Nina i
Bronisław Hury
Od redakcji
Od
początku
roku w mediach huczało o
refundacji leków oraz
związanych z tym
protestach lekarzy i
farmaceutów, o
dokumencie ACTA i
protestach internautów,
o rządowym projekcie
wydłużenia wieku
emerytalnego i
protestach niemal
wszystkich. Informacja o
presji internautów na
Rzecznika Praw Dziecka w
sprawie dwu książek o
wychowaniu dzieci i
dalszych tego
konsekwencjach
zelektryzowała media na
krótko i przemknęła
prawie niezauważenie.
Ale sprawa nie była
wcale tak marginalna,
jak potraktowały ją
media.
Co się
właściwie stało?
Chodzi o dwie książki,
wydane przez znaną z
wielu znakomitych
chrześcijańskich
publikacji Oficynę
Wydawniczą Vocatio: „Mądra
miłość” Betty N. Chase
(2006) i „Jak
trenować
dziecko. Trening
czyni mistrza” Michael i
Debi Pearl (kwiecień
2010). Książki o
wychowywaniu dzieci,
zwłaszcza
chrześcijańskie, mało
kogo poza
specjalistami
obchodzą. Te dwie nie
zasługują może na
szczególną uwagę z
racji odkrywczych
metod, ale należą do
szerokiego spektrum
książek o wychowaniu
uwzględniających
biblijne fundamenty.
Autorzy, odwołując się
do biblijnych zasad
wychowywania dzieci w
karności, nie
wykluczają
rodzicielskiego
karcenia fizycznego.
Problem w tym, że 1
sierpnia 2010 roku
weszła w życie
nowelizacja Ustawy o
przeciwdziałaniu
przemocy w rodzinie,
zakazująca fizycznego
karcenia dzieci,
działań wychowawczych,
które
noszą jakiekolwiek
znamiona przymusu
bezpośredniego. Osobom
wykonującym władzę
rodzicielską oraz
sprawującym opiekę nad
małoletnim zakazuje
się stosowania kar
cielesnych. A
wspomniane wyżej
książki, wydane przed
wprowadzeniem tych
regulacji, nawołują –
według niektórych – do
popełnienia
przestępstwa. Na
wniosek Rzecznika Praw
Dziecka prokuratura
prowadzi
postępowanie
sprawdzające.
Powszechnie
wiadomo,
że naturalną skłonnością
jest rozpieszczanie i
pobłażanie dzieciom, zaś
bicie i znęcanie się to
dewiacja i wynaturzenie.
Wiadomo również, że
Biblia nie tylko nie
nakłania do bicia i
znęcania, ale naucza,
jak dzieci kochać i
wychowywać w karności.
Wymaga to
przezwyciężenia
naturalnej skłonności do
zaniechania trudnych
zadań wychowawczych. To,
co z perspektywy
biblijnej jest trudem
wychowawczym
podejmowanym dla dobra
dziecka wbrew
rodzicielskim uczuciom i
odruchom, w świetle
znowelizowanej ustawy
jest przejawem chorych
emocji i hołdowaniem
najniższym skłonnościom.
Życie
pokazuje, że zdarzają
się patologiczne
jednostki wyładowujące
swoje frustracje na
dzieciach. Jest to
jednak tak
nienaturalne, że
wzbudza powszechne
potępienie i sprzeciw.
Na tym właśnie
sprzeciwie buduje się
przekonanie, że
ustawowy zakaz
fizycznego
dyscyplinowania
załatwi sprawę i
znęcanie się nad
dziećmi ustanie.
Intencje z pozoru
szlachetne, ale
przekonanie złudne.
Przykład Szwecji
dowodzi, że
obowiązujący tam od
lat zakaz fizycznego
dyscyplinowania dzieci
nie wyeliminował
patologicznych
zjawisk. Jeśli miłość
do dziecka i wierność
moralnym zasadom nie
powstrzyma rodziców od
nagannych zachowań, to
prawo także tego nie
dokona, a brak kar
cielesnych
powoduje załamanie
się dyscypliny,
zarówno w domu jak
i w szkole. Okazuje
się, że teraz nawet
samo mówienie o takim
wychowaniu stawiane
jest pod pręgierzem
prawa.
Wydawca
zdecydował się wycofać
wspomniane książki z
rynku. Nie sprzedane
dotąd egzemplarze
pewnie nadal
zalegałyby w
hurtowniach i na
półkach księgarń. Ale
zniknęły. Do wydawcy
wrócił jeden (sic!)
egzemplarz. Zabawne?
Wcale nie. Nagonka na
chrześcijańską
literaturę i Biblię
nie jest dyktowana
troską o dzieci, lecz
względami
ideologicznymi.
Szczytne hasła służą
jedynie propagowaniu
laickiego stylu życia,
a to co
chrześcijańskie ma być
piętnowane. W historii
chrześcijanie byli już
nie raz atakowani. A
jednak Ewangelia jest
wciąż głoszona. I
wciąż bardziej mamy
słuchać Boga niż
ludzi.■
Copyright
©
Słowo i Życie 2012