Słowo i Życie 3/2016 [Slowo i Zycie 3/2016]
numer 3/2016



Świadectwo

Przewartościowany umysł

Pochodzę z tradycyjnej, katolickiej rodziny, dzięki czemu wyniosłem z domu wiarę w Boga. Mimo to niewiele dobrego działo się w moim życiu. Znałem Boże przykazania, ale szedłem wbrew nim. Moje drogi zmierzały wprost do grobu: kradłem, oszukiwałem, zaspakajałem swoje pożądliwości, nie liczyłem się z innymi, a w tym wszystkim – mając rodzinę, żonę i małe dziecko – raniłem ich i zdradzałem, a nawet pozostawiłem na wiele lat. Za swoje czyny na długo, bo na dziesięć i pół roku, trafiłem do więzienia. Był to ogromny cios dla moich bliskich i dla mnie samego. Czułem nienawiść i złość do siebie oraz niechęć do takiego życia. To tak jak gdyby zniewolić dzikie zwierzę. Nie raz wołałem do Boga, modliłem się schematycznie wyuczonymi modlitwami, lecz niestety Bóg, jakiego znałem, nie odpowiadał.

Życie za kratami stawało się brutalnie rzeczywiste. Pełne niepokoju, bólu, rozpaczy, tęsknoty i cierpienia. Było w nim mnóstwo nienawiści do świata, ludzi a nawet do Boga. Bezsilność mnie wyniszczała. Żona i syn cierpieli, rodzice płakali i modlili się, przyjaciele opuścili, wszystko zawiodło. W roku 2011, będąc na ekstradycji w Niemczech, w Monachium, bywało, że się modliłem, prosiłem Boga, aby zatroszczył się o moich bliskich. Przed wyrokiem byłem w pojedynczej celi i chciałem zakończyć swoje życie. Nie mogłem już znieść myśli o tak długiej rozłące z rodziną. Moja żona miała wtedy problemy zdrowotne z prawym barkiem, chodziła na rehabilitację i różne zabiegi medyczne, ale to niewiele dawało. Bardzo cierpiała, prawie nic nie mogła robić tą ręką, a wiadomo, że przy małym dziecku trudno być chorym. Pamiętam, że wtedy postanowiłem pomodlić się do Jezusa o uzdrowienie dla niej i o to, by dał mi siłę to wszystko wytrzymać. Prosiłem też, aby – jeśli to możliwe – zabrał mnie z tego świata. Niedługo potem, pewnej nocy przyśnił mi się sen, w którym widziałem moją żonę leżącą na szpitalnym stole, a na jej twarzy całe jej życie – od młodej kobiety do starości. Po przebudzeniu się podświadomie czułem, że ona wyzdrowiała. Kiedy po trzech tygodniach zapadł w mojej sprawie bardzo korzystny wyrok i pozwolono mi zadzwonić do Polski, zapytałem żonę, jak się czuje. Powiedziała, że od pewnego czasu przestał ją boleć bark. Wiedziałem, że zdarzył się cud. Dziś mija pięć lat jak Jezus uzdrowił ją z tej dolegliwości. To był – można powiedzieć – mój mały początek życia z Bożym cudem.

Ale naprawdę zbliżyłem się do Boga dopiero na początku 2014 roku, kiedy trafiłem z więzienia w Kamińsku do szkoły w Areszcie Śledczym na Rakowieckiej w Warszawie. Bóg postawił na mojej drodze swojego człowieka, a mojego kochanego brata w Chrystusie Marcina Bąka. Jego śmiałość opowiadania o Bogu, obeznanie w Słowie Bożym zaskoczyła mnie i tym samym pociągała. Codziennie mogliśmy razem spędzać czas, bo byliśmy na tym samym oddziale, razem chodziliśmy do szkoły i siedzieliśmy w jednej ławce. Bóg pozwalał mi wzrastać w poznaniu Jego Słowa i Tego, który oddał za mnie swoje życie – Jezusa Chrystusa. Po pewnym czasie zacząłem uczęszczać na spotkania biblijne organizowane w ramach Misji Więziennej, które prowadził m.in. pastor Bronisław Hury. Na początku godziło to w moje tradycyjne wychowanie, ale było w tym wszystkim coś, co potrzebowałem poznać. Po około czterech miesiącach, w październiku 2014, próbując obronić wyniesione z domu tradycje, zacząłem czytać Pismo Święte: Ewangelie, Listy, Dzieje Apostolskie, Księgę Rodzaju itd. Rozważałem te wszystkie wersety, które wskazywał mi Marcin, kiedy głosił mi o Jezusie. Im bardziej otwierałem się na Boże Słowo, tym mocniej docierało do mnie, jak niebiblijne miałem pojęcie o Bogu, o Jego miłości, przebaczeniu, o łasce, o mojej grzeszności i oddzieleniu od Boga.

Pamiętam, jak po powrocie z jednego ze spotkań biblijnych Bóg dotknął mojego serca i jak bardzo pokazał mi mój obrzydliwy grzech. Łzy lały mi się strumieniami, a mój duch wołał o przebaczenie. Odczułem prawdziwą skruchę. Powierzyłem swoje życie Jezusowi i niemal w jednej chwili poczułem się czysty, zapanował we mnie pokój, jakiego nigdy wcześniej nie doświadczyłem, i radość zarazem. To najcudowniejszy stan mojego życia: Wiedzieć, że Jezus Chrystus obmył mnie swoją świętą krwią i wybaczył mi wszystkie moje winy.

Bóg zaczął przewartościowywać mój umysł, a Duch Święty prowadził mnie i poprzez Pismo Święte pokazywał, jak żyć. Nastał taki dzień, że w jednej chwili została mi zabrana chęć palenia. Bóg zabrał to, czym byłem zniewolony: przeklinanie, nieczyste myśli, wyniosłość oraz wiele wypaczeń. Zacząłem inaczej postrzegać ludzi, widzieć jak człowiek potrzebuje Bożej łaski, miłości, przebaczenia i pojednania z Bogiem. Zapragnąłem dzielić się Słowem Bożym i tym, co Jezus zrobił dla mnie. Zacząłem głosić Ewangelię żonie, synowi, rodzicom, rodzeństwu. Pracując w więzieniu, opowiadałem funkcjonariuszom Służby Więziennej, kim jest Jezus i jak bardzo kocha każdego z nas. Dawne życie stało się dla mnie obrzydliwe. Każdego dnia czuję głód Słowa Bożego i proszę Boga o wytrwanie w wierze, uświęcenie i Jego prowadzenie. Nie mówię, że jest łatwo. Dawna natura często się odzywa, lecz zawsze, gdy grzech pojawiał się na mojej drodze - momentalnie kładłem go Bogu pod krzyżem Chrystusa. To tylko mała część tego, co Pan Bóg uczynił w moim życiu.

Przyjąłem do mojego serca i życia Ewangelię o Jezusie Chrystusie, jako jedyną prawdę i autorytet. A pełniąc wolę mojego Pana i Zbawcy Jezusa, zapragnąłem przyjąć chrzest w Jego imieniu i w Duchu Świętym. 12 czerwca br. razem z moją żoną zostaliśmy ochrzczeni w Społeczności Chrześcijańskiej „Puławska” w Warszawie. To pamiętny dla nas dzień. Nigdy nie byliśmy tak szczęśliwi. Napełniony Bożym Duchem mocno odczuwam Boże błogosławieństwo, nawet gdy dzieje się coś złego. Wiem, że choć ja jestem słaby, to On jest tym, który mnie podźwignie. Jezus Chrystus jest moim Panem. Amen. (M.N.)

Copyright © Słowo i Życie 2016