Słowo i Życie
                  nr 3/2012



Nathan Berry

Kreowanie kultury Bożego Królestwa

Wydaje mi się, że Bóg nie lubi mnie, kiedy... Jak dokończyłbyś takie zdanie? Większość ludzi myśli, tak jak ja, że Bóg nas kocha bez względu na rzeczy, które w życiu robimy. Ale intelektualne przekonanie nie oznacza jeszcze, że wierzymy w to w głębi naszego serca. To są dwie różne rzeczy. Wyrosłem w kulturze chrześcijańskiej, w której panowało przekonanie, że moje zachowanie, to, co robię, decyduje o tym, jaki Bóg ma do mnie stosunek. Będąc dzieckiem myślałem, że jeśli będę robił właściwe rzeczy: chodził do kościoła, uczył się wersetów biblijnych, to Bóg będzie mnie bardziej lubił. I przeciwnie, jeśli będę robił to, co się Bogu nie podoba, nie przynosi Mu chluby, zasmuca Go, to Bóg będzie kochał mnie mniej.

Powodem, dla którego w taki sposób na Boga patrzymy jest kultura, w której żyjemy, i charakter, który determinuje nasze postępowanie. W większości przypadków myślimy tak: Jeśli ty mnie dobrze traktujesz to i ja będę dobrze traktował ciebie. Jeśli ty mnie lubisz, to ja będę lubił ciebie. Ale jeśli jadę samochodem, a ty wjedziesz mi przed maskę, to cię wyprzedzę, zajadę ci drogę i jeszcze przyhamuję. I odnosimy to do Boga. W ten sposób, niestety, stwarzamy sobie własny obraz Boga. Czasami wydaje mi się, że przychodzimy do kościoła i oddajemy chwałę Bogu, którego stworzyliśmy sobie na swój własny wizerunek. Nasze spojrzenie na Boga jest odzwierciedlaniem naszych relacji z innymi ludźmi. To jest kultura, w której żyjemy.

Boży projekt

Ciekawe jest jednak to, że Bóg jest Bogiem całkiem innej kultury. Na kartach Biblii czytamy, że Bóg przyszedł do Abrahama i wywołał go z jego kultury, spośród jego rodziny i przyjaciół, wywołał go z jego kraju i tego wszystkiego, co było mu bliskie, obiecując, że uczyni z niego, z jego potomstwa swój naród wybrany, swój wybrany lud. W ten sposób powstał naród izraelski, naród żydowski. A później, kiedy Bóg przyszedł do Mojżesza, uczył go, jak chciałby, aby kultura tego narodu wyglądała. Pięcioksiąg Mojżesza postrzegamy często jako zbiór zasad i prawideł. Jednakże Bóg stwarza tam swoją kulturę, uczy swój naród, w jaki sposób mają żyć. Księgi Mojżeszowe miały włączyć w tę nową kulturę wszystkie aspekty życia ludzkiego. Bóg nauczał, jakie pożywienie chciałby aby spożywali, w jaki sposób mają uprawiać ziemię i zbierać plony, jakie nosić ubrania i jakim językiem się posługiwać. Jak mają odnosić się do siebie, a jak traktować ludzi spoza tej kultury, jak do nich docierać i jak włączać do wspólnoty. Uczył ich, kiedy mają pracować, a kiedy i jak odpoczywać. Bóg uczył ich także, jak - jako naród - mają Go czcić.

W moim odczuciu, najbardziej niezwykłe w kulturze żydowskiej jest to, że jest to jedyna kultura, która została zaprojektowana przez samego Boga. Każdą inną kulturę na świecie tworzyli ludzie, którzy w niej żyli. Kultura żydowska jest jedyną, której twórcą w całości jest Bóg. Być może właśnie dlatego tak bardzo się nią interesujemy. Fundamenty tej kultury to zarazem fundamenty miłości, miłosierdzia i łaski - fundamenty istoty samego Boga. Właśnie dlatego w Księdze Kapłańskiej czytamy tak: „Będziecie mi więc świętymi, bo Ja jestem święty, Ja, Pan, i oddzieliłem was od innych ludów, abyście byli moimi” (3 M 20:26). Bóg powołał konkretny lud, z którym będzie pracował. Najpierw ich wybrał, a później uczył, jak mają żyć. Nie powiedział, że będzie ich uczył, jak mają żyć, a jeśli temu podołają, to ich wybierze.

