Bronisław Hury
Agentura w Kościele
„Wyznawcy agentury” – pod takim tytułem
ukazał się w „Newsweeku” (nr 12/2006) artykuł Tomasza P. Terlikowskiego
o agentach SB w Kościołach nierzymskokatolickich, w tym w byłym
Zjednoczonym Kościele Ewangelicznym. Nie wiemy, czy tytuł pochodzi od
autora, czy zaproponowała go redakcja, ale wpisuje się w nasilający się
ostatnio trend pomówień i złośliwości w publicznych wypowiedziach. Co
bowiem sugeruje taki tytuł? Pozostawiam to bez odpowiedzi, by nie wejść
w te same koleiny jątrzenia. Niektórych rzeczy naprawdę nie trzeba
tłumaczyć.
Lustracja chyba nie wywołuje aż tak
powszechnego zainteresowania, jak sugerują to media i doniesienia ze
świata polityki. Zainteresowanie wzrasta wtedy, gdy lustracyjne
zawirowanie dotyka bezpośrednio nas lub kogoś nam bliskiego. Działa
wtedy oczywisty odruch obrony i chęć oczyszczenia się.
Środowiska ewangelikalne nie są jakoś
szczególnie zainteresowane lustracją. Nie znaczy to, że nie mają
wyrobionego poglądu na temat lustracji czy unikają jej. Jak każdą
sprawę, tak i tę konfrontujemy z Bożym Słowem. Zaś Boże Słowo poucza,
że w każdej dziedzinie prawda jest podstawą dla budowania dobrej
rzeczywistości. By nie być gołosłownym, przytoczę słowa apostoła Pawła:
„Byliście bowiem niegdyś ciemnością, a teraz jesteście światłością w
Panu. Postępujcie jako dzieci światłości, bo owocem światłości jest
wszelka dobroć i sprawiedliwość, i prawda. Dochodźcie tego, co jest
miłe Panu i nie miejcie nic wspólnego z bezowocnymi uczynkami
ciemności, ale je raczej karćcie, bo to nawet wstyd mówić, co się
potajemnie wśród nich dzieje. Wszystko to zaś dzięki światłu wychodzi
na jaw jako potępienia godne” (Ef 5,8-13). Nie ulega wątpliwości, że
zarówno w życiu osobistym jak i społecznym prawda jest podstawą dobrych
relacji z Bogiem i z ludźmi. Zatem konieczność ujawnienia kart naszej
przeszłości jest oczywista.
Zazwyczaj nie komentujemy na naszych łamach
publikacji i doniesień świeckich mediów. Dlaczego jednak uznaliśmy za
potrzebne odnieść się do tej publikacji?
Pozwolę sobie zacytować pierwszy akapit:
„Zaczęło się od ujawniania kolejnych nazwisk katolickich księży -
agentów SB. Teraz trzęsienie ziemi czeka zielonoświątkowców,
metodystów, luteranów, a przede wszystkim członków Kościoła
polskokatolickiego. Ujawniane nazwiska księży katolickich, którzy w
czasach PRL byli agentami bezpieki, wstrząsnęły posadami polskiego
Kościoła. Jednak katharsis, jaką przeżywają dziś katolicy, może być
niczym wobec tego, co niebawem spotka wyznawców innych wspólnot
chrześcijańskich w Polsce. Wśród pastorów już krążą pierwsze
informacje, e-maile i SMS-y: kto zdradził, kogo należy unikać, kto
powinien być na początku zlustrowany”.
W sprawach Kościoła Rzymskokatolickiego
wypowiadać się nie zamierzamy, jednak ocena autora, że ujawnione
nazwiska księży - agentów bezpieki „wstrząsnęły podstawami polskiego
Kościoła” jest mocno przesadzona. Można się domyślać, że to
stwierdzenie wynika z potrzeb tego artykułu. Na tle przerysowanej oceny
w jednej sprawie, niesłuszne opinie w innej wydają się bardziej
prawdopodobne. Nie będziemy też odnosić do Kościołów ewangelickich i
polskokatolików. Znamy natomiast środowisko Kościołów ewangelikalnych.
Być może autor rzeczywiście zna jakichś pastorów, którzy wymieniają
e-maile i SMS-y na temat lustracji. Patrząc jednak na tę sprawę od
wewnątrz, nie zauważamy takiego zainteresowania i podniecenia
tropieniem byłych agentów SB. Być może artykuł miał takie
zainteresowanie wzbudzić i pewnie jakieś e-maile i SMS-y po jego
lekturze się pojawiły. Bliscy osób wymienionych z nazwiska
prawdopodobnie podejmą próby dotarcia do dokumentów w IPN. Być może
jakieś oficjalne stanowisko zajmą zarządy wymienionych w artykule
Kościołów i Alians Ewangeliczny. Ale zapowiadanego przez p.
