Duży może
więcej. Jest w tym
sporo racji, ale sens
tego powiedzenia
rozumiany bywa różnie.
Że duży może więcej
zrobić, albo że mu
więcej wolno.
Przeważnie chodzi o
jedno i drugie, ale
niekiedy wyłącznie o
drugie. W obliczu
drugiej fali kryzysu
słyszy się, że rynki
finansowe mają większą
siłę niż największe
nawet europejskie
państwa. Pojawiają się
więc sensownie
brzmiące postulaty, by
Europa bardziej się
integrowała. Dyskutuje
się, jakie prawne
uregulowania przyjąć
dla kontroli własnych
finansów i obrony
przed spekulacyjnymi
atakami. Że takie
ataki mają miejsce,
nie trzeba nikogo
przekonywać. Co rusz
złoty traci na
wartości, a spłacający
kredyty w euro czy
frankach szwajcarskich
boleśnie to odczuwają.
Największy atak
spekulacyjny na
narodową walutę, znany
jako „czarna środa”,
został przypuszczony
we wrześniu 1992 na
brytyjskiego funta.
Brytyjskie
ministerstwo skarbu
określiło wtedy
straty na 3,4 mld
funtów, a główny
beneficjent,
amerykański
finansista
węgierskiego
pochodzenia George
Soros, zarobił około
miliarda dolarów.
Jak widać, za hasłem
„rynki
finansowe” kryją się
konkretni ludzie,
skupiający w swoich
rękach ogromne
zasoby. To daje im
władzę, nawet jeśli
nie jest ona
formalnie
usankcjonowana. Jak
ją wykorzystują,
pokazuje właśnie ta
„czarna środa”.
Jednak
integracja także
niesie
niebezpieczeństwa.
Ktoś tą zintegrowaną
Europą musi kierować.
Czyje interesy będzie
reprezentować i jakimi
wartościami będzie się
kierować? Ściślejszej
integracji
przeciwstawiają się
środowiska
konserwatywne,
upatrując w niej
zagrożenie dla
suwerenności,
tożsamości narodowej,
kulturowej, religijnej
i tradycyjnych
wartości. Szeroko te
kwestie podejmują
konserwatywne media.
Podobno finanse nie
kierują się poglądami
politycznymi. Dziwnym
jednak trafem w
ostatnich
dziesięcioleciach
konserwatywne media
mają kłopoty. Niektóre
tytuły zostały
zamknięte, inne walczą
o przetrwanie.
Wiadomo, że czasopisma
nie utrzymują się
wyłącznie z
prenumerat, a stacje
radiowe i telewizyjne
z abonamentów. Głównym
źródłem ich dochodów
są reklamy. Ale
lukratywne reklamy
trafiają do mediów
liberalnych, a
konserwatywne omijają.
Czyżby więc
„apolityczne” rynki
finansowe, wspierając
optujące za ściślejszą
integracją liberalne
media, działały na
swoją niekorzyść? Z
pewnością nie! Można
się obawiać, że w
zintegrowanej Europie
dojdzie do rozbicia
narodowych tożsamości
i społecznych więzi, a
wzrośnie pogoń za
dobrobytem. W
atmosferze rosnącego
konsumpcjonizmu normy
moralne osłabną,
przestanie mieć
znaczenie, jak się
zdobywa pieniądze,
ważne będzie ile się
ma. A im więcej ktoś
ma, tym więcej i
więcej mu wolno.
Dla ludzi
wiernych Chrystusowi
nacjonalizmy są równie
obce jak bezideowy
konsumpcjonizm.
Natomiast bliska sercu
jest szeroka
współpraca dla
szczytnego celu.
Apostoł Paweł był
Żydem, faryzeuszem
wiernym religijnej
tradycji, ale po
nawróceniu poganom
głosił Ewangelię. Czy
odrzucił narodową
tożsamość? Nie!
Pozostał Żydem, ale
stał się propagatorem
wielkiej
chrześcijańskiej
wspólnoty.
Chrześcijańska myśl
przeniknęła i
przeobraziła
starożytny świat.
Ewangeliczny świat nie
jest przeciwny
integracji.
Duży
rzeczywiście może
zrobić więcej.
Wszystko zależy od
intencji. Jezus był
największą postacią
w historii świata,
ale nie wykorzystał
tego dla
egoistycznych celów,
„nie
upierał się
zachłannie przy
tym, aby być
równym Bogu, lecz
wyparł się samego
siebie, przyjął
postać sługi i
stał się podobny
ludziom... uniżył
samego siebie” (Flp
2:6-8). Nie byłoby
kryzysu, gdyby nie
zysk, a miłość
wytyczała kierunek
działania, gdyby
powszechną
aprobatę i posłuch
zyskały słowa
apostoła Pawła: „Takiego
bądźcie względem
siebie usposobienia,
jakie było w
Chrystusie Jezusie”
(Flp 2:5); „chodźcie
w miłości, jak i
Chrystus umiłował
was i siebie samego
wydał za nas” (Ef
5:2). Pamiętajmy o
tym, świętując
Pamiątkę Jego
Narodzin.■