Nina i Bronisław Hury
Od redakcji
Wrzesień
kojarzy się nam głównie z rozpoczęciem zajęć w szkołach, ale
nie tylko. Od roku 2001 cały świat ze zgrozą wspomina datę 11
września. Starsze pokolenia wciąż jednak wracają do pamiętnej
daty roku 1939. Dla upamiętnienia okrągłej rocznicy tamtych
wydarzeń na Westerplatte w Gdańsku odbyły się uroczystości z
udziałem wielu znamienitych gości z zagranicy. Głośno było o
nich w mediach. Mówiło się, że po raz pierwszy szeroko w świat
poszła informacja o rzeczywistej dacie wybuchu II wojny światowej.
O
ile zrozumiałe są różnice zdań co do sensu organizowania takich
uroczystości, o tyle zdziwienie w naszym kraju budzi fakt, że
początek II wojny światowej ktokolwiek mógłby datować inaczej
niż 1 września 1939. Dla nas było to przecież oczywiste, dla
innych nie. Silne, acz nie całkiem prawdziwe, przekonanie o czymś
nazywamy stereotypem. Stereotypy tylko po trosze opierają się na
faktach. Silnie zakorzenionym w naszym kraju stereotypem związanym z
początkiem II wojny światowej jest poczucie, że byliśmy
szlachetni, ale słabi, bohaterscy, ale opuszczeni. Nasza słabość
i opuszczenie znajduje potwierdzenie w historii: Nie zdołaliśmy
sami obronić naszych granic, a mimo zawartych traktatów nie
udzielono nam stosownej pomocy.
Szlachetność
i bohaterstwo nie należą do cech zbiorowych. Należałoby raczej
mówić o szlachetnych odruchach lub bohaterskich czynach
nielicznych. Nawet ludzie znani i wybitni miewają niejednoznaczne
życiorysy. Przykładem może być ocena dokonań marszałka
Piłsudskiego czy kontrowersje wokół Lecha Wałęsy. Skoro tak
wybitne osoby mają w życiorysie wątpliwe epizody, to co dopiero
zbiorowość, jaką jest naród. A jednak lubimy myśleć o sobie,
jako o narodzie szlachetnym i bohaterskim. Chętnie wpisujemy do
naszej historii obronę Westerplatte, a mordu w Jedwabnem raczej nie.
A to przecież to epizody tej samej wojny. Z narodową reprezentacją
siatkówki identyfikują się teraz wszyscy, z reprezentacją piłki
nożnej - prawie nikt.
Przekonanie,
że jesteśmy niedoskonali, ułomni, naznaczeni piętnem grzechu z
trudem przebija się do naszej świadomości. Prawdą jest wszakże,
że te piękne karty historii i jasne strony człowieczej osobowości
istnieją. Mamy więc do czego się odwoływać. Nie są one jednak
tak powszechne, jak to sobie chętnie przypisujemy.
Biblia
zachęca, a nawet nalega, by pamiętać o dokonaniach, wspominać i
świętować ważne wydarzenia, wskazując na Boga, jako inicjatora i
sprawcę tych wielkich, czasem przełomowych czynów i dokonań.
Relacje biblijne nie pomijają bowiem roli ludzi, jednak odsłaniają
za każdym razem duchowe kulisy zdarzeń. Oto zaledwie kilka
przykładów: I rzekł Pan do Abrama... (1 M 12:1). A Bóg
rzekł do Mojżesza... (2 M 3:14). Wtedy Pan zwrócił się do
Gedeona i rzekł... (Sdz 6:14). A anioł Pański rzekł do
Filipa... (Dz 8:26). A gdy Piotr zastanawiał się jeszcze nad
widzeniem, rzekł mu Duch... (Dz 10:19). Nie jest więc rzeczą
niestosowną chlubić się dokonaniami, niecne jest zapominać o
Bogu, który nawet ułomnych ludzi potrafi użyć do dzieł
szlachetnych i wielkich.
W
tym numerze „Słowa i Życia” sporo miejsca zajmuje historia.
Przywołujemy wydarzenia sprzed dwustu lat – opublikowanie przez
Thomasa Campbella „Deklaracji i wezwania”, co uznaje się za
początek Ruchu Kościołów Chrystusowych. I wspominamy to, co
zostało zapoczątkowane zaledwie dwadzieścia lat temu w Grudziądzu.
W każdym z nich uczestniczyli ludzie, którzy oddali siebie do
dyspozycji Bogu. Z pewnością popełniali też błędy, jak każdy z
nas. Ważne jest, aby wyciągać z nich naukę. Choć najlepiej jest
uczyć się nie na własnych, lecz na cudzych błędach, a taką
szansę daje, na przykład, tekst „Nauczony na błędach”.
Zachęcamy
do przeczytania całego numeru.■