Czy
grupę więźniów
można nazwać zborem?
Nie wiem, kiedy wyjdę na
wolność.
Ale
wiem jedno: gdybym
miał być taki jak przed nawróceniem,
to nie
chciałbym być na
wolności.
Dopiero
w więzieniu -
dzięki Chrystusowi - poznałem, czym jest prawdziwa wolność.
Gdy
mówię, że
jestem wolnym człowiekiem, to wielu mi nie wierzy.
Ale ja
jestem wolny w
więzieniu, bo odnalazłem prawdziwą wolność w Bogu.
Moim
celem jest Chrystus.
Jakim
byłem człowiekiem?
Nie będę wiele mówił. Powiem tylko, że jestem skazany na
25 lat więzienia, a wyrok odsiaduję w Wołowie. Bogu dziękuję, że
wrocławski zbór Kościoła Zielonoświątkowego prowadzi tam
służbę, a dyrekcja więzienia jest temu przychylna.
Czy
grupę więźniów
można nazwać zborem? Dla nas, więźniów, to jest zbór.
Może nieoficjalny, bo nie można go zarejestrować, ale to jest
lokalna wspólnota wierzących. Ja nazywam ją „Nowo
Narodzeni w Chrystusie”. Przed wielu laty pastor Bogdan powiedział
tym, którzy wychodzili na wolność, by szli tam, gdzie jest
Chrystus. Nie powiedział, by szli do zielonoświątkowców,
ale by szukali takiego miejsca, gdzie jest Chrystus. Pamiętam, że
wtedy pomyślałem sobie, że po raz pierwszy w życiu nikt mi nie
mówi, gdzie jest prawda. Rozmyślałem nad tym po powrocie do
celi i odkryłem wtedy, że prawda jest w Chrystusie. Zrozumiałem,
że prawda jest nie w tym czy w tamtym Kościele, ale w Bogu. W Nim
jest nadzieja, dzięki której nawet w więzieniu można żyć
pełnym życiem.
Odsiaduję
ciężki
wyrok, ale od roku wychodzę na przepustki (na tej konferencji też
jestem na przepustce). I to mnie zadziwia, że na każdej przepustce
spotykam wspaniałych braci i wspaniałe siostry w Chrystusie. Bóg
różnie prowadzi każdego z nas. Niektórzy przeżywają
wiele przeciwności po nawróceniu do Boga, ja na swojej drodze
spotykam wspaniałych, przychylnych ludzi. Niesamowite jest już
choćby to, że takiemu bandziorowi jak ja wychowawcy i dyrekcja
więzienia ufają na tyle, że dają mi przepustki. Muszę
powiedzieć, że ja godzę się z każdą decyzją władz
więziennych. Jeżeli nie dostaję przepustki, wszystko jest w
porządku, przecież nie bez przyczyny znalazłem się w więzieniu.
Staram się nie być człowiekiem natrętnym, to raczej Bóg ma
działać w moim życiu.
Kolega
wspomniał, że w celi modlił się, aby Bóg uwolnił go od
palenia. Ja także modliłem się: Panie Boże, ja już tak wiele
razy próbowałem rzucić palenie i nie udawało się. Tam na
spotkaniu słyszałem, że Ty możesz mi pomóc. Proszę, pomóż
mi rzucić palenie papierosów. Kiedy następnego dnia rano
wstałem, nie miałem głodu palenia. Cud? Tak. Tak działa Bóg,
który wczoraj, dzisiaj i na wieki jest taki sam. On się nie
zmienia.
O
dzisiejszej mojej
sytuacji w Zakładzie Karnym w Wołowie mogę powiedzieć, że
każdego dnia mogę pójść do każdej celi. Za zgodą
dyrektora otrzymałem taką przepustkę. To jest niesamowite. Ktoś
powie, że pracuję w bibliotece, więc mam więcej uprawnień i
możliwości. Rzeczywiście tak jest i dzięki Bogu za to. Ale jest
jeszcze inny brat w Chrystusie, który nie pracuje w
bibliotece, a ma taką samą przepustkę jak ja. Dziękuję Bogu, że
On daje nam mądrość i rozwagę, aby być godnym zaufania
więziennych władz, ale też w wychowawcach i dyrekcji to zaufanie
wzbudza i sprawia, że coś takiego w ogóle jest możliwe.
