Kościół w Kosowie
Bronisław Hury
Kształciłem
się na asystenta imama
Rozmowa
z Beqirem, kosowskim Albańczykiem, byłym muzułmaninem
Skąd
pochodzisz?
Mieszkam
w Kosowie. To część byłej Jugosławii, teraz pod patronatem ONZ.
Patronat
ONZ nie będzie trwał stale. Jak określiłbyś swój kraj,
swoje państwo?
Próbujemy
zdobyć niezależność. Nie wiem jak ten proces się potoczy.
Kosowo
to muzułmański kraj?.
Tak.
Co najmniej 95% populacji to muzułmanie, reszta to katolicy rzymscy
i prawosławni oraz niewielka grupka chrześcijan ewangelicznych.
Do
której grupy ty się zaliczasz?
Byłem
muzułmaninem. Teraz jestem chrześcijaninem. Na niedzielnych
nabożeństwach głoszę kazania.
Jesteś
pastorem?
Dla
mnie formalne stanowisko nie jest ważne, po prostu głoszę Boże
Słowo. To bardzo mała wspólnota, zalążek Kościoła. Na
niedzielnych nabożeństwach zgromadza się zaledwie dziesięć osób.
Mieszkam w tej części kraju, gdzie ludzie są bardziej niż gdzie
indziej gorliwymi muzułmanami. Nasza wspólnota to dwa
małżeństwa z dziećmi i kilka osób stanu wolnego.
Czy
macie kontakt ze wspólnotami z innych części kraju?
Tak,
odwiedzają nas.
Byłeś
muzułmaninem, a teraz jesteś liderem powstającego ewangelicznego
Kościoła. Jak to się stało, że stałeś się chrześcijaninem?
Kształciłem
się na asystenta imama. Odwiedzałem wszystkie meczety w rodzinnym
mieście. Regularnie chodziłem do meczetu, w pobliżu którego
mieszkałem. Byłem bardzo związany z ludźmi uczęszczającymi do
tego meczetu. Ale pewnego razu bardzo się na nich zawiodłem i
rozczarowałem. Muzułmanie nauczają, że musimy być współczujący,
kochający, wspierać się i pomagać sobie nawzajem. Nie chcę ich
osądzać ani występować przeciwko nim. Nie chcę wchodzić w
szczegóły, bo to długa historia. Powiem tylko, że pewnego
dnia moja rodzina straciła dom i nie mieliśmy gdzie się podziać.
I nie znalazł się nikt w tej muzułmańskiej wspólnocie, kto
powiedziałby: Chodźcie, prześpijcie się u mnie choćby przez
jedną noc. Nie powiedzieli nawet, że im przykro. W żaden sposób
nie wyrazili współczucia. Pojechałem do małego miasteczka
we wschodniej części Kosowa i znalazłem pracę w pewnej
chrześcijańskiej organizacji. Tam zobaczyłem, co chrześcijanie
robią dla żyjących tam ludzi, dla muzułmanów. A imam w tym
mieście nawet nie próbował dowiedzieć się, jakie są
potrzeby rodzin, które straciły wszystko w czasie działań
wojennych. O niesieniu jakiejkolwiek pomocy nie było nawet mowy.
Pewna arabska organizacja pojawiła się w mieście, ale tylko po to,
by odbudować meczet. Kiedy porównałem to, czego nauczają
muzułmanie i co robią, z tym co robił chrześcijanin, z którym
pracowałem, wyglądało to zupełnie inaczej. Ten chrześcijanin
niewiele mówił. Po prostu robił to, co uważał, że
powinien robić dla tych ludzi. Dopiero po jakimś czasie odkryłem,
że jest chrześcijaninem. Kilka razy dzielił się ze mną Słowem
Bożym, a na jednej z jego wizytówek był napis: "Okazywanie
miłości Bożej w słowie i czynie". I on to robił. Zobaczyłem
coś, czego sam potrzebowałem, czego pragnąłem. Po jakimś czasie
zdecydowałem się zostać chrześcijaninem. I oto jestem nim.
