Tymoteusz
Miara
Z
Ewangelią wśród
Nepalczyków
Od
kilku
lat Pan Bóg rozbudza we
mnie pragnienie dzielenia
się Ewangelią. Próbuję to
robić w moim środowisku
szkolnym, na obozach
naukowych a także przez
internet. W wakacje staram
się wyrwać z rutyny i
robić to w mniej
standardowy sposób. W
zeszłym roku miałem
przywilej służyć w Anglii
razem z Labiryntem, co
było owocnym
doświadczeniem. W tym roku
pojawiła się okazja, by
głosić Ewangelię w Nepalu.
Modliłem się o to i Bóg
włożył pragnienie w moje
serce, by tam pojechać.
Sprawa jednak nie była
prosta. Najpierw musiałem
przejść przez dość
skomplikowaną procedurę
kwalifikacyjną, która
trwała od listopada do
stycznia. Na początku
lutego dowiedziałem się o
akceptacji i o tym, co
dalej mnie czeka. Głównym
zadaniem było zbieranie
wsparcia finansowego.
Koszt całego wyjazdu
wynosił 4000 dolarów. Z
prośbą o wsparcie
zwróciłem się do wielu
moich znajomych. Nie było
to dla mnie łatwe, ale Pan
Bóg dał mi siłę, odwagę i
błogosławieństwo. W
międzyczasie przechodziłem
przez proces
przygotowawczy do wyjazdu.
Uczyłem się o kulturze
Nepalu, musiałem napisać
swoje świadectwo bez
chrześcijańskiego
słownictwa, przerabiałem
różne materiały, które
przygotowywały mnie do
misji, a także trzeba było
poddać się kilku
szczepieniom.
Pod
koniec
czerwca pożegnałem się z
rodziną i wsiadłem do
samolotu. Podróż była
przyjemna, a także owocna.
Lecąc z Kataru do Katmandu
siedziałem obok młodej
kobiety, która pochodzi z
Nepalu i jest buddystką.
Sama zaczęła rozmowę. Po
jakimś czasie zaczęliśmy
rozmawiać o kulturze
Nepalu, o religiach, a
potem o sensie życia.
Opowiedziałem jej o
Jezusie, kim On dla mnie
jest i czemu w Niego
wierzę. Powiedziała, że
zainteresuje się tym
tematem, więc wymieniliśmy
się kontaktami.
Po
przyjeździe
do Katmandu okazało się,
że powietrze jest bardzo
zanieczyszczone spalinami
motocykli, woda w kranach
skażona, a na ulicy
niebezpiecznie. Wszędzie
sklepy, handlarze uliczni
i najęci przez gangi
żebracy. Był to dla mnie z
początku mały szok
kulturowy, ale szybko się
przyzwyczaiłem. Do
wszystkiego zostaliśmy
dobrze przygotowani przez
pracowników Nepali Campus
Crusade for Christ, którzy
też dali nam wiele
możliwości służby.
Ludzie
w
Nepalu są głównie
hinduistami. Pełno jest
tam świątyń i stoisk z
bożkami, maskami,
malowidłami i młynkami
modlitewnymi. Patrzyłem na
to wszystko i starałem się
zrozumieć, czemu, jak, i w
co ci wszyscy ludzie
wierzą. Dotarło do mnie,
jak bardzo Nepalczycy chcą
poznać Boga, szukając nie
tam, gdzie trzeba.
Odczuwałem też tam presję
duchową, ale się nie
bałem, bo przecież żaden
demon nie jest większy od
Ducha Świętego, który daje
nam ochronę.
Odwiedzaliśmy
domy starców, sierocińce,
slumsy i uczelnie.
Przedstawialiśmy dramę o
Jezusie, który każdego
człowieka może uwolnić z
niewoli grzechu,
wyjaśnialiśmy Ewangelię w
prywatnych rozmowach,
dzieliliśmy się
świadectwami,
organizowaliśmy zabawy i
ręczne robótki oraz lekcje
angielskiego. W dramie
grałem postać Jezusa. W
domu starców dzieliłem się
historią nawrócenia oraz
śmierci mojej
babci i wyjaśniałem,
czym jest gotowość na
spotkanie się z Bogiem.
Na niektórych uczelniach
jest zakaz dzielenia się
Ewangelią, więc
nawiązując kontakty,
zapraszaliśmy wszystkich
na przyjęcie
ewangelizacyjne.
Zdarzało się, że kiedy
tylko padało imię
„Jezus”, niektórzy
opuszczali spotkanie.
