nr 3/2009

Nina i Bronisław Hury

Od redakcji

Wrzesień kojarzy się nam głównie z rozpoczęciem zajęć w szkołach, ale nie tylko. Od roku 2001 cały świat ze zgrozą wspomina datę 11 września. Starsze pokolenia wciąż jednak wracają do pamiętnej daty roku 1939. Dla upamiętnienia okrągłej rocznicy tamtych wydarzeń na Westerplatte w Gdańsku odbyły się uroczystości z udziałem wielu znamienitych gości z zagranicy. Głośno było o nich w mediach. Mówiło się, że po raz pierwszy szeroko w świat poszła informacja o rzeczywistej dacie wybuchu II wojny światowej.

O ile zrozumiałe są różnice zdań co do sensu organizowania takich uroczystości, o tyle zdziwienie w naszym kraju budzi fakt, że początek II wojny światowej ktokolwiek mógłby datować inaczej niż 1 września 1939. Dla nas było to przecież oczywiste, dla innych nie. Silne, acz nie całkiem prawdziwe, przekonanie o czymś nazywamy stereotypem. Stereotypy tylko po trosze opierają się na faktach. Silnie zakorzenionym w naszym kraju stereotypem związanym z początkiem II wojny światowej jest poczucie, że byliśmy szlachetni, ale słabi, bohaterscy, ale opuszczeni. Nasza słabość i opuszczenie znajduje potwierdzenie w historii: Nie zdołaliśmy sami obronić naszych granic, a mimo zawartych traktatów nie udzielono nam stosownej pomocy.

Szlachetność i bohaterstwo nie należą do cech zbiorowych. Należałoby raczej mówić o szlachetnych odruchach lub bohaterskich czynach nielicznych. Nawet ludzie znani i wybitni miewają niejednoznaczne życiorysy. Przykładem może być ocena dokonań marszałka Piłsudskiego czy kontrowersje wokół Lecha Wałęsy. Skoro tak wybitne osoby mają w życiorysie wątpliwe epizody, to co dopiero zbiorowość, jaką jest naród. A jednak lubimy myśleć o sobie, jako o narodzie szlachetnym i bohaterskim. Chętnie wpisujemy do naszej historii obronę Westerplatte, a mordu w Jedwabnem raczej nie. A to przecież to epizody tej samej wojny. Z narodową reprezentacją siatkówki identyfikują się teraz wszyscy, z reprezentacją piłki nożnej - prawie nikt.

Przekonanie, że jesteśmy niedoskonali, ułomni, naznaczeni piętnem grzechu z trudem przebija się do naszej świadomości. Prawdą jest wszakże, że te piękne karty historii i jasne strony człowieczej osobowości istnieją. Mamy więc do czego się odwoływać. Nie są one jednak tak powszechne, jak to sobie chętnie przypisujemy.

Biblia zachęca, a nawet nalega, by pamiętać o dokonaniach, wspominać i świętować ważne wydarzenia, wskazując na Boga, jako inicjatora i sprawcę tych wielkich, czasem przełomowych czynów i dokonań. Relacje biblijne nie pomijają bowiem roli ludzi, jednak odsłaniają za każdym razem duchowe kulisy zdarzeń. Oto zaledwie kilka przykładów: I rzekł Pan do Abrama... (1 M 12:1). A Bóg rzekł do Mojżesza... (2 M 3:14). Wtedy Pan zwrócił się do Gedeona i rzekł... (Sdz 6:14). A anioł Pański rzekł do Filipa... (Dz 8:26). A gdy Piotr zastanawiał się jeszcze nad widzeniem, rzekł mu Duch... (Dz 10:19). Nie jest więc rzeczą niestosowną chlubić się dokonaniami, niecne jest zapominać o Bogu, który nawet ułomnych ludzi potrafi użyć do dzieł szlachetnych i wielkich.

W tym numerze „Słowa i Życia” sporo miejsca zajmuje historia. Przywołujemy wydarzenia sprzed dwustu lat – opublikowanie przez Thomasa Campbella „Deklaracji i wezwania”, co uznaje się za początek Ruchu Kościołów Chrystusowych. I wspominamy to, co zostało zapoczątkowane zaledwie dwadzieścia lat temu w Grudziądzu. W każdym z nich uczestniczyli ludzie, którzy oddali siebie do dyspozycji Bogu. Z pewnością popełniali też błędy, jak każdy z nas. Ważne jest, aby wyciągać z nich naukę. Choć najlepiej jest uczyć się nie na własnych, lecz na cudzych błędach, a taką szansę daje, na przykład, tekst „Nauczony na błędach”.

Zachęcamy do przeczytania całego numeru.


Copyright
© Słowo i Życie 2009
Słowo i Życie - strona główna