Nie tak miało być

Tak więc Izrael zaczął żyć w tej kulturze, ale pojawił się problem, bo ludzie w swojej naturze mają skłonność do błędów i niszczenia dobrych rzeczy. Nie dotyczy to kultury żydowskiej, polskiej czy amerykańskiej. Nie dotyczy kultury kościelnej czy pozakościelnej. Rozmawiamy o kulturze ludzkości, o tym, kim jesteśmy. Stąd ta kultura, oparta na miłości, łasce i prawdzie, zaprojektowana przez Boga jako błogosławieństwo dla wszystkich narodów, bardzo szybko stała się ciężarem nawet dla narodu wybranego. Później Jezus zarzucał religijnym przywódcom, że nakładają na ludzi ciężary nie do uniesienia, a sami nawet palcem ich nie dotykają (Łk 11:46). Po jakimś czasie wszystko zostało sprowadzone do tego, żeby się wykazać. I kiedy Jezus - Mesjasz - pojawił się w obrębie kultury, którą sam stworzył, wiele prowadzonych przez Niego dysput dotyczyło właśnie tej kultury: Jak obmywać ręce? W jaki sposób przestrzegać Sabatu? Kto jest moim bliźnim? Dlaczego On i Jego uczniowie nie poszczą? Jezus stale odwoływał się do początków. Nieustannie odsyłał do tego, co powiedział Mojżesz, prorocy, Dawid. Nieustannie kierował ich wzrok na to, co było istotą projektu, początkiem. I poprzez swoje życie i nauczanie pokazywał, że istota sprowadza się do miłości, do miłosierdzia, do sprawiedliwości, do współczucia. Jezus nie nauczał niczego nowego. Stale powracał do tego, jak to miało wyglądać. I dlatego mógł powiedzieć, że nie przyszedł, aby znieść Prawo, ale aby je wypełnić (Mt 5:17).

Jezus nie dopasowuje się do zwyczajów i kultury. Jego życie sprowadza się do odnowienia tego, co zostało wypaczone i zniekształcone. Zawsze uczono nas, że z nauczania Jezusa wyrasta kultura miłości, łaski, przebaczenia. Nie trzeba było jednak dużo czasu i oto każdy z nas znowu zaczyna skupiać się na osiągnięciach, aby coś udowadniać. Powróciliśmy do przekonania, że jeśli robimy to, co dobre, Bóg będzie nas kochał. A jeśli nie, to Bóg nie będzie już nas kochał. Czasami więc nasza wiara sprowadza się do tego, jak dobrze jesteśmy w stanie coś zrobić. A oto pytanie, jakie dziś chciałbym postawić: W jakim stopniu my, jako Boży lud, stworzyliśmy wokół siebie kulturę Bożego Królestwa? Kiedy na scenie świata pojawił się Jezus, otaczająca Go kultura skoncentrowana była na udowadnianiu czegoś, na osiągnięciach. A to, czego Jezus nauczał, było nie tylko rewolucyjne, ale uznane za kulturową herezję.

Błogosławieni

Sięgnijmy do opisu początków nauczania Jezusa: „I obchodził Jezus całą Galileę, nauczając w ich synagogach i głosząc ewangelię o Królestwie i uzdrawiając wszelką chorobę i wszelką niemoc wśród ludu. I rozeszła się wieść o nim po całej Syrii. I przynosili do niego wszystkich, którzy się źle mieli i byli nawiedzeni różnymi chorobami i cierpieniami, opętanych, epileptyków i sparaliżowanych, a On uzdrawiał ich. I szły za nim liczne rzesze z Galilei i z Dziesięciogrodu, i z Jerozolimy, i z Judei, i z Zajordania” (Mt 4:23-25). Wyobraźmy sobie tych ludzi: chorzy, złamani, opętani przez demony albo owładnięci chorobami psychicznymi, cierpiący, ze łzami w oczach. A Jezus, widząc ten tłum, z którym większość z nas nie chciałaby mieć nic do czynienia, wchodzi na zbocze góry, żeby być lepiej widzianym i słyszanym, i mówi do nich:

Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem ich jest Królestwo Niebios.

Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni.

Błogosławieni cisi, albowiem oni posiądą ziemię.

Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni.

Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią.

Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą.

Błogosławieni pokój czyniący, albowiem oni synami Bożymi będą nazwani.

Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie z powodu sprawiedliwości, albowiem ich jest Królestwo Niebios.

Błogosławieni jesteście, gdy wam złorzeczyć i prześladować was będą i kłamliwie mówić na was wszelkie zło ze względu na mnie!

Radujcie i weselcie się, albowiem zapłata wasza obfita jest w niebie; tak bowiem prześladowali proroków, którzy byli przed wami” (Mt 5:1-12).

Ludzie, do których Jezus się zwraca, to ubodzy w duchu, duchowe zero. W ich kulturze nie byli w stanie wykazać się żadnym osiągnięciem. Nie byli w stanie na nic zasłużyć sobie u Boga i niczym się przed Nim wykazać. Powiedzielibyśmy, że nie należą do Jego Królestwa. I być może wielu z nich machnęło ręką na Boga. Ale to do nich Jezus mówi: Królestwo Niebios jest wasze.

Błogosławieni ci, którzy się smucą, ci, którzy cierpią, ci, którzy są pogrążeni w bólu, ci, którzy są porzuceni przez przyjaciół i rodziny, którzy siedzą w samotności. Jesteście błogosławieni, ponieważ Bóg mówi, że to wy będziecie pocieszeni.

Błogosławieni cisi. Jezus był otoczony ludźmi cichymi. To ludzie nieśmiali, wstydliwi. Tacy jak kobieta, która tak wstydziła się swojej dolegliwości i bała podejść do Jezusa, że zdobyła się jedynie na ukradkowe dotknięcie Jego szaty. Ludzie, którym nie podoba się ich własny wizerunek, mający o sobie niskie mniemanie. Ludzie, których się nie zauważa, o których się nie pamięta. Ale to do nich Chrystus mówi: Jesteście błogosławieni, ponieważ to wy odziedziczycie ziemię.

Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości. Nie mający nic, co mogłoby zaspokoić tę ich potrzebę. Potrzebują Boga, ale nie wiedzą jak to zaspokoić. A świat jest pusty i nie ma im nic do zaoferowania. Do nich właśnie Chrystus mówi: Wy będziecie nasyceni.

Błogosławieni miłosierni, ci, którzy się litują. Żyjemy w kulturze zdającej się mówić, że współczucie okazują tylko słabi, a jeśli chcesz odnieść sukces, musisz być twardy. Ale to do miłosiernych Chrystus mówi, że są błogosławieni, bo dostąpią miłosierdzia.

Błogosławieni czystego serca. Ludzie czystego serca chcieliby widzieć doskonałość, a że jej nie znajdują u innych, więc są krytyczni i potępiający. Niestety, nie widzą tej doskonałości także w samych sobie. Gdy więc patrzą w lustro, chcieliby zobaczyć, że są prawi i czyści. I nienawidzą tego, co tam rzeczywiście widzą. Ale Chrystus mówi: Będziecie oglądać Boga! Będziecie oglądać doskonałość.

Błogosławieni pokój czyniący. Ci, którzy chcą mieć we wszystkich przyjaciół, często źle rozumiani. Do takich Bóg mówi: Wy będziecie nazwani synami Bożymi.