Spisałeś
swoje świadectwo nawrócenia. Nie będę więc wypytywał o
szczegóły. Ale zapytam o twoje zdanie na temat dość
powszechnego przekonania, że źródłem terroryzmu jest islam.
Byłem
muzułmaninem, ale nigdy nawet nie pomyślałem, by kogokolwiek
zabić. Chciałem pomagać ludziom, jak tylko mogłem. Muzułmanie
nauczają, że islam jest religią pokoju. Tego mnie uczono. Myślę,
że ludzie, którzy praktykują islam ściśle według
szariatu, czyli według islamskiego prawa, nie mogą być
terrorystami. Ale ludzie są ludźmi. Cała społeczność religijna
nie może być reprezentowana przez jakąś garstkę ludzi. Tak też
jest z Alkaidą. Ja nawet nie wiem, jakie są ich motywy. Nie wiem,
co oni myślą. Nigdy nie miałem kontaktu z tego typu ludźmi. Ale
mogę powiedzieć, czego mnie uczono, i co sam myślałem jako
muzułmanin. Muzułmanie nauczają, że tylko Allah daje życie i
tylko Allah może je zabrać. Nikt inny, poza Allahem, nie ma tego
prawa.
Powiedziałeś,
że islam jest religią pokoju. Czy są jednak w Koranie i nauczaniu
muzułmańskim jakieś punkty zaczepienia, do których mogą
odwoływać się terroryści?
Jest
jedna rzecz, której nauczyciele islamscy nauczają: Można
walczyć, by chronić siebie. Możesz odpowiedzieć siłą, gdy ktoś
cię atakuje.
Czy
możesz opowiedzieć coś o tym, co przeżyliście w Kosowie podczas
tej wojny?
Lata
1997-1999 były najgorsze w moim życiu. Grupy paramilitarne, policja
i wojsko przybyły z Serbii do Kosowa. My chcieliśmy niezależności,
a Serbowie nie chcieli się na to zgodzić. W Kosowie od pokoleń
mieliśmy problemy z Serbami. Pamiętam to ja, pamięta mój
ojciec i dziadek. My, kosowscy Albańczycy, zawsze mieliśmy problemy
i kłopoty z Serbami. Oni z reguły przychodzili, bili ludzi,
zabierali pieniądze, majątek i tak zdarzało się ciągle.
Chcieliśmy z tym skończyć. Chcieliśmy być niezależni.
Chcieliśmy rządzić się sami. W tych dwu latach znaleźli się w
Kosowie ludzie, którzy chcieli walczyć z serbskim reżimem.
Wtedy Serbowie uznali, że muszą wejść do Kosowa i pozbyć się
Albańczyków. Przyszli więc i zaczęli nas zabijać, okradać
domy i palić. Gwałcili kobiety. Pewien człowiek opowiedział mi,
że widział na własne oczy, jak Serb z paramilitarnej bojówki
wyrwał matce dziecko i poderżnął mu gardło. Zdarzało się, że
zabijali ludzi, wrzucali ciała do domów i podpalali.
Słyszałem o przypadkach okaleczania, np. wydłubywaniu oczu. Czego
jednak ludzie nie mogli znieść i nie mogą zapomnieć, to wycinanie
na żywych ludziach chrześcijańskich symboli religijnych. Dwa
tygodnie temu widziałem w telewizji chłopca, któremu na
ciele wycięto nożem krzyż. Nie wiem, dlaczego to zrobiono. W
interwencję NATO angażowały się bardzo silne kraje, które
były w stanie powstrzymać Serbów, ale tego nie zrobiły.
