nr 3/2009


W. Andrzej Bajeński

Przystanek „Alicja Lewczuk”

Życie przynosi zdarzenia, które przypominają nam, że choć planujemy i współtworzymy, to jednak nie my sami jesteśmy ostatecznie autorami swoich życiowych scenariuszy. Śmierć naszej Siostry w Chrystusie Alicji Lewczukowej, a dla wielu z nas po prostu „Aliny”, to jedno z takich właśnie zdarzeń.

Śmierć pojawia się zwykle jako nieplanowany element życia. Wprawdzie mamy świadomość nieuchronnego z nią spotkania, ale rzadko kto myśli o śmierci aż tak poważnie, by ujmować ją w swoich planach. Chyba że pojawiają się sygnały ostrzegawcze w postaci groźnych diagnoz lekarskich, ale nawet w takim przypadku nadzieja życia jest zwykle silniejsza.


Przystanki

Przykre życiowe doświadczenia, choroby, śmierć osób bliskich są jak ważne przystanki na drodze ludzkiego pielgrzymowania. Choć nie należą do kategorii spraw przyjemnych, to jednak spełniają w życiu bardzo ważną rolę. Dają nam one szansę, a czasem wręcz zmuszają do pogłębionej refleksji nad sensem i jakością swojego życia.

Ludzie "pędzący przez życie" nie znoszą tych chwil. Są dla nich stratą czasu i przeszkodą na drodze do kolejnego osiągnięcia, które w końcu ma ich doprowadzić do ostatecznego sukcesu. Co to jest ten sukces? Tego dokładnie nie wiedzą. Wiedzą jedynie, że muszą. Że bardzo muszą.

Gdy dotknie nas życiowe doświadczenie zwykle traktujemy to jako kolejny zwykły przystanek, na którym trzeba się na moment zatrzymać, chwilę pomyśleć, złapać głębszy oddech. Czasem okazuje się jednak, że ten przystanek, to już stacja końcowa.

Śmierć Aliny to dla nas tylko przystanek, dla niej stacja końcowa - po tej stronie wieczności.

Ta śmierć, choć z powodu rozwoju choroby przewidywana, wciąż wygrywa – zwłaszcza w duszach osób najbliższych - przedziwne melodie. Uczucia się mieszają. Nie, nie chodzi tu o wątpliwości lub o brak nadziei, tylko o to, że jest nam tak smutno z powodu rozstania i pożegnania. Nie lubimy takich stacji końcowych. Nie lubimy.


Pożyteczny smutek

Od tysięcy lat Biblia poucza, że: "Lepiej iść do domu żałoby niż do domu biesiady; bo tam widzi się kres, a żyjący powinien brać to sobie do serca. Lepszy jest smutek niż śmiech, bo gdy smutek na twarzy serce staje się lepsze.

Serca mądrych są w domu żałoby, serca głupich w domu wesela" (Kaz 7:2-4).

Nie lubimy, ale wszyscy potrzebujemy takich chwil, takich przystanków smutku. Być może pogrzeb Aliny okaże się jeszcze jednym z jej cennych darów, jakimi obdarzała jako żona, matka, córka, siostra, babcia, ciocia, przyjaciel, współpracownik czy koleżanka.

Ludzie mądrzy i skuteczni w sprawach doczesnych starają się podejmować i prowadzić działania, mając wizję końca na uwadze. To cechuje tych, którzy chcą, aby ich życie miało znaczenie. Działają, mając zawsze kres na uwadze. Co z wygranych walk, jeśli ostatecznie przegramy wojnę? Co z pięknego domu, jeśli przegramy rodzinę? Co z kariery, jeśli po drodze stracimy zdrowie?

Mistrzowskim przykładem takiego postępowania również w sprawach wiecznych jest Pan Jezus Chrystus. On wszystko czynił, mając koniec na uwadze i dzięki temu stał się autorem największego dzieła w historii naszej planety. A był w tym działaniu tak skuteczny, tak oddany sprawie, tak miłujący, tak prawy i tak pełen zaufania do Boga, że ukończył to niezwykłe dzieło mając zaledwie 33 lata.


Sensowny trud

Snując refleksję nad życiem i przemijaniem psalmista zapisał: „Życie nasze trwa lat siedemdziesiąt, a gdy sił stanie, lat osiemdziesiąt; a to, co się ich chlubą wydaje, to tylko trud i znój, gdyż chyżo mijają, a my odlatujemy” (Ps 90:10).

Alinie „sił nie stało” - Jej życie trwało tylko lat siedemdziesiąt i niewątpliwie naznaczone zostało wieloma dobrymi uczynkami. Jej „trud i znój”, zwłaszcza na rzecz młodego pokolenia, będzie pamiętany i wspominany w bardzo wielu sercach. Będzie pamiętana jako osoba czynu, dobrego trudu. W środowisku ewangelikalnym znana była jako osoba dynamiczna i uzdolniona. Jako nauczyciel i wychowawca młodego pokolenia. Jako twórca i wieloletni dyrektor „Świata Dziecka” - służby na rzecz dzieci. Jako osoba elokwentna i twórcza, utalentowana również muzycznie - pierwszy alt w kościelnych chórach i zespołach wokalnych. I tak będzie wspominana.

Nie mamy upoważnień do podsumowywania życia innych ludzi. Zbyt wyrywkowe i powierzchowne bywają nasze oceny. Ale mądrze jest na własne życiowe dokonania patrzeć z perspektywy wieczności. „Przystanek Alina” jest okazją do spojrzenia również na siebie samych. Jak wyglądają nasze codzienne działania w perspektywie ostatecznego rachunku życia? Jaka jest ich wartość? Czy mają jakikolwiek sens w perspektywie wieczności? Czy stanowią wkład do ostatecznego sukcesu? Jak będziemy wspominani?

