Obchodząc
dwusetną rocznicę „Deklaracji i
wezwania” autorstwa Thomasa Campbella,
widzimy, że ten dokument,
choć napisany dawno temu, zupełnie się nie zestarzał.
Właśnie
teraz to wezwanie do jedności Bożego ludu
głośno przemawia do
świata sfrustrowanego podziałami, nienawiścią i wojnami.
Bazylika
Grobu Świętego
w Jerozolimie to tradycyjne miejsca śmierci i pochówku Jezusa.
Pośród ornamentów, świec, kadzideł i obrazów można też
dostrzec zjawisko innego rodzaju. W jednej części ogromnego
kompleksu kościelno-katedralnego ma swoje nabożeństwa Kościół
Koptyjski, w innej Kościół Prawosławny. W jeszcze innej odbywają
się msze rzymskokatolickie. W sumie sześć różnych
chrześcijańskich denominacji ma tam swoje nawy i kapliczki. Na
pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że to piękny obraz Bożego
ludu, współpracującego ze sobą pod jednym dachem. Nic równie
mylnego. W rzeczywistości każda z tych denominacji kontroluje
wyłącznie swoje terytorium i rzadko wdaje się w jakąkolwiek
interakcję. Brak jedności jest tak porażający, że klucze do
bazyliki posiadają muzułmanie. To muzułmanie co dzień otwierają
i zamykają bazylikę pod bacznym okiem trzech zakonników,
reprezentujących główne Kościoły chrześcijańskie.
To,
co obserwujemy w tej
Bazylice, to mikrokosmos tego, co dzieje się na całym świecie,
kiedy pozwalamy, aby to różnice, a nie podobieństwa nas określały.
Amerykańskie chrześcijaństwo protestanckie niczym się tu nie
różni. Jedna grupa krytykuje drugą. Etykietki i listy kryteriów
dominują w naszym postrzeganiu, kto jest dobry, a kto zły. Nawet
ci, którzy wyrośli na spuściźnie Campbella, nie stronią od
lekceważenia tych, którzy się od nich różnią, wytykając im ich
błędy, ale broniąc się, gdy ktoś wytyka im ich własne.
Pod
wieloma względami
religijny klimat początku XIX wieku w Ameryce był podobny do
dzisiejszego. Ciągle powstają nowe odłamy, przywódcy kościelni
koncentrują się na nieistotnych doktrynach. Kościoły zawłaszczają
sobie określone terytoria oddziaływania, a wszystko to dzieje się
w sytuacji, gdy miliony ludzi żyją z dala od Królestwa Bożego. Z
pewnością propozycje Thomasa Campbella z 1809 roku winny być
odświeżone i ponownie zastosowane w XXI wieku.
Jedność
nie jest
opcjonalna
Pierwszy
postulat Thomasa Campbella powinniśmy postrzegać jako strzał w
mroki podziału. „Kościół Chrystusa na
ziemi jest nieodzownie, rozmyślnie i strukturalnie jednością”.
Nowotestamentowy Kościół dużo wiedział o podziałach i odłamach
(1 Kor 1:10-12), ale jego natura nadal odzwierciedlała jedność
samego Chrystusa. Jezus Chrystus nie może być podzielony (1 Kor
1:13), a my jesteśmy Jego Ciałem, więc przez definicję
zjednoczeni. Moja dłoń może być oderwana od mojego ciała, ale
nie może żyć z dala od niego. Mogę być oderwany od mojego
duchowego Ciała (Kościoła), ale - nie mając łączności z Ciałem
Chrystusa - nie mam życia.
Jezus
jest krzewem
winnym, a my Jego latoroślami (J 15). Jeśli jesteśmy połączeni z
krzewem winnym, jesteśmy z założenia połączeni z innymi jego
gałęziami. Ta więź nie jest kwestią wyboru. To nasza natura. To
nasza istota.
Mam
pięcioro rodzeństwa i być może ktoś z nich postanowi kiedyś
mnie wydziedziczyć. Ale nawet jeśli nie będzie mnie już traktować
jak brata, nadal pozostanę jego biologicznym bratem. Nie można
zmienić faktu, że jestem jego bratem. Dlatego, jak powiedział
Campbell, „nie powinno być podziałów między
poszczególnymi zgromadzeniami”.
Pewne
małżeństwo w
naszym zborze jest niezadowolone z niesprawiedliwego ich zdaniem
sposobu traktowania ich przez innych członków naszego Kościoła.