Dlatego nasi ludzie są przekonani, że ludzie, którzy wierzą
w krzyż, nie pomogą muzułmanom ani ich nie ochronią przed innymi
ludźmi, którzy też wierzą w krzyż. Muzułmanie są więc
przekonani, że wszyscy, którzy wierzą w krzyż są tacy sami
i nie ma znaczenia czy są to prawosławni, katolicy czy protestanci.
Nikt im nie pomoże.
Czy
to znaczy, dla przeciętnego muzułmanina w Kosowie krzyż jest
symbolem nieszczęścia i prześladowań?
Tak.
Dokładnie tak. Ale przede wszystkim symbolem strachu. Dam przykład
tego chłopca, którego widziałem w telewizji z wyciętym
znakiem krzyża na ciele. Myślę, że gdy on zobaczy krzyż, będzie
chciał uciec tak daleko, jak tylko się da. Z powodu tego, co mu się
przydarzyło. Dla niego krzyż nie jest znakiem żadnej miłości.
Dla niego krzyż znaczy cierpienie, strach i śmierć. Jego własne
cierpienia i jego własny strach.
Co
byś powiedział wierzącym ludziom w Polsce? O co powinniśmy się
modlić? Co moglibyśmy zrobić dla ludzi w Kosowie?
Jest
wiele spraw, ale jedno wydaje mi się najważniejsze: Aby ludzie
mogli otworzyć swoje umysły, oczy i uszy, aby zrozumieć prawdziwe
znaczenie krzyża, co naprawdę znaczy być naśladowcą Jezusa.
Jesteście bardzo daleko od nas w Kosowie, będzie wam trudno
zrozumieć naszą rzeczywistość. Jeżeli jednak zdołalibyście
znaleźć jakiś sposób, aby ludzie w Kosowie mogli zobaczyć,
co naprawdę znaczy być naśladowcą Chrystusa, to taka pomoc byłaby
bardzo potrzebna.
Gdy
słyszy się o tym chłopcu z wyciętym krzyżem na ciele to jakby
słyszało się diabelski chichot. Krzyż Chrystusa jest dowodem
Bożej miłości do człowieka, a nie okrucieństwa.
Tak.
W Kosowie znaku krzyża użyto dla niecnych celów i w pewien
sposób znieważono. U większości ludzi w Kosowie budzi on
strach i nienawiść. Nawet łańcuszek z krzyżem na szyi kobiety
budzi w muzułmanach niedobre uczucia.
W
naszym kraju nie ma wielu muzułmanów. Jaką radę dałbyś
wierzącym ludziom w Polsce, gdyby mieli znaleźć się wśród
muzułmanów?
Trudno
powiedzieć. Nie znam waszej kultury. Nie wiem, skąd się wywodzą
muzułmanie żyjący w Polsce. Nie wiem też, jak wyglądają
kontakty między ludźmi w waszym kraju. Mogę powiedzieć jedno: Ja
teraz wiem, jakie jest prawdziwe znaczenie krzyża, ale wcześniej
tego nie wiedziałem. Wiem też, że ludzie nadużywali tego znaku i
zbezcześcili go. Biblia uczy, jakie jest prawdziwe znaczenie krzyża,
ale muzułmańskie wspólnoty widzą Biblię i krzyż jako
drogę do piekła, tego mnie nauczano. Warto tu przypomnieć, że
muzułmanie nauczają, że ich religia jest religią pokoju, a teraz
cały świat kojarzy islam z terroryzmem. Oczywiście, są ludzie,
którzy walczą i zabijają w imię islamu. To jednak jest
podobne do tego wycięcia nożem krzyża na ciele chłopca jakoby
przez chrześcijan. To analogia nadużyć.
Jeżeli
więc znajdziecie u siebie jakikolwiek sposób, aby okazać
muzułmanom przychylność i Bożą miłość, zróbcie to. Ja
mogę tylko zasugerować, by okazywać im życzliwość, spotkać
się, usiąść razem i wypić filiżankę herbaty czy kawy. To
byłoby coś wspaniałego. Wszystko zależy od relacji. Po prostu być
dobrym człowiekiem, niczego
nie narzucać. Zwyczajnie kochać ludzi, a oni sami zobaczą, co
naprawdę znaczy chrześcijaństwo.
