Nina i
Bronisław Hury
Od redakcji
-
Nie wiem, co jeszcze musi zrobić Bóg, żeby zwrócić uwagę
polityków. Mieliśmy trzęsienie ziemi, mieliśmy huragan. Bóg
powiedział: "Czy zaczniecie mnie w końcu słuchać?"-
wołała w niedzielę 28 sierpnia 2011, podczas wiecu wyborczego na
Florydzie, zasiadająca w Izbie Reprezentantów Michele Bachmann.
Amerykańskie media nie zostawiły na niej suchej nitki, a nasze z
satysfakcją to odnotowały. By
utrzymać się na stanowisku, napiętnowana publicznie Michele
Bachmann po kilku dniach oświadczyła, że jej słowa były tylko
żartem. A przecież w tej wypowiedzi nie było nic
niestosownego. Nie twierdziła, że to kara za grzech Amerykanów.
Przypomniała starą biblijną prawdę, że każdy kataklizm jest
ostrzeżeniem przed lekceważeniem Bożych zasad. Prawdą jest – i
potwierdzają to komentatorzy z prawa i lewa – że dzisiejsza
Ameryka jest zupełnie inna niż ta sprzed pięćdziesięciu czy
choćby dwudziestu lat. Ktoś do tego doprowadził, ktoś za to
odpowiada. Zarówno demokrata Jimmy
Carter jak i republikanin Ronald Reagan odwoływali się do Biblii i
chrześcijańskich wartości, a nie wzbudzało to nie tylko
oburzenia, ale nawet większych kontrowersji. Coś jednak pękło za
prezydentury Billa Clintona. Gospodarka
wtedy czasie miała się jeszcze świetnie, ale autorytet
prezydenckiego urzędu w publicznym przekazie legł w gruzach.
Niemoralne zachowania osób ze świecznika wytyczyły kierunek
standardów w niemal wszystkich dziedzinach życia. Nie trzeba było
długo czekać, by rzetelność przestała być w cenie nie tylko w
życiu osobistym. Kryzys finansowy to prosta konsekwencja
nieodpowiedzialnych zachowań ludzi, w rękach których złożono los
narodów. A przecież odpowiedzialność to nieodłączna strona
moralności. Ostoja moralności – Biblia – przestała być mile
widziana w publicznym obiegu.
Był
i w naszym kraju
taki czas, kiedy Biblia była publicznie nieobecna. U nas i tak było
lepiej niż w innych krajach tzw. demokracji ludowej, bo przez prawie
cały ten okres Biblię można było kupić w Towarzystwie Biblijnym
na Nowym Świecie w Warszawie i w ewangelicznych zborach. Ale
głoszenie Ewangelii ograniczone już było do kościelnych
pomieszczeń. Ileż to entuzjazmu i wzruszenia wzbudzało więc
pojawienie się nowych możliwości pod koniec lat osiemdziesiątych:
organizowanie wielkich chrześcijańskich konferencji młodzieżowych
na Torwarze w Warszawie czy ewangelizacji „Biblia pod namiotem”.
Nawet widok egzemplarzy Biblii w księgarniach czy supermarketach
wzruszał do łez. Nie lada wydarzeniem była emisja najpierw
katolickich a później także protestanckich nabożeństw w radiu i
telewizji. I nagle większość elit politycznych zaczęła używać
religijnej frazeologii. Powoływanie się na chrześcijańskie
wartości, nawet cytowanie Biblii stało się chwytliwe i modne. Ale
moda to rzecz powierzchowna i zmienna. Pan Bóg zaś patrzy na serce
człowieka.
„Niebo
i ziemia przeminą, ale słowa moje nie przeminą” (Łk 21:33) –
mówił Jezus Chrystus, który „wczoraj i dziś, ten sam i na
wieki” (Hbr 13:8). Oto skała, na której możemy się oprzeć,
która się nie zachwieje.■
Copyright ©
Słowo i Życie 2011
|
|
|