Jeśli to małżeństwo odejdzie, będziemy się modlić, żeby
pozostali połączeni z Ciałem Chrystusa, chociaż nie z nami
konkretnie, ponieważ jedność nie jest opcjonalna. Niestety,
istnieją niezliczone podobne do tego przypadki. Chociaż tak jest i
nadal będzie, aż do powtórnego przyjścia Jezusa, pozostajemy
świadomi rzeczywistej jedności Ciała Chrystusa. I dlatego nie
powinno być odstępstw czy niechlubnych podziałów wśród nas.
Jeśli
pokroję szarlotkę na osiem kawałków i podam gościom, nikt nawet
nie pomyśli o braku jedności tego ciasta. Ono było upieczone nie dla jedności,
tylko do
podzielenia i zjedzenia. Ale Kościół nie powstał dla rozłamów
czy podziału. Jezus jest głową jednego
Ciała. Jeśli więc jesteśmy
podzieleni, powinniśmy odczuwać konsternację i ból, bo stało się
coś, co nie powinno mieć miejsca. Jest to sprzeczne z naturą i
tożsamością Kościoła.
Przyczyna
podziału
Co
spowodowało takie podziały? Jak Thomas Campbell słusznie zauważył,
powodem wielu naszych schizm kościelnych była hermeneutyka, czyli
sposób rozumienia i interpretowania Pisma. Wiedząc, że
chrześcijanie będą różnie interpretować Nowy Testament,
Campbell jasno i słusznie pisał: „Wnioski, do
jakich dochodzimy dzięki systematycznemu studiowaniu Pisma Świętego,
choć cenne i doktrynalnie zasadne, nie powinny być miernikami
wspólnoty wiary. Wnioski wypływają z naszych przemyśleń i
interpretacji. Lecz wiara człowieka musi opierać się na mocy i
prawdzie Bożej, a nie na ludzkiej mądrości” (Propozycja 6).
Wiele
książek, zawierających wnioski i indywidualne rozumienie Słowa
Bożego, za przyzwoleniem Kościoła traktowanych jest jako doktryny.
Ich lista ciągnęłaby się w nieskończoność. Poglądy na temat
czasów ostatecznych, sposób spożywania Wieczerzy Pańskiej,
dylemat - budynek kościelny czy kościół domowy, opinie na temat
świąt to tylko kilka przykładów, które przychodzą mi na myśl.
Ludzie odchodzą ze zboru, bo dzieci na szkółce niedzielnej szukały
wielkanocnych jajeczek (że już nie wspomnę o używaniu terminu
„Wielkanoc” zamiast „Niedziela Zmartwychwstania”).
Niektóre
podziały kościelne wynikają z „częściowego
zaniedbywania jasno wyrażonej woli Bożej”, inne z “ludzkich
opinii”. Tak czy inaczej, Campbell
wskazuje, że “wszystkie przeszłe i obecne
wypaczenia i podziały w Kościele wynikają z tych
dwóch przyczyn”
(Propozycja 11).
Sfera
opinii
Wiele
zborów trzyma się „próby lakmusowej”, zanim kogoś w pełni
przyjmie do społeczności kościelnej. Oczywiście, należy mieć
biblijne standardy członkostwa, ale powinno się poważnie traktować
wezwanie do „czynienia uczniami”, a nie decydowania o
uczniostwie. Niestety, często ludzie - choć rozumieją istotę
członkostwa w Kościele - większą wagę przywiązują
do
kwestii nieformalnych.
Załóżmy,
że ktoś
jest ochrzczonym (przez zanurzenie) wierzącym w Jezusa Chrystusa.
Ale - na przykład - niektórzy uważają, że jeśli podczas chrztu
nie padły słowa „na odpuszczenie grzechów i przyjęcie Ducha
Świętego”, chrzest jest nieważny. Albo jeżeli podczas Wieczerzy
Pańskiej, która może być głównym punktem nabożeństwa, nie
zostaną przeczytane słowa „ustanowienia”, to taki zbór należy
uznać za liberalny. Ktoś chce być częścią pewnej społeczności,
ale wymsknęło mu się w rozmowie ze starszym, że nie można
utracić zbawienia i w rezultacie szybko zostaje wyprowadzony tylnymi
drzwiami. Ktoś inny przypadkiem wspomniał - nie wiedząc, że ten
temat to główna kość niezgody między niektórymi - że wierzy w
mówienie językami i nagle nie jest już tak serdecznie witany. To
tylko kilka przykładów „próby lakmusowej” stosowanej w
zborach, najczęściej zupełnie nieformalnie.