Tak właśnie się stało,
kiedy dzieliłem się
świadectwem w trakcie
naszego największego
wydarzenia
ewangelizacyjnego – tuż
po rozpoczęciu dziesięć
osób wstało i wyszło.
Ankieta, przeprowadzona
po prezentacji
Ewangelii, wykazała, że
spośród 51 studentów aż
33 zaprosiło Jezusa
Chrystusa do swojego
życia. Chwała Bogu!
Nasza
działalność miała też
wymiar charytatywny.
Służba w sierocińcach
była niezwykła.
Sierociniec, w którym
służyłem, był prowadzony
przez chrześcijan.
Wielkie wrażenie wywarła
na mnie ich współpraca i
nastawienie. Miłość
przenikała całą
„rodzinę”. Dzieci
bardzo zabiegały o dobro
innych. Pamiętam, jak -
dostrzegłszy, że jestem
zmęczony - posadziły mnie
na podłodze, przyniosły
kilka wachlarzy i zaczęły
machać nimi przede mną,
bym mógł odpocząć. Ich
postawa oraz chęć
służenia, a także
dostrzeganie cudzych
potrzeb, są dla mnie
wzorem do naśladowania. Dzieci
są poza tym bardzo
utalentowane. Nastolatki
w wieku 11-13 lat grały
na gitarach
elektrycznych i perkusji
współczesne pieśni
chrześcijańskie, na
poziomie porównywalnym
z
oryginalnymi
wykonaniami. Na potrzeby
tego sierocińca, któremu
brakowało czystej wody,
zakupiliśmy zbiornik i
filtr na wodę.
Nepal
jest znany na całym
świecie chyba głównie z
jednego powodu - szczyt
świata leży właśnie w tym
kraju. Oczywiście,
chcieliśmy zobaczyć ten
najwyższy szczyt. Pod
koniec projektu
pojechaliśmy do hotelu,
będącego punktem
widokowym. Teoretycznie
można zobaczyć stamtąd
odległy o 140 km Mount
Everest. Jednak pogoda
gasiła nasz entuzjazm. W
lipcu jest szczyt monsunu
i chmury są wszędzie. Nie
zniechęciło to jednak mnie
i kilku moich przyjaciół
do wstania o piątej rano i
wypatrywania. Po ponad
godzinie obserwowania, w
miejscu gdzie według
kompasu należy szukać
Everestu otworzyło się
nagle małe okienko wśród
chmur i przez kilka minut
widzieliśmy kilka szczytów
Himalajów. Po dłuższym
zastanawianiu się i
sprawdzaniu na mapie
doszliśmy do wniosku, że
jeden z nich to właśnie
Mount Everest! Bóg nam
pozwolił podziwiać ten
niesamowity szczyt przez
kilka ekscytujących minut.
Pracownicy hotelu nie
ukrywali zaskoczenia, że o
tej porze roku udało się
zobaczyć tę górę. My
jednak byliśmy wdzięczni
Bogu, że wysłuchał nasze
modlitwy nawet w kwestii
pogody i widoczności. Nie
miało to przecież żadnego
związku z naszą służbą i
nie bylibyśmy
rozczarowani, gdybyśmy
niczego poza chmurami nie
zobaczyli. To było
przepiękny prezent na
zakończenie naszego pobytu
w Nepalu.
Jadąc do Nepalu
spodziewałem się, że
będzie trudno. Ale było
bardzo dobrze, bo
projekt był solidnie
przygotowany, mieliśmy
dojrzałych i bardzo
zachęcających liderów, a
uczestnicy byli bardzo
oddani Bogu,
przepełnieni miłością.
Poznałem tam
niesamowitych
chrześcijan z Ameryki,
Rosji, Argentyny,
Kazachstanu, Węgier,
Tajlandii, Tajwanu,
Filipin i Chin. Nasza
pięcioosobowa mała grupa
była wyjątkowa i
egzotyczna: Opiekun z
Filipin, a chłopaki z
Rosji, Ameryki i
Wschodniej Azji.
Poznaliśmy się dość
dobrze i mamy świetne
relacje. W takim gronie
łatwo było pokonywać
wszelkie trudności i
podejmować kroki wiary.
Bóg działał tam bardzo
mocno, dodając nam siły,
pasji i mądrości w
rozmowach, a Nepalczykom
otwartości.
Kościół w
Nepalu jest najszybciej
rozwijającym się
Kościołem na świecie.
Jestem bardzo wdzięczny
Bogu, że dał mi
możliwość być częścią
Bożego dzieła w tym
kraju.■
Copyright
©
Słowo i Życie 2013