
wszelkich
chrześcijańskich
symboli z przestrzeni
publicznej. Z tego
względu w oficjalnej
korespondencji coraz
częściej zastępuje się
tradycyjne Happy
Christmas
sformułowaniem Happy
Holidays,
a betlejemskie szopki
usuwa się z miejsc
publicznych pod
pozorem
naruszania wolności
wyznawców innych
religii (lub osób
bezwyznaniowych).
Krótko mówiąc, świat
nie kocha Świąt Bożego
Narodzenia. Gdy
gorliwi ateiści
wykrzykują w
kontekście Świąt
Bożego Narodzenia
takie same hasła jak
gorliwi chrześcijanie,
mamy
do czynienia z
sytuacją, w której
jedna ze stron trwa w
nieświadomym błędzie
co do faktycznego
charakteru swoich
wypowiedzi. Kto
pomylił się tym razem?
Poprawni politycznie
ateiści, czy „poprawni
biblijnie”
chrześcijanie?
Chrześcijanin
powinien
obchodzić Święta
Bożego Narodzenia
każdego dnia
Okres
świąteczny ma to do
siebie, że wyróżnia
się z powszedniości.
Nie znam nikogo, kto
każdego dnia
przeżywałby w głęboki
sposób
fakt boskiego
Wcielenia, a codzienne
zabieganie naszych
czasów nie
sprzyja duchowym
rozmyślaniom.
Potrzebujemy
wyodrębnionego czasu
pogłębionej refleksji
i zadumy nad
znaczeniem oraz istotą
chrześcijaństwa.
Święta nie powinny
stać się rzecz jasna
substytutem
systematycznych
rozważań Pisma
Świętego i związanych
z nim rozmyślań,
jednak należy uznać je
za sojusznika, a nie
przeciwnika tej
systematyczności.
Przecież fakt
okresowego
obchodzenia pamiątki
śmierci Chrystusa,
poprzez spożywanie
chleba
i wina, nie oznacza,
iż w pozostałe dni
zupełnie o krzyżu nie
myślimy - oznacza, iż
w tym dniu myślimy o
nim w sposób
szczególny. Argument
ten należy uznać zatem
za nietrafny.
Obchodzić
czy nie?
Konkludując,
choć
obchodzenie Świąt
Bożego Narodzenia
może przybierać
przeróżne formy
(lepsze, gorsze lub
całkowicie błędne),
jednak
nie ma biblijnego i
racjonalnego
uzasadnienia dla
prób ich
zwalczania.
Właściwie
wykorzystane i
docenione przez
chrześcijan
mogą stać się
pomostem dla
Ewangelii,
prowadzącym w samo
centrum
konsumpcyjnej i
bezrefleksyjnej
kultury. Nie każdy
chrześcijanin
musi obchodzić
Święta Bożego
Narodzenia, gdyż
Pismo Święte nie
sytuuje nigdzie
takiego obowiązku.
Jestem jednak
przekonany, że
każdy powinien
uszanować decyzję
tych, którzy je
obchodzą.
Wartościowanie
duchowości lub
wierności
chrześcijan poprzez
kryterium
obchodzenia lub
nieobchodzenia Świąt
uznać należy zatem
za potężną pomyłkę,
opartą o szereg
fałszywych założeń i
błędnych przesłanek.
Nie zmienia to
faktu, że wiele
spośród
istniejących
tradycji
niewątpliwie
zasługuje na
zidentyfikowanie i
publiczną negację
(np. przeróżne
przesądy związane z
dniem
wigilijnym).
Podobnie jak
konsumpcyjne,
bezrefleksyjne i
pozbawione
treści świętowanie
Bożego Narodzenia,
jakby całe
wydarzenie
Chrystusowe
przynależało do
świata fikcyjnych
opowieści.
Nie
spędzajmy tych dni
na walce z ideą
świętowania narodzin
Chrystusa. Spędźmy
je na walce o
realizację celów,
dla których
się narodził.
Tekst
ukazał się
pierwotnie na http://nalezecdojezusa.pl/.
Wykorzystano
za pozwoleniem.■
Copyright
©
Słowo i Życie 2016
|
|
|
|