Słowo i Życie nr 2/2006


Czy grupę więźniów można nazwać zborem?


Nie wiem, kiedy wyjdę na wolność.

Ale wiem jedno: gdybym miał być taki jak przed nawróceniem,
to nie chciałbym być na wolności.
Dopiero w więzieniu - dzięki Chrystusowi - poznałem, czym jest prawdziwa wolność.
Gdy mówię, że jestem wolnym człowiekiem, to wielu mi nie wierzy.
Ale ja jestem wolny w więzieniu, bo odnalazłem prawdziwą wolność w Bogu.
Moim celem jest Chrystus.

Jakim byłem człowiekiem? Nie będę wiele mówił. Powiem tylko, że jestem skazany na 25 lat więzienia, a wyrok odsiaduję w Wołowie. Bogu dziękuję, że wrocławski zbór Kościoła Zielonoświątkowego prowadzi tam służbę, a dyrekcja więzienia jest temu przychylna.

Czy grupę więźniów można nazwać zborem? Dla nas, więźniów, to jest zbór. Może nieoficjalny, bo nie można go zarejestrować, ale to jest lokalna wspólnota wierzących. Ja nazywam ją „Nowo Narodzeni w Chrystusie”. Przed wielu laty pastor Bogdan powiedział tym, którzy wychodzili na wolność, by szli tam, gdzie jest Chrystus. Nie powiedział, by szli do zielonoświątkowców, ale by szukali takiego miejsca, gdzie jest Chrystus. Pamiętam, że wtedy pomyślałem sobie, że po raz pierwszy w życiu nikt mi nie mówi, gdzie jest prawda. Rozmyślałem nad tym po powrocie do celi i odkryłem wtedy, że prawda jest w Chrystusie. Zrozumiałem, że prawda jest nie w tym czy w tamtym Kościele, ale w Bogu. W Nim jest nadzieja, dzięki której nawet w więzieniu można żyć pełnym życiem.

Odsiaduję ciężki wyrok, ale od roku wychodzę na przepustki (na tej konferencji też jestem na przepustce). I to mnie zadziwia, że na każdej przepustce spotykam wspaniałych braci i wspaniałe siostry w Chrystusie. Bóg różnie prowadzi każdego z nas. Niektórzy przeżywają wiele przeciwności po nawróceniu do Boga, ja na swojej drodze spotykam wspaniałych, przychylnych ludzi. Niesamowite jest już choćby to, że takiemu bandziorowi jak ja wychowawcy i dyrekcja więzienia ufają na tyle, że dają mi przepustki. Muszę powiedzieć, że ja godzę się z każdą decyzją władz więziennych. Jeżeli nie dostaję przepustki, wszystko jest w porządku, przecież nie bez przyczyny znalazłem się w więzieniu. Staram się nie być człowiekiem natrętnym, to raczej Bóg ma działać w moim życiu.

Kolega wspomniał, że w celi modlił się, aby Bóg uwolnił go od palenia. Ja także modliłem się: Panie Boże, ja już tak wiele razy próbowałem rzucić palenie i nie udawało się. Tam na spotkaniu słyszałem, że Ty możesz mi pomóc. Proszę, pomóż mi rzucić palenie papierosów. Kiedy następnego dnia rano wstałem, nie miałem głodu palenia. Cud? Tak. Tak działa Bóg, który wczoraj, dzisiaj i na wieki jest taki sam. On się nie zmienia.

O dzisiejszej mojej sytuacji w Zakładzie Karnym w Wołowie mogę powiedzieć, że każdego dnia mogę pójść do każdej celi. Za zgodą dyrektora otrzymałem taką przepustkę. To jest niesamowite. Ktoś powie, że pracuję w bibliotece, więc mam więcej uprawnień i możliwości. Rzeczywiście tak jest i dzięki Bogu za to. Ale jest jeszcze inny brat w Chrystusie, który nie pracuje w bibliotece, a ma taką samą przepustkę jak ja. Dziękuję Bogu, że On daje nam mądrość i rozwagę, aby być godnym zaufania więziennych władz, ale też w wychowawcach i dyrekcji to zaufanie wzbudza i sprawia, że coś takiego w ogóle jest możliwe.