Sól ziemi i światłość świata

Te otwierające przemowę Chrystusa wersety dotykają głębi i istoty kultury, polegającej na pokazywaniu osiągnięć. Ci ludzie, słabi i cierpiący, są daleko od Boga, a ta kultura uczy ich, że są także przez Boga opuszczeni, bo skoro znajdują się w takim położeniu, to musieli zrobić coś złego. Nawet uczniowie, gdy widzą ślepego od urodzenia, pytają Jezusa, kto zgrzeszył, on czy jego rodzice. Dobrze to rozumiemy. Bo kiedy doświadczamy bólu, choroby, straty, to przecież nie zadajemy sobie pytania, jak Bóg może się w tym uwielbić, raczej zwykliśmy pytać, co zrobiliśmy, że nas to spotyka? Jest tak dlatego, że i my należymy do kultury, w której trzeba się wykazać.

Niemniej w osobie Jezusa Bóg, spoglądając na tych ludzi, mówi do nich: „Wy jesteście solą ziemi” (Mt 5:13). „Wy jesteście światłością świata” (Mt 5:14). Wy jesteście tymi, którzy będą mieli wpływ i odmienią tę kulturę. To nie piękni, to nie liderzy, to nie obdarzeni charyzmą, nie ci, których nasza kultura obdarza honorami, ale to ci złamani i zgnębieni dokonają tego. Kiedy Chrystus na nich patrzy mówi im: Jesteście ważni, nie jesteście bez znaczenia, wasze życie ma cel.

A co z nami?

A jaka jest nasza postawa? Poprzez łaskę Chrystusa mamy możliwość wejścia do Bożego Królestwa, nauczenia się jego kultury. Bóg mówi do nas: Wybrałem ludzi zwyczajnych, ludzi zranionych. Wybrałem was do miłości. I właśnie z powodu miłości weźmiecie tę kulturę i zaniesiecie do świata. Jezus oczekuje, że to my staniemy się solą ziemi i światłością świata. Moglibyśmy przyjrzeć się całemu nauczaniu Jezusa i uznać je jako zasady i prawa, którym musimy być posłuszni. Jednak Jezus uczy nas nie wymagań, ale tego, jaka jest Jego kultura, jaka jest kultura Bożego Królestwa. A ta kultura ma dokładnie te same podstawy, co kultura żydowska, ponieważ jest ona tożsama z kulturą Królestwa Chrystusa. Tym fundamentem jest miłość, miłosierdzie i współczucie, sprawiedliwość i przebaczenie. Żyjemy w polskim kontekście kulturowym. Przyszło nam żyć w kulturze, która w niewielu miejscach pokrywa się z kulturą Królestwa Bożego. Pracujemy w miejscach, gdzie ludzie naginają zasady albo tak je wykorzystują, by zyskać awans. I teraz Chrystus powołuje ciebie i mnie, abyśmy żyli życiem Jego Królestwa. Żebyśmy wiedzieli, że jesteśmy otaczani Bożą miłością nie z powodu tego, co dobrego zrobiliśmy. Byśmy wiedzieli, że Chrystus nie manipuluje nami, lecz uczy nas tej wspaniałej, twórczej kultury Jego Królestwa. Byśmy wcielali tę Bożą kulturę w świecie, w którym przecież żyjemy. By światło Chrystusa i sól tej ziemi mogły się rozprzestrzeniać.

Drogi Ojcze w niebie, tak bardzo dziękuję Ci za kulturę Twojego Królestwa. Że nas w niej zakorzeniasz, sprawiasz, iż stajemy się częścią tej wspaniałej kultury miłości, łaski i miłosierdzia. Modlę się, by życie każdego z nas mogło to odzwierciedlać. Żebyśmy mogli, mimo naszej słabości, złamania i cierpienia, stać się światłością i solą ziemi. Byśmy wiedzieli, że jesteśmy otoczeni Twoją miłością. I abyśmy mogli - właśnie ze względu na tę miłość - Tobie służyć . W imieniu Jezusa. Amen.

[Oprac. red. na podstawie kazania, wygłoszonego 15.07.2012 r. w Społeczności Chrześcijańskiej „Puławska” w Warszawie].


Copyright
© Słowo i Życie 2012