Czy
waszej niewielkiej wspólnocie udało się choć trochę
pokazać prawdziwe znaczenie krzyża? Czy wciąż traktowani
jesteście z nieufnością?
Wszyscy,
wśród których pracuję, wiedzą, że jestem
chrześcijaninem. I bardzo mnie szanują. Ale ja nie narzucam im
chrześcijaństwa. Gdybym powiedział, że jestem wobec nich miły, nie
byłoby właściwe słowo. Odnoszę się do nich jak człowiek
żyjący pod władzą Boga i z autorytetem Jezusa. I nie czuję się
zagrożony, nie znajduję żadnych oznak zagrożenia ze strony ludzi,
wśród których pracuję. Mogę pójść do nich,
odwiedzać ich, wypić kawę. Chodzę na różnego rodzaju
uroczystości np. na pogrzeby.
Jesteś
nauczycielem języka angielskiego. Pracujesz w szkole publicznej?
Jestem
nauczycielem języka angielskiego, ale nie mam formalnych
kwalifikacji, by pracować w szkole publicznej. Pracuję w
chrześcijańskiej organizacji, która prowadzi nieodpłatne
kursy języka angielskiego. Mamy 50 studentów.
Czy
oni wiedzą, że to chrześcijańska organizacja?
Tak,
wiedzą, że kurs angielskiego prowadzą chrześcijanie. Dowiadują
się w różny sposób, ale wiedzą, że jesteśmy
chrześcijanami. Mam wujka, który mieszka około 5 km od
miejsca, gdzie pracuję. Kiedyś poszedłem go odwiedzić i
przenocowałem tam. Było tam kilku chłopaków w moim wieku.
Jeden z nich zapytał, czy słyszałem, że szef naszej
chrześcijańskiej organizacji ochrzcił jakiegoś Albańczyka.
Powiedziałem mu, że tym człowiekiem byłem ja, że to ja zostałem
ochrzczony. Powtórzyłem to z pięć razy, ale on nie chciał
w to uwierzyć. Z jakichś względów nie chcą przyjąć do
wiadomości, że to prawda, choć wśród świadków
mojego chrztu było trzech miejscowych muzułmanów.
Czy
w Kosowie chrzest może odbywać się w miejscu publicznym?
Ja
zostałem ochrzczony latem w jeziorze. Była tam plaża i dużo
ludzi. Nie szukaliśmy tłumów, woleliśmy, żeby to była
raczej prywatna uroczystość. Ale tego samego dnia przyjechała nad
to jezioro grupa chrześcijan z Prisztiny, stolicy naszego kraju, i
ochrzcili chyba 15 osób. Ludzie pływali, opalali się, a oni
mieli uroczystość chrztu.
Zapytam
o rzecz praktyczną. Czy opublikowanie tej rozmowy może nieść dla
ciebie jakieś zagrożenia?
Nie
sądzę. A gdyby nawet, to przecież staram się być reprezentantem
Jezusa. Staram się przedstawiać prawdziwe znaczenie krzyża
ludziom, którzy nie wiedzą, co znaczy być chrześcijaninem,
którzy być może nienawidzą chrześcijan. To powinno być
naszą wolą i pragnieniem, by reprezentować Jezusa wobec tych,
którzy niczego o Nim nie wiedzą. Myślę, że w jakiś sposób
przyczyniam się do tego. Moim pragnieniem jest głosić Ewangelię
najlepiej, jak to jest możliwe. Nie ma tu wiele miejsca na strach.
Dziękuję
za rozmowę.
■
[Tłumaczył
Krzysztof Pawłusiów. Oprac. N.H.]
Copyright ©
Słowo i Życie 2007