Krzysztof Adamkowski
Wyrastałem
na
zakompleksionego
egoistę
Urodziłem
się
w Lidzbarku, w przeciętnej
polskiej rodzinie. Wczesne
dzieciństwo spędziłem u
babci na wsi, ponieważ
rodzice byli zajęci pracą
zawodową. W wieku 4 lat
zachorowałem na gruźlicę
płuc i ponad rok spędziłem
w oddalonym od rodziny
sanatorium. Niewiele
pamiętam, ale atmosfera
była tam ponura i
przytłaczająca.
Faszerowany antybiotykami
wyzdrowiałem, ale nigdy
już nie cieszyłem się
dobrym zdrowiem i
odpornością. Od kaszlu mam
do dziś bardzo nadwerężone
gardło. Mojego tatę
drażniło to, że ciągle
kaszlę i chrząkam. Z
powodu podobnych
charakterów nigdy nie
mieliśmy dobrych relacji i
w zasadzie przez cały
okres dorastania czułem
się odrzucony przez tatę.
Moja starsza siostra
cieszyła się lepszymi
względami, bo była
grzeczniejsza i lepiej się
uczyła.
Jako
nastolatek
żyłem we własnym świecie,
zamkniętym dla innych. Z
powodu oziębłych i
zdystansowanych relacji
rodzinnych ja również
byłem zimny i nie umiałem
okazywać przyjaznych
uczuć. Wyrastałem więc na
zakompleksionego egoistę.
Czułem się gorszy od
innych, a nawet myślałem,
że chyba nie jestem do
końca normalny. W wieku
około 15 lat zacząłem
interesować się Bogiem i
Kościołem. Chodziłem na
oazę, chciałem być duchowy
i podobać się Bogu.
Czytałem dużo
chrześcijańskich książek i
interesowało mnie
wszystko, co wiązało się z
religią. Nie byłem jednak
szczęśliwy, bo ciągle
czułem się odrzucony w
rodzinie, w szkole i
gdziekolwiek się
pojawiałem. Doszedłem do
wniosku, że moje życie nie
ma najmniejszego sensu.
Nie miałem przyjaciół, w
domu czułem się
niepotrzebny, może wręcz
przeszkadzałem. Nie
umiałem kochać ani
nawiązywać relacji. Z
czasem zaczęły pojawiać
się myśli samobójcze.
Nigdy jednak nie podjąłem
poważnych prób zakończenia
życia, ponieważ gdzieś w
sercu czułem, że to nie
podoba się Bogu. Coraz
bardziej angażowałem się w
życie religijne. Był
okres, że codziennie
chodziłem na msze. Do tego
pielgrzymki, odwiedzanie
religijnych miejsc i coraz
więcej literatury. Nie
pozbyłem się jednak
poczucia pustki i
bezsensu. Zrezygnowałem z
Technikum Mechanicznego i
przeniosłem się
do 3-letniej szkoły
zawodowej,
by szybciej skończyć naukę
i pójść do jakiegoś
klasztoru. Gdy pojechałem
do Niepokalanowa na
rozmowę kwalifikacyjną,
przełożony uświadomił mi,
że nie wszyscy w
klasztorze są tacy święci,
jak mi się wydaje i jak to
jest opisane w książkach.
Po tej rozmowie porzuciłem
zamiar pójścia do
klasztoru.
Kiedy
miałem
18 lat, do Działdowa
przyjechała „Biblia pod
namiotem.” Zupełnie nie
wiedziałem, co to jest,
ale poszedłem na pierwsze
spotkanie. Gdy było
wezwanie do przyjęcia
Jezusa, oczywiście
wyszedłem do przodu.
Robiłem to przez siedem
kolejnych wieczorów, a po
powrocie do domu,
powtarzałem tę modlitwę
jeszcze raz. Nagle
wszystko zaczęło mieć
sens. Spotkałem ludzi,
którzy wyglądali na
szczerze szczęśliwych. Ja
też poczułem się
szczęśliwy, bo wiedziałem,
że Jezus mnie akceptuje i
kocha takim jakim jestem.
Nie bałem się już, że
pójdę do piekła, a była to
kwestia, która przez lata
nie dawała mi spokoju.
Poczułem zmianę w swoim
sercu, w nastawieniu do
innych, do rodziców.
Zacząłem czytać Biblię i
rozumieć ją. Po mniej
więcej pół roku trafiłem
do Społeczności
Chrześcijańskiej w
Ciechanowie. Odtąd zaczął
się w moim życiu szybki
duchowy wzrost. 7 czerwca
1992 roku zostałem
ochrzczony przez
zanurzenie. Znów poczułem
chęć do nauki. Podjąłem
Korespondencyjne Studia
Biblijne w Chrześcijańskim
Instytucie Biblijnym.
Skończyłem Technikum
Rolnicze i zdałem maturę.
Organizując ewangelizację
w Działdowie, poznałem
Dorotę – moją żonę. W 1994 roku pobraliśmy
się i razem podjęliśmy
naukę w stacjonarnym
Seminarium Biblijnym
Kościoła Ewangelicznych
Chrześcijan w Warszawie.
Po jego skończeniu
pełniłem obowiązki pastora
w zborze KECh w
Hrubieszowie (1996-1998).
Kolejnym miejscem naszej
służby był zbór
zielonoświątkowy w Chełmie
(równolegle prowadziłem
tam ewangelizacyjne
lokalne programy w radiu
Bon Ton i służbę
więzienną). Od 1995 roku
byliśmy w Wyszkowie, czego
efektem jest Społeczność
Chrześcijańska (aktualnie
stacja misyjna SCh
„Północ” w Warszawie).
Przez 5 lat prowadziłem
tam również zajęcia w
gimnazjach w ramach
programu „Młodzież na
rozdrożu”. Obecnie kończę
studia w Wyższym
Baptystycznym Seminarium
Teologicznym w Warszawie.
Jestem wdzięczny
Bogu za zbawienie, za
przebaczenie i za to, że
jest moim Ojcem, który
mnie kocha, akceptuje, od
którego mogę się uczyć
właściwych relacji i tego,
jak kochać innych.
Dziękuję Bogu za moją
żonę, dwoje dzieci naszych
i tych, dla których od
2004 roku jesteśmy rodziną
zastępczą.
Dziękuję Bogu za
Społeczność Chrześcijańską
w Ciechanowie. Tu byłem
ochrzczony, tu był nasz
ślub. Służba pastorska w
tej społeczności to dla
mnie wielkie wyzwanie,
które podejmuję jako Boży
plan dla życia mojego i
naszej rodziny.■
Copyright ©
Słowo i Życie 2011