Być
może, takie jak te kwestie miał na myśli Campbell, pisząc: „Wiara
człowieka musi opierać się na mocy i prawdzie Bożej, a nie na
ludzkiej mądrości” (Propozycja 6). Innymi słowy, nie
wszyscy mamy takie same poglądy na eschatologię, pneumatykę czy
eklezjologię. Czy fakt, że ktoś otrzymał inną naukę na temat
czasów ostatecznych, wyklucza naszą z nim społeczność? Z
pewnością są prawdy biblijne niezbędne do określenia, czy ktoś
jest naśladowcą Chrystusa, ale ta lista jest dużo krótsza, niż
te stosowane przez wiele zborów czy chrześcijan.
Najistotniejsze
zagadnienia
Jednym
z uroków naszego ruchu jest to, że zjednoczyliśmy się wokół
podstawowych doktryn wiary, przyzwoliliśmy na różnicę zdań w
mniej istotnych kwestiach i staraliśmy się okazywać miłość we
wszystkim. Jakie są te zasadnicze kwestie?
Pewien
mądry pastor
powiedział mi kiedyś, że jest tylko jedna doktryna – Jezus
Chrystus ukrzyżowany i zmartwychwstały. Na podstawie tego
odpowiadamy z wiarą na liczne ważne prawdy biblijne, takie jak
chrzest, wyznanie grzechu, chodzenie w Duchu i tak dalej. Ale są
dwie drogi życiowe: w stronę Jezusa lub przeciwną. Jeśli idziemy
w kierunku Jezusa, to nawet jeśli nie wszystkie kwestie, jak na
przykład chrzest, pojmujemy właściwie, to przynajmniej możemy się
uniżyć i chodząc z Jezusem dojdziemy do głębszego zrozumienia.
Czy nie tak było z chrztem w przypadku Thomasa i Aleksandra
Campbella? Czy nie byli już naśladowcami Chrystusa, zanim doszli do
przekonania, że trzeba być zanurzonym?
Żyjąc
w XXI wieku i
czerpiąc z dziedzictwa Stone’a i Campbella musimy kłaść
mniejszy nacisk na osądzanie, kto jest zbawiony, a kto nie, a
poświęcić więcej czasu na wywyższanie Jezusa Chrystusa. Nie do
mnie należy nakłanianie innych, żeby mieli takie samo zdanie na
temat chrztu, Wieczerzy czy Ducha Świętego, ale moim zadaniem jest
kochać ich tak, jak Jezus ich umiłował, i wywyższać Tego, który
może wszystkich pociągnąć do siebie.
Odrażające
zło
Nasze
wezwanie do jedności nie jest naiwną wiarą, że ludzie już zawsze
będą interpretować Słowo tak samo. Nie chcemy zaprzeczać, że
Biblia jasno naucza na temat podstawowych kwestii wiary, na przykład
że Jezus zmarł za nasze grzechy, był pogrzebany i powstał z
martwych. Nasze wezwanie do jedności jest oparte na przekonaniu, że
„podziały między chrześcijanami są
odrażającym złem i przyczyną wielu tragedii. Są niechrześcijańskie,
ponieważ niszczą widoczną jedność Ciała Chrystusa.
To działanie wbrew chrześcijaństwu, ponieważ niszczy widoczną
jedność w Ciele Chrystusa; jakby Chrystus był podzielony sam
przeciw sobie” (Propozycja
10).
Po
huraganie Katrina w
Nowym Orleanie w 2005 roku mój przyjaciel Rick opowiedział mi swoją
historię. Kościół, założony przez niego przed huraganem,
rozpoczął międzywyznaniową służbę, mającą na celu pomaganie
ludziom w odbudowaniu życia po huraganie. Z założenia była to
służba skierowana do wierzących z różnych Kościołów, a ich
pragnieniem było, żeby Bóg wykorzystał tę posługę, żeby
pokazać jedność swojego ludu. Działka, która należała do
jednej z denominacji zaangażowanej w tę służbę, została
podarowana innemu zborowi z tej samej denominacji. Pastor tego
Kościoła zadzwonił i powiedział: „Wspaniała wiadomość!
Dostaliśmy działkę. Może wspólnie zbudujemy ośrodek w ramach
naszej międzywyznaniowej służby?”. Obydwaj myśleli, że to może
być dobry początek jednoczenia wierzących poprzez wspólną
służbę. Jednakże, kiedy działka została przepisana, rada
starszych tego zboru zainterweniowała i powiedziała, że działka
może być użyta jedynie przez tę denominację i tylko na działania
w obrębie tej denominacji. Nadal pomagają sobie wzajemnie i
utrzymują przyjacielskie stosunki, ale byli zasmuceni, że dwa różne
Kościoły nie mogą ze sobą współpracować w bardziej namacalny
sposób.