Opowiadając
o naszej
więziennej wspólnocie, nie chcę wywołać wrażenia, że
wszystko jest idealnie i nie ma żadnych problemów. Bywają
konflikty i kłótnie, w celach jest przecież ciasno. W takich
sytuacjach wychowawcy mnie wołają, abym pomógł taki
konflikt załagodzić, a przecież mogliby zrobić to po swojemu.
Mnie to się wprost nie mieści w głowie, że Pan Bóg tak
łaskawie z nami postępuje.
Ostatnio
do mojej celi
trafiają ludzie, którzy gdzie indziej mają kłopoty. Nikt
ich nie lubi, nikt z nimi nie chce być w celi. Był człowiek
cierpiący na schizofrenię. Ciekawe, że u nas w celi wyzdrowiał.
Wychowawca był bardzo zdziwiony, bo u nas zachowywał się
normalnie. Teraz jest ze mną w celi inny, który był nad
wyraz grzeczny. Nikt go nie lubił. Okazało się, że brał leki
uspokajające i dlatego był taki cichy. W naszej celi odstawił leki
i jest spokojny. Okazało się, że jest zagorzałym katolikiem, ale
to nam zupełnie nie przeszkadza. Mamy wspólne tematy -
rozmawiamy o Chrystusie, o zbawieniu...
Każdy,
kto zajmował się
pracą wśród ludzi, wie, że to niełatwe zajęcie. Są różne
problemy, które trzeba łagodzić i rozwiązywać. Ja nie
jestem wielkim mówcą. Jestem prostym człowiekiem, który
swoje przeżył, niewiele wprawdzie na wolności, bo większość
swego życia spędziłem w więzieniu. Mogę jednak powiedzieć, że
dopiero w więzieniu - dzięki Chrystusowi - poznałem, czym jest
prawdziwa wolność. Gdy mówię, że jestem wolnym
człowiekiem, to wielu mi nie wierzy. Ale ja jestem wolny w
więzieniu. Bo dopiero tam odnalazłem prawdziwą wolność w Bogu.
Moim celem jest Chrystus.
Naprawdę
nie rozumiem, jak Bóg może używać kogoś takiego ja, na
przykład w poprawczaku czy w szkole, gdzie - gdy jestem na
przepustce - mogę mówić młodym ludziom, jak postępować,
jakich dokonywać wyborów, czego się wystrzegać. W swojej
młodości rzucałem kamieniami w szkolne okna, a dziś dyrektor
szkoły przyjmuje mnie z szacunkiem. To jest dla mnie zadziwiające,
jak mój Pan do tego doprowadził. Dla mnie to są wielkie
rzeczy. Nigdy nie byłem kimś szanowanym. Czasami pytam Boga: Panie,
dlaczego ja? Czyż nie ma ludzi godniejszych ode mnie? Z
pewnością są. Często broniłem się przed stawaniem przed ludźmi
i przemawianiem, opowiadaniem im o Bogu. Tyle zła w życiu zrobiłem,
a teraz miałby mnie ktoś słuchać? Pastor Bogdan musiał się
trochę natrudzić, aby mnie nakłonić do tego. Teraz traktuję to
jako potrzebę spłacenia długu, jaki mam wobec Boga i Jego sług.
Nie
wiem, kiedy wyjdę na
wolność. Ale jedno wiem: gdybym miał być taki jak przed
nawróceniem, to nie chciałbym być na wolności. Powtarzam:
Gdybym miał być taki jak kiedyś, to nie chcę wychodzić z
więzienia, nie chcę!
