numer
3/2016
|
Odnawiać
się duchowo
codziennie
Jako
chrześcijanie nie
znosimy oznak
duchowej stagnacji.
Chcemy
czuć, że rośniemy,
zmieniamy się i
rozwijamy duchowo.
Tęsknimy
za Bożą pełnią w
naszym chodzeniu z
Panem.
Nie
chcemy mieć
poczucia, że tkwimy
w tym samym miejscu.
Pragniemy
nowych, radosnych
przeżyć, a tęsknota
ta pochodzi od Ducha
Świętego.
Jednakże
często dążymy do
odnowy w sposób
niewłaściwy.
Gdybyśmy
przyjrzeli się
pragnieniom,
motywom, myślom
i działaniom
większości
chrześcijan,
odkrylibyśmy, że
każdy wierzący,
który chce
wzrastać,
zasadniczo
pragnie tego
samego. Czy to
nowicjusz, czy
chrześcijanin
bardziej
dojrzały, młody
czy starszy,
charyzmatyk czy
nie,
każdy pragnie
mieć
satysfakcjonujące
życie i
przebywać w
Bożej bliskości.
Tęsknią za tym,
aby przekazywać
Chrystusa w
sposób pełen
mocy. Dążą do
codziennej
duchowej odnowy.
Jako
chrześcijanie
nie znosimy
oznak duchowej
stagnacji.
Chcemy czuć, że
rośniemy,
zmieniamy się i
rozwijamy
duchowo.
Tęsknimy za Bożą
pełnią w naszym
chodzeniu z
Panem. Nie
chcemy mieć
poczucia, że
tkwimy w tym
samym miejscu.
Pragniemy
nowych,
radosnych
przeżyć, a
tęsknota ta
pochodzi od
Ducha Świętego.
Jednakże często
dążymy do odnowy
w sposób
niewłaściwy.
Biegamy od
Kościoła do
Kościoła, od
pastora do
pastora, od
zboru do zboru,
od przeżycia do
przeżycia.
Odbywają się
nawet „kongresy
odnowy”.
Otrzymuję
reklamy takich
kongresów w
Ziemi Świętej.
Ludziom wydaje
się chyba, że
jeśli będą
chodzić po
ziemi, po której
stąpał Jezus,
przeżyją odnowę.
Odnowy,
za jaką
rozpaczliwie
tęsknimy, nie
należy szukać w
jakiejś
specyficznej
architekturze
budynku, w
odmiennym
wystroju czy też
w szczególnie
twórczej formie
nabożeństwa.
Upragniona
odnowa wypływa z
przejawiającego
się w nas życia
Jezusa i powinna
przepływać przez
nas dzień po
dniu. Odnowa
jest świadectwem
działania
Chrystusa w
naszym życiu,
wynikiem
przejawiającego
się w nas życia
Jezusa.
Skarb
w naczyniach
glinianych
Jako
chrześcijanie,
posiadamy w sobie
skarb. „Mamy zaś ten
skarb w naczyniach
glinianych, aby się
okazało, że moc,
która wszystko
przewyższa, jest z
Boga, a nie z nas.
Zewsząd uciskani,
nie jesteśmy jednak
pognębieni,
zakłopotani, ale nie
zrozpaczeni,
prześladowani ale
nie opuszczeni,
powaleni, ale nie
pokonani, zawsze
śmierć Jezusa na
ciele swoim noszący,
aby i życie Jezusa
na ciele naszym się
ujawniło. Zawsze
bowiem my, którzy
żyjemy, dla Jezusa
na śmierć wydawani
bywamy, aby i życie
Jezusa na
śmiertelnym ciele
naszym się ujawniło.
Tak tedy śmierć
wykonuje dzieło
swoje w nas, a życie
w was” (2 Kor
4:7-12).
Ten skarb
to nic innego, jak
właśnie sam Bóg! Bez
względu na to, kim
jesteśmy: dziadkami,
studentami,
robotnikami,
gospodyniami,
dyrektorami, bez
względu na to jak
wyglądamy: chudzi,
pucołowaci, wysocy
czy niscy - Bóg w
nas zamieszkał,
czyniąc z naszych
serc świątynię Ducha
Świętego. Ta prawda,
że Bóg żyje w nas,
to sedno Ewangelii.