Opowiadając o naszej więziennej wspólnocie, nie chcę wywołać wrażenia, że wszystko jest idealnie i nie ma żadnych problemów. Bywają konflikty i kłótnie, w celach jest przecież ciasno. W takich sytuacjach wychowawcy mnie wołają, abym pomógł taki konflikt załagodzić, a przecież mogliby zrobić to po swojemu. Mnie to się wprost nie mieści w głowie, że Pan Bóg tak łaskawie z nami postępuje.

Ostatnio do mojej celi trafiają ludzie, którzy gdzie indziej mają kłopoty. Nikt ich nie lubi, nikt z nimi nie chce być w celi. Był człowiek cierpiący na schizofrenię. Ciekawe, że u nas w celi wyzdrowiał. Wychowawca był bardzo zdziwiony, bo u nas zachowywał się normalnie. Teraz jest ze mną w celi inny, który był nad wyraz grzeczny. Nikt go nie lubił. Okazało się, że brał leki uspokajające i dlatego był taki cichy. W naszej celi odstawił leki i jest spokojny. Okazało się, że jest zagorzałym katolikiem, ale to nam zupełnie nie przeszkadza. Mamy wspólne tematy - rozmawiamy o Chrystusie, o zbawieniu...

Każdy, kto zajmował się pracą wśród ludzi, wie, że to niełatwe zajęcie. Są różne problemy, które trzeba łagodzić i rozwiązywać. Ja nie jestem wielkim mówcą. Jestem prostym człowiekiem, który swoje przeżył, niewiele wprawdzie na wolności, bo większość swego życia spędziłem w więzieniu. Mogę jednak powiedzieć, że dopiero w więzieniu - dzięki Chrystusowi - poznałem, czym jest prawdziwa wolność. Gdy mówię, że jestem wolnym człowiekiem, to wielu mi nie wierzy. Ale ja jestem wolny w więzieniu. Bo dopiero tam odnalazłem prawdziwą wolność w Bogu. Moim celem jest Chrystus.

Naprawdę nie rozumiem, jak Bóg może używać kogoś takiego ja, na przykład w poprawczaku czy w szkole, gdzie - gdy jestem na przepustce - mogę mówić młodym ludziom, jak postępować, jakich dokonywać wyborów, czego się wystrzegać. W swojej młodości rzucałem kamieniami w szkolne okna, a dziś dyrektor szkoły przyjmuje mnie z szacunkiem. To jest dla mnie zadziwiające, jak mój Pan do tego doprowadził. Dla mnie to są wielkie rzeczy. Nigdy nie byłem kimś szanowanym. Czasami pytam Boga: Panie, dlaczego ja? Czyż nie ma ludzi godniejszych ode mnie? Z pewnością są. Często broniłem się przed stawaniem przed ludźmi i przemawianiem, opowiadaniem im o Bogu. Tyle zła w życiu zrobiłem, a teraz miałby mnie ktoś słuchać? Pastor Bogdan musiał się trochę natrudzić, aby mnie nakłonić do tego. Teraz traktuję to jako potrzebę spłacenia długu, jaki mam wobec Boga i Jego sług.

Nie wiem, kiedy wyjdę na wolność. Ale jedno wiem: gdybym miał być taki jak przed nawróceniem, to nie chciałbym być na wolności. Powtarzam: Gdybym miał być taki jak kiedyś, to nie chcę wychodzić z więzienia, nie chcę!