Nie chodzi o to, abyśmy w wieczność wchodzili „wypoczęci" albo „zaharowani”, ale o to, by nasz trud miał sens głębszy, by był uznany za wartość nie tylko w oczach ludzi, ale przede wszystkim znalazł uznanie w oczach Bożego jury. A o tym decyduje nasze dzisiaj.


W cieniu i w blasku

Na chrześcijańskim pogrzebie nie może zabraknąć przesłania Ewangelii. Od czasów przybycia Jezusa Chrystusa, od momentu, gdy życie wzięło górę nad śmiercią, również nasze ludzkie życie i nasze ludzkie umieranie nabrało zupełnie nowych barw.

Wciąż towarzyszy nam smutek i żałoba oraz tradycyjna czerń, wynikające z faktu, iż nasze życie toczy się w cieniu śmierci. Ale blask zmartwychwstania wnosi w nasze życie radość i nadzieję, sprawia, że odbijają się w nas wspaniałe barwy nowego, wiecznego życia.

Życie w cieniu śmierci oraz życie w blasku zmartwychwstania są jak dwie strony jednego medalu. Podobnie jak Wielki Piątek związany jest z Wielkanocą, a smutek pożegnania łączy się z radością przebywania u Pana. Od nas samych zależy, która strona tego życiowego medalu będzie główna, a która pozostanie rewersem.

Ten wybór jest jednak przywilejem wyłącznie ludzi wierzących, bo gdzie nie ma wiary w Chrystusa, tam nadzieja nie może być przewodnią ideą życia. Nadzieja wyrasta bowiem z wiary i miłości do Chrystusa. Gdzie nie ma wiary i więzi z Bogiem, tam musi królować filozofia śmierci i stan niepewności.


Nowe życie, lżejsza śmierć

Od czasu śmierci Chrystusa nie tylko nasze życie nabrało nowych wymiarów, również nasza śmierć straciła na ciężarze. Zbawiciel świata, umierający na jerozolimskim wzgórzu zwanym Golgotą, wziął na siebie cały ciężar ludzkiego umierania, mojego i Twojego umierania. Uczynił to, aby z - jednej strony - umożliwić nam nowe życie, zaś z drugiej strony - aby ulżyć nam w naszym umieraniu, aby nasze przejście z doczesności do wieczności uczynić możliwie najłagodniejszym. On - Jezus Chrystus, Syn Boży - został przez śmierć straszliwie zdruzgotany i poturbowany.

- Tato, skoro Pan Jezus umarł za nasze grzechy, to dlaczego my wciąż umieramy? - pytała mała dziewczynka, wracając z pogrzebu swojej mamy. W tym momencie z dużą prędkością przejechała obok nich ogromna ciężarówka, rzucając na idących chodnikiem przechodniów wielki cień. - Córeczko, wolałabyś być przejechana przez ciężarówkę czy przez jej cień? - zapytał ojciec. - Oczywiście, że przez cień - brzmiała odpowiedź.

Gdy Pan Jezus umarł, cały miażdżący impet śmierci przejechał po Nim, aby po nas przemknął jedynie jej cień.


W Chrystusie i bez Niego

Jak to dobrze, że zanim nam przyjdzie umierać, On - Chrystus - umarł jako pierwszy, przecierając człowiekowi drogę do wiecznego życia.

Bez Chrystusa i życie jest puste, i śmierć druzgocąca.

Bez Niego nawet nasze dobre uczynki, tak cenione po tej stronie, nie mogą się przebić na drugą stronę, do wieczności.

Bez Chrystusa wszyscy jesteśmy życiowymi bankrutami. Może wykształconymi, może znanymi, może bogatymi, może zdolnymi, może pięknymi, może wiele znaczącymi wśród ludzi, ale wciąż bankrutami.

Jezus jest jedynym, który patrząc w czeluść grobowca mógł powiedzieć: "Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we mnie wierzy, choćby nawet umarł - żyć będzie” (J 11:25). A potem, powstając z martwych, udowodnił, że nie były to tylko słowa.

Jedynie Syn Boży potrafi nasze "stacje końcowe" uczynić miejscem przesiadki do dalszego życia.


Ważne pytania

Jeżeli poważnie traktujemy życie, nie wolno nam zapominać o ostatnim ziemskim przystanku, ku któremu każdy z nas zmierza. A skoro to jeszcze nie nasz ostatni przystanek, może trzeba i mnie i Tobie naprawdę przystanąć, pomyśleć, podjąć decyzję, może się przesiąść, zmienić kierunek lub sposób dalszego podróżowania?

Spoglądając na trumnę Aliny, stojąc wobec rzeczywistości śmierci, czując jej chłodny powiew, nie pytajmy: Boże dlaczego zawołałeś z życiowego podwórka Alinę? Kto czyta Biblię, ten wie, że „owoce z drzewa poznania” zwykle nie wychodziły ludziom na zdrowie. Lepiej jest zapytać: Boże, po co mnie tu jeszcze trzymasz? Co z rzeczy, mających wieczne znaczenie, mam tu jeszcze do zrobienia? Takie pytania prowadzą nas do "drzewa życia"

Dziękujemy Ci, Boże, za wszystkie te lata i chwile, dokonania i starania, które mają na sobie znak firmowy „Alicja Lewczukowa”. I za to dziękujemy, że swoją śmiercią wszystkich nas zwołała, byśmy Ją żegnając, o Tobie, Chryste, nie zapominali i o sobie samych pomyśleli.

Kazanie wygłoszone na pogrzebie Alicji Lewczuk 9 grudnia 2009. Oprac. N.H.

Copyright © Słowo i Życie 2009
Słowo i Życie - strona główna