Oczywiście, śmierć
Jezusa na krzyżu i
Jego
zmartwychwstanie są
jej podstawą, lecz
jądrem jest to, że
mieszka w nas sam
Bóg. On nie znajduje
się gdzieś we
wszechświecie. Jest
w nas. Biblia mówi,
że kiedy jesteśmy
złączeni z Panem,
stajemy się z Nim
jednym duchem (1 Kor
6:7). Duchowa odnowa
jest zatem wynikiem
zamieszkania w
każdym z nas
ukrzyżowanego i
zmartwychwstałego
Chrystusa.
Apostoł
Paweł mówi, że ten
cudowny skarb jest
złożony w glinianych
naczyniach, bo tym
są nasze ludzkie
ciała. Biblia
podaje, że nasze
ciała zostały
uformowane z gliny.
I kiedy umieramy,
nasze ciała wracają
do ziemi i
rozkładają się, aby
znów stać się
cząstką przyrody. A
jednak Bóg
postanowił w tych
niedoskonałych
ciałach zamieszkać.
Nasze
gliniane naczynia są
bardzo kruche.
Musimy obchodzić się
z nimi bardzo
troskliwie. Żywić
je, myć, odziewać,
chronić. A jeśli
tego zaniedbamy,
szybko marnieją.
Kilka lat temu
uświadomiłem sobie,
jak mało trwałe są
nasze ciała.
Zauważyłem na twarzy
pięć plamek i
poprosiłem
dermatologa, aby się
im przyjrzał. Zbadał
je i powiedział, że
to oznaki
przedrakowe i lepiej
je wypalić. Zrobił
to, ale zacząłem się
zastanawiać, czy
jutro jakiś inny
organ będzie wymagał
leczenia. Chociaż
regularnie biegam i
gimnastykuję się,
staram się jeść
zdrowo, moje ciało
nie jest jakimś
niezniszczalnym
urządzeniem.
Niezależnie od tego,
ile wysiłku wkładam,
by swe „gliniane
naczynie” utrzymać w
dobrym stanie,
pewnego dnia ono
rozpadnie się.
Wspaniale, że pomimo
różnej kondycji
naszego ziemskiego
ciała, nasz
największy skarb
postanowił być w
nas.
W naszych
ciałach mieszka moc
i chwała
zmartwychwstałego
Chrystusa. Wielu
wierzących akceptuje
tę myśl tylko
intelektualnie,
żyjąc tak, jak gdyby
Bóg był gdzieś
bardzo daleko.
Krzątają się,
usiłując jak
najlepiej
przypodobać się Panu
Bogu, nieświadomi,
że Chrystus naprawdę
mieszka w nich. Nie
potrafią uchwycić
tej prawdy, że
wieczny Bóg zechciał
zamieszkać i działać
poprzez każdego
wierzącego! Jakże
ten skarb zmienia
życie człowieka!
Łatwo
jednak zapomnieć, że
posiadanie tego
chwalebnego skarbu,
nie zwalnia nas od
pokonywania
trudności życiowych.
Paweł wyraźnie
stwierdza, że to nie
eliminuje naszych
problemów (2 Kor
4:8-9). Bywamy
uciskani,
prześladowani i
powaleni tak samo,
jak otaczający nas
ludzie niewierzący.
Chrześcijanie też
mają zmartwienia.
Ludzie nas oszukują.
Mówią o nas źle.
Psują nam się
samochody. Chorują
nam dzieci. Umierają
krewni i
przyjaciele. Mamy
takie same kłopoty,
jak nasi niewierzący
sąsiedzi, ale one
nas nie
przytłaczają,
ponieważ Chrystus
mieszka w naszym
wnętrzu. I właśnie
to nas wyróżnia. Na
zewnątrz możemy być
podobni do ludzi
niewierzących, lecz
wewnątrz mamy samego
Chrystusa, który
przeprowadza nas
przez wszelkie
utrapienia. Czasami
bywamy w życiu
zakłopotani i
zagubieni.
Przyjaciele mogą się
od nas odwrócić. Nie
potrafimy rozwiązać
jakiegoś problemu w
pracy, w domu czy w
zborze. Może się nam
przydarzyć tragedia,
której nie
rozumiemy, ale nie
poddajemy się
rozpaczy, gdyż
mieszka w nas
Chrystus. Może
jesteśmy
prześladowani.
