Słowo i Życie nr 4/2015




Małgorzata Witczak

Kościół bez ścian i dachu


Setka ludzi przy warszawskim Dworcu Wileńskim stała w kolejce po miskę gorącej zupy z kuchni polowej. Było wyjątkowo chłodne popołudnie. Żwawe uwielbienie zespołu Kościoła Ulicznego zagłuszało słowa mojego rozmówcy. Był dużo wyższy ode mnie. Nachylał się nade mną w taki sposób, by nie dotknąć mnie brudnym ubraniem. Mówił o tym, jak bardzo mu przykro, że stracił kontakt z synem, który mieszka tuż za rogiem. Wycedził, że najdłuższa w jego życiu droga wiedzie pod drzwi tego dorosłego już chłopaka. Bąknął, że jest nikim, że - cuchnący, pijany i bezdomny - nie ma prawa pokazywać się rodzinie. I wtedy na moje zmarznięte dłonie spadła jego gorąca łza. Jedna, druga i trzecia. Chodnik ugiął się pod moimi stopami. Ewangelia ulicy podbiła moje serce.

Z każdym kolejnym słowem wyostrzały się jego rysy. Nie był ani przystojny, ani brzydki. Spod zmierzwionych włosów wyłaniały się oczy, usta i brwi. Zaczęła rysować się twarz. Kształtował się głos i spojrzenie. Był przygięty jak kwiat po burzy. Dziwnie pogodzony z losem – ani zaskoczony, ani zdziwiony, że nie tak miało być. Przeszłość włożył do szuflady „zakończone”, a szuflady „przyszłość” nie posiadał. Jego majątek pomieściła nieduża plastikowa torba z marketu. Pragnął ratunku, ale nie potrafił zawołać o pomoc. Potępienie przez lata wisiało mu obrożą na gardle, a przeciwnik trzymał klucz do wolności.

Rozmawialiśmy o ojcostwie, przebaczeniu i wyjściu z bunkra samotności. O tym, że prawdziwie wolny jest tylko ten, kogo sam Jezus wyzwoli. Wspólnie stanęliśmy pod krzyżem. Krzysztof wybrał życie. Zajaśniał. Przestała go boleć okaleczona noga. Poznał Pana, który przygarnia, leczy i opatruje rany. Już zwyciężył. Z Nim zwyciężają też inni mężczyźni i kobiety. Są też tacy, którzy na tę wolność nie są z wyboru gotowi.

Od kilkunastu miesięcy mam w sercu Kościół Uliczny. Chrześcijanką jestem znacznie dłużej. Bóg niedawno otworzył moje oczy na bezdomnych. Nie byłam jednak gotowa, aby im usługiwać. Zdałam sobie sprawę, że szesnasty rozdział Ewangelii Marka opanowałam jedynie w teorii.

Zaprzyjaźniona chrześcijanka zachęciła mnie, abym razem z nią modliła się w Namiocie Uzdrowienia, rozstawianym każdej środy podczas spotkań Kościoła przy stacji metra Centrum. Zastanawiałam się, czy ta służba jest dla mnie. Spojrzałam na swoje dłonie i powiedziałam: „Boże, jeśli chcesz żebym modliła się o tych ludzi, to spraw, aby dzisiaj przez te ręce przepłynęła Twoja moc i proszę Cię o uzdrowienie jednego człowieka na ulicy”. Bóg wysłuchał. Uzdrowił trzech. Pokazał, jak bardzo aktualne są słowa Jezusa zawarte w proroctwie Izajasza: „Duch Wszechmocnego Pana nade mną, gdyż Pan namaścił mnie, abym zwiastował ubogim dobrą nowinę; posłał mnie abym opatrzył tych, których serca są skruszone, abym ogłosił jeńcom wyzwolenie, a ślepym przejrzenie” (Iz 61).