Naszą więzienną społeczność traktuję jako zbór, jako lokalny Kościół. Teraz u nas na poranne społeczności przychodzi mniej osób - może dwadzieścia, ale spotykamy się sami i nikt nas nie pilnuje. To niesamowite. Sami rozważamy Słowo Boże i śpiewamy dla Pana. Społeczności piątkowe i niedzielne zwykle są prowadzone przez kogoś z zewnątrz. Ale nawet jeśli czasem nikt nie dojedzie, to one się odbywają i ze strony władz więziennych nie ma sprzeciwu. Czyż to nie jest wspaniałe? Kiedyś nie uznawałem żadnej zwierzchności, byłem przeciwko wszelkiej władzy. A teraz na jednej z przepustek pracowałem z policjantami jako ochrona kościelnej imprezy. Były bandzior współpracujący z policjantami - traktuję to jako Boże poczucie humoru. Podkreślam, że jestem byłym bandziorem. Chociaż dla wielu wciąż pozostaję bandziorem, dla mnie osobiście ważne jest to, że Bóg udzielił mi amnestii. Jestem wolny dzięki Bożej łasce.

W naszym więziennym zborze staramy się sami siebie utrzymywać. Płacimy dziesięcinę, aby wspomagać tych, którzy znikąd nie mają pomocy. Chodzi o proste rzeczy: kawa, herbata, szczoteczka do zębów czy maszynka do golenia. Staramy się wziąć na siebie odpowiedzialność za naszych braci w Chrystusie, a nie tylko oczekiwać i brać od tych z wolności. Musimy uczyć się dawać. Nie jest prawdą, że mając mało, nie mam co dać. Zawsze mogę coś dać. Jeśli nawet nie mam nic, to mogę się modlić - mogę dać swoją modlitwę. Jeśli twierdzę, że nie mam nic do dania, to chyba nie znam Boga. W Bogu jestem bogatym człowiekiem, korzystam z Jego błogosławieństwa i zawsze znajdę coś, czym się mogę podzielić. Tego nauczyłem się tam, w Wołowie, dzięki Jezusowi Chrystusowi. Wcześniej tego nie wiedziałem, a Słowo Boże zacząłem czytać po to, by móc spierać się z ludźmi wierzącymi.

Wcześniej nie istniało też dla mnie pojęcie resocjalizacji. Teraz wiem, że resocjalizacja może być skuteczna, a jest nią Chrystus, mój Zbawiciel. Czasami możemy spotkać się z pytaniem, czy służba ewangelizacyjno-duszpasterska w więzieniu ma sens? Ilu spośród tych, którzy wyszli na wolność, nawet jeśli pojawili się w zborze, rzeczywiście pozostało przy Panu? Ja odpowiem, że warto prowadzić tę służbę choćby dla jednej takiej osoby. A znam wielu, którzy wyszli z więzienia, są na wolności i trzymają się Pana. Z wieloma utrzymuję kontakt listowy. Nie jest ich wcale mało, choć nie jest chlubą przyznawać się do więziennej przeszłości.

Dlatego chcę powiedzieć, że praca kapelanów więziennych jest ważna. Wychowawców więziennych jest za mało i są zbyt obciążeni, by mogli pomóc każdemu, mimo ich szczerych chęci. Tak to teraz widzę, choć kiedyś uważałem, że w więziennictwie nikt i nic pożytecznego dla ludzi nie robi. Ale gdy poznałem Jezusa Chrystusa, zmieniło się nawet moje spojrzenie na więziennictwo. Dostrzegam to, czego dawniej nie widziałem. Chcę więc podziękować wszystkim, którzy poświęcają swój czas i pieniądze, aby pojechać do więzienia i opowiadać o Chrystusie. Dzięki nim przed ludźmi zamkniętymi nie tylko za więziennymi murami, ale i zniewolonymi duchowo, otwiera się szansa na prawdziwą wolność - wyzwolenie w Chrystusie.

KAZIMIERZ

[Z wystąpienia na konferencji kapelanów więziennych 2006. oprac. B.H. Nazwisko autora znane redakcji]


Copyright © Słowo i Życie 2006
Słowo i Życie - strona główna