Czasem przyjaźń z
sąsiadami trwa
dopóki nie zaczniemy
im opowiadać Dobrej
Nowiny, potem po
prostu przestają nas
zapraszać. Ale bez
względu na to, kto
zwróci się przeciwko
nam, Chrystus nigdy
nas nie opuści.
Paweł mówi wreszcie,
że bywamy powaleni,
ale nie pokonani.
Chrystus, który w
nas przebywa,
pozwala nam się
podnieść i iść
dalej.
Nosić w
sobie śmierć Jezusa
Dlaczego
moc Chrystusa nie
zawsze jest widoczna
w naszym życiu?
Dlaczego czasem
czujemy
przygnębienie i
frustrację? Jaki
jest powód tej
porażki, która
obezwładnia tak
wielu chrześcijan?
Paweł mówi: ,,Zawsze
śmierć Jezusa na
ciele swoim nosimy,
aby i życie Jezusa
na ciele naszym się
ujawniło” (2 Kor
4:10). Zanim
będziemy oglądać
rezultaty życia
Jezusa, musi być w
nas czynna Jego
śmierć. Co to
oznacza?
Potrzebowałem
sporo czasu, aby
rzeczywiście
zrozumieć ten
werset.
Zastanawiałem się,
co to znaczy
„składać ciało swoje
jako ofiarę żywą,
świętą, miłą Bogu,
bo taka powinna być
duchowa służba
nasza” (Rz 12:1).
Nie chciałem być
świeckim, cielesnym
chrześcijaninem.
Oddałem Bogu swoje
ciało, duszę i
ducha. Ta decyzja
była przełomowa.
Sądziłem, jak wielu
innych, że
postanowienie
oddania się
Chrystusowi to
decyzja jednorazowa.
Przez długi czas
niezrozumiały dla
mnie był również
werset o ziarnie
pszenicy, które musi
wpaść do ziemi i
umrzeć zanim
przyniesie owoc (J
12:24), oraz słowa
Jezusa, że każdy,
kto nie bierze
krzyża i idzie za
Nim, nie może być
Jego uczniem.
Przestudiowawszy to
głębiej, doszedłem
do przekonania, że
te trzy urywki
zasadniczo mówią o
tym samym.
Mianowicie, że za
każdym razem, gdy
moja wola nie jest
zgodna z wolą Bożą,
a ja i tak wybieram
Jego wolę, jest we
mnie czynna śmierć
Jezusa. Kiedy
wybieram Bożą wolę,
zamiast i wbrew
własnej woli, ziarno
pszenicy wpada do
ziemi i umiera, aby
przynieść owoc.
Jeśli pomimo
wszystko wybieram
wolę Pana, a nie
swoją, biorę na
siebie krzyż Jezusa.
Wersety te nie
dotyczą decyzji
początkowej, czyli
pójścia za
Chrystusem, ale
decyzji przyszłych,
jakie każdy
chrześcijanin musi
podejmować w trakcie
chodzenia za
Jezusem. Pierwsza
decyzja jest tylko
położeniem
fundamentu dla
codziennego
decydowania w
chodzeniu za Panem
przez całe życie.
Oddanie
się Bogu nie jest
zatem czymś
jednorazowym, czym
nie musimy się już
później zajmować.
Nie eliminuje na
zawsze konfliktów,
jakie powstają w
naszej duszy. Musimy
nieustannie wybierać
raczej wolę Bożą niż
własną, wówczas Pan
Jezus, zamieszkujący
w nas przez Ducha
Świętego, będzie
potężnie przez nas
działał.
Aby życie
Jezusa w nas się
ujawniło
Jezus dał nam
niezrównany przykład w
Getsemane. Znał Bożą
wolę dla swego życia i
pragnął ją wypełnić,
ale jako człowiek nie
chciał umrzeć na
krzyżu. Nie był
masochistą, który nie
mógł się doczekać, aż
go wreszcie ubiczują,
wyśmieją i dłonie
gwoździami przebiją.
Modlił się, by nie pić
tego gorzkiego
kielicha. Lecz znał
wolę Ojca i Jego wolę
wybrał. To była Jego
świadoma decyzja.