Na ulicy nie chodzi wyłącznie o karmienie głodnych, chociaż Jezus nakazuje to czynić – stwierdza Artur Pawłowski, kaznodzieja i pastor Street Church z Kanady, który w 2002 roku w Calgary założył Kościół Uliczny. – Najważniejsza jest Ewangelia. W 2004 roku, w ciągu trzech miesięcy nawróciło się tam sześćset osób. Nasz Kościół nie miał ścian, był nad rzeką - pod mostem i właśnie tam chrzciliśmy ludzi, a Bóg ich uzdrawiał. Kiedy oglądam takie cuda Boże, zawsze jestem pod wrażeniem, to wielki przywilej. Kiedy On jest na pierwszym miejscu, masz właściwą perspektywę. Powinniśmy być posłuszni Jego Słowu i śmiało głosić Ewangelię, bo „stworzenie z tęsknotą oczekuje objawienia synów Bożych” (Rz 8:19). Kiedyś Bóg pokazał mi, że zamek warowny to miejsce, z którego rycerstwo wyjeżdżało atakować wroga. Powinniśmy więc wyruszać ze swoich kościołów na zewnątrz, na wojnę ze złem i zdobywać ludzi dla Pana. Nie zapomnę pierwszego wyjścia na ulicę w Warszawie. Wspólnie z Pawłem Bukałą i jego żoną Martą staliśmy w kręgu z bezdomnymi, którzy się zgromadzili przy metrze Centrum. Pytaliśmy ich, czy chcieliby, abyśmy tu zorganizowali Kościół dla nich. Byli podekscytowani. Modliliśmy się – a raczej oni modlili się o nas, aby Bóg rozwinął to, co właśnie rozpoczęliśmy – mówi z zapałem Pawłowski.

Moja historia zaczęła się od spotkania z Bogiem na Górze w Gorzowie. Miałem na Jego polecenie pojechać do Warszawy, aby podnosić ludzi z bezdomności i się nimi opiekować. Bóg zapewnił mnie, że przygotował już fundusze – opowiada Paweł Bukała, koordynator Kościoła Ulicznego w Polsce, wówczas dziennikarz Polskiego Radia. Zaczęło się od wielkiego kroku wiary. We wrześniu 2010 roku, w strasznej ulewie odbyło się pierwsze nabożeństwo uliczne w Polsce. Powstała strona internetowa i już pierwszego dnia na konto wpłynęło tysiąc złotych. Bóg dotrzymywał swoich obietnic i nieustannie przydawał kolejnych ludzi z pasją.

Zaczynaliśmy od rozdawania żywności z kilkoma streetworkerami przy Pałacu Kultury i Dworcu Centralnym pośród nietrzeźwych, często pobitych i bezdomnych ludzi. Nie zawsze było bezpiecznie, ale wielu przyjmowało Jezusa, o wielu po kilku dniach dowiadywałem się, że już nie żyją, ale przed śmiercią niektórzy zdążyli pojednać się z Bogiem - ze skromnością i pasją opowiada Bukała. - Bóg od początku obficie błogosławił. Modliłem się, aby Pan rozszerzył naszą służbę. Pracując w Głosie Ewangelii trafiłem na historię Artura Pawłowskiego i jego pracy w Kanadzie. Zainspirowało mnie to do podjęcia działań w kraju. W ciągu pięciu lat przyłączyło się kilkunastu warszawskich pastorów i ich społeczności. Dzisiaj w samej Warszawie pracuje ponad dwustu wolontariuszy. Ponad pięćdziesięciu modli się o uzdrowienie i uwolnienie z opresji demonicznych. Powstał pierwszy w Warszawie ewangeliczny ośrodek dla bezdomnych Nowy Początek, zmieniający niejedno życie. Podczas tej służby widziałem, jak wiele osób przyjmuje Jezusa, jak nogi się wydłużają, jak znikają wrzody, prostują się kręgosłupy, powraca wzrok i słuch, jak ludzie rzucają kule i chodzą. Jeśli ktoś ma pragnienie, aby doświadczać Bożych obietnic i powołać Kościół Uliczny w swoim mieście, chętnie pomogę. Pragnę podkreślić, że Kościół Uliczny powstał z Bożej inspiracji i prowadzi go sam Bóg. A to, że mogę być tego częścią, to Boża łaska.

Kościół Uliczny ma już pięć lat. Na cotygodniowych spotkaniach gromadzi już setki osób. Tylko w samej Warszawie wolontariusze wydali około 70 tysięcy posiłków. Powstały kolejne placówki w Szczecinie, Poznaniu, Białymstoku, Gdańsku, Krakowie, Opolu, Łodzi i Ostrowie Wielkopolskim. W Kościele Ulicznym usługują wolontariusze z lokalnych Kościołów, muzycy, zespoły uwielbienia i chóry. Na każdym spotkaniu, bez względu na mróz czy upał, głoszona jest Ewangelia, rozdawane są traktaty ewangelizacyjne i „gedeonitki”. Wolontariusze z ośrodka Nowy Początek rozdają kanapki i zupę. Coraz więcej osób przychodzi do „Namiotu Uzdrowienia”. Bóg potężnie działa w swojej mocy.

Kościół Uliczny jest dla każdego. Zarówno dla tych, co potrzebują wsparcia, jak i dla tych, którzy pragną służyć innym. Więcej informacji na stronie internetowej www.koscioluliczny.pl.


Copyright © Słowo i Życie 2014