Od
redakcji.
Święta
Bożego Narodzenia
przychodzą w tym
roku jakby nie w
porę. Dawnymi
laty czas jakby
zwalniał, nabierał
powagi, sycił
refleksją o
narodzinach w
Betlejem. Czyniono
przygotowania.
Kolędy, jasełka i
szopki przypominały,
co się wydarzyło w
Betlejem. I choć
czasem w
wirze zajęć ginął
główny cel i sens,
to jednak atmosfera
odciskała niezatarty
ślad w świadomości,
że Jezus się
narodził,
aby perspektywę
życia z ziemskiej i
ograniczonej zmienić
na
niebiańską i
wieczną. Nawet w
czas wojennej
zawieruchy
świętowano
zgrzebnie ale
uroczyście.
W
tym roku
świadomością mas
zawładnęła polityka.
Setki tysięcy
islamskich
imigrantów sunących
zorganizowanym
potokiem do Europy i
miliony koczujące
tuż za jej granicami
wzbudziły oficjalne
i
chętnie
demonstrowane
współczucie oraz
prywatną i raczej
skrywaną
niechęć, obawy i
strach. Akty
terrorystyczne,
dokonane w Paryżu i
udaremnione gdzie
indziej, tę niechęć
i strach
spotęgowały. Póki
co, w naszym kraju,
europejskie problemy
wydają się
drugorzędne.
Uwagę zajmują
powyborcze roszady
na szczytach władzy
i oczekiwania
rozbudzone
kampanijnymi
obietnicami. Czy
pośród tego
politycznego
rozemocjonowania
znajdziemy czas i
miejsce dla Jezusa?
Dziś nie
chodzi już tylko o
świętowanie, lecz o
daleko poważniejsze
sprawy: O zaufanie
Mu, gdy przyszłość
niepewna, przyjęcie
Go pod
dach w nie tylko
symbolicznym geście
pustego talerza na
wigilijnym
stole, podzielenie
się Nim w
ewangelicznym
świadectwie. Syty i
mający poczucie
bezpieczeństwa
Zachód szczyci się
wyższością
swojej
promieniującej na
cały świat
cywilizacji. Żyje w
przekonaniu, że
historia
dostatecznie
uzasadnia jego
dobrobyt i
hegemonię. Zapomina
jednak, że ta sama
historia wskazuje na
judeochrześcijańskie
korzenie tego co
jest dzisiaj.
Chrześcijanie
Zachodu chętnie
czerpią z tej samej,
choć nieco
uwznioślonej,
argumentacji co ich
świeccy pobratymcy,
że ich dobrobyt jest
rezultatem
judeochrześcijańskiej
myśli. Poprzestając
na
formułowaniu
kolejnych doktryn,
przyjmują dobrobyt
jako
błogosławiony skutek
bycia uczniem
Jezusa. Teologia
sukcesu
znajduje chętnych
wyznawców. O trudzie
posłuszeństwa,
wierności
Bożemu Słowu i
niesieniu swojego
krzyża codziennie
zapomina się
albo wręcz odrzuca.
A przecież u podstaw
chrześcijaństwa leży
uczniostwo, czyli
wierność temu, czego
nauczał i jak żył
Chrystus.
W
tym numerze, jak
przez cały rok 2015,
głównym tematem jest
uczniostwo. „Portret
chrześcijaństwa
według apostoła
Piotra”
na podstawie
publikacji Johna
Stotta oraz
„Biblijny model
uczniostwa” Victora
Knowlesa rzucają nam
wyzwanie powrotu do
pierwotnego
znaczenia tego
terminu. Bóg
buduje swój
Kościół na całym
świecie.
Nieważne, że
inne
religie
(starożytne i
współczesne)
przeżywają
odrodzenie,
sekularyzm
zyskuje wpływy,
a wrogie grupy i
rządy
prześladują
Kościół i
spychają go do
podziemia. Boży
Kościół nadal
wzrasta i nic
nie może go
zniszczyć. Jezus
obiecał, że
„bramy
piekielne nie
przemogą go”. To
znaczy, że
Kościół ma
wieczne
przeznaczenie,
jest
niezniszczalny.
Ten budynek
rośnie, kamień
po
kamieniu, aż
pewnego dnia
budowla zostanie
ukończona – przypomina
nam
John
Stott. Uczniostwo
ma
wiele form i
postaci, ale
zawsze przejawia
się w wierności
Bożemu Słowu i
naśladowaniu
Chrystusa.
Na
świecie dzieje
się wiele
rzeczy, które są
zdecydowanie
sprzeczne
z Bożą wolą. Nie
możemy zakładać,
iż wszystko, co
się dzieje,
ma Bożą aprobatę
– czytamy
w tekście „Gdy
wydarzy się zło
lub tragedia”.
Ten tytuł jest
szczególnie
adekwatny w
kontekście
ostatnich
wydarzeń. Czy
możemy
winić Boga za
coś, czemu się
On jawnie
sprzeciwia?
Wczytajmy się
w te rozważania
Philipa
Yancey'a.
W
sytuacji gdy
islam staje się
największym
wyzwaniem dla
chrześcijaństwa,
rekomendujemy
(„Koran, islam i
my”) dwie
książki
chrześcijańskich
autorów: Co
tak naprawdę
mówi Koran
oraz Islam –
przyszłość czy
wyzwanie.
Przy okazji
jubileuszy
przybliżamy Kościół
Chrystusowy w
Płocku, Społeczność
Chrześcijańską w
Katowicach oraz
„Głos Ewangelii”.
Zapraszamy
do lektury.■