Zawsze, kiedy
wybieramy wolę Bożą,
czynna jest w nas
śmierć Jezusa.
Umieramy dla swojego
„ja”, pychy,
namiętności i własnych
pragnień. Gdy
wybieramy Bożą wolę,
koncentrujemy się na
Chrystusie, a nie na
sobie i zaczyna przez
nas przepływać Jego
życie. Ja w swoim
życiu często muszę
wybierać Bożą wolę
zamiast własnej. I
kiedy to robię, wiem,
że czynna jest we mnie
śmierć Jezusa i Jego
życie będzie przeze
mnie przepływać. Wiem,
że Bóg posłuży się
mną. Uczyni to dla
Swojej chwały,
ponieważ ma w moim
życiu swobodę
działania.
Sprawa wyboru
między Bożą a naszą
wolą jest bardzo
istotna. Za każdym
razem gdy wybieramy
Bożą wolę, przepływa
przez nas życie
Jezusa. Kiedy zaś
decydujemy się na wolę
własną, uchylamy się
od niesienia krzyża,
od śmierci; ziarno
pszeniczne nie obumrze
i nie wyda plonu. Sami
rozmijamy się z
błogosławieństwem i
pozbawiamy go innych.
Życie dla
Chrystusa nie jest
czymś, co postanawiamy
robić tylko przez
jakiś określony czas.
Bożą wolę mamy
wybierać stale.
Kiedykolwiek świadomie
się od tego odwracamy,
przeżywamy porażkę,
jesteśmy zniechęceni i
przygnębieni.
Pozbawiamy się Bożych
błogosławieństw. Ale
gdy wyznajemy ten
grzech Bogu, On
przebacza, oczyszcza
nas i znowu używa.
Właściwa
perspektywa
Kiedy
żyjemy w mocy
Chrystusa,
ważniejsze stają się
dla nas wartości
wieczne. Choć nadal
pracujemy, zarabiamy
i płacimy rachunki,
nie jest to celem
naszego życia.
Naszym
pierwszorzędnym
celem na ziemi winno
być podobanie się
Bogu, koncentrowanie
się na sprawach
Bożych. Taka
perspektywa uwalnia
nas od
przytłaczającego
dążenia do
posiadania rzeczy
materialnych. Nie ma
nic złego w
posiadaniu i
docenianiu dóbr
ziemskich, ale nie
przywiązujmy się do
nich. Nie można
zachłannie pragnąć
coraz więcej. Nie
traćmy sprzed oczu
wieczności. Żyjmy w
mocy Chrystusa,
który codziennie nas
odnawia. Wzorując
się na apostole
Pawle, „dokładajmy
starań, żeby Jemu
się podobać” (p. 2
Kor 5:9). Wtedy
możemy być pełni
ufności, niezależnie
od przeciwności,
które kształtują
nasz charakter.
Trudno jest nas
pogrążyć, kiedy
naszym celem jest
podobanie się Bogu.
Jesteśmy trochę jak
pływające po wodzie
korki. Można je
zanurzyć, ale zawsze
wypłyną na
powierzchnię.
Duchowa odnowa to
codzienne chodzenie
w posłuszeństwie
Bogu.
Nie
postrzegajmy życia w
kategoriach
widzialnych,
ziemskich wartości,
bo zobaczymy tylko
ograniczenia.
Spójrzmy na nie z
Bożej perspektywy
wieczności, by
naszymi stały się
słowa: „Dlatego się
nie poddajemy.
Wprawdzie nasz
zewnętrzny człowiek
niszczeje, za to
nasz wewnętrzny
odnawia się z każdym
dniem. Chwilowa
lekkość ucisku
zapewnia nam
nieporównywalny
ciężar wiecznej
chwały, nam, którzy
zabiegamy nie o to,
co widzialne, lecz o
to, co niewidzialne.
Bo to, co widzialne,
przemija, a to, co
niewidzialne – jest
wieczne” (2 Kor
4:16-18 EIB).
Oprac.
N.H. na
podstawie:
Luis Palau, Skończ
z udawaniem, Towarzystwo
Krzewienia
Etyki
Chrześcijańskiej,
Kraków 1990.■
Copyright
©
Słowo i Życie 2016
|
|
|
|