Naszą
więzienną społeczność traktuję jako zbór, jako lokalny
Kościół. Teraz u nas na poranne społeczności przychodzi
mniej osób - może dwadzieścia, ale spotykamy się sami i
nikt nas nie pilnuje. To niesamowite. Sami rozważamy Słowo Boże i
śpiewamy dla Pana. Społeczności piątkowe i niedzielne zwykle są
prowadzone przez kogoś z zewnątrz. Ale nawet jeśli czasem nikt nie
dojedzie, to one się odbywają i ze strony władz więziennych nie
ma sprzeciwu. Czyż to nie jest wspaniałe? Kiedyś nie uznawałem
żadnej zwierzchności, byłem przeciwko wszelkiej władzy. A teraz
na jednej z przepustek pracowałem z policjantami jako ochrona
kościelnej imprezy. Były bandzior współpracujący z
policjantami - traktuję to jako Boże poczucie humoru. Podkreślam,
że jestem byłym bandziorem. Chociaż dla wielu wciąż pozostaję
bandziorem, dla mnie osobiście ważne jest to, że Bóg
udzielił mi amnestii. Jestem wolny dzięki Bożej łasce.
W
naszym więziennym
zborze staramy się sami siebie utrzymywać. Płacimy dziesięcinę,
aby wspomagać tych, którzy znikąd nie mają pomocy. Chodzi o
proste rzeczy: kawa, herbata, szczoteczka do zębów czy
maszynka do golenia. Staramy się wziąć na siebie odpowiedzialność
za naszych braci w Chrystusie, a nie tylko oczekiwać i brać od tych
z wolności. Musimy uczyć się dawać. Nie jest prawdą, że mając
mało, nie mam co dać. Zawsze mogę coś dać. Jeśli nawet nie mam
nic, to mogę się modlić - mogę dać swoją modlitwę. Jeśli
twierdzę, że nie mam nic do dania, to chyba nie znam Boga. W Bogu
jestem bogatym człowiekiem, korzystam z Jego błogosławieństwa i
zawsze znajdę coś, czym się mogę podzielić. Tego nauczyłem się
tam, w Wołowie, dzięki Jezusowi Chrystusowi. Wcześniej tego nie
wiedziałem, a Słowo Boże zacząłem czytać po to, by móc
spierać się z ludźmi wierzącymi.
Wcześniej
nie istniało też dla mnie pojęcie resocjalizacji. Teraz wiem, że
resocjalizacja może być skuteczna, a jest nią Chrystus, mój
Zbawiciel. Czasami możemy spotkać się z pytaniem, czy służba
ewangelizacyjno-duszpasterska w więzieniu ma sens? Ilu spośród
tych, którzy wyszli na wolność, nawet jeśli pojawili się w
zborze, rzeczywiście pozostało przy Panu? Ja odpowiem, że warto
prowadzić tę służbę choćby dla jednej takiej osoby. A
znam wielu, którzy wyszli z więzienia, są na wolności i
trzymają się Pana. Z wieloma utrzymuję kontakt listowy. Nie jest
ich wcale mało, choć nie jest chlubą przyznawać się do
więziennej przeszłości.
Dlatego
chcę powiedzieć,
że praca kapelanów więziennych jest ważna. Wychowawców
więziennych jest za mało i są zbyt obciążeni, by mogli pomóc
każdemu, mimo ich szczerych chęci. Tak to teraz widzę, choć
kiedyś uważałem, że w więziennictwie nikt i nic pożytecznego
dla ludzi nie robi. Ale gdy poznałem Jezusa Chrystusa, zmieniło się
nawet moje spojrzenie na więziennictwo. Dostrzegam to, czego dawniej
nie widziałem. Chcę więc podziękować wszystkim, którzy
poświęcają swój czas i pieniądze, aby pojechać do
więzienia i opowiadać o Chrystusie. Dzięki nim przed ludźmi
zamkniętymi nie tylko za więziennymi murami, ale i zniewolonymi
duchowo, otwiera się szansa na prawdziwą wolność - wyzwolenie w
Chrystusie.
KAZIMIERZ
[Z wystąpienia na
konferencji kapelanów więziennych 2006. oprac. B.H. Nazwisko
autora znane redakcji]
Copyright ©
Słowo i Życie 2006