Terlikowskiego „trzęsienia ziemi” nie było i raczej nie będzie.
Dlaczego tak powściągliwie reagujemy na
sprawę lustracji naszych duchownych? Ciemne strony przeszłości nie są
czymś zaskakującym dla wierzącego człowieka. Tylko Pan Jezus był
człowiekiem bez skazy. Jedynie On, bo już w Jego człowieczym rodowodzie
znajdujemy sporo krętactwa i zepsucia: Abram chował się za plecami
swojej żony Saraj, twierdząc że jest jego siostrą. Jakub był oszustem.
Rachab była prostytutką, a Rut poganką. Dawid dla ukrycia swojego
cudzołóstwa z Batszebą posłał jej męża na śmierć. Nie są to fakty
chlubne.
Jeden z uczniów Jezusa zdradził, inny
zaparł się Go, a pozostali opuścili Go i uciekli, gdy był w największej
potrzebie. Biblia tych faktów nie przemilcza. Używając dzisiejszego
języka powiedzielibyśmy, że wszystkie biblijne postaci zostały
dogłębnie zlustrowane. Dobrze to ilustruje rozmowa Zmartwychwstałego z
Piotrem (J 21, 15-23).
W tym miejscu zwolennicy natychmiastowej
lustracji, zwłaszcza prowadzonej w nieswoim środowisku, postawią
zarzut, że chcemy zaniechania lustracji w ogóle. Nasze słowa znaczą tu
tyle, co znaczą, i nie ma w nich żadnego podtekstu. „Niechaj więc mowa
wasza będzie: Tak - tak, nie - nie, bo co ponadto jest, to jest od
złego” (Mt 5,37). Trzeba, oczywiście, rozmawiać o poprawianiu procedur
i nie ciągnąć tych rozmów w nieskończoność. Jak więc lustrację
przeprowadzić? To nie jest temat na skromny redakcyjny komentarz o
tendencyjnym artykule nieprzychylnego publicysty. Jakich by jednak
procedur nie przyjęto, rewelacji spodziewać się nie należy. Wciąż
pozostaje pytanie, czy dokumenty sporządzane przez SB-ckich
funkcjonariuszy muszą być wiarygodne?
W artykule wstępnym do wiosennego numeru
„Słowa i Życia” pisaliśmy o brutalizacji języka w publicznej dyspucie,
wskazując na niebezpieczny trend, że nieistotna staje się wymiana zdań
czy dociekanie, co jest słuszne. Ważny stał się podział na my i oni.
Kto z nami – ma rację, kto nie z nami – racji nie ma. Przestrzegaliśmy
przed przenikaniem do Kościoła takiego trendu w „porozumiewaniu się”.
Wydawało się, że to ostrzeżenia na wyrost, a okazało się, że wcale nie.
Nagle moglibyśmy rzeczywiście zostać ogarnięci niszczącymi sporami i
podziałami. Pytać, kto, komu, kiedy i jak zaszkodził, albo - dla
poprawienia własnego wizerunku - szukać agentów u innych, jak czyni to
p. Terlikowski.
Nie chcemy chować głowy w piasek. Jasno
mówimy, że lustracja ma być prowadzona przez właściwe instytucje w
państwie. Równie jasno twierdzimy, że artykuł p. Terlikowskiego jest
tendencyjny i nieprzychylny. Nie chcemy, by nieprawdziwe twierdzenia o
wyolbrzymionym zainteresowaniu lustracją w naszym środowisku pozostało
bez komentarza. Nie damy się również wciągnąć w wir pretensji i
oskarżeń. Rozumiemy, że sensacyjny artykuł, nawet mijający się z
prawdą, poprawia sprzedaż czasopisma.
Na koniec warto podkreślić, że dla ludzi
opierających swoją wiarę nie na tradycji lecz na Piśmie Świętym,
utożsamienie się ze swoją konfesją nie jest najistotniejsze. Grzechy i
upadki przywódców kościelnych, choć przyjmowane boleśnie, nie są w
stanie zburzyć fundamentów naszej wiary. Jesteśmy natomiast przekonani,
że Pan Bóg poprzez każde doświadczenie może nas czegoś nauczyć. Być
może tym „czymś” będzie umiejętność zachowania spokoju i rozwagi, bo w
czasach głębokich podziałów, niezgody i obrzucania się niewybrednymi
słowami w życiu publicznym, powściągliwość jest bardzo potrzebna.
Wierzymy więc, że i w sprawie lustracji naszych duchownych Pan Bóg
oczekuje od nas godnej postawy. Wierzymy, że On da nam dość sił i
pokory, by stanąć po stronie prawdy - niezależnie czy okaże się chlubna
czy przykra, a próbę skłócenia nas, czy to wewnątrz wspólnot
kościelnych, czy też pomiędzy konfesjami, potraktować jako próbę
właśnie.■
Copyright ©
Słowo i Życie 2006