Kiedy
postrzegamy swoją
tożsamość nie jako przynależność do jakiejś denominacji, ale
do Królestwa Bożego, jesteśmy bardziej otwarci na przyjęcie tych,
którzy wyrośli w innej tradycji, ponieważ nie uważamy, że nasza
denominacja jest sprawdzianem braterstwa. Jest wiele przykładów
tego, jak Kościoły służyły wspólnie i doświadczyliśmy tego w
różny sposób w Nowym Orleanie, ale wiem, że jeszcze wiele
pozostaje do zrobienia w kwestii budowania jedności.
Następny
krok
Jaki
powinien być
następny krok? Czego możemy się dziś nauczyć z „Deklaracji i
Wezwania”, co pomoże nam w naszym milenium?
Przede
wszystkim musimy
uznać, że jedność Kościoła nie jest opcjonalna. Jedność w
Ciele Chrystusa jest kwestią zasadniczą. Mówiąc prościej, chodzi
o to, kim jesteśmy, nawet jeśli nie zawsze zachowujemy się
odpowiednio.
Po
drugie, przyznajemy, że przyczyniliśmy się do podziałów i
sekciarstwa w
naszej służbie. Kościoły opierają się na relacjach – relacji
z Jezusem Chrystusem i ze sobą nawzajem. Kiedy relacje są
nadszarpnięte, ludzie odchodzą. W szerszej perspektywie, kiedy
relacje są zerwane, nie tylko pojedyncze zbory są podzielone, ale i
całe denominacje. Jest to pewne uproszczenie tego, jak powstają
podziały, ale pokazuje praktyczną stronę tego, że nie stajemy na
wysokości zadania, żeby uzdrawiać zerwane więzi, prosić o
przebaczenie i przebaczać innym.
Budowanie
mostów
Po
trzecie, nasze działanie jest ukierunkowane na budowanie mostów.
Sam fakt, że Thomas Campbell napisał „Deklarację i Wezwanie”
wskazuje, że chciał coś zrobić
w reakcji na podziały, istniejące w tamtym czasie. Zbyt łatwo
przychodzi nam przyjmowanie postawy wygodnictwa i akceptowania
podziałów, kierując się myśleniem, że tak po prostu już jest.
Thomas Campbell wybrał, by nie akceptować zjawiska podziałów.
Przeciwstawiał się temu i wiedział, że najlepszym lekarstwem jest
koncentrowanie się na jedności. Zawsze będą obszary, w których
będziemy się różnić (mniej istotne kwestie). Powinniśmy się
czuć wolni do wyrażania naszego zdania i dyskutowania na te tematy.
Jednakże dyskusje powinny być w ramach szerszej jedności w
zasadniczych kwestiach wiary – naszego oddania Jezusowi
Chrystusowi.
Wreszcie,
pamiętamy o naszym postanowieniu, aby we wszystkim okazywać sobie
miłość. Jak powiada Pismo:
„Nade
wszystko miejcie gorliwą miłość jedni ku drugim, gdyż miłość
zakrywa mnóstwo grzechów”
(1 P 4:8). Apostoł Paweł przypomina nam: “Umiłowani,
miłujmy się nawzajem, gdyż miłość jest z Boga, i każdy, kto
miłuje, z Boga się narodził i zna Boga. Kto nie miłuje, nie zna
Boga, gdyż Bóg jest miłością”
(1 J 4:7-8).
Miłość
zrodzona z Boga nie zaprzyjaźnia się z grzechem i nie pomija
prawdy, ale zawsze najpierw szuka Królestwa Bożego i stara się,
żeby inni pojednali się z Bogiem przez Jezusa Chrystusa.
Zapoczątkowany przez Stone'a i Campbella Ruch Odnowy (the
Stone-Campbell Restoration
Movement) ma
na celu przywrócenie nie tylko doktryn biblijnych, ale biblijnej
zasady oddawania swojego życia za siebie nawzajem. Co
to jest miłość? „Po
tym poznaliśmy miłość, że On za nas oddał życie swoje; i my
winniśmy życie oddawać za braci” (1 J
3:16).
Biblijna
prawda nie oddziela doktryny od praktyki. Jeśli twierdzimy, że
znamy Boga, okazujmy to naszym sposobem traktowania innych. Żeby
Ruch Odnowy mógł się rozwijać w XXI wieku, nasze Kościoły i
wierzący muszą połączyć swoje zrozumienie prawdy z Duchem
prawdy. Świat dojrzał na żniwo. Teraz, bardziej niż kiedykolwiek,
przesłanie „Deklaracji i Wezwania” musi brzmieć głośno i
wyraźnie: Jezus jest Panem i powołuje nas, abyśmy - będąc
jednomyślni - docierali z Ewangelią do zgubionego i poranionego
świata.
[Przygotowane,
w oparciu o opracowanie Ricka Grovera, na Doroczną Konferencję WKCh
'09].■